NFC - Apple, nie próbuj. Rób albo nie rób. Nie ma próbowania
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce telefonów komórkowych niefirmowanych jeszcze logo nadgryzionego jabłka, bezprzewodową transmisję danych pomiędzy urządzeniami umożliwiała IrDA. System wykorzystywał skupioną wiązkę światła w paśmie podczerwieni, dlatego, aby móc przesyłać pliki pomiędzy sobą, oba telefony musiały być wyposażone w odpowiedni moduł IR. Wprawdzie IrDA charakteryzowała się niskimi kosztami implementacji oraz małym poborem mocy, jednakże szerokość wiązki podczerwieni wynosiła 30°, a jej maksymalny zasięg 1 m, co pozwalało jedynie na połączenia typu punkt-punkt pomiędzy ułożonymi obok siebie urządzeniami. Ponadto sam transfer danych nie był Sokołem Millennium i jego szybkość wynosiła 115 kb/s w wersji 1.0 oraz 4 Mb/s w wersji 1.1.
Oczywiście kilkanaście lat temu cena ówczesnych telefonów komórkowych nie była uzależniona od posiadanej przez nie pamięci w takim stopniu jak obecnie, a tej nie wyrażało się w gigabajtach, a raczej w możliwości zapisania większej ilości numerów w książce telefonicznej. Bez aparatów fotograficznych, zaawansowanych systemów operacyjnych, odtwarzaczy muzyki, Angry Birds Star Wars i milionów aplikacji nie było się nawet specjalnie czym dzielić, dlatego, pomimo iż moja Nokia posiadała wspomniany port podczerwieni, to skorzystałem z niego chyba tylko raz, kiedy znajomy przesłał mi dzwonek - Marsz Imperialny z Gwiezdnych Wojen. Jako że rozwój oraz miniaturyzacja technologii cyfrowych pozwoliły w krótkim czasie na zaimplementowanie większej ilości funkcji w telefonach, zaczęto w nich stosować nowy standard bezprzewodowej transmisji danych - Bluetooth.
Choć pierwszy model telefonu komórkowego wyposażonego w tą technologię - Ericsson T36 - pojawił się już 2000 roku, a wkrótce także inni producenci zaczęli ją stosować we własnych urządzeniach, to minęło jeszcze kilka lat, zanim Bluetooth ostatecznie wygrał z wcześniejszym rozwiązaniem.
Na co pozwala Bluetooth? Na to samo co IrDA, tylko bez ograniczeń transferu drogą podczerwieni. Zasada jego działania opiera się na wykorzystaniu fal radiowych w nielicencjonowanym paśmie ISM 2,4 GHz. W zależności od mocy nadawczej wyróżnia się trzy klasy tej technologii: od rzadko stosowanej klasy 3 o mocy 1 mW i zasięgu 1 m do klasy 1 o mocy 100 mW i teoretycznym zasięgu do 100 m. Standardem w przypadku komputerów, urządzeń mobilnych i sprzętów audio etc. jest klasa 2 o mocy 2,5 mW i zasięgu do 10 m.
Pomimo iż Bluetooth w pierwszej wersji 1.0 oferował transfer z szybkością zaledwie 21 kb/s, to już wersja 2.0 + EDR oferowała teoretyczną przepustowość na poziomie 2,1 Mb/s. W tym miejscu się zatrzymam, gdyż to właśnie w Bluetooth o tym standardzie wyposażono pierwszą generację iPhone'a. Jak się później okazało, Apple ograniczyło możliwości tej technologii, stając się dla zwolenników jasnej, czy raczej niebieskiej strony mocy Bluetootha wcieleniem wrogiego Imperium.
Ograniczenia łączności via Bluetooth, na jakie zdecydowała się firma z Cupertino, dotyczą udostępniania plików na urządzenia innych producentów, a dokładniej na konkurencyjne systemy operacyjne. Osobiście mi to nie przeszkadza, bo bez względu na to, czy ktoś, komu chcę coś udostępnić, siedzi dziesięć metrów, czy tysiąc kilometrów ode mnie i używa tego samego lub innego systemu, to i tak wysyłam mu to mailem, w wiadomości lub udostępniam na Dropboksie, w Pocket albo na Slacku. Nie używam nawet funkcji AirDrop, która pojawiła się już w OS X Lion, a na iPhone'ach i iPadach zadebiutowała wraz z iOS 7 i pozwala na bezprzewodową wymianę plików przy użyciu Bluetooth i WiFi w ekosystemie Apple. Czy zatem nie korzystam z tej technologii w ogóle?
Wręcz przeciwnie, ponieważ odkąd Apple ograniczyło jej możliwości, zacząłem z niej naprawdę korzystać. Wcześniej - choć częściej niż w przypadku podczerwieni - to użyłem Bluetootha tylko kilka razy, a odkąd korzystam z iPhone'a, robię to praktycznie codziennie. Niewątpliwie przyczynił się do tego również wzrost liczby, a co za tym idzie spadek ceny urządzeń peryferyjnych wspierających tę technologię. Od pewnego czasu wyposażane są one jednak w coś jeszcze, w moduł NFC. Ma go też mój iPhone, ale to trochę tak jak z Hanem Solo zamrożonym w bryle karbonitu, trzeba go uwolnić, aby mógł działać.
NFC (z ang. Near Field Communication) to radiowy standard komunikacji pozwalający na bezprzewodową wymianę danych na odległość do 20 cm, działający w paśmie ISM o częstotliwości 13,56 MHz ± 7 kHz i przepustowości 106, 212, 424 lub 848 kbit/s. Wyróżnia się dwa tryby działania NFC - pasywny, w którym urządzenie inicjujące wytwarza pole elektromagnetyczne, a urządzenie docelowe, zasilane mocą tego pola, odpowiada poprzez jego modulację, oraz tryb aktywny, w którym oba urządzenia potrzebują zasilania do wytworzenia własnego pola i komunikują się ze sobą poprzez jego naprzemienne generowanie.
Technologia ta jest rozszerzeniem standardu ISO/IEC 14443, który definiuje karty zbliżeniowe, dlatego urządzenia NFC mogą komunikować się zarówno z kartami zbliżeniowymi i czytnikami działającymi w tym standardzie, jak i z innymi urządzeniami wyposażonymi w NFC.
Korzenie tej technologii sięgają II wojny światowej i są związane ze szkockim fizykiem Sir Robertem Alexandrem Watson-Wattem, który w 1935 roku rozpoczął prace nad radarem. Pierwsze wersje urządzenia miały zasadniczą wadę, ponieważ nie umożliwiały identyfikacji swój-wróg (tzw. system IFF, z ang. Identification Friend or Foe). Watson-Watt wraz z kierowanym przez siebie zespołem opracowali montowany w brytyjskich samolotach transponder, który, otrzymując sygnał z naziemnych stacji radarowych, rozpoczynał nadawanie sygnału zwrotnego, dzięki czemu można było odróżnić własne Spitfire'y od TIE-fighterów wroga. Było to pierwsze urządzenie wykorzystujące RFID (z ang. Radio Frequency Identification), technikę radiowej identyfikacji. Dalsze prace naukowców nad tą technologią doprowadziły do jej komercjalizacji. W latach 60. ubiegłego wieku zaczęto ją stosować np. w sklepach przy zabezpieczaniu towarów przed kradzieżą. Służyły do tego znaczniki RFID zawierające 1 bit informacji - jeżeli był on wyłączony, oznaczało to, że klient zapłacił za dany towar, a gdy pozostawał włączony, to przy przejściu przez bramki uruchamiał alarm.
Choć pierwszy amerykański patent na aktywny znacznik RFID z pamięcią wielokrotnego zapisu otrzymał 23 stycznia 1973 roku Mario W. Cardullo, to za ojca tej technologii uznaje się kalifornijskiego przedsiębiorcę Charlesa Waltona, który w tym samym roku otrzymał patent na pasywny znacznik umieszczany na karcie i służący do otwierania drzwi wyposażonych w zamek z wbudowanym transponderem RFID. Zanim jednak pojawił się standard NFC, musiało minąć ponad 30 lat, gdyż dopiero w roku 2004 firmy Nokia, Philips i Sony zawiązały NFC Forum, stowarzyszenie skupiające ponad 160 członków, w celu promowania tej technologii oraz ustalenia kluczowych standardów w zakresie znaczników RFID, zwanych teraz tagami NFC.
Technologia NFC jest przede wszystkim nakierowana na wykorzystanie w smartfonach, a pierwszym wyposażonym w nią telefonem była Nokia 6131, która pojawiła się na rynku w 2006 roku.
Pomimo iż fiński producent już na targach CeBIT 2004 zaprezentował nakładki NFC dla modelu Nokia 5140 oraz 5140i, umożliwiające odczytywanie etykiet RFID, a podczas Nokia Mobility Conference 2004 także dla modelu 3220, to dopiero Nokia 5131 była wyposażona w moduł NFC, który pozwalał na płatności zbliżeniowe oraz dawał dostęp do mobilnych serwisów.
W styczniu 2009 roku NFC Forum opublikowało pierwsze standardy przesyłania kontaktów, adresów URL i inicjalizacji Bluetooth metodą Peer-to-Peer. Rozwiązanie to zostało zaadaptowane w telefonie Nokia 6212 Classic, który pozwalał na łatwą wymianę wizytówek oraz inicjowanie połączeń poprzez zbliżenie telefonu do tagu NFC.
W grudniu 2010 roku zadebiutował drugi model smartfona serii Nexus - model Nexus S, który dla Google wyprodukowała firma Samsung, i był to pierwszy smartfon z NFC działający pod kontrolą systemu Android. Google przeczuwając, iż płatności zbliżeniowe dokonywane za pośrednictwem urządzeń mobilnych wyposażonych w tę technologię będą coraz bardziej popularne, rozpoczęło testy usługi Google Wallet, którą ostatecznie zaprezentowano na konferencji prasowej 26 maja 2011 roku. A co na to Apple? Pojawiły się plotki, iż firma z Cupertino pracuje nad własnym rozwiązaniem, jednak kiedy w 2014 roku zdecydowano się na implementację NFC w iPhone'ach, okazało się, że oczekiwana Gwiazda Śmierci jest ciągle w budowie.
Użytkownicy produktów z logo nadgryzionego jabłka często skarżyli się, że ich iPhone'y nie oferują możliwości, jakie daje NFC. Był to też jeden z argumentów zagorzałych przeciwników tej marki. Ja oczywiście zaliczam się do tej pierwszej grupy, a moje narzekania dotyczyły bardziej braku możliwości szybkiego parowania smartfona z posiadanymi słuchawkami i innym sprzętem audio wyposażonym w technologię NFC niż niemożności dokonania tą drogą płatności. Dlatego, gdy standard ten pojawił się w ubiegłorocznych modelach iPhone 6 i 6 Plus, oczekiwałem, że - tak jak w przypadku Bluetootha - w końcu zacznę z niego korzystać. Niestety okazało się, że Apple pozwala używać NFC wyłącznie do płatności mobilnych w ramach usługi Apple Pay, a do tego na dość ograniczonym obszarze.
Usługa Apple Pay zadebiutowała na rynku amerykańskim 20 października 2014 roku i według badań firmy analitycznej ITG już w samym tylko listopadzie była ona odpowiedzialna za 1% wszystkich płatności mobilnych dokonywanych na terenie Stanów Zjednoczonych. Ten 1% statystycznie nie wygląda może dobrze, jednak wygenerowały go tylko dwa dopiero co debiutujące urządzenia i to w ciągu miesiąca od uruchomienia usługi. W tym samym okresie - według raportu ITG - bezpośredni konkurent, firma Google, ze swoją usługą Google Wallet była odpowiedzialna za 4% płatności mobilnych, a jak wspominałem, jej debiut miał miejsce w 2011 roku. No i Android to przecież nie tylko dwa urządzenia.
Apple Pay zatacza coraz szersze kręgi, i choć obecnie prócz samych Stanów Zjednoczonych z usługi mogą korzystać tylko mieszkańcy Wielkiej Brytanii i Kanady, to - tak jak wspominaliśmy na łamach naszego serwisu - prawdopodobnie trafi ona wkrótce do Australii, Singapuru, Hongkongu, Hiszpanii i Chin. Jeżeli chodzi o udostępnienie możliwości płacenia tym sposobem w Polsce, to - pomimo iż jesteśmy najczęściej traktowani przez imperium Apple jako zbyt odległa galaktyka - być może na Apple Pay nie przyjdzie nam czekać tak długo jak na polskojęzyczną Siri lub firmowy garnizon w postaci Apple Store. Przemawia za tym fakt, iż Polska znajduje się w czołówce państw europejskich, w których płatności zbliżeniowe cieszą się największą popularnością. Według Visa Europe 80% terminali płatniczych w naszym kraju akceptuje płatności zbliżeniowe. Nie bez znaczenia jest także fakt, iż na naszym rynku zadebiutowało w końcu drugie - choć po premierze iPhone'a 6s i 6s Plus i licząc razem z iPadami to już w sumie ósme - urządzenie pozwalające skorzystać z wbudowanego w nie modułu NFC, czyli Apple Watch. A w końcu firmie Apple powinno zależeć, aby sprzedaż jej nowego produktu skoczyła w nadprzestrzeń.
Apple Pay to jedno, ale co z pozostałymi możliwościami, jakie oferuje NFC? Podstawowym zastosowaniem tej technologii w wyposażonych w nią smartfonach jest odczytywanie pasywnych tagów NFC. Niestety, urządzenia firmy Apple tego nie robią, a powinny, bo zakres zastosowań takich tagów jest bardzo szeroki i ich działanie można byłoby opisać tak lubianymi w Cupertino określeniami jak „amazing” i „magic”.
Znaczniki takie są niewielkimi chipami z zakodowaną akcją, którą ma wykonać zbliżony do nich smartfon. Zawierające taki chip naklejki, reklamy w gazecie czy billboardy na przystankach po przystawieniu do nich urządzenia z aktywnym modułem NFC spowodują np. automatyczne wybranie numeru telefonu danej sieci taxi, wyświetlenie strony internetowej, gdzie można kupić bilety, zobaczyć menu restauracji czy otrzymać kupon rabatowy, wykonają za użytkownika check-in na Facebooku lub wyciszą smartfon, kiedy 18 grudnia będziemy oglądać kolejną część „Gwiezdnych Wojen" w kinie. To tylko kilka przykładów zastosowania tagów NFC, jednak z żadnego z nich nie skorzystają użytkownicy iPhone'ów.
Technologię NFC można wykorzystać również do komunikacji pomiędzy wyposażonymi w nią urządzeniami. W takim przypadku wystarczy tylko wybrać plik, który chcemy udostępnić i zbliżyć do siebie oba urządzenia. Pod warunkiem, że żadne z nich nie jest iPhone’em.
I najbardziej kuriozalna sytuacja. Smartfony z NFC można w szybki sposób sparować ze słuchawkami, głośnikami i innym sprzętem audio wspierającym ten standard. Tak jak podczas wymiany danych, wystarczy zbliżenie obu urządzeń, by zainicjować automatyczne połączenie pomiędzy nimi. Firma Apple od ubiegłego roku posiada w portfolio swoich produktów zarówno smartfony z NFC, jak i obsługujące takie połączenia głośniki Pill i Pill XL, za sprawą przejęcia firmy Beats. Problem w tym, że te sparujemy w ten sposób z urządzeniami z systemem Android i Windows, ale nie z iOS. Za to mamy Apple Pay i możemy za produkty Beats wygodnie zapłacić, w wybranych krajach oczywiście.
Czy zatem firma z Cupertino udostępni kiedyś pełną funkcjonalność NFC w swoich smartfonach? „I got a bad feeling about this”, jak powiedziałby Han Solo. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby Apple to zrobiło.
Przed premierą ubiegłorocznych modeli iPhone'ów, media, opierając się na źródłach w Beats, donosiły, że Apple pracuje nad synchronizacją własnych urządzeń za pomocą NFC, ale taka możliwość ma pojawić się dopiero później. W październiku 2014 pojawiły się informacje o rzekomych rozmowach przedstawicieli firmy z dostawcami systemów opłat stosowanych w transporcie oraz technologii, które umożliwiają bezpieczny dostęp do budynków, jednak rzecznicy tych firm odmówili komentarzy w tej sprawie. Tuż przed czerwcową konferencją WWDC pojawiły się plotki, że Apple zapowie na niej wsparcie dla kolejnych funkcji, jakie daje ta technologia, nic takiego jednak nie nastąpiło. W sierpniu tego roku firma z Cupertino przystąpiła do wspomnianego wcześniej NFC Forum, by wspierać dalsze prace nad rozwojem tego standardu, ale nowa generacja smartfonów zaprezentowana we wrześniu w dalszym ciągu pozwala jedynie na płatności zbliżeniowe. Apple, „Do, or do not. There is no try".
### Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 13/2015: