Blogi

Po powrocie z targów IFA, jak i po prezentacji nowych produktów Apple chciałem tutaj napisać swoją opinię odnośnie jednego i drugiego wydarzenia. Dzięki zaproszeniu do Yes Was Podcast mogłem się wypowiedzieć na oba tematy i wraz z Pawłem Orzechem oraz Wojtkiem Wiemanem porozmawiać o produktach, które pojawiły się w Berlinie na IFA oraz w Cupertino na prezentacji Apple.

Chyba nie tylko ja dziwiłem się, że Apple zarówno pokazując swój system płatności zbliżeniowych Apple Pay, jak i urządzenie naręczne Apple Watch odeszło w nazewnictwie od prefiksu "i". Być może to kwestia przyzwyczajenia, ale nadal twierdzę, że nazwa iPay i iWatch brzmiałaby zdecydowanie lepiej. Z pewnością w Cupertino ktoś miał powód do takich, a nie innych zmian, a nam pozostaje tylko się do nich przyzwyczaić.

Właśnie położyła mnie do łóżka choroba. MacBook został na biurku, a ja leżąc trzymam w dłoni iPhone'a. Pisanie tekstów na iPhonie za pomocą klawiatury ekranowej nie należy do zadań łatwych. To świetna okazja by sprawdzić jak działa rozpoznawanie mowy w systemie iOS 8.

Kilka lat temu Michał Górecki z Koszulkowo.pl podarował mi koszulkę z napisem Haters gonna hate, Bloggers gonna blog. To prawda. Mimo dziczy jaka panuje w sieci - tak jak pisałem na mackozer.pl - nie zamierzam obrażać się na internet, nie przejmuję się hejtem i dalej bloguję. Tekst na mojej koszulce przypomniał mi się jednak nie bez przyczyny i nie chodzi tutaj o mnie. Chodzi o Apple, a dokładnie prezent jaki firma zrobiła we wtorek użytkownikom swoich produktów posiadających konta w iTunes Store. Mowa oczywiście o nowym albumie U2 - Songs of Innocence. Nie jestem wielkim fanem U2, choć przyznaję że lubię ich pierwsze albumy do Unforgettable Fire. Achtung Baby, choć pełen naprawdę dobrych piosenek, to jednak był dla mnie zbyt dużą zmianą stylistyczną i od tego czasu moje kontakty z tymi Irlandczykami są sporadyczne. Nowy album pełen jest piosenek poprawnych ale w sumie nijakich. Wleciał jednym uchem, a drugim wyleciał nie zostawiając specjalnie po sobie śladu (no może poza otwierającym album numerem "The Mircale (of Joey Ramone)"). Muzyka, jak każde dzieło sztuki to tak naprawdę trudny temat do dyskusji. Jednemu się spodoba, drugiemu nie i każdy będzie miał swoją rację. Jestem przekonany, że znajdą się osoby, którym nowy album U2 się spodoba, a także takie jak ja dla których jest nijaki, spotka się też na pewno z krytyką innych. Ze zdziwieniem jednak obserwuję krytykę Apple za sam fakt, że zrobiło prezent wszystkim użytkownikom iTunes, udostępniając ten album za darmo. To dzięki Apple możemy posłuchać "Songs of Innocence" wcześniej niż inni i do tego za darmo. Możemy też ocenić czy nam się podoba czy nie. W tym drugim przypadku pozostanie nam go skasować - ot cały wysiłek. Tymczasem tu i ówdzie czytam pełne oburzenia głosy, że Apple na siłę wciska użytkownikom iTunes słabą płytę U2. Czy mogłoby zrobić lepszy prezent? Na to pytanie twierdząco odpowie pewnie większość osób mających konta w iTunes Store. Problem w tym, że choćby nie wiem jaki album Apple udostępniło za darmo, zawsze znajdzie się spora grupa, jak nie większość, która uzna go za nietrafiony prezent. Żeby wszystkich zadowolić Apple powinno tak naprawdę udostępnić całą zawartość iTunes za darmo, wtedy wszyscy byliby zadowoleni. Tymczasem niezależnie od tego czy Apple coś udostępni za darmo, czy nie.. haters gonna hate, Apple gonna be Apple (and I gonna blog). Pozdrawiam zadowolonych i tych niezadowolonych. Obserwuj @mackozer

Reedycja w wersji rozszerzonej dla iPada jednej z najbardziej kultowych gier RPG z przełomu wieków - Baldur's Gate wzbudziła wiele kontrowersji. Z jednej strony miło było znowu zebrać drużynę przed wyruszeniem w dalszą drogę i poczuć choć w części klimat sprzed lat, z drugiej gra nie należała do najwygodniejszych jeśli chodzi o sterowanie za pomocą ekranu dotykowego, pożerała też zasoby nawet nowszych urządzeń i wreszcie wersja polska ograniczona była tylko do tekstu - zabrakło narracji Piotra Fronczewskiego. Teraz Overhaul Games postanowiło zarobić na tym kultowym tytule jeszcze raz uaktualniając grę do wersji uniwersalnej. Możemy zagrać teraz w Baldur's Gate także na iPhonie. Czy aby na pewno? Niestety, Baldur's Gate Enganced Edition - choć działa całkiem szybko na iPhone 5s, to jednak wielkość elementów wyświetlanych na ekranie skutecznie zniechęca do zabawy. Zabawa na tym urządzeniu wymaga korzystania ze szkła powiększającego, zwłaszcza przy czytaniu dialogów czy opisów. To samo tyczy się wybierania różnych odpowiedzi czy stukania w znajdujące się na ekranie ikony. Można co prawda zwiększyć wielkość liter, jednak i tak czytanie dłuższych tekstów zwyczajnie męczy. Rozumiem, że termin aktualizacji do wersji uniwersalnej w jakimś stopniu pokrywa się z premierą iPhone'a 6 i iPhone'a 6 Plus. Z pewnością na ekranach 4,7- i 5,5-calowym widać będzie więcej. Jeśli zatem nie macie iPada, a jedynie iPhone'a 5, 5s to wstrzymajcie się z zakupem i sprawcie sobie najpierw iPada lub iPhone'a 6/6 Plus, albo po prostu odrestaurujcie jakiegoś PeCeta z Windows 98 - ta ostatnia opcja jest mimo wszystko chyba najlepsza. Baldur's Gate Enhanced Edition dla iPhone'a i iPada w App Store w cenie 8,99 €: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Uwaga. Wpis był przygotowany jeszcze przed konferencją Apple. Niech podniesie rękę do góry ten, kto nie stracił swoich danych. Może przez roztargnienie i usunięcie kilku zdjęć lub usterka dysku i rozpacz związaną z brakiem archiwum na innych nośnikach. To właśnie bezpieczeństwo danych popchnęło nas do tego aby zatrzymać się chwilę nad Cyfrową Chmurą. Porównamy dla Was najważniejszych graczy na rynku. Powiemy na co zwrócić uwagę wybierając przestrzeń do przechowywania danych. Zastanowimy się także nad ciemną stroną przechowywania plików na odległych serwerach.

To było do przewidzenia. Apple ostatecznie ubiło jeden z najdłużej dostępnych na rynku produktów - iPod Classic. Ostatnia generacja dostępna była na rynku przez ponad siedem lat. Dla wielu było i jest to urządzenie kultowe. To dlatego rozumiem ich rozpacz ale jej nie podzielam. Informacja o wycofaniu ze sprzedaży iPoda Classic spotkała się z masą komentarzy, w tym i takich, że "Apple się kończy" czy "Jobs się w grobie przewraca". Tak naprawdę w pewien sposób Apple kończy się i zaczyna od lat przy każdym keynote tej firmy. Apple z lat 90-tych skończyło się podczas keynote, na którym Gil Amelio przedstawił Steve'a Jobsa jako tymczasowego CEO. Apple Computer skończyło się (zanim jeszcze zmieniono nazwę firmy) wraz z prezentacją pierwszego iPoda itd. Jobs nie przewraca się też w grobie gdyż nie był sentymentalny, przynajmniej jeśli chodzi o produkty Apple (a pewnie i innych firm). Firma musi przede wszystkim wymyślać coraz to lepsze (a przecież lepsze jest wrogiem dobrego) i zarabiać pieniądze. Jeśli jakiś produkt, choćby nie wiem jak kultowy i oryginalny nie generuje wystarczających przychodów to prędzej czy później znika z oferty. To, że przychody (nie mówiąc o dochodach) ze sprzedaży iPodów lecą co roku na łeb wie każdy, kto choć trochę interesuje się Apple. iPod Classic mimo kultowego statusu dla wielu, był urządzeniem już zdecydowanie hipsterskim - dla wąskiej grupy użytkowników, którzy przykładają wagę do tego na czym słuchają muzyki i by był to dedykowany odtwarzacz, a nie np. smartfon. Ci, którzy prezentują takie lub podobne podejście do tematu zwykle iPoda Classic już mają, inni i tak słuchają muzyki na iPhone ewentualnie na iPodzie touch. Apple zaprezentowało właśnie iPhone'a 6, który może już mieć pojemność 128 GB. To w większości przypadków wystarczy na zapisanie całych zbiorów muzycznych niejednego użytkownika. Pojęcie zbiorów uległo w ostatnich latach także wyraźnej zmianie. Czy zbiorami można nazwać zasoby Spotify, czy tylko to, co pobieramy do pamięci, by móc tego słuchać offline? Tak czy inaczej... iPod Classic nie wspiera Spotify, Deezera, Rdio, Wimpa czy iTunes Match. To po prostu zwykły lub niezwykły, ale jednak... odtwarzacz muzyki - urządzenie z poprzedniej epoki i dekady. Należę do grona posiadaczy iPoda Classic. Jednak zwykle urządzenie to leży w szufladzie. Nie sprzedam go, bo w przeciwieństwie do Jobsa i samej firmy Apple, tak jak wielu użytkowników jej produktów jestem sentymentalny. Nie będę jednak po nim płakał. Obserwuj @mackozer

Już za kilka godzin w Cupertino, Apple pokaże swoje nowe produkty. Prezentacje, które prowadzi obecnie Tim Cook, a wcześniej Steve Jobs zawsze skupiały na sobie uwagę zarówno dziennikarzy technologicznych, jak i zwykłych użytkowników. Oczekując na dzisiejszą konferencję Apple warto prześledzić, jakie iPhone'y w ostatnich 7 latach mieliśmy okazję zobaczyć, na tego typu wydarzeniach.

Pamiętacie kalambury, był kiedyś taki prosty teleturniej, w którym pokazywało się członkom swojego zespołu zadane hasło. Przypomina mi go trochę gra Iconic, w której naszym zadaniem jest odgadywanie haseł na postawie prezentowanych ikon. Ikony, czy bardziej piktogramy tworzą swego rodzaju rebusy, które musimy połączyć, by odgadnąć hasło, a następnie wpisać je wykorzystując dostępną pulę liter. Hasła należą do kilku różnych kategorii, są więc tytuły filmów, nazwy zespołów, aktorów itp. Początkowo idzie łatwo. Program oczywiście podrzuca hasła po angielsku, ale znając ten język można się nieźle bawić, choć warto zapoznać się z angielskimi tytułami, zwłaszcza produkcji filmowych. Początkowo idzie łatwo: piktogramy przedstawiające żelazko i człowieka, to po angielsku "Iron" i "Man". Cztery żuki to oczywiście The Beattles. Niekiedy na starcie otrzymujemy np. pierwsze imiona aktora czy tytułu filmu. I tak na ekranie możemy zobaczyć "T.M ......" oraz piktogram prezentujący statek wycieczkowy (cruise). Później robi się coraz trudniej. Za każde odgadnięte hasło dostajemy monety, za które możemy kupić sobie podpowiedzi (np. usunięcie wszystkich zbędnych liter z zasobnika u dołu ekranu, ujawnienie pierwszej litery, czy po prostu ujawnienie hasła). Monety możemy oczywiście sobie dokupić za jak najbardziej prawdziwe pieniądze. Iconic dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Wróciliśmy wczoraj z targów IFA w Berlinie. Tuż przed wyjazdem z tego pięknego miasta udało się mi nakłonić Tomka Wykę i Jacka Ziębę do nagrania nowego odcinka, w którym dzielimy się z Wami naszymi wrażeniami z tychże targów, a przede wszystkim wrażeniami jakie zrobiły na nas nowe produkty tam pokazane.

Ze względu na mysz czy gładzik multitouch (dostępny także jako osobne akcesorium) większość użytkowników komputerów Mac, których znam, zapomina lub w ogóle nie wie o skrótach klawiszowych pozwalających na nawigację po interfejsie OS X za pomocą klawiatury. Bywają one potrzebne, np. w sytuacji gdy wyczerpią się baterie w bezprzewodowej myszy lub co gorsza gładzik z jakichś powodów przestanie działać. Oto prosta instrukcja, jak za pomocą klawiatury dostać się i nawigować w wybranym panelu preferencji systemowych.Nawigacja po docku w OS X Aby móc nawigować bez pomocy gładzika lub myszy po systemowym docku w OS X wystarczy wcisnąć skrót klawiszowy CTRL+FN+F3. Użytkownicy, którzy wyłączyli funkcje sterowania odtwarzaniem, podświetleniem ekranu czy natężeniem dźwięku wciskają skrót CTRL+F3. Po jego wybraniu zaznaczona ikona zostaje wyróżniona. Nawigacja pomiędzy ikonami programów odbywa się za pomocą klawiszy kursora. Wciśnięcie RETURN (Enter) uruchamia wybraną aplikację. Wejście do wybranego panelu preferencji Jeśli w opisany powyżej sposób dostaliśmy się do preferencji systemowych, możemy łatwo wyświetlić interesujący nas panel. Wystarczy wpisać tylko jego nazwę, lub nazwę tego, co chcemy ustawić. System nie tylko podświetli poszczególne ikony (odpowiadające naszemu zapytaniu), ale wyświetli też listę podpowiedzi. Wystarczy tylko klawiszami kursora przejść do interesującej nas pozycji i wcisnąć RETURN (Enter). Jeśli okno wyszukiwarki w preferencjach systemowych nie jest podświetlone wystarczy niekiedy wcisnąć pierwszą literę tytułu interesującego nas panelu, a zostanie on podświetlony. Można wtedy także pomiędzy poszczególnymi ikonami preferencji za pomocą klawiszy kursora. Nawigacja pomiędzy elementami okna panelu preferencji Pozostaje teraz przejść do wybranego nas ustawienia. Jeśli nie możemy tego zrobić za pomocą myszy lub gładzika pozostaje wcisnąć skrót CTRL+FN+F7 (lub CTRL+F7 jeśli nie korzystamy z funkcji sterujących). Przejście do kolejnego przycisku, pola wyszukiwania lub punktu wyboru odbywa się poprzez klawisz TAB (z lewej strony ze strzałką w prawo i pionową kreską). Zaznaczenie lub naciśnięcie przycisku w interfejsie odbywa się poprzez wciśnięcie klawisza spacji. Obserwuj @mackozer

Symbole, zwłaszcza różnego rodzaju piktogramy nie należą do najczęściej wykorzystywanych znaków, stąd też choć dostępne są w systemie, to z wyjątkiem kolorowych emoji nie znajdziemy ich na ekranowej klawiaturze iPada czy iPhone'a. Czasem jednak przydałoby się taki znal wstawić. Czy to symbol jakiegoś klawisza funkcyjnego,, gwiazdkę, strzałkę albo logo Apple. Dzięki aplikacji dla iPhone'a i iPada o nazwie Symbols możemy mieć łatwy dostęp do nich wszystkich. Symbols to taki właśnie katalog, albo wszystkich symboli, jakie znalazły się w zestawach znaków dostępnych w iOS. Zostały one podzielone na różne kategorie, dzięki czemu łatwiej można je odnaleźć (piktogramy, strzałki, symbole matematyczne, techniczne, znaki interpunkcyjne itp.). Wystarczy stuknąć w wybrany z nich by został on skopiowany do schowka. Pozostaje już tylko wkleić go w innym programie. Symbols oferuje także zasobnik na ulubione, a wiec często wykorzystywane znaki oraz listę tych ostatnio użytych. Aby dodać wybrany symbol do ulubionych należy przytrzymać na nim palec. Nie jest to może aplikacja pierwszej potrzeby, ale moim zdaniem lepiej mieć ją zainstalowaną, bo od czasu do czasu się przydaje. Warto ją pobrać zwłaszcza teraz, kiedy dostępna jest za darmo. Symbols dla iPhone'a i iPada w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Zawsze była mi bliska idea tego, aby trzymać wszystko w jakiejś chmurze. Wszystko i to dosłownie, czyli bieżące dokumenty, które aktualnie wykorzystuję w pracy, całą muzykę oraz to co najbardziej zabiera miejsce, czyli zdjęcia. Mam tego wszystkie łącznie około 190-200GB danych. I oczywiście, ze względu na gromadzone zdjęcia ilość danych wciąż rośnie.

Jeśli jeszcze nie wiecie, to Dropbox w końcu ugiął się pod presją konkurencji i znacząco obniżył cenę za gigabajt czy wręcz terabajt miejsca w swojej chmurze.

Dzięki uprzejmości firmy Onkyo, miałem okazję przez ostatnie kilka tygodni testować słuchawki ES-CTI300. Jest to najwyższy pod względem jakości model słuchawek japońskiego producenta, co wraz z widocznym na pudełku napisem "Made for iPhone, iPod, iPad" powinno zwrócić uwagę każdego miłośnika sprzętu Apple i muzyki.

Uniwersum Metro 2033 to jedna z ciekawszych serii powieści SF utrzymanych w ruinach naszego świata po nuklearnej hekatombie. Uniwersum Metro stworzył i koordynuje ukazujące się w jego ramach książki Dmitrij Głuchowski, autor powieści Metro 2033 i Metro 2034, których akcja rozgrywa się przede wszystkim właśnie w metrze pod ruinami Moskwy. Inne powieści pokazują życie innych, nie powiązanych często ze sobą bohaterów mieszkających w tym samym czasie jednak w zupełnie innych miejscach na świecie, jak choćby w Petersburgu, Królewcu (Kaliningradzie), czy w równie zrujnowanej Italii. Po latach doczekaliśmy się wreszcie powieści z tej serii, której akcja rozgrywa się w zniszczonej wojna nuklearną Polsce. Mowa o Dzielnicy Obiecanej, autorstwa Pawła Majki, wydanej przez Insignis Media także w wersji cyfrowej, jako e-book, m.in. w iBookstore. Akcja "Dzielnicy obiecanej" nie toczy się jak mógłby sugerować tytuł całej serii, w jedynym metrze w naszym kraju, a więc w Warszawie, ale w zbudowanym niemal od zera komunistycznym mieście czyli Nowej Hucie, dzielnicy Krakowa. E-book właśnie trafił na mojego Kindle'a oraz do mojego iBooks. Jestem bardzo ciekawy czy "Dzielnica Obiecana" dorówna nie tylko książkom samego Głuchowskiego, ale także "Piterowi", "Ku świetle" czy jednej z ostatnich powieści z tej serii "Dziedzictwo Przodków". Zanim sam zabiorę się do czytania to jeszcze dzisiaj na Twitterze rozdam kilka kodów do iBookstore na "Dzielnicę Obiecaną". Nie zapomnijcie więc dodać mnie w tym serwisie do obserwowanych (@mackozer). Paweł Majka - Dzielnica Obiecana w iBookstore w cenie 6,49 €: Pobierz z iBook StoreObserwuj @mackozer

Locko dla OS X opisywałem w kwietniu tego roku. To program do bezpiecznego przechowywania haseł i różnych innych cennych informacji i danych. Ze względu na cenę, 0,89 € nazwałem go 1Password dla ubogich. Teraz jest on dostępny za darmo w związku ze zbliżającą się premierą wersji dla iOS. Locko, choć moim zdaniem nie tak rozbudowany, jak 1Password oferuje jednak to co najważniejsze, możliwość generowania i przechowywania danych logowania czy innych haseł (włącznie z adresami i innymi detalami serwisów internetowych, baz danych), danych kart kredytowych, kont bankowych oraz różnego rodzaju innych dokumentów (dane paszportu, numer ubezpieczenia), licencji oprogramowania, kodów dostępów itp. Przypomnę także, ze możemy w nim trzymać także dokumenty i zdjęcia. Jak dotąd największą wadą tego programu było moim zdaniem brak wersji dla iOS, pozwalającej na synchronizację i dostęp do zapisanych w programie danych z każdego urządzenia. Teraz się to zmieni, a Locko będzie moim zdaniem mógł wreszcie powalczyć z 1Password. Jego przewagą na pewno będzie cena. Na pewno Locko staje się wartą uwagi i tańszą alternatywą dla 1Password. Jeśli cena tego drugiego była lub dalej jest dla Was barierą, to spróbujcie Locko. Teraz wersję dla OS X możecie pobrać za darmo. Locko dla Mac w Mac App Store za darmo: Pobierz z Mac App StoreObserwuj @mackozer

Instagram (a właściwie to Facebook) wypuścił właśnie nową aplikację dla iPhone'a o nazwie Hyperlapse, służącą do kręcenia filmów poklatkowych.

W mojej pracy na co dzień korzystam z dwóch komputerów Mac ustawionych na biurku. Jest to ubiegłoroczny model MacBooka Air (jego recenzję znajdziecie TUTAJ) jak i stosunkowo sędziwy już iMac z 2007 roku (który jednak dalej wspierany jest przez Apple i będzie na nim działał OS X Yosemite). Mojego starego iMaca używam też często jako dodatkowego, zewnętrznego ekranu dla MacBooka Air, łącząc je przez WiFi za pomocą odpowiednich programów. To właśnie przy takich połączeniach pomiędzy tymi maszynami widać, że karta sieciowa w iMacu jest wyraźnie wolniejsza. Nic dziwnego, nie obsługuje najnowszych technologi w standardzie 802.11ac. Choć iMac jest komputerem stacjonarnym, to jednak jego budowa przypomina bardziej laptopa. Wymiana karty sieciowej nie wchodziła więc w grę. Rozwiązaniem okazała się miniaturowa karta sieciowa Edimax EW-7711MAC wspierająca transmisję w standardzie 802.11ac właśnie. Urządzenie jest niewielkich rozmiarów i ma formę małego klucza, czy jak kto woli "dongla" USB. Plastikowa obudowa udaje aluminium tak, by pasowała do aluminiowych MacBooków Pro czy Air, np. do odziedziczonego przez moją żonę mojego MacBooka Pro 13" z 2009 roku (wymianę w nim dysku HD na SSD opisywałem TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ). Mojej żonie nie są jednak potrzebne większe prędkości przesyłu, dlatego podłączyłem opisywaną kartę sieciową do mojego starego iMaca właśnie. Szybkość przesyłu pomiędzy dwoma Macami widoczna była gołym okiem. Różnice w maksymalnej szybkości przesyłu fabrycznej karty sieciowej, a karty Edimax widoczne są na poniższych zrzutach ekranu. Fabryczna karta sieciowa w moim iMacu z 2007 roku: Karta Edimax: Przyczepię się tylko w sumie do jednego mniej istotnego szczegółu: osobnego interfejsu obsługi karty, w postaci aplikacji zagnieżdżającej się w górnym menu - gdzie jej ikona po prostu straszy. Więcej na jej temat znajdziecie na stronie Edimax.plObserwuj @mackozer

Czas nie stoi w miejscu, każda, choćby najbardziej doskonała aplikacja wymaga ciągłego ulepszania. Wie o tym doskonale Dropbox, którego aplikacji dla iOS do doskonałości jeszcze daleko. Najnowsza aktualizacja to jednak krok w dobrym kierunku. Program zyskał funkcję wyszukiwania bezpośrednio w prezentacjach PowerPoint (.ppt) i dokumentach Word (.doc) oraz wsparcie dla dużych animowanych gifów.

Królem wśród pakietów aplikacji biurowych dla komputerów osobistych pozostaje bez zmian Microsoft Office, choć od lat konkurencja nie śpi, a walka toczy się zwłaszcza obecnie, przede wszystkim na urządzeniach mobilnych. Tutaj pozycja Microsoftu Office jest słaba, a to m.in. za sprawą pakietu iWork (dostępnego za darmo wraz z zakupem nowego iPhone'a, iPada czy iPoda touch) oraz aplikacji biurowych od Google. Firma ta właśnie wydała swój program do prezentacji - Slides - w wersji dla iOS i zaktualizowała pozostałe dwa: Docs i Sheets. Aktualizacja Docs i Sheets przyniosła możliwość otwierania, edycji i zapisywania plików w domyślnych formatach Worda i Excela. Wydany właśnie w wersji dla iOS program Slides pozwala na to samo w przypadku plików w formacie PPT (Microsoft PowerPoint). Korzystając teraz z aplikacji Google'a można bez problemu otwierać, edytować i tworzyć dokumenty w tych formatach. Czy aby na pewno? Nie wiem do końca jak jest z Docs i Sheets (zwłaszcza z rozpoznawaniem różnych formuł w komórkach) W przypadku Slides mam duże wątpliwości. Program pozwala co prawda na otwieranie i edycję prezentacji (nie tylko tych stworzonych w PowerPoint), ale i tych stworzonych w Sheets w wersji webowej. Niestety aplikacja dla iOS pozwala jedynie na dodawanie kolejnych slajdów (do dyspozycji kilka szablonów) i właściwie tylko tekstu. Nie mogę nigdzie znaleźć narzędzi do wstawiania obrazków, rysowania kształtów itp., które dostępne są w wersji webowej Google Sheets. Można co prawda edytować kształty stworzone za pośrednictwem przeglądarki (możemy zmienić grubość i kolor linii oraz kolor wypełnienia), ale mimo wielu prób zarówno na iPhone jak i iPadzie nigdzie nie znalazłem możliwość stworzenia kształtu bezpośrednio w samej aplikacji dla iOS. To moim zdaniem bardzo poważne braki, co czyni Slides raczej dość ograniczonym narzędziem do edycji i odtwarzania prezentacji. Google Slides dla iPhone'a i iPada w App Store za darmo: Pobierz z App Store Google Docs dla iPhne'a i iPada w App Store za darmo: Pobierz z App Store Google Sheets dla iPhone'a i iPada w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Piszę krótko, bo szkoda czasu na dłuższy tekst w tej sytuacji. Najlepszy moim zdaniem program do podcastów dla iOS - Instacast - dostępny jest dzisiaj tylko za darmo. Instacast poza typowymi funkcjami znanymi z chyba wszystkich aplikacji do odtwarzania podcastów, jak odtwarzanie w różnym tempie (przyspieszenie x 1,5, 2, 3 i spowolnienie x 0,5), przeskakiwanie do przodu i do tyłu (z możliwością ustawienia interwału - domyślnie 30 sekund), no i pobieranie najnowszych odcinków do odsłuchu offline, posiada także kilka moim zdaniem bardzo przydatnych, jak dodawanie zakładek w konkretnym miejscu podcastu oraz synchronizację pomiędzy urządzeniami (jest też wersja tego programu dla Mac) za pomocą własnej dedykowanej chmury Instacast Cloud (należy założyć tam konto). Użytkownik ma do dyspozycji także też funkcję wyłączania czasowego, jeśli slucha podcastu do poduchy lub prowadzący mocno przynudza. Instacast pozwala nie tylko na odtwarzanie podcastów audio ale także wideo. Jest przy tym spolonizowany i domyślnie serwuje listę sugerowanych podcastów w naszym języku. Przy okazji jak zwykle zapraszam do słuchania mojego autorskiego podcastu Diabelskie Ustrojstwa oraz podcastu MacGadka. Instacast dla iPhone'a i iPada w App Store (przez chwilę za darmo): Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Wielokrotnie zdarza się, że potrzebuję pobrać z danej strony internetowej większą liczbę obrazków. Ma to miejsce, gdy przygotowuję się do napisania artykułów i pobieram konkretne zdjęcia, a także w wielu różnych przypadkach. Klikanie prawym przyciskiem myszy na każdy obrazek i pobieranie go jest żmudnym i czasochłonnym zajęciem. Po raz kolejny z pomocą przychodzi Automator.

Automator to potężne narzędzie, które często może ułatwić nam wykonywanie monotonnych czynności, a także rozszerzyć zakres naszych możliwości przy korzystaniu z komputera Mac. Kilka dni temu zdarzyła mi się następująca sytuacja. Wysyłałem osobie, która pracuje na systemie Windows pliki, które wcześniej wyeksportowałem z Pages do formatu .docx. Niestety okazało się, że ta osoba nie posiada pakietu Office, a jedynie darmowy Open Office, który obsługuje jedynie format .doc. Niestety Pages nie posiada opcji eksportu do tego rozszerzenia. Ręczna zmiana kilkudziesięciu plików byłaby bardzo męcząca, a zwykłe dodanie tekstu na koniec nazwy pliku, nawet za pomocą Automatora, niczego by nie zmieniło.

Crowdsourcing to świetna metoda włączania w prace nad jakimś projektem masy ludzi. Dane czy treści do jakiegoś projektu czy produktu zbierają sami jego użytkownicy. Wykorzystywany jest on dość powszechnie z korzyścią dla obu stron. W taki sposób Google zbiera zdjęcia sferyczne do swoich map. To dzięki użytkownikom wysyłającym tego typu właśnie fotografie możemy rozejrzeć się w miejscach, których nie obejmuje Street View. Aby ułatwić użytkownikom tworzenie i dodawanie do map zdjęć sferycznych Google dodało już jakiś czas temu odpowiednią funkcję do systemu Android. Kilka dni temu to samo narzędzie, już jako aplikacja dla iPhone'a pojawiło się w App Store. Photo Sphere Camera (lub Aparat Photo Sphere) przypomina mi wydany w 2011 roku przez Microsoft program Photosynth (opis na mackozer.pl), który także pozwala na tworzenie tego typu fotografii. Aplikacja od Google jest jednak narzędziem stworzonym w konkretnym celu - rozbudowania bazy zdjęć we własnej usłudze map. Pozwala ona właściwie tylko na wykonanie zdjęcia sferycznego i opublikowanie go w serwisie Google Maps. Nie jest to program społecznościowy, w którym możemy podziwiać tego typu fotografie wykonane przez innych użytkowników, choć znajdziemy w nim dwa przykładowe zdjęcia sferyczne. Samo stworzenie takiej fotografii jest stosunkowo proste. Wykonujemy kolejne zdjęcia przesuwając się w prawo lub w lewo, naprowadzając "celownik" aparatu na wyświetlany na ekranie pomarańczowy punkt. Program następnie łączy je w całość. Na koniec pozostaje tylko opublikować nasze dzieło w Google Maps - to jedyny sposób podzielenia się nim z innymi. Nie wiem jak Wy, ale ja często korzystam z Google Street View oraz właśnie z fotografii sferycznych dostępnych w mapach od Google. Teraz będę mógł dodawać je sam. Photo Sphere Camera dla iPhone'a w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Kilka dni temu Michał Masłowski pisał na MyApple o bliskich rekordowych cenach akcji Apple, które przekroczyły wartość 100 dolarów (czyli ponad 700 dolarów uwzględniając niedawny split w stosunku 1:7). Michał wyjaśnił dlaczego Apple jeszcze brakuje trochę do rekordu. Jako że temat giełdy i finansów Apple to dla mnie temat dość grząski, a rekordowe ceny akcji Apple to świetna okazja by o tym porozmawiać i podpytać fachowca, zaprosiłem do tego odcinka właśnie Michała. Osobiście nie znam wśród użytkowników Apple, blogerów i podcasterów większego fachowca od finansów i giełdy od niego. Dziewiąty odcinek to rozmowa totalnego finansowego i giełdowego analfabety - czyli mojej nieskromnej osoby - z kimś dla kogo tego typu tematy nie stanowią zagadki. Mi ta rozmowa sporo wyjaśniła, była szybkim kursem finansów Apple dla opornych. Michała Masłowskiego znacie m.in. z newsów dotyczących wyników finansowych Apple, a przed wszystkim z MacGadki i bloga MacTutorial. Warstwę muzyczną tym razem zapewnia mój od wielu lat nieistniejący już zespół The Company. Nagranie, które możecie usłyszeć zostało zarejestrowane... 18 lat temu, bo w roku 1996. Zapraszam do odsłuchu. Diabelskie Ustrojstwa w iTunes StoreObserwuj @mackozer

Firma Lytro znana jest ze swoich plenoptycznych aparatów fotograficznych. Plenoptycznych - czyli takich, które za sprawą specjalnego zestawu soczewek i odpowiedniej matrycy wykonują zdjęcia, w których można zmieniać punkt ostrzenia. Wykonujemy zdjęcie, a potem już oglądając je w odpowiednim programie sami ustawiamy sobie, czy chcemy wyeksponować pierwszy czy dalszy plan. Do niedawna brakowało jednak aplikacji, która pozwoliłaby wygodnie dzielić się takimi zdjęciami. Już jest, firma Lytro właśnie udostępniła taki program w App Store. Aplikacja Lytro pozwala na przeglądanie zdjęć zrobionych aparatami tej firmy. Możemy dowolnie zmieniać punkt ostrzenia w każdym zdjęciu. Oczywiście wykonywanie takich zdjęć także wymaga pewnego doświadczenia. Wiele zależy od kompozycji sceny. Odpowiednie ułożenie planów pozwala cieszyć się uzyskanym efektem. Zdjęcia możemy także polubić, możemy także opublikować własne. Program pozwala na połączenie bezprzewodowe z aparatem Lytro (obecnie firma ma w ofercie dwa modele). Tego typu aparaty plenoptyczne nie są tanie, dlatego zabawa w tego typu fotografię to wciąż temat dość niszowy. Dzięki aplikacji Lytro będzie można z bliska przyjrzeć się uzyskiwanym za ich pomocą efektom. Lytro dla iPhone'a i iPada w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Na pojawienie się tej gry w polskim App Store czekałem od jakiegoś czasu. Disney, ale i kilku innych wydawców ma dziwny zwyczaj wprowadzania nowych gier czy aplikacji do stosunkowo egzotycznych sklepów, jak na przykład nowozelandzki czy australijski App Store. Tak właśnie było w przypadku tej pozycji, czyli Star Wars: Commander.

Programy pocztowe to stosunkowo trudny temat. Nie ma jak dotąd aplikacji idealnej, która w 100 procentach pasowała by każdemu użytkownikowi. Opisywałem właśnie betę Mailbox - programu, który także nie jest wolny od wad. To, co mnie osobiście czasami odrzuca od aplikacji mailowych, to fakt odpalania całej wielkiej maszynerii. Całego programu, pobierania wiadomości itp., kiedy tak naprawdę chcę sklecić maila skupiając się na jego treści, bez zerkania na to, co właśnie przyszło. Rozwiązaniem może być prosty, czy wręcz minimalistyczny program Let.ter. Let.ter przypomina prosty edytor tekstu wspierający proste formatowanie za pomocą znaczników Markdown. Każde okno to nowa wiadomość. Aplikacja pozbawiona jest zbędnego interfejsu. Adres lub adresy wpisujemy w lewym dolnym rogu. W prawym możemy podejrzeć gotowy list i wysłać go. To właściwie wszytko co potrafi Let.ter. Nie ma tutaj wsparcia dla podpisów, choć nikt nie broni nam się podpisać ręcznie lub wkleić podpis z innego programu. Program Let.ter dostępny jest w cenie 3,99 dolarów na stronie theletterapp.comObserwuj @mackozer

Zapanowanie nad zawartością skrzynki mailowe jest w moim przypadku rzeczą niemalże niemożliwą. Liczba nieprzeczytanych wiadomości w moim "inbox" już dawno przekroczyła 666. Często są to śmieci generowane automatycznie przez różnego rodzaju serwisy społecznościowe czy inne usługi sieciowe, czasem noty prasowe, także wysyłane z automatu przez agencje PR. Kiedy pojawił się Mailbox dla iPhone'a liczyłem, że wreszcie sobie z tym poradzę. Niestety, nie dałem rady. Doprowadzenie do porządku tak zaniedbanej skrzynki, a właściwie skrzynek na iPhone zajęłoby wieku. Dlatego czekałem z niecierpliwością na pojawienie się bety Mailbox dla Mac. Wreszcie jest. Sama aplikacja, w wersji beta oczywiście, dostępna jest bezpośrednio ze strony Mailbox. Wymaga jednak aktywacji za pomocą specjalnie spreparowanego GIF-a, przedstawiającego monetę Beta Coin (nieprzypadkowe skojarzenie z Bitcoin). Te rozsyłają twórcy programu do zarejestrowanych w programie beta użytkowników. Niektórzy z nich otrzymują dodatkowe "beta coiny", które mogą rozdać np. znajomym, także niecierpliwie czekającym na możliwość aktywacji tego programu. Tak jak w wersji dla iPhone'a ideą programu jest poradzenie sobie z napływającą pocztą poprzez na bieżąco reagowanie na każdą nową wiadomość. Każdą wiadomość możemy oznaczyć jako przeczytaną, możemy ją także skasować, wysłać do jednego z folderów, albo - jeśli w danej chwili nie możemy się nią zająć - odłożyć na później. Program działa bardzo szybko, a to za sprawą ładowania tylko krótkich fragmentów wiadomości. Co więcej, dzięki komunikowaniu się za pośrednictwem Dropboksa z wersją mobilną zawartość obydwu wersji aktualizowana jest w mgnieniu oka. Dodatkowo obydwie wersje Mailbox pozwalają na odkładanie wiadomości z jednego urządzenia na drugie, np. z iPhone'a na Maca lub odwrotnie. Nie ma jednak nic za darmo. Podobnie jak na iPhone program nie wyświetla pełnej zawartości wiadomóści, a jedynie to, co istotne. Zauważyłem, że ma na przykład problem z wyświetlaniem obrazków w stopkach/podpisach poszczególnych maili. Niby to nie problem - oszczędzamy miejsce, ale jednak czasem wyświetlenie obrazka w stopce może mieć znaczenie. Wspomniany już Dropbox wykorzystywany jest także do przechowywania szkiców wiadomości. Mailbox dla Mac nie zapisuje ich w odpowiednim folderze skrzynki pocztowej, ale właśnie na naszym koncie w Dropbox. Ma to swoje zalety i wady - szkice synchronizowane są bardzo szybko pomiędzy jedną i drugą wersją, ale nie będziemy mieli do nich dostępu z innych aplikacji pocztowych. Musimy też założyć sobie konto w Dropboksie (podejrzewam, że mało jest osób wśród czytających ten tekst, które nie mają konta w tej usłudze). Podobnie jak wersja dla iPhone'a tak i Mialbox dla Mac posiada funkcję auto-swipe, czyli automatycznego reagowania na odpowiednie maile. Program uczy się naszych reakcji, by usprawnić i przyspieszyć proces, np. odznaczania jako przeczytanych wiadomości generowanych automatycznie przez niektóre serwisy itp. Interfejs Mailbox dla Mac przypomina oczywiście wersję dla iPhone'a, możemy jednak podejrzeć na raz zarówno wybraną wiadomość, listę wiadomości w skrzynce (program oferuje oczywiście skrzynkę zbiorczą) oraz listę samych skrzynek pocztowych i folderów. Stonowana kolorystyka nie do końca mnie przekonuje, tak jak i wyświetlanie właściwiej wiadomości w ramce. Podoba mi się za to sposób reakcji interfejsu na skróty klawiszowe, a dokładnie na wciśnięcie klawisza CMD. Wszystkie ikony interfejsu zmieniają się w litery, sugerujące przypisany im skrót klawiszowy. Bardzo fajne rozwiązanie. Mailbox dla Mac to oczywiście nie jest program dla każdego i przyznam się, że nie jestem do końca przekonany, czy jest to program dla mnie. Z jednej strony nie wspiera kont pocztowych Yahoo czy Exchange, z drugiej strony nie mogę się przekonać do jego wyglądu. Od lat korzystam ze Sparrow i jakoś dotąd żaden inny program nie przekonał mnie do przesiadki. Czy tak będzie w przypadku Mailbox? Czas pokaże. Mailbox dla Mac w wersji beta pobrać można ze strony: www.mailboxapp.comObserwuj @mackozer