Tylko krowa nie zmienia poglądów
Mimo że już trochę żyję na tym świecie, nie sądziłam, że w końcu mogę przekonać się do pewnych rzeczy, o których wcześniej nie myślałam zbyt przychylnie. Np. zacząć się interesować Gwiezdnymi Wojnami, zaakceptować piłkę nożną, myśleć pozytywnie o bieganiu, a nawet zacząć używać fitness trackera. Kiedy w ofercie Apple pojawił się zegarek, korciło mnie, żeby go kupić, ale z drugiej strony zadawałam sobie pytanie: „po co?”.
Lubię standardowe zegarki i nie jest mi potrzebne łączenie ich z iPhone’em. Podczas gdy ludzie pisali na Twitterze z wypiekami na twarzy o swoich opaskach fitnessowych, ja unosiłam w górę brwi i znacząco wzdychałam. Serio, musicie mi uwierzyć na słowo, że tak właśnie było.
No, ale stało się, latka lecą, a właściwa dieta to już nie wszystko. Wtedy dostałam swój pierwszy tracker, opaskę Fitbit Charge. Mimo sceptycznego podejścia do tych urządzeń zaczęłam go używać i.. spodobało mi się, a od niedawna zaprzyjaźniam się z Fitbit Alta, który - według mnie - stanowi bardziej elegancką wersję swojego poprzednika. Charge jest pod względem formy bardziej sportowy, za to w Alta projektanci przyłożyli się zdecydowanie bardziej do samego wyglądu. Sama opaska jest znacznie smuklejsza i nie wygląda tak topornie przy zwykłym zegarku, jeśli oczywiście nosimy go na tej samej ręce. Z jednej strony świetnie sprawdza się na siłowni czy zajęciach sportowych, a z drugiej jest też ładna i dyskretna, pasuje zarówno do typowego całodziennego stylu, jak i wieczornego wyjścia. Wymienne bransoletki dostępne są w zakresie od standardowych, przypominających materiałem te od Charge’a, do tych bardziej premium, czyli metalowych (w kolorze srebrnym) oraz skórzanych (barwy brudnego różu, wielbłądziej skóry lub grafitu). Jak zapowiada producent, latem tego roku pojawią się również stalowe wersje polerowane na wysoki połysk w wykończeniach srebra, złota i różowego złota. Wymiana paska jest bardzo prosta - wystarczy nacisnąć od dołu specjalne blaszki, po czym bransoletka odpina się z obu stron urządzenia.
Bateria jest zdecydowanie kolejną mocną stroną Alty, czego jednak nie mogę powiedzieć o jej ładowaniu. Opaska wytrzymuje na jednym ładowaniu 5-6 dni całodobowej aktywności, bez zauważalnego wpływu tego, jak intensywnie ten czas spędzam. Litowo-polimerowy akumulator sprawuje się tu znacznie lepiej niż w Charge’u, któremu wbrew zapewnieniom producenta energii starczało na 1-2 dni. Sposób ładowania, a właściwie ładowarkę Alty można określić jednym słowem: dziwna. Wygląda trochę jak.. klamerka, którą musimy chwycić urządzenie od dołu, tak by kontakty wpięły się w otwór w dolnej ściance Alty. Całość w dodatku jest niesymetryczna, co powoduje, że przed przypięciem trzeba prawidłowo spasować stronami obie części, tak by prawidłowo „zaskoczyły”. Dalej, nawet gdy wszystko dopasujemy, może się zdarzyć, że ładowanie z jakiegoś magicznego powodu się nie rozpoczyna i spinanie trzeba powtórzyć. Najpewniej jest więc sprawdzić, czy po podłączeniu na wyświetlaczu Alty pojawi się symbol baterii, wtedy wystarczy tylko najdelikatniej, jak umiemy, odłożyć Altę i odczekać 1-2 godziny na jej naładowanie. Jak dla mnie jest to mocno przekombinowane, zastanawiałam się, jakie są korzyści z takiego skomplikowanego sposobu ładowania, jednak nie wpadłam na to, co designerzy mieli na myśli. Na szczęście tę osobliwą czynność muszę powtarzać, jak już wspomniałam, tylko raz na 5-6 dni. Co istotne, na wtyczce USB ładowarki znajduje się przycisk używany w przypadku konieczności resetu urządzenia lub przywrócenia go do ustawień fabrycznych.
Jedną z większych zmian w nowym Fitbicie, do której nadal się przekonuję, jest ekran reagujący na tapnięcia. Ponieważ Alta nie posiada na sobie żadnego fizycznego przycisku, ekran jest jedynym kanałem komunikacji z opaską, pomijając oczywiście aplikację w smartfonie lub komputerze. Podwójne tapnięcie na wygaszonym ekranie „budzi” go do życia, po czym kolejnymi stuknięciami przeglądamy dzienne statystyki. Z boku wygląda to trochę, jakbym stukała w popsuty, niekontaktujący zegarek, czekając, aż zadziała. Na szczęście sprawdzenie godziny może zostać sprowadzone do podniesienia nadgarstka, bez konieczności stukania w wyświetlacz. W Charge’u do tych wszystkich operacji służył przycisk, co sprawiało wrażenie jakby nieco bardziej intuicyjnego. Z drugiej strony każdy dodatkowy mechaniczny element może się zepsuć, więc tę zmianę odbieram jako neutralną. Możemy zdecydować nie tylko o wyglądzie wyświetlacza, wybierając jeden z kilku ekranów dostępnych w aplikacji, ale też o tym, co ma pokazywać, czyli np. liczbę kroków, przebyty dystans w kilometrach, liczbę spalonych kalorii, czas aktywności czy budzik. To wszystko dzięki aplikacji, która - według mnie - jest naprawdę przemyślana i bardzo prosta w obsłudze.
Chyba najtrudniejsze na początku były dla mnie pobudki z Altą, kiedy nie mogłam „na śpiocha” wyłączyć budzika. Często za dnia trudno jest wyczuć odpowiednią siłę stuknięcia w ekran, a co dopiero, gdy się budzimy. To pewnie jednak była tylko kwestia przyzwyczajenia, bo po tygodniu załapałam, o co chodzi. Na tyle, że wyłączyłam już budzik w iPhonie i zaufałam Alcie, która wyczuwa odpowiedni moment do pobudki lepiej niż np. mój pies.
Przykrym odkryciem było dla mnie to, że Charge, zliczając kroki, trochę mnie okłamywał, czego nie mogę sobie darować przy konkurowaniu z innymi „fitbitowcami”. Alta pod tym względem jest bardziej dopracowana, poprzednik doliczał kroki, nawet gdy siedziałam gestykulując, często nie wychwytywał stanu spoczynku. Kłopotliwy w dodatku był fakt, że sama musiałam mu „powiedzieć” przez dłuższe naciśnięcie przycisku, że właśnie rozpoczynam ćwiczenia i powtórzyć to samo po ich zakończeniu. Alta bezbłędnie rozpoznaje moje aktywności fizyczne - spacer, jazdę na rowerze, bieg czy też zajęcia sportowe, bez informowania jej o początku, zakończeniu czy rodzaju czynności. Przekonujący jest też sposób motywowania do okresowej aktywności fizycznej przez wyświetlanie komunikatów typu: „kobieto, rusz ten wielki tyłek, za długo siedzisz przed kompem”. No dobra, aż tak bezczelna nie jest, ale potrafi zakomunikować przez brzęczenie i zabawny komunikat (w języku angielskim), że warto wstać i poruszać się - choćby na krótki spacer.
Niestety powiadomienia o nadchodzących połączeniach nie działają w Alcie tak, jakbym chciała. Fitbit Charge od razu pokazywał na wyświetlaczu, kto dzwoni, tu jest tylko drżenie przy ciemnym ekranie, dopiero po tapnięciu pojawia się informacja o tym, kto próbuje się z nami połączyć. Nie funkcjonują powiadomienia o zdarzeniach i spotkaniach z kalendarza. Powiadomienia o otrzymaniu SMS również w ogóle się nie pojawiają. Na to wszystko nie pomógł ani reset do ustawień fabrycznych, ani zmiany opcji w aplikacji, podejrzewam więc, że problem leży gdzieś w oprogramowaniu Alty. Czekam z niecierpliwością na poprawki.
Nie jestem tą przysłowiową krową, która nie zmienia poglądów. Opinia to coś nabytego, co jednak nie musi być obiektywnie słuszne. Jeszcze rok temu pukałam się w czoło, słysząc, że ktoś ma zamiar kupić tracker. Po co to? To tylko kolejny gadżet do ogarnięcia.. czy nie wystarczy iPhone? Serio trzeba mieć coś takiego, żeby biegać? I tak dalej. Teraz autentycznie brakuje mi Fitbita, kiedy np. musi się naładować. Źle mi, że w tym czasie nie zlicza moich kroków, co z kolei oznacza, że danego dnia w rankingu nie pokonam np. @mackozera. Zapominam czasem o zegarku, ale nie o Alcie, która - według mnie - naprawdę pasuje do każdego ubioru, a pod tym względem jestem wybrednym szczególarzem. Po kilkumiesięcznej przygodzie z trackerami mogę z całą pewnością stwierdzić, że ich użytkowanie wychodzi mi na zdrowie - faktycznie więcej się ruszam i dbam o to, żeby regularnie ćwiczyć. Widząc, ile kalorii spaliłam, wiem, kiedy mogę pozwolić sobie na chwileczkę zapomnienia w formie czegoś słodkiego. A ci, którzy nigdy nie zmieniają swoich poglądów, przeważnie ich w ogóle.. nie mają.