Koniec roku to zawsze czas podsumowań, postanowień oraz życzeń związanych z kolejnymi dwunastoma miesiącami. Często kierujemy je do samych siebie i pierwszego stycznia zapisujemy się na siłownię, zakładamy kartę biblioteczną, obiecując sobie więcej czytać, czy też zaczynamy planować wyprawę, o której zawsze marzyliśmy. Sam również – chcąc nie chcąc – snuję tego typu postanowienia, jednak życzenia względem nowego roku chciałbym złożyć na ręce Tima Cooka. Moje oczekiwania co do Apple mocno się bowiem w ciągu ostatnich tygodni wyklarowały.
Technologia ciągle się rozwija, a tempo tego zjawiska z każdym rokiem przyspiesza. Rozwiązania, które kilka lat temu oglądaliśmy w filmach science-fiction, dziś towarzyszą nam w codziennym życiu. Funkcjonująca prawie 40 lat na międzynarodowym rynku amerykańska firma konsultingowa Gartner jak co roku opublikowała listę dziesięciu strategicznych kierunków rozwoju technologii w nowym roku. Według analityków trendy te będą miały znaczny wpływ zarówno na użytkowników instytucjonalnych, czyli sektor rządowy, pozarządowy i biznesowy, jak i na klientów prywatnych. Wyznaczają one także obszary, które w najbliższym czasie staną się niezwykle atrakcyjne pod względem inwestycyjnym, o ile już takie nie są. Zidentyfikowane kierunki rozwoju technologii zostały podzielone na trzy grupy: postępujące łączenie się świata rzeczywistego z wirtualnym, inteligentne urządzenia oraz wzrost znaczenia usług online w chmurze. Oto dziesięć strategicznych kierunków rozwoju technologii w 2016 roku według Gartnera:
W ostatnich kilku tygodniach rozgorzały spekulacje na temat tego, czy Apple pokaże tej wiosny nowy model swojego smart zegarka. Tego typu domysły to oczywiście pożywka dla blogerów czy internetowych dziennikarzy, którzy zalewają internet informacjami, z których jasno wynika, że tak naprawdę nic na ten temat nie wiadomo. Spekulacje tego typu trwają właściwie już od dnia premiery Apple Watcha i od tego też czasu podnoszone jest pytanie, kto będzie wymieniał zegarek co roku - tak jak np. iPhone'a.
27 stycznia 2010 roku Steve Jobs zaprezentował światu urządzenie, które zrewolucjonizowało rynek technologiczny. Po sukcesie iPhone'a przyszedł czas na iPada. Jak się okazuje, tamten dzień wpłynął również na moje życie, bowiem obecnie do mojej codziennej pracy wykorzystuję wyłącznie tablet firmy Apple.
Serwisy streamingowe stają się z miesiąca na miesiąc coraz bardziej popularne. Nie powinno to nikogo dziwić. Dostęp do muzyki za ich pośrednictwem jest wyjątkowo łatwy, jak również tani. Co więcej, niektóre tego typu usługi oferują także użytkownikom darmowe abonamenty, co pozwala niemal każdemu uzyskać dostęp do nowych i starszych albumów. Jaki jednak serwis jest najlepszy i czy w ogóle cała idea streamingu jest tak doskonała, jak twierdzi Apple, Spotify i konkurencja?
Od lat w mediach, także tych społecznościowych, i na wszelkiej maści spotkaniach branżowych toczy się jałowa moim zdaniem dyskusja o tym, czy blogosfera i blogerzy są gwoździem do trumny klasycznego dziennikarstwa, kiedyś zawodu zarówno zaufania społecznego, jak i elitarnego. W czasach, w których istniały głównie media drukowane, a te elektroniczne ograniczały się do telewizji i radia, faktycznie była wyraźna przepaść pomiędzy odbiorcami, a twórcami treści. Dostać się z jednej strony na drugą nie było łatwo. Wymagało to nie tylko pewnej smykałki czy drygu, ale też ukończonych studiów, czasem układów, a zwykle także i łutu szczęścia. Wraz z upowszechnieniem się internetu oraz usług i urządzeń, pozwalających na łatwe tworzenie treści, ich publikację i dotarcie do szerokich mas, elitarność zawodu dziennikarza się skończyła.
Trochę nam się zeszło z kolejnym numerem MyApple Magazynu, chwilowo z różnych powodów z dwutygodnika zrobił nam się magazyn. Bez obaw, już niebawem wracamy do cyklu dwutygodniowego.
Styczeń był miesiącem wyjątkowo intensywnym. W ostatnich trzech tygodniach, bo tyle minęło od wydania poprzedniego numeru naszego magazynu, miało miejsce tyle zdarzeń, że zdecydowaliśmy się przesunąć wydanie bieżącego numeru.
Korzystając z okazji, że Kinga Zielińska wzięła sobie wolne i w bieżącym numerze nie znajdziecie jej artykułu poświęconego fotografii mobilnej, postanowiłem wypełnić tę lukę.
W jednym z wrześniowych numerów MyApple Magazynu ukazał się mój tekst, będący właściwie recenzją wprowadzonej w czerwcu usługi Apple Music. Po pierwszych trzech miesiącach serwis ten miał jeszcze tyle wad, że nie był w stanie odciągnąć mnie od Spotify - usługi, w której od lat opłacam konto premium. Z drugiej strony oferował i nadal oferuje nowatorskie funkcje, jak przygotowywane przez redakcję składanki oraz wewnętrzny serwis społecznościowy Connect, dla których zdecydowany byłem płacić za abonament także w tej usłudze. Jak wygląda sytuacja obecnie? Z mojej perspektywy wybór jest jednocześnie łatwiejszy i trudniejszy zarazem.
Smart zegarki i elektroniczne opaski fitness w moim przypadku dość znacznie wpłynęły na zmianę trybu życia, o czym kilkukrotnie już pisałem także na łamach MyApple Magazynu. Dostępne na rynku urządzenia tego typu pozwalają na niemal stałe rejestrowanie naszej aktywności i ćwiczeń, mierzenie podstawowych funkcji życiowych, przede wszystkim pulsu, oraz wyznaczanie sobie celów. Są oczywiście osoby, które nie potrzebują elektronicznych gadżetów, by motywować się do ćwiczeń czy szerzej - do zdrowego trybu życia. Jeśli jednak takie gadżety mogą komuś pomóc utrzymać się przy swoich założeniach, wyjść choćby na spacer, by spalić odpowiednią liczbę kalorii i darować sobie pizzę, to dlaczego miałby ich nie nosić. Ja właśnie jestem taką osobą. Pisałem o tym m.in. w tekście „Apple Watch i Brzuch MacKozera” w szóstym numerze MyApple Magazynu. Świat nie kończy się jednak na Cupertino. Od kilku lat jednym z wiodących producentów wszelkiej maści gadżetów dla aktywnych jest firma Fitbit, która ma w swojej ofercie kilka smart opasek i urządzenie, które sama określa fitnessowym super smart zegarkiem. Mowa o Fitbit Surge.
Grudzień to standardowo czas wszelkiego rodzaju podsumowań. Swoją listę najpopularniejszych hashtagów 2015 roku opublikował już serwis Twitter i okazało się, że w kategorii „Tech” w pierwszej dziesiątce znalazły się trzy pozycje związane z firmą Apple. Sam wynik nie powinien nikogo dziwić, w końcu marka ta przyciąga uwagę jak chyba żadna inna, jednak pod względem konkretnych hashtagów zabrakło mi w tym zestawieniu jednej pozycji. Rozumiem pojawienie się #iPhone i #Apple, ale zajęły one dopiero 5 i 8 miejsce, podczas gdy najpopularniejszym hashtagiem był #iPad. A gdzie #AppleWatch?
Przeżywałem już to nie raz. Na scenie, czyli w App Store czy Mac App Store pojawia się świetna aplikacja niezależnego dewelopera, przewyższająca pod wieloma względami wszystkie inne podobne, z których dotąd korzystałem. Niekiedy taki program jest darmowy, innym razem jest płatny - nieważne i tak go kupuję. Po jakimś czasie pojawia się informacja o tym, że został sprzedany większemu graczowi.
W artykule opublikowanym w jednym z poprzednich numerów Steve Sande wspominał o tym, jak w latach 60. i 70. ubiegłego wieku dorastał z komputerami, o których ja czytałem tylko w książkach. Nic dziwnego, kiedy on w 1974 roku kończył koledż, ja dopiero się rodziłem. Nie tylko z tego powodu moje dorastanie z komputerami wyglądało inaczej, dzielił nas czas, odległość niemal 10 tysięcy kilometrów i zupełnie inne realia - wolny świat Steve'a i komunistyczna Polska pogrążona w kryzysie ekonomicznym, funkcjonująca w cieniu Wielkiego Brata.
Po świąteczno - noworocznej przerwie wracamy z nowym numerem naszego magazynu. To dobra okazja by podsumować rok miniony.
Światło to pojęcie, do którego nauka podchodzi inaczej, niż my odczuwamy jego obecność w życiu codziennym. Ze szkoły pamiętam, że jest to promieniowanie optyczne rozchodzące się z największą znaną człowiekowi prędkością, które można podzielić na zakresy widzialne i takie, których zobaczyć nie możemy. Nie wnikałam nigdy w tę definicję, zawsze pozostała ona jedną z tych rzeczy, które nie przydały mi się w dorosłym życiu. Dla mnie światłem zawsze było słońce świecące za oknem, świąteczne lampki mieniące się na choince w grudniowe wieczory, świeca na stole, blask żarówek toaletki oświetlających moją twarz podczas makijażu czy też małe, ledwo żarzące się, „odganiające potwory” światełko przy łóżku dziecka. Otaczają nas setki form, źródeł, barw i natężeń.
W zeszłym roku mi odbiło i postanowiłem zrobić doktorat. Nie bylibyśmy sobą, my geekowie, gdybyśmy takich decyzji nie traktowali jako idealnego pretekstu, by kupić nowy sprzęt. Geek i sympatyk Apple? Jeszcze lepiej! Wszak zabawek z jabłkiem na obudowie nigdy dość, prawda? A skoro kosztują niemało, dobry pretekst to podstawa, żeby kłaść się spać z czystym sumieniem. No. Doktorat. Nie będzie lekko. Coś się od życia należy. No i sam się nie napisze. Umysł musi być zadowolony. Ciało zrelaksowane. A sprzęt pod ręką, bo genialny pomysł może wpaść do głowy w każdej chwili. A ten mój MacBook Pro fajny jest, ale ciężki. Nie zamierzam go przecież wszędzie nosić. Będę dojeżdżał do innego miasta. Wędrował między uczelniami i wydziałami. To co, MacBook Air czy iPad Air? Usiadłem i myślałem.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Dla wielu z nas, bez względu na wyznawaną religię, będzie to czas odpoczynku. Ucichną powiadomienia, spadnie liczba otrzymywanych wiadomości e-mail, a dzwonek nadchodzących połączeń rzadziej niż zwykle przerywać będzie nasz spokój. Będzie to dobra okazja do tego, by znaleźć czas na uruchomienie swoich ulubionych gier wideo i zanurzyć się w wirtualnym świecie. Wiele osób sięgnie po dobrze znane sobie tytuły. W dużej mierze będą to zapewne popularne gry, opracowane przez wielkie studia deweloperskie. Nie ma w tym nic złego. Granie ma sprawiać nam przyjemność. Inni szukać będą czegoś nowego i oryginalnego. Tym osobom po raz kolejny z pomocą przychodzą deweloperzy ze studia o nazwie Fireproof.
To naprawdę dziwne, ale mam ostatnio okres narzekania na Apple, a pamiętajcie, że nick MacWyznawca zobowiązuje. Zaczęło się od coraz wolniejszego ściągania programów, aktualizacji i innych treści z serwerów Apple. O moich narzekaniach na przedwczesne wypuszczenie Apple TV z niedorobionym systemem już pewnie czytaliście. Do tego mam wrażenie, że w moim 2-miesięcznym iPhonie 6s Plus pada bateria, bo na chłodzie wyłącza się przy 30-40-procentowym naładowaniu. Oj nazbierało mi się żalów do Apple, nazbierało przez lata i teraz żółć musi się wylać!
Mam mnóstwo sposobów na produktywność. Opisywałem je na łamach MyApple Magazynu niejednokrotnie. W krytycznych momentach odcinam się od świata, wyłączając powiadomienia. Korzystam także, ile tylko mogę, z ułatwień, jakie niosą ze sobą funkcje systemu operacyjnego OS X.
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce telefonów komórkowych niefirmowanych jeszcze logo nadgryzionego jabłka, bezprzewodową transmisję danych pomiędzy urządzeniami umożliwiała IrDA. System wykorzystywał skupioną wiązkę światła w paśmie podczerwieni, dlatego, aby móc przesyłać pliki pomiędzy sobą, oba telefony musiały być wyposażone w odpowiedni moduł IR. Wprawdzie IrDA charakteryzowała się niskimi kosztami implementacji oraz małym poborem mocy, jednakże szerokość wiązki podczerwieni wynosiła 30°, a jej maksymalny zasięg 1 m, co pozwalało jedynie na połączenia typu punkt-punkt pomiędzy ułożonymi obok siebie urządzeniami. Ponadto sam transfer danych nie był Sokołem Millennium i jego szybkość wynosiła 115 kb/s w wersji 1.0 oraz 4 Mb/s w wersji 1.1.
Poniższy tekst pojawił się pierwotnie w dwunastym numerze MyApple Magazynu, który był przedświątecznym poradnikiem zakupowym. Warto mieć to na uwadze w czasie lektury.
Poniższy tekst pojawił się pierwotnie w dwunastym numerze MyApple Magazynu, który był przedświątecznym poradnikiem zakupowym. Warto mieć to na uwadze w czasie lektury.
Na co dzień staram się utrzymywać w domu porządek, choć muszę przyznać, że czasem kurze omiatam jedynie wzrokiem, a stertę wypranych rzeczy najchętniej oddałabym do wyprasowania w ręce jakiejś wyspecjalizowanej firmy. Nie lubię gromadzenia w codziennym otoczeniu rzeczy zbędnych, wolę otaczać się przedmiotami praktycznymi, których używam dużo częściej niż raz w roku. Nie ma co się jednak oszukiwać - wiele z nas ma w domu foremki do pierników niezbędne w grudniu, dmuchany letni basen, ciepłe swetry na zimę, na które jedyną radą jest ukryć je głęboko i wyciągać tylko w razie konieczności.
W okresie przedświątecznym pytanie postawione w tytule pojawia się tak często, że postanowiliśmy na łamach MyApple Magazynu zamieścić krótki poradnik. A raczej kilka podpowiedzi, na co zwrócić uwagę przy zakupie komputera Apple.
Ostatnio pisałem o moich marzeniach co do łączności bezprzewodowej. Jak wiecie, spełniły się z nawiązką. Innym moim marzeniem były przenośne urządzenia liczące. Użyłem takiego zwrotu, bo marzyło mi się coś takiego, zanim komputery stały się czymś osiągalnym w domu w jakiejkolwiek postaci.
Poniżej możecie przeczytać przegląd najciekawszych smartfonów z systemem Android. Tekst został pierwotnie opublikowany w dwunastym numerze MyApple Magazynu, który miał charakter poradnika przedświątecznego.
Wraz z pojawieniem się iPada Pro po raz kolejny rozgorzała dyskusja, czy iPad może zastąpić komuś laptopa. O tak, niektórym użytkownikom z pewnością może. Ale innym - raczej większości - w żadnym wypadku.
Wybór dobrego monitora nie jest łatwy i przed zakupem często nie wiemy, jaką wybrać matrycę, jak odczytywać poszczególne parametry oraz jakie porty będą nam potrzebne. Liczba dostępnych na rynku modeli nie ułatwia podjęcia decyzji. Poniżej znajdziecie opis aspektów, na które warto zwrócić uwagę, wybierając monitor. Jest to wszak wyjątkowo ważny element naszego zestawu komputerowego, który powinien być użyteczny, chronić nasze oczy i zapewniać nam świetne doznania wizualne. Już na wstępie zaznaczę, że ten tekst jest skierowany do przeciętnego użytkownika. Graficy, fotografowie i inni profesjonaliści powinni skierować swoją uwagę na zupełnie inny segment tej kategorii produktów.
Od ubiegłego miesiąca w sklepach dostępne jest już ostatnie z czterech nowych urządzeń zaprezentowanych na wrześniowej konferencji firmy Apple, czyli iPad Pro. Co prawda, kiedy w Wasze ręce trafi aktualny numer MyApple Magazynu, liczba sprzedanych egzemplarzy tego tabletu może przekroczyć już łączną sprzedaż jego bezpośrednich konkurentów, jednak dla mnie pewnym prognostykiem przy okazji kolejnych premier urządzeń z logo nadgryzionego jabłka są pierwsze reakcje potencjalnych nabywców. Na moim profilu w serwisie Twitter przeważającą część obserwowanych przeze mnie osób stanowią użytkownicy produktów firmy Apple i - wbrew stereotypom dotyczącym fanów marki kupujących rzekomo każdy jej produkt - ich pierwsze, często negatywne opinie przekładają się na późniejsze zainteresowanie danym urządzeniem. Kto ustawi się w kolejce przed Apple Store albo bez wahania kliknie w „Kup" w sklepie online, jeżeli nawet oni tego nie zrobią? A czy iPad Pro znajdzie się na ich liście grudniowych prezentów?