W ostatnich kilku tygodniach rozgorzały spekulacje na temat tego, czy Apple pokaże tej wiosny nowy model swojego smart zegarka. Tego typu domysły to oczywiście pożywka dla blogerów czy internetowych dziennikarzy, którzy zalewają internet informacjami, z których jasno wynika, że tak naprawdę nic na ten temat nie wiadomo. Spekulacje tego typu trwają właściwie już od dnia premiery Apple Watcha i od tego też czasu podnoszone jest pytanie, kto będzie wymieniał zegarek co roku - tak jak np. iPhone'a.

Odpowiedź jest banalnie prosta. Nikt nikogo nie zmusza do wymiany urządzeń co roku. Starsze generacje iPhone'ów, zwłaszcza 6, 5s i 5, cały czas działają bardzo dobrze, choć oczywiście próżno szukać w nich wprowadzanych konsekwentnie nowych funkcji. Apple może co roku prezentować nowy model swojego zegarka, nie oznacza to jednak, że starsze przestaną działać. To, że użytkownicy decydują się zmieniać te urządzenia tak często, to ich suwerenna decyzja, która może w dużym stopniu wynikać - a moim nieskromnym zdaniem niemal na pewno tak się dzieje - z pewnej naturalnej ludzkiej próżności. Fajnie jest mieć co roku najnowszy model iPhone'a, dlaczego więc nie kupić w tym roku nowego Apple Watcha? To nic, że dodane funkcje i wydajność procesora nie są w wielu przypadkach wytłumaczeniem przesiadki, a rozsądek głośno protestuje. To właśnie on każe też wątpić w to, że Apple faktycznie mogłoby co roku wypuszczać na rynek nie tylko kolejny model iPhone'a, ale i zegarka.

Czy będzie to w marcu, czy może we wrześniu? Mniejsza o to. Kiedy będzie, to będzie. Mnie bardziej interesuje, co takiego znajdzie się w nowym Apple Watchu i co zostanie poprawione w porównaniu z obecnym modelem. Tutaj także pełno jest spekulacji i oczekiwań. Są wśród nich te rozsądne i te - moim zdaniem - niedorzeczne. Ja także mam swoje własne przemyślenia dotyczące tego, co powinno zostać poprawione i jakie funkcje powinny znaleźć się w nowym modelu, jakie zaś uważam za całkowicie niepotrzebne.

Czas pracy na baterii

Czas pracy na baterii zegarka Apple Watch, wynoszący oficjalnie około doby, od pierwszej prezentacji tego urządzenia budził kontrowersje. Po premierze tego smart zegarka okazało się, że nie jest aż tak źle i w pewnych okolicznościach może on pracować na jednym ładowaniu grubo ponad dobę. Okoliczności te to przede wszystkim brak dłuższej aktywności fizycznej. Kilka godzin ćwiczeń, biegania czy marszu skutecznie drenuje z energii baterię tego urządzenia. Kiedy kończę intensywne ćwiczenia, muszę pamiętać, by podłączyć go do ładowania choćby na kwadrans.

Nowy Apple Watch powinien posiadać pojemniejszą baterię oraz bardziej wydajne pod względem energii podzespoły. Apple mogłoby wykorzystać procesory wyprodukowane w technologii 14 nanometrów, co obniżyłoby ich zapotrzebowanie na energię. Procesory tego typu wykorzystywane są w nowych iPhone'ach. Nie oczekuję jednak wyników porównywalnych np. z zegarkiem Pebble Time. Wystarczyłyby mi pełne dwa dni na jednym ładowaniu.

Szybszy procesor, więcej pamięci RAM i poprawiona wydajność zegarka

Jedną z irytujących przypadłości zegarka Apple Watch jest problem z jego wydajnością. Podejrzewam, że wynika to ze stosunkowo słabego procesora i małej pamięci RAM. Dość często zdarza się, że czas reakcji na stuknięcie w jakiś przycisk ekranowy czy na przesunięcie palcem po ekranie jest niemiłosiernie długi. Zdarza się, że zegarek zacina się (a może i zawiesza) na kilka, a czasem na kilkanaście sekund, kiedy uruchamiam jedną z aplikacji - zwykle jest to ta odpowiedzialna za rejestrację mojej aktywności fizycznej (Ćwiczenia). Apple Watch drugiej generacji powinien być wolny od tego typu problemów. Urządzenie to winno mieć szybszy procesor, więcej pamięci RAM i lepiej pod ich kątem zoptymalizowany system.

Poprawiony czujnik ruchu aktywujący ekran urządzenia

Większość smart zegarków, które testowałem - za wyjątkiem konstrukcji marki Pebble - wyposażona jest w ledowy ekran aktywowany za pomocą stuknięcia, wciśnięcia klawisza lub przekręcenia nadgarstka. Niestety wszystkie one - włącznie z Apple Watchem - mają mniejszy lub większy problem z poprawnym rozpoznaniem tego, czy przekręciliśmy nadgarstek po to, by dowiedzieć się, która jest godzina, czy po to, by sprawdzić, jak wygląda nasz postęp dziennej aktywności. Niby w większości przypadków wszystko działa dobrze, ale zgodnie z prawem Murphy’ego problemy zaczynają się w najmniej oczekiwanym momencie, a więc wtedy, kiedy faktycznie zależy mi na szybkim sprawdzeniu godziny, liczby pokonanych kilometrów czy spalonych kalorii. Zwykle nerwowo ruszam wtedy przedramieniem, chcąc aktywować ekran w urządzeniu. Nie muszę wspominać, jak bardzo to irytuje.

Oficjalna wodoodporność pozwalająca na pływanie z nim w basenie i funkcja mierzenia aktywności w wodzie

Apple Watch oficjalnie może przetrwać tylko mycie rąk, deszcz czy intensywne wydzielanie potu podczas ćwiczeń. Nieoficjalnie można śmiało wziąć go pod prysznic czy pójść z nim na basen. Ja sam pływałem kilkukrotnie, mając go na nadgarstku. Problemem jest jednak to, że jeśli w takiej sytuacji wyzionąłby on ducha, uszkodzenie to nie byłoby objęte naprawą czy wymianą gwarancyjną. Nic na szczęście się nie stało i podejrzewam, że i w przyszłości nic się nie stanie. Moim zdaniem Apple, obniżając ocenę wodoodporności urządzenia, skutecznie zabezpieczyło się przed ewentualnymi roszczeniami, wiedząc jednocześnie, że nie zabraknie śmiałków, którzy wypróbują zegarek w basenie. Podejrzewam, że kolejny model będzie już oficjalnie wodoodporny. Oby tylko wraz z tym przyszła aplikacja do zliczania liczby pokonanych długości basenu. Brak odpowiedniego programu treningowego w aplikacji Ćwiczenia dość mocno irytuje. Liczę na to, że z Apple Watchem 2 będzie można nie tylko pływać, ale i rejestrować tego typu treningi. Co mógłby zliczać wspomniany program? Nie tylko długości basenu, ale i spalone kalorie (podobnie jak w innych ćwiczeniach) oraz czas przeznaczony na dane ćwiczenie.

Monitorowanie snu i inteligentny budzik

Monitorowanie snu to dość popularna funkcja w różnych opaskach fitnessowych. Zwykle rejestrują one poszczególne fazy snu czy chwile wybudzenia (których wcale nie musimy pamiętać nad ranem). Poza mniej lub bardziej atrakcyjnym graficznym ich przedstawieniem niewiele więcej z tego wynika. Sam wykres, owszem, pozwala zobaczyć poszczególne fazy, nie pozwala jednak w żaden sposób wpływać na ich zmianę czy długość. Rzadko też badania tego typu są odpowiednio wykorzystywane, a przecież można by to zrobić. Urządzenie takie jak Apple Watch z powodzeniem poradziłoby sobie z wykryciem odpowiedniej fazy snu, a następnie aktywowaniem budzika w tej najbardziej dla użytkownika odpowiedniej - blisko wybranej godziny. Dzięki temu przynajmniej teoretycznie powinien on wstać rześki i wypoczęty.

Własne tarcze zegarów, jak w Pebble i Android Wear

O to dopominają się użytkownicy od premiery zegarka Apple Watch, który nie umożliwia prostego instalowania dodatkowych tarcz zegarka, tak jak ma to miejsce w urządzeniach Pebble czy tych z Android Wear. Liczba tych dostępnych nie jest zbyt duża i po jakimś czasie mogą się zwyczajnie znudzić. Nie mają z tym problemu na pewno użytkownicy zegarków Pebble. Mam jednak przy tym świadomość, że możliwość instalowania własnych tarcz to dla Apple spore wyzwanie i to niekoniecznie od strony programistycznej (jak zaimplementować odpowiednią funkcję w systemie), ale prawnej. Zgłaszane do App Store tarcze musiałyby być za każdym razem sprawdzane pod kątem ich legalności - np. czy ich twórca nie skopiował wzornictwa jakichś ekskluzywnych zegarków znanej szwajcarskiej firmy. Warto tutaj przypomnieć, że Apple miało już tego typu problemy z systemowym zegarem w iOS 6, który wyglądał niemal identycznie jak zegary montowane na szwajcarskich dworcach kolejowych, stworzone wspólnie przez inżyniera kolei szwajcarskich Hansa Hilfikera i producenta zegarków Mobatime. Podobno firma zapłaciła około 21 milionów dolarów za możliwość korzystania z identycznego wzornictwa.

Natywne aplikacje i zwiększenie funkcjonalności urządzenia bez podłączenia do iPhone'a.

Wraz z wydaniem watchOS 2.0 na zegarku można teoretycznie instalować aplikacje stworzone specjalnie dla tego urządzenia, a nie tylko rodzaj widgetów serwowanych przez programy dla iPhone'a. W praktyce jednak nadal aplikacje dla zegarka Apple Watch to proste rozszerzenia dla programów dla iOS dostarczane w paczce z tymi pierwszymi. Aby zainstalować jakiś program na zegarku, trzeba go zainstalować na iPhonie. To niestety bywa mocno irytujące. Liczę na to, że wreszcie powstanie sklep dostępny np. bezpośrednio w aplikacji Zegarek dla iPhone'a, w którym będzie można pobierać programy bezpośrednio na zegarek. Liczę też na to, że będą one zdecydowanie lepiej działać od tych obecnych i nie będą wymagać połączenia z iPhone’em.

Własny GPS

Uniezależnienie się od iPhone'a będzie miało jednak sens dopiero wtedy, gdy zostanie on wyposażony w funkcje sprzętowe, które pozwolą korzystać z pewnych programów bez potrzeby komunikowania się z iPhone’em. Myślę tutaj przede wszystkim o wbudowanym odbiorniku GPS, który pozwalałby wybrać się na trening bez telefonu, a dzięki któremu zegarek rejestrowałby o wiele więcej danych, jak choćby pokonaną podczas biegu czy marszu trasę.

Pamiętać jednak trzeba, że aby Apple Watcha w pełni spuścić ze smyczy, należałoby go wyposażyć we własną kartę SIM, dzięki czemu można by z niego nie tylko dzwonić, ale i odbierać pocztę czy powiadomienia. Na tak daleko idące zmiany jednak bym nie liczył i nawet ich nie oczekuję.

Możliwość rozszerzania funkcji zegarka lub czasu pracy na baterii za pomocą specjalnych bransoletek podłączanych do portu serwisowego.

Apple Watch to urządzenie, które można w bardzo ciekawy sposób rozbudować. Wyposażone jest w specjalny port serwisowy umieszczony we wnęce mocowania paska lub bransoletki. Apple od początku milczy na jego temat, to jednak za jego pomocą stale ładowane są egzemplarze wystawowe tych urządzeń i to przez ten port komunikują się z wbudowanymi w ekspozycyjny panel iPadami. Wszystkie kable podłączone do zegarka ukryte są w atrapie paska, co pokazuje, że to właśnie te elementy mogą zawierać np. ogniwa zewnętrznej baterii czy dodatkowe czujniki aktywności (umieszczone np. w sprzączce czy klamerce paska lub bransoletki). Na razie jednak Apple nie godzi się na tego typu rozszerzanie możliwości zegarka. Mam nadzieję, że zmieni się to wraz z kolejnym modelem.

Zegarek z wodotryskiem

Wśród burzliwych spekulacji dotyczących nowego modelu wymieniane są zmiany, które moim zdaniem wynikają tylko z niezdrowej pogoni za specyfikacjami i za jak największą liczbą funkcji, które można by zmieścić w tym małym urządzeniu. Nie ważne, czy faktycznie okaże się ona przydatna - ważne, że mają ją konkurencyjne urządzenia. Chodzi mi przede wszystkim o pojawiające się informacje o wyposażeniu zegarka Apple Watch w kamerę i aparat.

Czasy, kiedy tajni agenci w stylu Jamesa Bonda musieli z ukrycia fotografować zegarkiem jakieś zakłady przemysłowe czy plany, już dawno minęły. Teraz można to zrobić pierwszym lepszym smartfonem, co więcej - kamery można montować w elementy stroju zdecydowanie mniej rzucające się w oczy. Robienie zdjęć zegarkiem nie jest wygodne, a i jakość zdjęć jest kiepska, co udowodniły już produkty Samsunga z linii Gear, w których aparat dodano chyba tylko po to, by pokazać, że można to zrobić.

Sprawa dotyczy nie tylko aparatu, ale i przeglądania zdjęć na małych ekranach tego typu urządzeń. Z aplikacji Zdjęcia na zegarku Apple Watch skorzystałem raz, by sprawdzić, jak ona działa. Owszem, mam w niej kilka zdjęć moich dzieci i żony, tak jak ich zdjęcia trzymam w telefonie czy staroświecko w portfelu. Nie wyobrażam sobie jednak przeglądania ich na co dzień właśnie na zegarku.

W oczekiwaniach względem tego typu urządzenia należy jednak mierzyć zamiary podług sił. To przecież nadal tylko niewielki zegarek naręczny, choć kryjący w sobie mały komputer zamiast tradycyjnego mechanizmu.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 2/2016

Pobierz MyApple Magazyn nr 2/2016

Magazyn MyApple w Issuu