News

Letni sezon ogórkowy to tradycyjnie już okres oczekiwania na nowe produkty Apple. Zanim jednak nadejdzie wrzesień jest jeszcze czas na wakacyjny wypoczynek. To dobry moment by oddać się lekturze.

Mimo że już trochę żyję na tym świecie, nie sądziłam, że w końcu mogę przekonać się do pewnych rzeczy, o których wcześniej nie myślałam zbyt przychylnie. Np. zacząć się interesować Gwiezdnymi Wojnami, zaakceptować piłkę nożną, myśleć pozytywnie o bieganiu, a nawet zacząć używać fitness trackera. Kiedy w ofercie Apple pojawił się zegarek, korciło mnie, żeby go kupić, ale z drugiej strony zadawałam sobie pytanie: „po co?”.

Inuici to lud niespecjalnie znany, może z wyjątkiem tego, że stanowi jedno z plemion eskimoskich mieszkających na dalekiej Północy. Ma on swoją specyficzną kulturę, wierzenia i mity oparte na niemal całkowitej zależności od otaczającej przyrody. Inuici przez wieki zależni byli od ziemi, wody, powietrza (i pogody) oraz mieszkających wokół nich zwierząt i innych istot, w których istnienie wierzą. Egzotyczna kultura, jaką niewątpliwie stworzyli Inuici, to świetny temat na grę komputerową i to taką, która nie tylko ma stanowić rozrywkę, ale i dostarczać wiedzę o tym dziwnym ludzie zamieszkującym Arktykę. Mowa o Never Alone: Ki Edition.

Stworzenie drzewa genealogicznego jest jednym z zadań, na które chyba każdy natrafił w czasie swojej ścieżki edukacyjnej. Mama, tata, rodzeństwo, dziadkowie i praca domowa wykonana. Wielu osobom tak okrojone rozwiązanie jednak nie wystarcza, a fakt, że żyjemy w XXI wieku sprawia, że warto poszukać odpowiedniego oprogramowania, które pomoże nam „zgromadzić” rodzinę w jednym miejscu.

Stali czytelnicy serwisu MyApple i naszego magazynu pamiętają z pewnością mój entuzjazm związany z premierą Apple TV czwartej generacji. Był on szczery, gdyż Apple TV było w pełni urządzeniem dla mnie i dla moich dzieci. Przystawka telewizyjna pozwalająca instalować różne aplikacje, w tym gry, była rozwiązaniem dla mojego domu.

Od wydania pierwszego numeru MyApple Magazynu minął rok. Tymczasem na najnowszy musieliśmy wszyscy poczekać znacznie dłużej niż byśmy tego chcieli. Wreszcie jednak jest.

Pamiętam jak dziś… 7 stycznia 2002. Wieczorem miało się odbyć wystąpienie Jobsa na corocznej konferencji Macworld. W mailowej liście dyskusyjnej apple-pl „Szarlotka” już tradycyjne tematy przeplatały się z przemyśleniami nad tym, czym nas Apple zaskoczy. Skoro świt, o 7.12, „dac” napisał: „Nowy iMac. Jeśli nie możecie się już doczekać.... to wejdźcie na www.timecanada.com”.

Marcowa konferencja „Let Us Loop You In” była jedną z najkrótszych prezentacji produktowych firmy z Cupertino. Trwała nieco ponad godzinę i, szczerze powiedziawszy, nie mogła trwać dłużej. W mojej opinii Apple nie miało tym razem do pokazania niczego na tyle „amazing”, aby się nad tym rozwodzić.

Assassin's Creed to szalenie popularna seria zręcznościowych gier komputerowych, opowiadających o trwającym setki lat konflikcie pomiędzy asasynami i templariuszami. Oprócz kilku głównych odsłon połączonych ze sobą wątkiem fabularnym doczekała się ona również kilkunastu spin-offów, w tym kilku zaprojektowanych od podstaw z myślą o urządzeniach mobilnych. Niestety, żaden z nich nie przypominał pod względem mechaniki rozgrywki oryginału. Mimo iż gracze jasno dawali do zrozumienia, iż to właśnie takiej gry oczekują, firma Ubisoft usilnie wciskała im zamiast tego atrakcje pokroju dwuwymiarowej platformówki, symulatora pirata i kolekcjonerskiej karcianki. W 2014 roku na horyzoncie pojawiła się jednak nadzieja w postaci Identity - mobilnej gry spod znaku Assassin's Creed, która miała oferować graczom wszystko to, za co pokochali konsolowy pierwowzór. Na jej finalną wersję musieliśmy jednak zaczekać całe dwa lata.

Zbliżające się lato to dla wielu z nas odpowiednia motywacja, aby zrzucić kilka kilogramów, które nagromadziły się w czasie zimy tu i tam. Sam również stanąłem kilka tygodni temu przed takim wyzwaniem i postanowiłem przebrnąć przez proces odchudzania, wykorzystując kilka interesujących aplikacji, które pomogłyby mi zarówno w trakcie przygotowywania posiłków, jak i przy pilnowaniu diety oraz uprawianiu sportu.

O mojej walce z nadwagą wspieranej przez różnego rodzaju elektroniczne gadżety pisałem już wielokrotnie, także na łamach MyApple Magazynu. Od roku w walce o nic przecież innego jak moje własne zdrowie pomaga mi zegarek Apple Watch. To jednak nie jedyny elektroniczny gadżet, który pozwala mi rejestrować moje postępy w odchudzaniu i który motywuje mnie do tego, by ruszyć się z domu. Największym chyba producentem różnego rodzaju elektronicznych gadżetów fitness jest firma Fitbit. To także z jej produktów korzystam od dłuższego czasu. Tutaj przyznaję - trudno jest mi się zdecydować, czy założyć na rękę Apple Watcha, czy opaskę lub zegarek od Fitbita. Dlatego często - nie ukrywam - noszę oba, wzbudzając tym raz zaskoczenie, a innym razem uśmiech politowania mijających mnie osób, spacerujących po Lesie Łagiewnickim w Łodzi.

Kiedy spojrzeć na historię firmy Apple, stosunkowo często pojawia się w niej IBM. Początkowo był to poważny i zwycięski konkurent w walce o użytkowników komputerów osobistych, któremu młody i buntowniczy Steve Jobs pokazywał środkowy palec, pozując do zdjęcia przed jego siedzibą. Później obie firmy częściej ze sobą współpracowały, np. przy produkcji procesorów PowerPC. W 2014 roku Apple i IBM połączyły swe siły, a przede wszystkim doświadczenie i wiedzę, by zaoferować klientom biznesowym i korporacyjnym najlepsze możliwe rozwiązania w ramach programu IBM MobileFirst.

Pogoda za oknem nie zachęca do grillowania, sprzyja za to czytaniu, mamy więc dla Was na majówkę czwarty numer MyApple Magazynu.

Pierwsze kalendarze zaczęły pojawiać się wśród Sumerów oraz Egipcjan już w epoce brązu. Od tego czasu zmieniła się nie tylko forma rocznego podziału czasu, ale także narzędzia, jakie wykorzystujemy do zarządzania nim. Wiele z nich obecnie znajdziemy w App Store. Wybór najlepszego rozwiązania może jednak nie okazać się łatwy, dlatego przygotowaliśmy dla Was zestawienie najciekawszych kalendarzy na iPhone’a.

Kilka dni temu w App Store pojawiła się aplikacja naszego anglojęzycznego miesięcznika. Program był właściwie gotowy już pod koniec września. Nie spodziewaliśmy się tego, że na na jego pojawienie się w sklepie będziemy musieli czekać niemal pół roku.

Dzięki nim „wrzucanie” zdjęć na Instagram weszło dla mnie na inny poziom, na którym - oprócz dzielenia się na zdjęciach codziennością - pojawił się też element współzawodnictwa. Staram się, aby zdjęcia oznaczane przeze mnie tagiem #mobilnytydzien nosiły jakieś „artystyczne” znamiona. Sama często bawię się w ocenianie fotografii innych uczestników zabawy, co kończy się ich wewnętrzną krytyką, albo i zgodą w wyborze tych, a nie innych zdjęć tygodnia. Zawsze jednak byłam ciekawa, jak to wygląda „od kuchni”. Dzisiaj, dzięki uprzejmości Gosi Radziszewskiej, Krzysztofa Górnego oraz Damiana Kostki, poznacie tajniki i zasady działania Grupy Mobilni. Nasz wywiad zazębia się z kolejną coroczną wystawą fotografii mobilnych w Murowanej Goślinie, będącą uhonorowaniem pracy całego zespołu przy wyborze najlepszych fotografii w cotygodniowych przeglądach mobilnego tygodnia w ubiegłym roku.

Mam taki dziwny zwyczaj, że zawsze po świętach Bożego Narodzenia wpisuję w wyszukiwarkę Allegro frazę “(nietrafiony nieudany) prezent” i już po chwili przedzieram się przez listę niechcianych (teoretycznie) przedmiotów, które nie zostały najlepiej przyjęte przez osoby nimi obdarowane. To nierzadko najlepsza okazja w roku, by kupić coś za część nominalnej ceny i poczuć ten licytacyjny dreszczyk emocji. To jednak często również dobry moment na to, by pozbyć się czegoś, dlatego że kilka dni wcześniej znaleźliśmy pod choinką coś lepszego, nowszego niż produkt czy gadżet, którego używaliśmy do tej pory. Wtedy najczęściej decydujemy się na sprzedaż jego poprzednika, jeśli nie wśród znajomych, to właśnie na internetowej aukcji. Wystarczy opisać przedmiot, przemyśleć strategię sprzedaży i... zrobić dobre zdjęcia.

Jest rok 1989, czterdziestkę obchodziliśmy kilka lat temu, a nasza żona zmaga się z Alzheimerem, przebywając u swoich rodziców w Australii. Kiedy alkohol przestaje pomagać w konfrontacji z rzeczywistością, rozpoczynamy poszukiwania pracy i ją dostajemy. Przez trzy miesiące spory kawałek lasu w Wyoming będzie znajdował się pod naszą opieką, a jedynym schronieniem okaże się stojąca pośrodku niego wieża – tytułowa Firewatch.

Pod koniec stycznia Apple podało wyniki finansowe za pierwszy kwartał 2016 roku. Na początku warto wyjaśnić, że rok obrotowy tej spółki jest przesunięty o jeden kwartał, co oznacza, że pierwszy, trzymiesięczny okres rozliczeniowy 2016 roku rozpoczął się 1 października 2015 roku. Wspomniane wcześniej wyniki okazały się, zresztą jak to zazwyczaj bywa, rekordowe. Jednak, porównując je do analogicznego okresu w poprzednim roku, można zauważyć, że dynamika tego wzrostu jest niewielka. Analitycy przewidują, że w tym roku, po raz pierwszy w historii, Apple odnotuje spadek sprzedaży iPhone’ów. Należy pamiętać, że jest to produkt, który przyczynił się do generowania ogromnych przychodów przez Apple. W poprzednim kwartale sprzedaż iPhone’a stanowiła aż 68% ogólnej sprzedaży spółki. Czy jeśli przewidywania analityków okażą się trafne, będzie to oznaczać początek końca firmy z Cupertino? A może po prostu rynek nasycił się tymi produktami, ale gdy cykl życia starszych modeli się zakończy, ich właściciele postanowią nabyć nowsze i sprzedaż smartfonów Apple znów rozkwitnie? Przeanalizowaliśmy sprzedaż produktów Apple w ciągu kilku ostatnich lat, aby przekonać się, czy firmie rzeczywiście grozi koniec.

Firma Apple wzbudza kontrowersje i z tym stwierdzeniem w pełni się zgadzam. Jest ona bowiem wyznacznikiem bardzo śmiałych i bezprecedensowych decyzji. Apple potrafi wzbudzać w nas bardzo pozytywne nastroje, by potem przedstawić produkt, który nie będzie się podobał szerszej publiczności i tym samym zostanie bardzo żywiołowo komentowany w niekoniecznie pożądany dla marki sposób. Apple to wyznacznik wzoru. Firma z Cupertino wypracowała w swoich strukturach standardy, które po dziś dzień stara się realizować. To reguły znajdujące zastosowanie we wszystkich płaszczyznach działań firmy i rzutujące na jej przyszłość. Zawsze z zaciekawieniem przyglądałem się poczynaniom Apple na naszym rodzimym rynku, a wiele dyskusji, które przewinęły się przez media społecznościowe, traktuje o lekceważącym podejściu kalifornijskiego giganta w stosunku do naszego kraju. Zebrałem myśli i właśnie te opinie skłoniły mnie do napisania tego artykułu.

Jednym z najgłośniejszych wydarzeń związanych z ubiegłorocznym startem usługi Apple Music była „afera" dotycząca wypłacania pieniędzy artystom, którzy wedle pierwotnych założeń mieli nie otrzymywać wynagrodzenia za odtwarzanie ich utworów w trakcie trwania trzymiesięcznego okresu testowego. W obronie uciśnionych muzyków stanęła jednak Taylor Swift, która otwarcie skrytykowała warunki stawiane przez Apple. Niedługo po tym firma z Cupertino ogłosiła, że artyści będą jednak otrzymywać pieniądze za każde odtworzenie utworu. Całe zdarzenie przypominało historię z bajki, w której piękna dziewczyna rzuca wyzwanie potworowi, a ten, wzruszony jej odwagą, przejawia ludzkie oblicze i spełnia jej życzenia. Sęk w tym, że wielu internautów nie lubi tego typu bajek.

Terroryzm, poza tym, że jest coraz powszechniejszym zjawiskiem w naszych czasach, nie jest tak naprawdę niczym nowym. Różnica polega na tym, że od kilkudziesięciu lat jest to najczęściej wybierany sposób prowadzenia walki przez wszelkiej maści radykałów. Walki w wojnie nie z konkretnymi narodami czy regularnymi armiami, ale z politykami i władzami różnych państw, prowadzonej za pomocą terroru.

W październiku 2010 roku Steve Jobs spotkał się z prezydentem Obamą, któremu na wstępie we właściwy sobie sposób oświadczył: „Jest pan na drodze do zakończenia prezydentury na jednej kadencji", dodając, że „aby temu zapobiec, administracja powinna być o wiele bardziej przyjazna dla biznesu". Opisał przy tym, jak w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, ze względu na przepisy i brak dodatkowych kosztów firmie Apple łatwiej było przenieść produkcję do Chin. Obama przystał na złożoną przez Jobsa propozycję ponownego spotkania i przedyskutowania kwestii biznesowych w większym gronie. Ostatecznie doszło do niego w lutym 2011 roku i, prócz samego CEO Apple, uczestniczyli w nim m.in. Eric Schmidt z Google, Mark Zuckerberg z Facebooka, Larry Ellison z Oracle oraz Reed Hastings z Netfliksa. Każdy z obecnych szefów firm przedstawiał własne sugestie zmian mających uzdrowić amerykańską gospodarkę, a kiedy przyszła kolej na Jobsa, oświadczył, iż w kraju potrzebna jest większa liczba inżynierów, dlatego na uczelniach powinno się kłaść większy nacisk na ich wykształcenie. Dodał, że 700 tysięcy pracowników zatrudnionych przez chińskie fabryki produkujące dla Apple nadzoruje 30 tysięcy inżynierów, a w Stanach nie znajdzie się tylu chętnych, po czym padły słowa: „Gdybyście wyuczyli tych inżynierów, moglibyśmy przenieść tutaj nasze fabryki”. Od tamtej chwili mija właśnie pięć lat, a na urządzeniach firmy z Cupertino nadal widnieje napis – „Designed by Apple in California. Assembled in China”.

Gdy w 2008 roku system iOS został wzbogacony o App Store, internetowy sklep dający dostęp do oprogramowania przygotowanego przez firmy trzecie, wiele osób zaczęło postrzegać iPhone'a jako potencjalnego konkurenta dla przenośnych konsol. Początkowo katalog tytułów – dostępnych za pośrednictwem wspomnianej platformy – był wprawdzie relatywnie ubogi, ale z czasem sekcja gier w App Store rozrosła się do naprawdę pokaźnych rozmiarów. Dość szybko okazało się jednak, że prawdziwym problemem nie była wcale liczba dostępnych pozycji, lecz ich jakość. Twórcy pierwszych gier na iPhone'a nie za bardzo wiedzieli, jak wydobyć potencjał drzemiący w tym urządzeniu, dlatego też przez pewien czas na smartfonach firmy Apple mogliśmy zagrać tylko w proste, casualowe produkcje lub nieudolne klony konsolowych hitów. Wszystko to przyczyniło się do powstania mitu o tym, że w App Store da się znaleźć jedynie małe, trywialne gierki, a nie „poważne” gry, będące w stanie zadowolić prawdziwych graczy.

Z zapartym tchem wyczekuję, co przyniesie 2016 rok. Wszak kolejne miesiące obfitują w nowości, które zaprezentuje firma Apple. Jednym z produktów pojawiających się cyklicznie jest iPhone. To mój codzienny kompan, sprawiający, że funkcjonowanie w dzisiejszych czasach jest dla mnie o wiele prostsze. Obecnie nie wyobrażam sobie dnia bez tego urządzenia, ułatwia mi bowiem wykonywanie rozmaitych zadań, wywołując przy tym uśmiech na mojej twarzy. Jak łatwo wywnioskować, jestem bardzo zadowolonym użytkownikiem, ale także wymagającym. Wypatruję przyszłości, a zarazem wyczekuję premiery kolejnej generacji tegoż urządzenia. Zadaję sobie pytanie — czy iPhone jest skazany na 16 GB wbudowanej pamięci w podstawowej konfiguracji? Zapraszam do przeczytania moich przemyśleń.

Ableton Live to obecnie jeden z najpopularniejszych programów typu DAW (Digital Audio Workstation), który dzięki swoim wszechstronnym możliwościom wykorzystywany jest przez muzyków zarówno do pracy w studio, jak i podczas występów na scenie. Większość artystów korzystających ze wspomnianego oprogramowania obsługuje je za pomocą różnego rodzaju zewnętrznych urządzeń, oferujących rozmaite zestawy potencjometrów, przycisków i padów, pozwalających kontrolować różne funkcje Live’a. Jedną  z  najciekawszych alternatyw dla popularnych kontrolerów, takich jak Push, Launchpad czy APC, jest iPad wyposażony w aplikację touchAble 3.

W styczniu redakcja MyApple miała okazję odwiedzić mieszczące się w stolicy Czech nowootwarte muzeum poświęcone historii firmy Apple i jej wieloletniemu prezesowi i współzałożycielowi - Steve'owi Jobsowi. O Apple Muzeum opowiada jeden z jego twórców Lukas Hnilicka

W niemal każdym numerze MyApple Magazynu czytelnicy mogą znaleźć kącik retro, w którym zwykle Jaromir Kopp opowiada o starych komputerach i innych urządzeniach produkowanych kiedyś przez Apple. Wiele z nich jest obecnie na tyle rzadkich, że spotkanie ich, choćby na aukcjach, graniczy z cudem. Aby zobaczyć niektóre z nich, trzeba było dotąd wybrać się do Muzeum Historii Komputerów w Mountain View, wymagało to jednak sporych nakładów związanych z wyprawą do USA. Od kilku tygodni w sercu praskiego Starego Miasta działa zupełnie nowe muzeum skupione tylko i wyłącznie na historii produktów firmy Apple i Steve'a Jobsa. Mieliśmy okazję je niedawno odwiedzić.

Odkąd za sprawą powieści Krzyżacy Henryka Sienkiewicza po raz pierwszy zetknąłem się z tematem relikwii, zawsze wywołuje on u mnie uśmiech politowania nad ludzką głupotą. Kult relikwii (łac. reliquiae – pozostałości, resztki), polegający na oddawaniu czci szczątkom ciał osób uznanych za świętych lub przedmiotom, z którymi miały one styczność podczas swojego życia, jest powszechnym motywem wielu religii.

Koniec roku to zawsze czas podsumowań, postanowień oraz życzeń związanych z kolejnymi dwunastoma miesiącami. Często kierujemy je do samych siebie i pierwszego stycznia zapisujemy się na siłownię, zakładamy kartę biblioteczną, obiecując sobie więcej czytać, czy też zaczynamy planować wyprawę, o której zawsze marzyliśmy. Sam również – chcąc nie chcąc – snuję tego typu postanowienia, jednak życzenia względem nowego roku chciałbym złożyć na ręce Tima Cooka. Moje oczekiwania co do Apple mocno się bowiem w ciągu ostatnich tygodni wyklarowały.