Wśród klientów poczty dla Mac od czasów pojawienia się Sparrow nie wiele się działo. Systemowa aplikacja ma chyba tylu zwolenników co przeciwników. Dla mnie jest zbyt skomplikowana, pozostawiając po sobie jedynie wrażenie chaosu. Jest też Thunderbird i zbudowana na jego bazie płatna aplikacja Postbox. Sparrow był w tym towarzystwie zupełnie nową jakością. Niestety, prace nad nim zostały zakończone po tym, jak został kupiony przez Google ponad rok temu. Później w tym temacie nastała cisza. Kilka miesięcy temu pojawiło się jednak światełko w tunelu. Pojawiła się publiczna beta programu Airmail, która doczekała się opisu jeszcze na mackozer.pl. Teraz ostatecznie program pojawił się w Mac App Store w cenie 1,79 €. Airmail już na pierwszy rzut oka podobny jest do Sparrow. W jednym i drugim znajdziemy ciemno szary pasek folderów dla danego konta. W Airmail wydzielono jedynie osobny pasek do nawigacji pomiędzy poszczególnymi kontami pocztowymi. Niewątpliwą zaletą takiego rozwiązania jest to, że mając otwartą skrzynkę zbiorczą (All Accounts) cały czas mamy dostęp do folderów poszczególnych kont pocztowych. Poszczególne kolumny można oczywiście ukrywać, jeśli nie są nam potrzebne. Użytkownicy tylko jednego konta pocztowego będę więc mogli ukryć pasek nawigacji pomiędzy poszczególnymi skrzynkami. Ukrywając kolumnę z podglądem folderów w danej skrzynce dostajemy wygląd właściwie identyczny ze Sparrow. Na pasku nawigacji pomiędzy poszczególnymi kontami pocztowymi pojawiają się dodatkowo ikony poszczególnych folderów w danej skrzynce. To jednak nie koniec możliwości dostosowania jego wyglądu. Możemy zmieniać także wygląd listy wiadomości w danej skrzynce. Do wyboru mamy kilka różnych tematów, dla mnie najbardziej optymalnym wyglądem jest ten wybrany domyślnie. Przy widocznej kolumnie folderów w skrzynkach pocztowych mamy możliwość filtrowania wiadomości. Na górnej belce tej kolumny znajdziemy ikony pozwalające na przefiltrowanie wybranej skrzynki. Możemy ustawić program tak, by pokazywał tylko wiadomości nieprzeczytane, oznaczone gwiazdką, tylko te, które posiadają załączniki lub te, które są konwersacjami. Mamy możliwość także wybrania tylko wiadomości od jednego konkretnego nadawcy. Bardzo przydatna rzecz, jeśli zaczynamy gubić się w zawartość naszej skrzynki. Airmail, tak jak Sparrow pozwala na powiązanie go z naszym kontem na Dropboksie. Dzięki czemu nie musimy zaśmiecać naszej i czyjejś skrzynki załącznikami, które będą ładowane na nasze konto w chmurze i stamtąd ładowane do wiadomości lub pojawią się jako link, do ich pobrania. Podobnie jak w Sparrow mamy możliwość napisania szybkiej odpowiedzi tuż nad odczytaną wiadomością, lub w osobnym oknie kreatora wiadomości. Z tą pierwszą funkcją mam problem. Każdorazowa próba skorzystania z szybkiej odpowiedzi wywala Airmail. Podejrzewam, że to choroba wieku dziecięcego i pierwsza aktualizacja rozwiąże ten problem. Interfejs kreatora wiadomości w osobnym oknie jest trochę bardziej ociężały od białego i minimalistycznego Sparrow, spełnia jednak swoje zadanie i korzysta z podobnych rozwiązań. W preferencjach programu poza wyborem skórek, możliwością dodawania kolejnych kont pocztowych, zdefiniowania podpisów, ustawienia powiadomień, czy połączenia programu z Dropboksem znajdziemy także możliwość określenia ile zasobów systemowych wykorzystywać ma ten program. Mała ilość zasobów to teoretycznie dość wolne jego działanie. W praktyce jednak program działa nie gorzej niż Sparrow, do którego jest porównywany. Czy Airmail wyprze Sparrow, z którego korzystam codziennie? Tego nie wiem. Na pewno czekam na aktualizację naprawiającą szybkie odpowiedzi. Zauważyłem też, że program wymaga trochę więcej ustawień niż Sparrow w przypadku korzystania z poczty we własnych domenach, w ramach usług hostingowych (musiałem np. ustawić dla tych kont folder poczty niechcianej, archiwum czy kosza). Airmail dostępny jest w Mac App Store w cenie 1,79 €. Airmail w Mac App Store
W App Store znaleźć można pewną ilość aplikacji, które mogą urzec użytkownika swoim pięknem, prostotą, choć same w sobie wydają się niespecjalnie użyteczne, albo ich funkcjonalność jest drastycznie ograniczona w porównaniu do innych programów. Mimo wszystko pobieramy je i korzystamy z nich. Trudno przy ocenie tych programów silić się na jakikolwiek obiektywizm. Do jednego użytkownika trafi jeden, a do innego drugi program. Dla mnie jedną z tego typu aplikacji jest Rainingfm dla iPhone'a i iPada. Rainingfm to prosty program, który odtwarza - jak łatwo się domyślić - dźwięki deszczu. Możemy do nich dodać także odgłosy lekkiej i silnej burzy. Poziom dźwięku każdego z tych kanałów możemy regulować odpowiednio dla naszego nastroju. Właściwie to wszystko, pozostaje włożyć słuchawki i odprężyć się przy dźwiękach deszczu. Dodam tylko, że dla urozmaicenia, aplikacja wyświetla także zdjęcia przedstawiające deszcz właśnie, a które pojawiają się w serwisie internetowym raining.fm, którego niniejsza aplikacja jest niejako wersją mobilną. Dodatkowo w programie znajdziemy prosty alarm, pozwalający na ustawienie przerwy w pracy lub timer, który wyłączy aplikację, jeśli słuchamy deszczu i burzy do poduszki. Właściwie jedynie do czego mogę się przyczepić w przypadku tego programu to jego cena. Rainingfm dla iPhone'a i iPada kosztuje aż 1,79 €. To moim zdaniem zdecydowanie za dużo, jak na jego możliwości. Rainingfm w App Store
Ostatnio znowu robi się ciekawie na rynku aplikacji do upiększania fotografii. Ledwo co opisywałem Analog Camera dla iPhone'a, a w App Store pojawił się kolejny program warty uwagi. Mowa o Mextures dla iPhone'a.
Cały czas zastanawiam się, co takiego Apple może zaproponować dla rynku PRO.
Tapbots zaktualizowało właśnie Tweetbota, jedenego z najlepszych klientów Twittera dla Mac. Aplikacja zyskała kilka przydatnych funkcji, głównie w obszarze interfejsu użytkownika. Przede wszystkim jest to tzw. media timeline, przefiltrowany strumień tylko tych tweetnięć, które zawierają obrazki lub filmy. Aby dostać się do tego strumienia, należy wyświetlić najpierw pasek wyszukiwarki (CMD+F), a następnie kliknąć w ikonę z prostokątem. Poprawiono także nieznacznie szczegółowy widok wybranego tweetnięcia. Teraz znajdziemy tam informację o liczbie jego retweetnięć i polubień. Kolejną nowością jest wyświetlanie obrazów w profilach użytkowników. Poprawiono także nawigację w obrębie tychże profili. Przewinięcie ich w dół odsłania większą liczbę ich tweetnięć. Wcześniej były jednak problemy z powrotem do informacji o danym użytkowniku. Teraz wystarczy kliknąć dwa razy w belkę tytułową by wrócić do podstawowego widoku profilu danego użytkownika. Aktualizację znajdziecie oczywiście w Mac App Store, a jeśli dotąd nie przesiedliście się jeszcze na Tweetbota, to szczerze polecam, choć program nie należy do tanich. Tweetbot dla Mac dostępny jest w Mac App Store w cenie 17,99 €. Tweetbot for Twitter w Mac App Store Zawsze możecie odezwać się do mnie na Twitterze. Znajdziecie mnie pod nickiem mackozer.
Adobe wydało właśnie bardzo ciekawą aplikację dla iPhone'a o nazwie Kuler, będącą mobilnym rozszerzeniem istniejącego już serwisu o tej samej nazwie. Kuler to miejsce, w którym graficy, projektanci mogą przechowywać i gromadzić, a także wymieniać się różnymi zestawami kolorów. Teraz dzięki nowej aplikacji dla iPhone'a można będzie chwytać te zestawy z otoczenia, niemal tak jak motyle za pomocą specjalnej siatki. Adobe Kuler pobiera obrazy bezpośrednio z kamery lub z biblioteki iPhone'a i wybiera z nich kolory, układając je w kompozycje kolorystyczne. Jeśli któraś nam się spodoba wystarczy stuknąć w centralnie położony na dolnej belce przycisk i zapisać taki zestaw w pamięci urządzenia. Miejsca pobrania próbek oznaczone są na obrazie z kamery markerami. Możemy je ręcznie przesunąć, jeśli nie jesteśmy do końca zadowoleni z wyboru dokonanego przez aplikację. Każdy zestaw można dowolnie nazwać, oznaczyć tagami, upublicznić, a także dokonać pewnych korekcji każdego ze znajdujących się w nim kolorów. Oczywiście program daje nam możliwość zalogowania się do naszego konta za pomocą Adobe ID. Adobe Kuler dla iPhone'a dostępny jest w App Store za darmo. Adobe Kuler w App Store
Hipstamatic był jedną z pierwszą aplikacji dla iPhone'a pozwalającą na upiększanie zdjęć i to w sposób bardziej wyrafinowany czy też hipsterski. Z tego co pamiętam, filtr wybierało się przed zrobieniem zdjęcia i później nie można już było tego zmienić. Nie wiem jak jest obecnie, gdyż zwyczajnie z Hipstamatic nie korzystam. Ta płatna aplikacja, a raczej jej twórcy to moim zdaniem najwięksi przegrani w mobilnej fotografii. Przegapili pewną samoczynną rewolucję wynikającą z potrzeb użytkowników. Nie udostępnili swojej aplikacji za darmo i nie zbudowali wokół niej społeczności. Zrobił to Instagram i jego twórcy, którzy wygrali wszystko, łącznie z niemałą sumą pieniędzy, w chwili przejęcia aplikacji i serwisu przez Facebooka. Teraz, po latach, ekipa stojąca za Hipstamatic próbuje nadrobić zaległości. W App Store pojawiła się społecznościowa aplikacja fotograficzna o nazwie Oggl, czyli taki właśnie Instagram dla hipsterów. Oggl to dalej program hipsterski. Nie wygląda specjalnie nowocześnie i atrakcyjnie. Mozemy w nim robić zdjęcia i korzystać z różnych wirtualnych filmów i obiektywów, odpowiedników efektów w Instagram. Przyznam, że te w Hipstamatic są całkiem niezłe. Podczas robienia zdjęcia mamy możliwość wyboru jednego z kilku przygotowanych zestawów (czyli tzw. presetów). Co ciekawe, zrobione prze nas zdjęcie nie trafia od razu do sieci, a do biblioteki w programie. Stamtąd możemy wybierać ostatecznie zdjęcia, które trafią do sieci. To właśnie tutaj możemy zmienić zestaw efektów. Tak, jak w Instagram mamy strumień zdjęć osób, które obserwujemy lub strumień globalny, fotografii polecanych. Możemy je polubić lub skomentować. W każdej chwili możemy podejrzeć także szczegółowe informacje o danym zdjęciu, jak wybór efektów czy miejsce, w którym zostało zrobione. Co ciekawe, Hipstamatic podszedł do tematu w sposób podobny do twórców App.net, choć na szczęście nie tak radykalny. Z tego co rozumiem to podstawowe konto w serwisie jest dostępne za darmo. Jeśli chcemy być prawdziwymi członkami tej społeczności, to musimy zapłacić: 8,99 € za rok lub 2,69 € za trzy miesiące. W zamian otrzymujemy dostęp do pełnej kolekcji filmów i obiektywów (a więc filtrów) wolność od reklam oraz gwarancję, że nasze zdjęcia nie zostaną wykorzystane bez naszej wiedzy. Spotkałem się także z informacją, że osoby, które kupiły niektóre filtry w aplikacji Hipstamatic, nie mogą z nich korzystać w Hipstamatic Oggl, muszą kupić je jeszcze raz lub wykupić subskrypcję. Nie mogłem tego sprawdzić, gdyż zwyczajnie nigdy w Hipstamatic nie kupiłem żadnego dodatkowego zestawu obiektywów czy klisz. Przyznam, że Hipstamatic Oggl mnie nie przekonuje. Nie jestem hipsterem, więc może nie kręci mnie fakt, bycia wśród elitarnej grupy "ifotografików". Na zdecydowany plus odbieram dostępne w programie filtry oraz fakt, że jak dotąd znalazłem w nim same ciekawe zdjęcia, ale to ostatnie to żaden argument. Wszystko tak naprawdę zależy od tego, kogo obserwujemy. Hipstamatic Oggl dla iPhone'a dostępny jest w App Store za darmo. Hipstamatic Oggl w App Store
Część z Was pewnie wie, że nie jestem wielkim fanem oficjalnej aplikacji Twittera dla iPhone'a i iPada. Od dawna korzystam z Tweetbota na wszystkich moich urządzeniach z jabłkiem. Staram się jednak trzymać rękę na pulsie i informować na bieżąco także o nowych aktualizacjach oficjalnej aplikacji. Co ciekawe, choć to program uniwersalny to otrzymuje oddzielne aktualizacje dla iPhone'a i iPada. Ostatnia przynosi wyraźną poprawę jego wyglądu. Zrezygnowano z wyświetlania strumienia tweetów w formie obramowanego okna.
Realmac to firma dobrze znana użytkownikom zarówno komputerów Macintosh jak i iPhone'ów. Studio to wypuściło wiele świetnych aplikacji, wliczając w to Rapidweaver , LittleSnapper , a także minimalistyczny manager rzeczy do zrobienia - Clear . W chwili wydania był to program w pewien sposób rewolucyjny, gdyż nie zawiera właściwie interfejsu. Ten tworzony jest przez samą treść, czyli zadania, a cały program sterowany jest gestami. Realmac ma na swoim koncie całkiem ładny, ale na tle konkurencji moim zdaniem dość przeciętny program do upiększania zdjęć na Mac o nazwie Analog . Teraz doczekał się on wersji dla iPhone'a o nazwie Analog Camera . Warto o tej aplikacji napisać kilka zdań.
Na co dzień spotykam się z ludźmi wykorzystującymi komputery do 'ciężkiej pracy'. Najczęściej są to stacje robocze HP, Dell lub Apple. Każdy ma swoje preferencje, przyzwyczajenia, ale w biznesie przecież nie o to chodzi. Liczy się czas. Czas to pieniądz. Dlatego wybierając jednostkę do obliczeń szukamy maszyny, która wykona nam wszystkie niezbędne obliczenia w jak najkrótszym czasie. Ostatnio z powodu braku następcy Maka Pro, obserwuję jak wiele firm odchodzi od Apple. Nie chcą czekać. Robotę trzeba wykonać, a konkurencja co chwilę serwuje nowe rozwiązania. Apple wciąż sprzedaje 'odgrzewany kotlet' (już tylko po za Europą), technologicznie pamiętający 2008 rok (Mac Pro 4.1) i lekko odświeżony w 2010 (Mac Pro 5.1), Oba modele mają taką samą płytę główna. W 5.1 zmieniono tylko EFI, żeby mogło obsłużyć nowsze procesory. W internecie krążą opisy, jak przerobić starszą wersję na nowszą, żeby można było zastosować szybsze pamięci i nowsze procesory. Ale na dzień dzisiejszy to wciąż za mało. Z Apple trudno jest zaplanować przyszłość w firmie. Bo przecież nikt nie kupi maszyny za ok. 15 000, gdzie za chwilę okaże się, że jest niekompatybilna z nowym sprzętem (PCIe x3, SATA 3, Thunderbolt, USB 3.0, eSata itp). Ciągle brak jakichkolwiek konkretów kiedy rozpocznie się produkcja i co będzie sobą prezentować nowy Mac Pro. Jakie nowe rozwiązania zaproponuje Apple 'poweruserom'?
Trochę się obawiam zbliżającej się konferencji WWDC. Powód jest prosty, jestem umiarkowanym fanem płaskich interfejsów. A wszelkie znaki na niebie i ziemi wskasują, że wyczekiwany "flat design" stanie się faktem.
Wydawać by się mogło, że dodatkowa i do tego płatna aplikacja do nagrywania filmów na iPhone to zły pomysł. Wszak w systemie jest już odpowiedni program, który pozwala na nagrywanie. Nie pozwala on jednak na zbyt wiele i poza prostą rejestracją audio-wideo nic specjalnego nie oferuje. Jeśli często nagrywacie filmy na iPhone powinniście zwrócić uwagę na świetny program Videon, autorstwa Sylwestra Łosia, twórcy popularnego ArtStudio. Videon już na starcie oferuje więcej niż systemowa aplikacja kamery. Mamy możliwość dokładnego określenia i zablokowaniu punktu ostrzenia i ekspozycji oraz zablokowania balansu bieliu Jest też bardzo wygodne pokrętło to przybliżania i oddalania (zoom). Wystarczy przesunąć kciukiem w jedną lub drugą stronę zamiast używać gestu rozszerzania palców. Program pokazuje też stan baterii oraz ilość wolnego miejsca w pamięci urządzenia, dzięki czemu nagłe przerwanie nagrywania nie powinno nas zaskoczyć. Osobiście bardzo doceniam wymienione wyżej funkcje, zwłaszcza płynny zoom pod kciukiem oraz informację o stanie baterii i pamięci. To jednak nie wszystko. Program zapisuje filmy we własnej bibliotece i tam odkrywa kolejne możliwości, tym razem edycji różnych parametrów zarejestrowanego filmu. Mamy możliwość zmiany prędkości, puszczenia filmu od tyłu, zmianę ekspozycji, kontrastu, kolorów i ich nasycenia, wyostrzenia filmu, przerobienia na czarno-biały. Film można wyprostować, zmienić jego rozdzielczość i jakość. Zmiana wybranego parametru odbywa się za pomocą wygodnego pionowego suwaka. Mamy też możliwość połączenia kilku nagranych filmów w jeden dłuższy. Gotowy film możemy zapisać bezpośrednio w rolce systemowej w iPhone. Bardzo dobra robota Sylwek! Videon dla iPhone'a dostępny jest w App Store w cenie 2,69 €. Videon w App Store Mam dla Was trzy kody na Videon do App Store, które pojawią się w komentarzu do niniejszego wpisu w przeciągu pół godziny od jego publikacji.
Jak pewnie wiele osób w naszym kraju mam problem ze zrzuceniem zbędnych kilogramów. Biegam trochę, trochę chodzę na basen, ale najwyraźniej to za mało. Przydałaby się jakaś codzienna gimnastyka. Okazuje się, że wystarczy 7 minut i odpowiedni zestaw ćwiczeń proponowany przez zbudowanego z pikseli naszego osobistego trenera. Mowa o aplikacji Workout (7 Minute Body Fitness Exercise) dla iPhone'a.
Podczas mojej przygody z blogowaniem i relacjonowaniem różnych imprez nie raz korzystałem z systemowej aplikacji Dyktafon w iPhone. Sam program świetnie spełnia swoje zadanie przy prostych nagraniach. Nie znajdziemy jej jednak w iPadzie, a przecież iPad może równie dobrze nadać się do nagrywania np. wykładów, prezentacji czy sporządzania notatek głosowych. Warto zatem rozejrzeć się za alternatywami, które oferują więcej niż systemowa aplikacja dla iPhone'a no i przy okazji dostępne są także na iPadzie. Takim programem jest Recordium. Recordium to rozbudowany dyktafon, umożliwiający m.in. dodawanie notatek tekstowych, obrazków, oznaczanie nagrania tagami, lub wyróżniania jego fragmentów. Możemy to robić nie tylko na zapisanym już nagraniu ale w trakcie rejestracji dźwięku. Dzięki temu będziemy mogli w łatwy sposób dotrzeć do fragmentów, które są dla nas najbardziej wartościowe. Są one wszystkie widoczne na linii czasu nagrania. Wystarczy stuknąć by odsłonić zawartą w nich dodatkową informację. Ciekawie działa też funkcja automatycznej pauzy. Możemy ustawić graniczną wartość poziomu dźwięku. Jeśli będzie on niższy przez pięć sekund od zadanego, wtedy program automatycznie wstrzyma nagrywanie, do zwiększenia się jego poziomu. W ten sposób możemy łatwo pozbyć się pustych fragmentów (np. podczas wykładów), w których program rejestruje jedynie szum otoczenia. Aplikacja ma nie przerywać nagrywania jeśli musimy odebrać połączenie telefoniczne. Wydaje mi się, że to dość ważna funkcja, choć przyznam, że akurat jej nie testowałem. Recordium oferuje zapis w jakości niskiej (8 KHz), dobrej (22 KHz) i najlepszej (44 KHz) w formacie MP4 (domyślnym), AIFF, WAV i CAF. Całkiem nieźle prezentuje się możliwość odtwarzania zapisanych już notatek. Możemy je przyspieszyć lub spowolnić do dwóch razy czy przewinąć w jedną i drugą stronę o kilka sekund (jak w aplikacjach do słuchania podcastów). Nasze nagrania możemy otworzyć w innych aplikacjach, np. Dropboksie, możemy też wysłać je mailem, wreszcie możemy je także udostępnić przez WiFi. Ci z Was, którzy poszukują rozbudowanego rejestratora dźwięku, powinni zainteresować się właśnie Recordium, gdyż program przez ograniczony czas dostępny jest za darmo. Recordium w App Store
Ostatnio dość często zdarza mi się opisywać gry oparte na starych sprawdzonych patentach. Co ciekawe wiele z tych gier jest czarno białych. Zwykle w tym wypadku wspominam, że gra jest mroczna i pachnie ziemią i cmentarzem, jednak nie tym razem. Owszem, ta gra jest czarno biała, jest widok z boku i jest platformówką. Mowa o 1968 dla iPhone'a i iPada.
Mam wrażenie, że właśnie pękł worek z programami pocztowymi dla iPada. Jak przez długi okres czasu był tylko systemowy Mail, tak od kilku tygodni co rusz pojawia się nowa aplikacja. Mailplain, Evomail, wczoraj do wersji uniwersalnej zaktualizowany został Mailbox, a kilka dni temu odkryłem inny program pocztowy dla iPada o nazwie Birdseye.
To, że wróżbita ze mnie kiepski wiedzą Ci z Was, którzy czytają moje teksty od przynajmniej trzech lat. Tak, niemalże do dnia premiery zarzekałem się, że prędzej mi kaktus wyrośnie na dłoni, niźli Apple wypuści na rynek tablet. Skończyło się skomplikowaną operacją chirurgiczną przesadzenia kaktusa z dłoni do bardziej tradycyjnej doniczki.
1Password to aplikacja, której chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Ten dostępny świetny program dostępny dla Maka, iPhone'a i iPada, pozwala przechowywać dane logowania oraz inne ważne i mniej lub bardziej tajne informacje. Może także generować hasła trudne do złamania. Korzystam z niego na wszystkich moich urządzeniach. Niestety pod pewnymi względami wersja dla Mac wyraźnie odstaje od aplikacji dla iOS (mi najbardziej brakuje synchronizacji przez iCloud). Na tegorocznych targach Macworld firma Agilebits prezentowała na ustawionym na swoim stanowisku Maku 1Password 4. Teraz wreszcie rozpoczynają się beta testy tej wersji programu do których możecie się zapisać. Zdjęcie 1Password 4 zrobione podczas Macworld/iWorld 2013 Nowa wersja tego programu dla Mac ma pojawić się jeszcze w tym roku. Twórcy nie precyzują jednak kiedy.
W dniu dzisiejszym w App Store, a dokładnie w kiosku z gazetami pojawił się nowy, całkowicie elektroniczny tytuł prasowy 7 Dni GOSPODARKA PAP. Jak łatwo się domyślić, jest to tygodnik wydawany przez Polską Agencję Prasową, będący przeglądem informacji gospodarczych z Polski i świata z minionych siedmiu dni. Wiadomości są oczywiście wybrane przez zespół redaktorów PAP. Sam magazyn podzielony jest na cztery działy: "Polska", "Świat", "Aktualności" i "W Obiektywnie". Ten ostatni to oczywiście wybór zdjęć agencyjnych z minionego tygodnia. W dziale "Aktualności" znalazło się m.in. kalendarium wydarzeń nadchodzącego tygodnia, notowania giełdowe, kursy dzienne NBP oraz najnowsze informacje z kraju i ze świata. Od strony merytorycznej trudno jeszcze ocenić wydawnictwo po jednym numerze. Wydaje mi się, że tym wydawnictwem PAP może trafić nie tylko do osób żywo zainteresowanych tematami gospodarczymi ale także do przeciętnego użytkownika iPada czy tabletów z Androidem (magazyn dostępny jest takze w Google Play). Teksty podane są w sposób prosty i zrozumiały, tak że chce się je czytać. Niekiedy są one wzbogacone o dodatkowe informacje dostępne po stuknięciu palcem w podświetlone słowo. Całość została bardzo ładnie złożona i cieszy oko, co także zachęca do czytania. Wykorzystano tutaj pakiet Adobe Digital Publishing Suite. Nawigacja pomiędzy poszczególnymi artykułami w danym dziale, tak jak w wielu innych tytułach odbywa się w poziomie. Nawigacja w obrębie artykułu odbywa się w górę i w dół. Do dyspozycji mamy też podgląd artykułów, ułatwiający nawigację. 7 Dni GOSPODARKA PAP ukazywać się będzie w każdy piątek. Na obecną chwilę każde z nich dostępne jest za darmo. Wydawca wspomina jednak o okresie promocyjnym, podejrzewam więc, że po jakimś czasie tytuł będzie płatny. 7 Dni GOSPODARKA PAP w App Store
O Mailbox czyli aplikacji, która traktuje wiadomości e-mail jak zadania do zrobienia pisałem już kilkukrotnie. Przyznaję, że przy pierwszych dwóch próbach odbiłem się od niej i usunąłem ją z iPhone'a. Trzecie podejście, zażarło, a ja zrozumiałem o co tak naprawdę w tym programie chodzi. Zacząłem z niego intensywnie korzystać i nawet udaje mi się zapanować nad ważnymi wiadomościami, które wracają do mnie po zadanym terminie, kiedy normalnie bym już o nich zapomniał. To jest chyba najważniejsza funkcja tego programu, możliwość odłożenia wiadomości na kilka godzin, do wieczora, do jutra, czy na przyszły tydzień. Rozumiem też już czym różni się kasowanie od archiwizacji. Staram się wyrobić sobie lepsze kryterium oceny, które wiadomości mogę usunąć, a które powinienem zostawić w archiwum właśnie. Pewnym problemem był także brak wersji tego programu na Mac i iPada. Dzisiaj częściowo został rozwiązany. Mailbox został zaktualizowany do wersji uniwersalnej. Z racji, że Mailbox na iPadzie to ta sama aplikacja co na iPhone zmiany związane są z interfejsem wykorzystującym większy ekran urządzenia. Muszę przyznać, że na iPadzie korzysta się z tego programu świetnie. Teraz właściwie mogę zrezygnować z korzystania z systemowej aplikacji mail na iOS. Czeka mnie jednak przebrnięcie przez 4800 maili w skrzynce wrzutowej (Inbox). Mailbox dalej obsługuje niestety jedynie konta Google'a. Brakuje mi wsparcia dla iCloud, choć to na Gmail dostaję najwięcej korespondencji. Mailbox dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store za darmo. Mailbox w App Store
Jedna z popularniejszych aplikacji do tworzenia i zarządzania prostymi listami rzeczy do zrobienia - Clear - doczekała się małej, acz istotnej aktualizacji. Program zyskał przede wszystkim funkcję dzielenia się listą przez e-mail. Na iPhone wystarczy potrząsnąć urządzeniem by z dolnej krawędzi ekranu wysunął się panel z dostępnymi funkcjami: cofnij i wyślij listę poprzez e-mail właśnie. Lista wysyłana jest zarówno w formie graficznej oraz jako plik, który można otworzyć w Clear na innym iPhone lub komputerze Mac. W ten sposób możemy podzielić się z kimś naszą listą. Nie jest to jednak jej współdzielenie (tak, jak na przykład w darmowym Wunderlist). Przypomnę, ze Clear to prosta aplikacja do tworzenia i zarządzania listami rzeczy do zrobienia. Program, choć wciąż oferuje niezbyt wiele, był swego rodzaju rewolucją w projektowaniu aplikacji - nie posiada tak naprawdę osobnego interfejsu użytkownika. Są nim właściwie same listy obsługiwane za pomocą gestów (np. przeciągniecie listy w dół lub rozszerzenie na niej dwóch palców dodaje nowy punkt, a przesunięcie palcem po danym zadaniu w prawo odznacza je jako wykonane). Obydwie wersje programu synchronizują się przez iCloud. Realmac Software zapowiedziało także pojawienie się wersji Clear dla iPada. Rychło w czas. Clear dla iPhone'a dostępne jest już od ponad roku, a wersja dla Mac od jesieni roku ubiegłego. Program Clear dla iPhone'a dostępny jest w App Store w cenie 1,79 €. Clear dla iPhone'a w App Store Program Clear dla Mac dostępny jest w Mac App Store w cenie 8,99 €. Clear dla Mac w Mac App Store
Uwielbiam gry, w których rozwiązywać trzeba wszelkiego rodzaju łamigłówki, a zwłaszcza te, w których wplecione są one w ciekawą historyjkę z trochę karykaturalnie przedstawionymi postaciami, i jeśil dodać do tego ładną grafikę, to jestem zwykle kupiony. Tego typu gra trafiła niedawno na mojego iPada i iPhone'a. Mowa o Jacob Jones and the Bigfoot Mystery: Episode 1.
Firma Wacom, twórca m.in. popularnych stylusów Bamboo dla iPhone'a i iPada co jakiś czas wypuszcza także oprogramowanie dla iOS, pozwalające na korzystanie z tych narzędzi. Tym razem w App Store pojawiała się bardzo ładna aplikacja pozwalająca na tworzenie małych okolicznościowych pocztówek, ze zrobionych przez nas zdjęć. Mowa o Bamboo Loop dla iPhone'a.
Jestem bałaganiarzem, przyznaję się od razu. Wiem, że to trochę brzmi jak wyznanie anonimowego alkoholika, ale to ważne. Na początku należy sobie uświadomić własną ułomność, a dzięki temu potem jest już łatwiej. To trochę jak z alkoholizmem, łatwiej leczy się uzależnienie, jak nie zaprzeczamy jego istnieniu.
Sid Meier to osoba, której chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. To twórca popularnej serii gier Civilization. Tym razem jego najnowsza gra dla iPhone'a i iPada, pod tytułem Sid Meier's Ace Patrol , poświęcona jest walkom lotniczym podczas I Wojny Światowej.
Od lat nie korzystam z jednej z najbardziej popularnych aplikacji do obróbki grafiki rastrowej czyli Photoshopa. Dorobiłem się dawno temu wersji oryginalnej, jeszcze dla Windows, ale ostatecznie przy moich potrzebach skierowałem się w stronę tańszych rozwiązań, oferujących niemal wszystko to, co mi potrzebne. Od paru lat moim podstawowym edytorem grafiki rastrowej (teraz także i wektorowej) jest Pixelmator. Zanim przesiadłem się na niego zaliczyłem krótkie spotkanie z innym programem dla Mac do edycji zdjęć, był to Acorn. Niestety z wielu względów ale przede wszystkim z powodu dość powolnego działania szybko się z nim rozstałem. Teraz dałem mu kolejną szansę, gdyż do Mac App Store trafiła jego czwarta wersja. Program zyskał sporo nowości, przebudowie uległ też jego interfejs użytkownika. Można nie korzystać z Photoshopa, ale nie ma powodu by nie doceniać pewnych standardów przez tę aplikację ustanowionych. Jednym z nich jest panel czy jak kto woli paleta z narzędziami. Ta w Acorn 4 nawiązuje do Photoshopa. Pamiętam że w starszej wersji wyglądała ona zupełnie inaczej i była panelem we wspólnym oknie, z innymi funkcjami programu. Teraz podstawowe narzędzia, tak jak w Photoshopie czy moim ulubionym Pixelmatorze znalazły się na osobnej palecie. To, czego mi osobiście w Pixelmatorze brakuje to znanych z Photohsopa przycisków przełączania kolorów oraz pracy w trybie edycji maski. Znalazły się one w palecie narzędzi w Acorn 4, co odbieram na duży plus. Nie specjalnie przypadł mi jednak do gustu wygląd palety z warstwami, połączonej z opcjami wybranych narzędzi. Wolę mieć jedno i drugie w osobnych oknach. Skoro już jestem przy warstwach nie mogę nie wspomnieć o ważnej i bardzo przydatnej nowości (względem starej wersji programu, który kiedyś zagościł na moim Maku) warstw filtrów (Filter Layers), dzięki którym możemy nakładać na obrazki różne efekty modyfikujące, bez wprowadzania zmian w oryginalnym obrazku. Zarządzanie poszczególnymi parametrami danego filtra oraz samymi warstwami efektów odbywa się przez osobną paletę oraz punkty węzłowe danego filtra (punkt centralny i promień obszaru potraktowanego danym efektem) widoczne na obrazku. Każdy z efektów/filtrów, który wykorzystaliśmy na wybranej warstwie obrazka otrzymuje swoją warstwę (filter layer) we wspomnianej już palecie. Możemy je przestawiać względem siebie czy wyłączać. Tak stworzone zestawy warstw z filtrami możemy zapisać do późniejszego wykorzystania. Aby dodać nowy filtr wystarczy kliknąć w przycisk "+" na dole palety z filtrami warstw. Podobnie jak w Pixelmatorze Acorn 4 został wyposażony w wyszukiwarkę filtrów. Jeśli wiemy czego szukamy, nie musimy przedzierać się przez rozwijane menu, które z uwagi na zastosowaną wielkość liter nie jest zbyt wygodne. Na dole tejże palety znajdziemy także przycisk Flatten, pozwalający na ostateczne połączenie warstw i obrazka. Warstwy potraktowane filtrami są odpowiednio oznaczone. Przy ich kopiowaniu powielane są także filtry. Możemy je jednak łatwo wyłączyć, wystarczy kliknąć w "fx" na warstwie i wybrać "Disable Layer Filters". Nowością jest też możliwość korekcji zdjęcia poprzez krzywe. Jak w innych programach, możemy regulować wszystkie trzy składowe kolory na raz lub każdy z osobna. Do wyboru mamy także narzędzie Levels (poziomy), które także doczekało się aktualizacji (trzy suwaki, jak w Pixelmatorzy czy Photoshopie, funkcja podglądu na żywo zmiany histogramu. Acorn to jednak nie same nowości. Działanie czy dostęp do niektórych funkcji rozwiązany jest moim zdaniem lepiej czy bardziej intuicyjnie niż np. w Pixelmatorze. Wspomnę tutaj choćby o możliwość tworzenia nowych warstw. Zdecydowanie bardziej wolę menu w górnym pasku, gdzie znajdę np. tworzenie nowej warstwy z zaznaczenia poprzedniej. W Pixelmatorze jest to także możliwe, choć przez menu kontekstowe narzędzia zaznaczania, co nie do końca mi osobiście pasuje. Pod pewnymi względami Acorn jeszcze ustępuje Pixelmatorowi. Dziwi mnie na przykład dość prymitywna funkcja klonowania, która nie pozwala na wybranie własnego pędzla, co gorsza udostępnia tylko proste wygładzanie krawędzi, co nie pozwala na ładne wtopienie sklonowanego elementu w tło. Zabrakło też rozbudowanej obsługi kształtów, jak to ma miejsce w Pixelmatorze po jego ostatniej aktualizacji. To, co odbieram na plus to wyraźna poprawa szybkość pracy tego programu. Kiedyś moje podejście do starszej wersji Acorn skończyło się niepowodzeniem, właśnie ze względu na jego powolne działanie. Tymczasem Acorn 4 na tym samym starym MacBooku Pro 13 (fakt, z dyskiem SSD) działa naprawdę szybko. Zdaję sobie sprawę, że trudno jest porównywać ten program czy Pixelmatora z Photoshopem. Warto jednak ocenić jakie funkcje są nam tak naprawdę potrzebne i właściwie do tego zawęzić porównanie. Wtedy okazuje się, że nie ma co wydawać wiele na drogie programy, skoro w zupełności wystarczą tańsze alternatywy. Acorn 4 dla Mac dostępny jest w Mac App Store w cenie 26,99 €. To trochę więcej niż Pixelmator (13,99 €), ale zdecydowanie mniej niż Photoshop czy nawet Photoshop Elements (69,99 €). Acorn 4 w Mac App Store
To, że iPad to świetne urządzenie do przeglądania albumów fotograficznych nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Na moim iPadzie znajdziecie całkiem sporo tego typu programów. Od fotografii prasowej (np. Guardian Eyewitness czy Routers Wider Image) przez kolekcję reportaży Fotopedii, po galerię fotografii kosmosu zrobionych teleskopem Huble'a. Do kompletu brakowało mi dobrej aplikacji, która pokazywałaby ziemię widzianą z kosmosu właśnie. Okazuje się, że przynajmniej jedną przegapiłem. Mowa o wydanej przez NASA aplikacji Earth As Art .
Piątkowy wyjazd do Poznania zapowiadał się bardzo dobrze i w istocie do pewnego momentu taki był. Zajrzałem na Poznański Tweetup (pozdrawiam całą ekpię). Niestety, w miejscu, w którym się odbywał straciłem portfel z dokumentami i kartami kredytową i płatniczą. Nie wiem czy po prostu gdzieś mi wypadł czy zostałem okradziony. To teraz nieistotne. Przez niemal cały wieczór przeszukiwałem drogę z z miejsca, w którym raczyłem się piwem do naszego studia nagrań. Niestety, portfel i jego zawartość zniknęła. Niby w dzisiejszych czasach to nie problem. Przez infolinię zablokowałem karty, zastrzegłem też mój Dowód Osobisty, żeby nikt nie mógł wziąć na niego jakiegoś kredytu. Czeka mnie jeszcze wizyta na komisariacie policji, no i załatwianie nowego dowodu i prawa jazdy.
To była jedna z pierwszych gier na Atari 65 XE w jakie grałem i przez lata była jedną z lepszych. Miała ciekawą grafikę no i to, co w połowie lat 80-tych było takie ważne dla wielu chłopaków: można było zostać mistrzem karate bez męczących treningów w szkole. Gry tego typu, czyli tzw. bijatyki, były wtedy bardzo popularne, a ta pozycja łączyła w sobie walkę z przygotą, czy też misją. Nasz bohater musiał bowiem uratować księżniczkę Mariko z rąk złego samuraja Akumy. Jakiś czas temu, remake Karateki pojawił się w App Store. Pisałem o tej grze na mackozer.pl (recenzję możecie przeczytać TUTAJ ). Terez w App Store pojawił się oryginał z 1984 roku.