Gdy pojawiły się zapowiedzi "North & South" na iOS ucieszyłem się, bo pomysł wskrzeszania hitów retro na iOS jest naprawdę fantastyczny. Pech chciał, że jednak zapomniałem o tej grze i trafiłem przez przypadek na nią kilka tygodni temu i przyznam się, że się zawiodłem.
Wczoraj wieczorem Google zaktualizowało aplikację YouTube'a dla iOS. Zmieniła się ikona i wygląd programu tak, by pasował do interfejsu nadchodzącego systemu iOS7. To, co jednak robi największe wrażenie to funkcja obrazu w obrazie czyli PIP (skrót od angielskiego zwrotu "picture in picture"). Dzięki niej można przeglądać zawartość serwisu nie przerywając odtwarzania wybranego filmu. Aby zminimalizować go do miniatury wystarczy przeciągnąć go w prawy dolny róg ekranu. Później można przywrócić go na cały ekran, przeciągając w górę lub zamknąć, wykonując podobny gest w kierunku lewej krawędzi ekranu. Rozczarują się tyko ci z Was, którzy liczą na możliwość wyświetlania dwóch filmów jednocześnie (jednego w miniaturze). Funkcja PIP w aplikacji YouTube działa tylko przy wyszukiwaniu. Stuknięcie w jakiś inny film automatycznie rozpoczyna jego odtwarzanie i zamyka ten zminimalizowany. Aplikacja YouTube dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store za darmo. YouTube w App Store
Gry logiczne z jednej strony nie potrzebują specjalnej oprawy. Za taką można uznać np. Angry Brids - moglibyśmy strzelać okręgami w kwadraty i zasady byłyby identyczne. To jednak opakowanie czyni tę serię wyjątkową. Podobnie jest w przypadku prostej gry logicznej pod tytułem About Love, Hate and other ones wydanej w dwóch osobnych wersjach dla iPhone'a i iPada. Sterujemy w niej dwoma istotami ucieleśniającymi dwa sprzeczne uczucia: miłość i nienawiść. Jak łatwo się domyślić, miłość to czarny duszek z kwiatkiem wyrastającym z głowy, podczas gdy nienawiść to istota rogata. Naszym zadaniem jest dostanie się po różnych platformach do specjalnego włącznika teleportera, który przeniesie nas do kolejnej planszy. Obydwie istoty muszą w tej drodze współpracować. Jednym razem wystarczy wskoczyć jedną istotą na drugą by pokonać jakąś przeszkodę. W większości jednak przypadków trzeba będzie wykorzystać zawarte w nich uczucia, sterując innymi napotkanymi istotami. Jak łatwo się domyślić, miłość będzie je przyciągać, a nienawiść odpychać. Trzeba tak umiejętnie je pokierować by inne istoty znalazły się w odpowiednich miejscach, umożliwiając nam dostanie się do wspomnianego już włącznika. Sterowanie w grze jest proste. W lewym dolnym rogu znajdziemy przełącznik pomiędzy istotami. Później wystarczy stuknąć w miejsce, w którym aktualnie wybrana istota ma się udać - jeśli oczywiście może. Gra ma bardzo ładną, ręcznie rysowaną grafikę no i wciąga. Nie mniej ważny jest fakt, że obecnie zarówno wersja dla iPhone'a jak i iPada dostępna jest za darmo. About Love, Hate and other ones w App Store About Love, Hate and other ones HD w App Store
Korzystacie z aplikacji Mailbox dla iPhone'a i iPada i macie konto w serwisie Dropbox? Jeśli tak to świetnie się składa. Możecie zyskać dodatkowy darmowy gigabajt łącząc wspomniany program ze swoim kontem w tej chmurze. Wystarczy wejść w ustawienia aplikacji Mailbox, przejść do zakładki Dropbox i dodać swoje konto w tej usłudze. Gigabajt na waszym koncie pojawi się po dłuższej chwili (u mnie było to kilka godzin). Przypomnę tylko, że Mailbox to darmowy program pocztowy dla iPhone'a i iPada, który traktuje wiadomości jak swego rodzaju zadania do zrobienia, dzięki czemu jesteśmy w stanie uporać się z nadchodzącą pocztą, choćby odkładając ją na później bez strachu, że o niej zapomnimy (Mailbox przypomni nam o niej w odpowiedniej chwili). Mailbox dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store za darmo. Mailbox w App Store Jeśli nie macie jeszcze konta w chmurze Dropboksa (w co wątpię), to wystarczy, że klikniecie TUTAJ, a ja zyskam dzięki wam kilkaset megabajtów dodatkowej przestrzeni.
Istnieje pewna grupa programów dla Mac, bez których moim zdaniem obejść się nie można. Wśród nich znalazły się rozbudowane managery plików z funkcją klienta FTP. Jednym z takich programów jest Fokrlift, który ze swoimi dwoma panelami podglądu zawartości folderów nawiązuje wyglądem jeszcze do Norton Commandera. Z pewnością większość starszych użytkowników MyApple zna ten program bardzo dobrze. Myślę jednak, że warto wspomnieć o nim w kilku zdaniach choćby dla świeżo upieczonych "MacUserów". Okazja ku temu jest dobra. Forklift obecnie dostępny jest w cenie 1,79 €. Jak już wspomniałem interfejs programu podzielony jest przede wszystkim na dwa panele, w których możemy podglądać różne lokalizacje, czy to na dyskach naszego Maka, czy na serwerze FTP czy SFTP. Dodatkowo w każdym z paneli możemy otworzyć dowolną ilość kart, jak w przeglądarce web czy w Finderze w OS X Mavericks. W każdej chwili możemy ukryć jeden z paneli, wtedy program będzie przypominał Findera. Ciekawą funkcją są stosy - rodzaj wirtualnych pojemników, w których możemy umieszczać pliki, które fizycznie znajdują się np. na różnych dyskach i w różnych folderach. Forklift pozwala także na masową zmianę nazw plików i automatyczną synchronizację dwóch wybranych folderów. To jeden z moich ulubionych programów użytkownych, co prawda poważnego konkurenta w postaci aplikacji Pathfinder. Był także pierwszym programem dla Mac, który kupiłem dobrze ponad pięć lat temu. Forklift dla Mac dostępny jest w Mac App Store w cenie 1,79 €. Forklift w App Store
UWAGA! Wersja darmowa aplikacji była dostępna tylko przez określony czas, aktualnie jej cena wynosi 2,69 Euro. Informacje o wersji free w tekście poniżej są już niestety nieaktualne. Cała reszta jednak jak najbardziej się zgadza.
Ile razy można wykorzystywać ten sam pomysł? To w dużej mierze zależy od samego pomysłu, idei. Jeśli jest wielokrotnego użytku to owszem, można. Do nich zaliczają się strzelanki - gry w których widzimy naszego bohatera z pewnej wysokości, a naszym zadaniem jest anihilacja właściwie wszystkiego co się rusza. Na iPhone'a i iPada powstało ich bardzo wiele. W App Store można z pewnością znaleźć ich dziesiątki. Zacznijmy od kolejnych części Minigore, Minigore 2, Call of Mini, Zombiewood, Return Of The Bots, Solomon's Boneyard no i Monster Shooter. To te które przychodzą mi szybko do głowy. Ta ostatnia doczekała się właśnie drugiej części, czyli Monster Shooter 2: Back To Earth. Fabuła w takich grach ma drugorzędne, zupełnie nieistotne zdarzenie. Równie dobrze może być, ale może w ogóle jej nie być. To element, w którym twórcy gier mogą niejako dodatkowo zabłysnąć swoim poczuciem humoru, tworząc niejako opakowanie, w postaci krótkich filmików wprowadzających nas do właściwiej strzelanki. W Monster Shooter główny bohater wyrusza na ratunek swojego kotka porwanego przez kosmitów. Sieje śmierć i zniszczenie tylko po to by odzyskać swojego pupila. W drugiej części kosmiczne potwory atakują ziemię - oryginalne, prawda? Tak, wiem - mój tekst podlany jest w pewnym stopniu żółcią (czy jak kto woli, trochę hejtuję ten tytuł), ale na moje oko Monster Shooter 2 nie wprowadza naprawdę nic specjalnie nowego, co czyniło by tę grę wyjątkową. Nihil novi sub sole czyli nic nowego pod słońcem. Gra naprawdę jakich wiele. Zapytacie zatem czemu w ogóle marnuję swój czas na tę recenzję? Powód jest prosty - gra jest dobra. Jest odgrzanym setny raz kotletem, ale jest bez wątpienia ładna i przyjemnie wysyła się na tamten świat setki potworów. Taka pozycja nie musi być wybitna czy specjalnie się wyróżniać by odnieść sukces. Mam wrażenie, że jej twórcy dobrze o tym wiedzieli. Utrzymali konwencję zachowując wszystko co dobre w takich pozycjach. Mamy więc szybką rozgrywkę, super bronie (duży plus w porównaniu z pierwszą częścią), które możemy kupować i rozbudowywać, jest ładna, rysunkowa grafika utrzymana w rzucie izometrycznym, jest stosunkowo dobra muzyka (choć nie robi na mnie wrażenia fakt, że jej autorem jest ten sam człowiek, który zrobił muzykę do Wiedźmina) no i sporo poziomów do przejścia (około 100). Gra Monster Shooter 2: Back To Earth dostępna jest za darmo, choć oczywiście jej twórcy liczą, że zostawicie trochę kasy poprzez mikropłatności. Ten system to chyba zdecydowanie najlepszy sposób zarobku na programach, co wcale mnie nie dziwi. Jeśli lubicie pierwszą część to dwójka z pewnością też Wam się spodoba. Ja tymczasem leczę traumę w Real Racing 3. Monster Shooter 2: Back To Earth w App Store
Współtworzenie dokumentów przez wiele osób to żadna nowość. Funkcje te od dawna posiadała webowa aplikacja Google Docs, obecnie stanowiąca część większej usługi Google Drive. W dzisiejszych czasach praca nad dokumentami trzymanymi nie tylko na dysku komputera, ale przede wszystkim w chmurze oraz na urządzeniach mobilnych wydaje mi się być już standardem. Na arenie usług umożliwiających edycję dokumentów pojawił się ostatnio nowy gracz - usługa Quip, wyposażona dodatkowo w aplikację dla iPhone'a i iPada. Quip nie jest jednak pakietem biurowym, a jedynie edytorem tekstu. Można w niego wstawiać zdjęcia, tabele czy listy (także zadań), jednak nie znajdziemy w tej usłudze i towarzyszącym im aplikacjach funkcji arkusza kalkulacyjnego czy narzędzia do tworzenia prezentacji. Wszystkie zmiany w edytowanym dokumencie są od razu widoczne na wszystkich urządzeniach i u wszystkich użytkowników, biorących udział w edycji dokumentu. Dodatkowo, w lewym, który służy za rodzaj komunikatora, pomiędzy osobami edytującymi dany dokument, widoczna jest też historia wszelkich zmian w nim wprowadzonych, włącznie z potwierdzeniem ich odczytania.  Quip pozwala nie tylko nad wspólną pracę nad wybranym dokumentem, do którego ręcznie dodamy innych użytkowników. Możemy także stworzyć wspólny folder, w którym automatycznie wszystkie utworzone dokumenty będą dostępne do edycji całej grupy. Co nie mniej ważne Quip w przeglądarce na dużym komputerze czy na iPadzie wygląda niemal identycznie. Aplikacja uruchomiona na iPhone wygląda oczywiście trochę inaczej, ale zmiany wynikają głównie z ograniczeń związanych z wielkością ekranu. Gotowy dokument możemy zapisać na dysku jako plik PDF. Quip może nie spełni wymagań osób, które szukają pełnej usługi pakietu biurowego do kolektywnej pracy w chmurze, ale jeśli tworzycie wspólnie większe lub mniejsze dokumenty w sieci i korzystacie przy tym z iPhone'a, iPada i komputera, to jest to z pewnością usługa godna uwagi i warta wypróbowania. Zwłaszcza, że zarówno sama usługa, jak i aplikacja dla iPhone'a i iPada dostępna jest za darmo. Quip w App Store
Kilka miesięcy temu, jeszcze na mackozer.pl opisałem oryginalną aplikację typu manager zadań, o nazwie CARROT To-Do. To, co w tym programie było wyjątkowe to swego rodzaju inteligentny asystent o dość specyficznym poczuciu humoru i podejściu do rodzaju ludzkiego. Tamten tekst zatytułowałem "Gdyby Hal 9000 był listą rzeczy do zrobienia". Teraz w App Store pojawiała się druga tego typu aplikacja dla iPhone'a i iPada o nazwie CARROT Alarm. Analogiczny tytuł nasunął mi się automatycznie. CARROT Alarm to oczywiście prosty budzik. Aplikacja pod pewnym względami przypomina niedawno opisywany przeze mnie Rise Alarm. W podobny sposób ustawia się bowiem godzinę budzenia. Wystarczy przeciągnąć ją w gorę lub w dół, a następnie stuknąć nad lub pod nią by ustawić godzinę z dokładnością co do pięciu minut. Aktywacja alarmu następuje poprzez przeciągnięcie w prawo oka sztucznej inteligencji, która ma nas później obudzić. Tak jak w managerze aplikacji, tak i tutaj CARROT częstuje użytkownika różnymi komentarzami na temat tego, jak bardzo jest niedoskonały, dając do zrozumienia, że tak naprawdę współpraca z nami, ludźmi jest dla niego przykrym obowiązkiem. CARROT budzi nas z resztą niemiłym dla ucha metalicznym, cyfrowym głosem powtarzającym w kółko słowa typu "to wspaniały dzień by zawładnąć światem" czy "to wspaniały dzień by odpalić kilka bomb atomowych". Jeśli nie wyłączyliśmy alarmu po minucie, program zakłada, że jeszcze lenimy się w łóżku, zmienia więc kolor na czerwony i zaczyna powtarzać nam w kółko, że pora wstawać. Samo wyłączenie budzika nie jest też taką prostą sprawą. Musimy wykonać szereg różnego rodzaju czynności, polegających na przesuwaniu suwaków, stukaniu w przycisk lub we wspomniane już oko. Czasem musimy obrócić iPhone'a i uważać na komunikaty pojawiające się na ekranie (program czasem dla żartu żąda od nas rzeczy niemożliwych). W CARROT Alarm jest też element grywalizacji. Za każde wyłączenie budzika otrzymujemy punkty i przechodzimy na kolejne poziomy. Tak, jak w przypadku poprzedniej aplikacji z tej serii, tak i tutaj autor programu wykazał się dużym poczuciem humoru, tworząc złudzenie obcowania z inteligentną maszyną, niczym z komputerem Hal 9000 z Odysei Kosmicznej. Program CARROT Alarm dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store w cenie 0,89 €. CARROT Alarm w App Store
Jest pewna grupa aplikacji, które nie wyróżniają się na tle innych pod względem funkcjonalności, co więcej, często równie, albo bardziej funkcjonalne programy zainstalowane są fabrycznie w systemie. To, co przyciąga moją uwagę to ich interfejs. Tak jest w przypadku kalkulatora Solvetica, będącego kolejną formą wynoszenia na piedestał kroju liter o nazwie Helvetica. Przypomnę, że nie jest to pierwszy program tego typu. Kilka lat temu w App Store pojawił się kalendarz Calvetica, który również inspirowany był tym krojem. Solvetica to bardzo prosty kalkulator. Pod względem funkcjonalności ustępuje temu systemowemu, który wyposażony jest w funkcję naukową, do bardziej skomplikowanych obliczeń. Solvetica umożliwia przeprowadzenie tylko prostych działań. Jedyną funkcją, która w pewien sposób wyróżnia ten program to prosty podgląd historii działań, widoczny nad polem wprowadzania liczb i wyświetlania wyników. Możemy także skopiować wynik. Wystarczy przytrzymać palec na wyświetlanej liczbie. Solvetica nie znajdzie uznania wśród większości użytkowników, którzy nie potrzebują innego kalkulatora niż ten systemowy. Ta aplikacja jest trochę czymś w rodzaju sztuki dla sztuki. Myślę jednak, że znajdą się jej amatorzy, którzy podczas prostych obliczeń lubią nacieszyć oko ładnym dizajnem i typografią. Aplikacja Solvetica dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store w cenie 0,89 €. Solvetica w App Store
Pojawiła się druga część kultowej już gry Plants vs. Zombies. Dla przypomnienia, gra polega na obronie domu przed nadchodzącymi zombie. Obrońcami naszej posesji są rośliny - groszki, ziemniaki, słoneczniki itp. Plants vs. Zombies cieszy się ciągle niesłabnącą popularnością i jest to jedna z najlepiej sprzedających się pozycji w AppStore. W drugiej części Plants vs. Zombies poprawiono w grafikę i dodano szereg nowych plansz, roślin i zombie.
Mijają już trzy lata, od ustanowienia tego standardu i co?
Nie jestem typem gracza a co za tym idzie, niewiele gier jest w stanie skupić moją uwagę na dłużej. Pomimo iż iOS jest niezłą platformą do grania, na moim telefonie można znaleźć zaledwie trzy gry z czego jedna w mojej ocenie to świetna pozycja.
Coach to słowo, które moim zdaniem trudno przetłumaczyć na polski. Mógłbym oczywiście użyć dosłownego tłumaczenia, a więc napisać "trener", ale to od razu kojarzyłoby się z ćwiczeniami fizycznymi. Coach to jednak ktoś, kto może pomóc nam realizować swoje cele, nie koniecznie tylko na siłowni. Bardzo cenię sobie programy, które w pewnym stopniu zastępują takiego właśnie coacha, gdyż z lepszym lub gorszym skutkiem pozwalają mi zapanować nad sobą i faktycznie realizować pewne cele. Właśnie odkryłem kolejny, warty uwagi, o nazwie Daily Insist. Daily Insist to swego rodzaju aplikacja To Do do zadań, które planujemy wykonać codziennie i które nie koniecznie odnoszą się do spraw zawodowych, a raczej do życia prywatnego w tym do naszego własnego rozwoju. Ustawiamy zadania, np. zrobić codziennie 666 pompek (no dobra, tutaj sobie trochę zażartowałem) i wyznaczamy zakres dni, w których chcemy codziennie dane zadanie wykonać. Możemy dodatkowo ustawić sobie przypomnienia, tak by w codziennej rutynie dane zadanie czy postanowienie nam nie umknęło. Nowe zadania możemy dodawać w bardzo prosty sposób. Wystarczy przeciągnąć listę w dół (jak w popularnym programie To Do o nazwie Clear). Niestety żaden z tego typu programów nie zastąpi naszej własnej silnej woli. Tego typu aplikacje mogą tylko pomóc nam w realizacji naszych postanowień. Nie zrealizują ich jednak za nas... trochę szkoda. Program Daily Insist dla iPhone'a dostępny jest w App Store za darmo. Daily Insist w App Store
Z racji moich muzycznych upodobań bardzo rzadko, a jeśli już to przypadkiem bywam na imprezach, na których leci muzyka do tańczenia. W takich wypadkach zwykle jest to jakaś playlista złożona z kawałków popularnych, choć mi nieznanych wykonawców, odtwarzana z komputera lub puszczana przez deejaya. Z powodzeniem można jednak obejść się bez jednego i drugiego dzięki Splyce, imprezowego odtwarzacza muzyki dla iPhone'a. Istotą tego odtwarzacza jest płynne przechodzenie pomiędzy utworami z playlisty. Mowa tutaj nie tylko o prostym crossfadingu (podczas gdy jeden jest wyciszany następny w kolejce narasta). Splyce analizuje także tempo wszystkich utworów jakie dodaliśmy do playlisty i dostosowuje ich tempo, tak by przejścia nie zaburzały rytmu do którego bawią się ludzie na parkiecie. Program oferuje tutaj trzy różne opcje. Jest to dostosowanie tempa utworów w obszarze przejścia pomiędzy nimi (w trakcie przenikania się obydwa kawałki są stopniowo przyspieszane lub spowalniane), drugą opcją jest "follow the leader", w której tempo odtwarzania całej playlisty narzuca pierwszy utwór. Działa to w pewnym zakresie. Jeśli utwory się w nim mieszczą są przyspieszane lub spowalniane. Jeśli jednak różnice w tempie poszczególnych utworów są drastyczne, to zostaje wybrane nowe tempo odpowiednie dla takiego utworu. W tym wypadku zamiast płynnego przejścia usłyszymy efekt zatrzymania podobny do zatrzymania ręką kręcącej się płyty winylowej. Splyce pozwala nam także na wyłączenie pewnej normalizacji temp utworów. W tym wypadku, jak w klasycznym odtwarzaczu, każdy utwór odtwarzany jest tak, jak został nagrany. Poza ustawieniem tempa, mamy także możliwość zmiany zakresu miksu (przejścia krótsze lub dłuższe). Możemy także ustawić stały czas odtwarzania każdego z utworów. Wtedy przejście po między kolejnymi kawałkami następować będzie po zadanym czasie (60, 120, 180 i 240 sekund). Śliwką na torcie są efekty wizualne w postaci migania ekranu czy wsparcia dla żarówek Philipsa (tych sterowanych iPhonem). Spylce oferuje też kilka tematów kolorystycznych, wspiera też odtwarzanie poprzez AirPlay. Splyce to program dostępny za darmo. Jednak aby w pełni cieszyć się jego funkcjami trzeba zapłacić 0,89 € poprzez wbudowaną funkcję mikropłatności. Moim zdaniem warto, jeśli odtwarzacie muzykę na różnego rodzaju potańcówkach. Splyce w App Store
Budziki to jeden z typów aplikacji, których w App Store jest całkiem sporo, co nie przestaje mnie zadziwiać. Przede wszystkim w funkcję budzików - alarmów wyposażony jest sam iOS. Możemy nastawić budzenie na konkretną godzinę, jak i włączyć odliczanie, jeśli np. chcemy uciąć sobie godzinną drzemkę. Programy te mają do wykonania niewdzięczne zadanie - obudzenia nas z błogiego snu. Użytkownik korzysta z nich przede wszystkim jak musi (ja niestety muszę) no i moim zdaniem wybiera funkcję która dostępna jest w iOS. Zgoda, budzik w iOS nie jest specjalnie atrakcyjny wizualnie, ale spełnia swoje zadanie. Czym zatem kuszą twórcy tego typu aplikacji? Moim zdaniem grafiką, która w ogóle zachęca do nastawienia budzenia no i dodatkowymi funkcjami. Tak jest w przypadku Rise Alarm Clock dla iPhone'a i iPada. Program przede wszystkim ładnie wygląda. Samo ustawianie budzenia jest bardzo dobrze przemyślane i cieszy oko. Wystarczy bowiem przesunąć wyświetlaną godzinę w górę lub w dół. W zależności od tego po której stronie ekranu trzymamy palce, godzina na którą nastawiamy alarm przykleja się do lewej albo do prawej krawędzi ekranu. Zmienia się także kolorystyka odpowiednia dla pory, na którą nastawiamy budzenie (godziny poranne: kolorystyka granatowo-czerwona, wieczorne - kolorystyka niebiesko-żółta). Po nastawieniu godziny możemy jeszcze dokonać pewnej korekty stukając ponad lub pod wyświetlaną godziną odejmując lub dodając minut. Pozostaje jeszcze włączyć budzik przesuwając ekran w prawo lub lewo. W podobny sposób możemy go wyłączyć, zarówno w trakcie odliczania, jak i podczas samego alarmu. Jeśli chodzi o sam budzik, to do wyboru mamy kilka różnych tematów dźwiękowych, włącznie z alarmem świetlnym dla osób niesłyszących. Kiedy wreszcie alarm nas obudzi, a potrzebujemy jeszcze pięciu minut drzemki, wystarczy potrząsnąć iPhonem. Funkcja ta nie działa jednak na iPadzie. Rise daje nam także możliwość zasypiania przy muzyce. Możemy wybrać utwory z biblioteki iPhone'a, przy których najlepiej nam się zasypia (w moim przypadku jest to album Pat Metheny & Lyle Mays As Falls Wichita So Falls Wichita Falls). Czy Rise zastąpi mi budzik systemowy? Nie. W aplikacji Zegar mogę ustawić wiele alarmów (w Rise tylko jeden), na różne pory, zabezpieczając się przed zbyt długim snem. Często korzystam też z odliczania, właśnie wtedy, kiedy ucinam sobie drzemkę. Tych funkcji brakuje mi w Rise, choć być może ten program przypadnie Wam do gustu. Okazja by go sprawdzić jest dobra. Dostępny jest bowiem za darmo, jako aplikacja tygodnia w iTunes. Przyznaję, że normalnie nie wydałbym na ten program niemal dwóch euro (tyle mniej więcej kosztował w dniu swojej premiery). Rise Alarm Clock dla iPhone'a i iPada w App Store Rise Alarm Clock w App Store
Apple w iOS pokazało nowy, płaski interface systemu operacyjnego jednocześnie rozwijając tradycyjny wygląd Mac OS X. Nie jest tajemnicą, iż oba systemy kiedyś mają się spotkać stanowiąc jedną platformę zarówno dla komputerów jak i urządzeń mobilnych. Bardzo ciekawą koncepcję płaskiego Mac OS X przedstawił Stu Crew ze studioesdesign.co.uk.
Po upiększaniu i dzieleniu się zdjęciami w sieci teraz swoje pięć minut mają filmy. I choć aplikacje tego typu, wzorowane oczywiście na Instagram pojawiały się już dwa lata temu, to jednak boom na te programy i serwisy zaczął się właściwie dopiero z wydaniem przez Twittera aplikacji Vine. Jakiś czas temu o funkcję nagrywania i publikacji filmów (po odpowiednim ich upiększeniu) wzbogacony został Instagram. Teraz w App Store pojawiła się kolejna tego typu aplikacja, której autorzy mają dość znaczące portfolio, stworzyli bowiem... YouTube'a. Program o którym mowa nazywa się MixBit. MixBit podobnie jak inne programy pozwala tworzyć filmy złożone z kilku różnych ujęć. Tak, jak w Vine nagrywanie trwa do czasu, aż dotykamy ekranu. W czym zatem MixBit jest lepszy? Ano w tym, że teoretycznie takie ujęcie może trwać od jednej sekundy do godziny. Praktycznie jednak polega to na tym, że możemy nagrywać do godziny, a nasze ujęcie zostanie zwyczajnie pocięte na mniejsze klipy trwające 16 sekund. Ujęcia możemy oczywiście przycinać kasować i zmieniać ich kolejność. Możemy oczywiście także zaimportować te nagrane wcześniej i znajdujące się w rolce aparatu. Stworzony film może zawierać aż 256 ujęć, co daje nam film trwający w sumie trochę ponad godzinę. Warto założyć sobie konto w serwisie. Dzięki temu będziemy mogli publikować filmy i trzymać je w chmurze, np. do późniejszej edycji. Do czego może przydać się MixBit? Ano na przykład do stworzenia na szybko filmu z wycieczki. W programie znajdziecie polecane filmy, np. taki prezentujący właśnie wycieczkę po Nowym Jorku. Wydaje mi się, że mając dobry pomysł można za pomocą MixBit stworzyć na prawdę fajne reportaże. Pozostaje jednak pytanie czy jego twórcom uda się powtórzyć sukces YouTube'a i podbić serca użytkowników? Mimo wszystko mam wątpliwości. Program MixBit dla iPhone'a dostępny jest za darmo. MIxBit w App Store
Aplikacje do odboru podcastów, czyli audycji internetowych, są zdecydowanie mniej popularne od "upiększaczy" fotografii czy aplikacji pogodowych. Tak naprawdę tego typu aplikacji jest w App Store bardzo mało. Jeszcze mniej jest ich w Mac App Store, choć na tym polu coś się ostatnio ruszyło. Kilka miesięcy temu na Maka trafił jeden z bardziej popularnych programów tego typu - Instacast, a niedawno w Mac App Store pojawił się jego tańszy konkurent - Downcast, którego wersję dla iOS opisałem jeszcze na MacKozer.pl (recenzję znajdziecie TUTAJ). Interfejs Downcast jest bardzo kompaktowy. Właściwie nie ma sensu powiększać okna programu. Wszystko jest upchane na dość małym obszarze, zachowuje jednak czytelność i wygodę użytkowania. Nie mam jednak wątpliwości co do tego, że interfejs Downcast ustępuje pola aplikacji Instacast w wersji dla Mac. Chodzi tutaj zarówno o pewne drobne szczegóły, np. wygładzanie ikon itp. jak i o wspomnianą już kompaktową formę (powiększanie okna nic właściwie nie da). Okno programu podzielone jest na cztery podstawowe panele. Górny to pasek narzędziowy z klawiszami sterującymi odtwarzaniem. Jak w innych tego typu aplikacjach możemy nie tylko rozpocząć i zatrzymać odtwarzanie, ale także przewinąć do przodu i do tyłu o 15 i 30 sekund. Mamy także możliwość zmiany szybkości odtwarzania, od wolniejszej (0,5), po szybsze (1,5, 2 i 3 razy szybciej). W górnym pasku znajdziemy także ikonę dodawania zakładek, regulację głośności oraz tzw. pasek postępu, po którego bokach wyświetlany jest czas odtwarzania i pozostały czas do końca danego odcinka. Szkoda tylko, że żaden z tych dwóch odtwarzaczy podcastów nie wspiera klawiszy funkcyjnych na klawiaturze mojego MacBooka Pro. Przydałoby się to bardzo. Zwłaszcza, że nie zawsze trzymam okno aplikacji do odtwarzania podcastów na wierzchu (jeśli słucham danego odcinka na Maku właśnie). Drugi z paneli to pionowy pasek zakładek. Znajdziemy w nim zakładkę Podcasts która wyświetla wszystkie subskrybowane przez nas podcasty. Jest zakładka list odtwarzania, ikona dodawania kolejnego podcastu oraz ikona podglądu pobierania odcinków. Największą przestrzeń okna programu zajmują panel listy podcastów (subskrybowanych lub wybór przy dodawaniu kolejnego) oraz panel z podglądem informacji o danym podcaście lub listą jego odcinków. Brakuje mi łatwego dostępu do informacji o danym odcinku. W przypadku mojego podcastu jest to zwykle to, co napiszę na blogu Diabelskie Ustrojstwa. Fragment tej informacji wyświetlana jest co prawda drobnym druczkiem, ale jest czytanie tego jest mało wygodne, a i powiększenie okna programu nie spełnia oczekiwań. Informacje te dostępne są poprzez menu kontekstowe i komendę "Get Episode Info" lub skrót CMD+I przy zaznaczonym interesującym nas odcinku. Downcast umożliwia synchronizację poprzez iCloud zarówno ustawień programu, subskrypcji, poszczególnych odcinków i list odtwarzania. To ważne i przydatne, jeśli korzystamy z tej aplikacji w wersji dla iOS. U mnie synchronizacja działała bez zarzutu. Downcast nie jest może tak atrakcyjny wizualnie jak Instacast, nie miałem z nim jednak większych problemów. Jeśli szukacie tańszej alternatywy i nie zadowala Was słuchanie przez iTunes to Downcast wydaje mi się godny polecenia, choć liczę na to, że jego twórcy jeszcze go dopieszczą. Downcast dla Mac dostępny jest w Mac App Store w cenie 8,99 €. Downcast w Mac App Store
Produkty firmy Apple w dzisiejszych czasach wzbudzają rozmaite emocje. Jedni je bezgranicznie uwielbiają, inni nienawidzą. Jedno jest pewne, niewiele osób może przejść obok nich, bez jakichkolwiek emocji. Dziś firma Apple postrzegana jest jako gigant nowoczesnych technologii i naprawdę dyskusje o tym czy Apple jest lepsze czy gorsze nie mają sensu. Niezaprzeczalnym faktem jest, iż Apple wzornictwem i pomysłowością od zawsze zaskakiwało branżę elektroniczną. Jakiś czas temu, po kilkunastu latach rozłąki trafił w moje ręce komputer, który wspominam z samych początków moich kontaktów z komputerami Apple Macintosh. Przyjąłem go z pewnym wzruszeniem, odkopując w pamięci mnóstwo rozmaitych niuansów używania tego sprzętu z 1993 roku (ma więc równo 20 lat).
Instagram dla iPhone'a doczekał się kolejnej aktualizacji przynoszącej kilka naprawdę przydatnych funkcji. Przede wszystkim możemy teraz dodawać filmy z rolki aparatu i łączyć je w jedno nagranie. Oczywiście musimy każdy z filmów odpowiednio przyciąć by zmieściły się w 15 sekundach. Dzięki tej funkcji będzie można tworzyć zdecydowanie ciekawsze "produkcje". Drugą ważną nowością jest funkcja prostowania zdjęć, jakie zamierzamy opublikować w tym serwisie. Wystarczy stuknąć w odpowiednią ikonkę na pasku edycji zdjęcia (znajdującym się nad paskiem z efektami) i odpowiednio je obrócić. Podczas obracania program wyświetla siatkę, która ułatwi ustawienie zdjęcia do pionu. Instagram dla iPhone'a jest oczywiście dostępny za darmo w App Store. Instagram w App Store Przy tej okazji chciałbym Was wszystkich zaprosić na profil warsaw1944 w serwisie Instagramm gdzie publikuję codziennie zdjęcia z Powstania Warszawskiego. Cała akcja ma na celu dotarcie z historią Powstania do świadomości jak największej liczby użytkowników. Spory polityczne i historyczne przy tej okazji zostawmy na boku. Aha, zdjęcia z Powstania Warszawskiego są w większości w domenie publicznej - to tak jakby ktoś pytał.
Ile można pisać o aplikacjach pogodowych? Właściwie w tym temacie wszystko już zostało powiedziane i nawet pisząc te słowa powtarzam sam siebie. Wracam jednak do tego tematu za sprawą aplikacji Aero, która czerpie garściami z interfejsu systemu iOS 7. Aero wyświetla podstawowe informacje o aktualnym stanie pogody (temperatura, wilgotność, siła wiatru i ciśnienie atmosferyczne) oraz prostą prognozę na najbliższe dni. Całość jest dodatkowo odpowiednio animowana (burza z błyskającym ekranem i drżącym iPhonem) i kolorowana - pomarańczowy kolor to oczywiście skwar, jaki aktualnie panuje w Polsce. Program, jak chyba wszystkie aplikacje pogodowe korzysta z wbudowanego odbiornika GPS, za pomocą którego automatycznie określa miejscowość, w której się znajdujemy. Możemy oczywiście podglądać prognozę i aktualne warunki dla wielu różnych lokalizacji. Przełączanie pomiędzy nimi odbywa się w tradycyjny sposób, poprzez przesuwanie palcem w lewo lub prawo. Aero serwuje także prognozę godzinową z informacją o czasie wschodu i zachodu słońca. Wystarczy stuknąć w ikonę zegara w prawym górnym rogu ekranu. Program wyświetla także aktualną temperaturę dla wybranego miejsca w postaci znaczka na swojej ikonie. Czy to wystarczy? Sam nie wiem. Właściwie każdy z programów pogodowych oferuje to samo (może poza wyświetlaniem aktualnej temperatury na ikonie). To już kwestia gustu, który się Wam spodoba. Program Aero dla iPhone'a dostępny jest w App Store w cenie 0,89 €. Aero w App Store
Oficjalna aplikacja Twittera dla iOS doczekała się aktualizacji, której warto poświęcić kilka zdań. Przede wszystkim program zyskał widok galerii zdjęć opublikowanych przez wybranego użytkownika. Wystarczy wejść w jego profil w tym programie i przewinąć w górę listę tweetów. Znajdziemy pod nią zdjęcia oraz możliwość przejścia do samej galerii. Drugą z ważnych funkcji, które pojawiły się wraz z ostatnią aktualizacją jest podwójna weryfikacja wykorzystująca iPhone'a. Ma to zapobiec włamywaniu się na konta. użytkowników, co jest swego rodzaju zmorą Twittera. Poprawiono także zarządzanie listami. Galeria zdjęć i podwójna weryfikacja to na pewno zmiany na lepsze. Ja jednak pozostaję przy Tweetbocie. Twitter dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store za darmo. Twitter w App Store
Przyznam, że od czasu, kiedy wykupiłem abonament premium w Spotify prawie w ogóle nie używam iTunes do słuchania muzyki. Wcześniej jednak był to mój podstawowy odtwarzacz. Słuchanie muzyki za pośrednictwem iTunes jest trochę jak koszenie trawnika przed domem za pomocą kombajnu Bizon. Zawsze więc byłem czujnym obserwatorem tego co dzieje się na rynku małych odtwarzaczy muzycznych. A tutaj od czasu do czasu coś się działo. Był i jest VLC, pojawił się nawet Winamp, choć traktowałem to raczej jako ciekawostkę. Dzisiaj swoją premierę w Mac App Store ma kolejny odtwarzacz audio, o nazwie Vox. Vox przede wszystkim przyciągnął moją uwagę prostym, kompaktowym i ciemnym interfejsem, przypominającym w pewnym stopniu starego poczciwego Winampa. Podoba mi się zarówno sam odtwarzacz jak i wybór poszczególnych list odtwarzania czy albumów. Te ostatnie możemy podejrzeć po podwójnym kliknięciu. W tle widać przyciemnioną grafikę danego albumu. Podobnie jest z ikoną program w systemowym doku. Widoczna jest na niej miniatura okładki aktualnie odtwarzanego albumu. Vox to jednak nie tylko ładny interfejs, a przede wszystkim duże możliwości. Program odtwarza wiele różnych formatów muzycznych, z którymi iTunes nie jest w stanie sobie poradzić. Pozwala także na wysyłanie muzyki na inne urządzenia wspierające AirPlay, np. Apple TV. Za opłatą w wysokości 0,89 € możemy rozszerzyć możliwości programu o odtwarzanie internetowych stacji radiowych. Aplikacja posiada także equalizer, jeśli ktoś chce grzebać w ustawieniach muzyki. Poza ręczną korekcją, dostępne są gotowe ustawienia odpowiadające określonym gatunkom muzycznym. Vox daje także możliwość ustanowienia skrótów klawiszowych dla podstawowych komend. Można także pobrać panel preferencji przypisujący do tej aplikacji wszystkie systemowe klawisze funkcyjne, które standardowo obsługują iTunes, a także klawisze na oryginalnych słuchawkach oraz pilota zdalnego sterowania. Aplikacja wyposażona jest też w scrobbler LastFM, choć osobiście nie odwiedzałem tego serwisu od lat i nie zamierzam tego robić obecnie - Spotify w zupełności mi wystarcza. Jeśli także i dla Was iTunes jest zbyt wielkim kombajnem, jak na odtwarzacz i szukacie prostszych alternatyw to Vox jest na pewno programem wartym sprawdzenia. Program Vox dla Maka dostępny jest w App Store za darmo. Vox w Mac App Store
DaisyDisk, o którym pisałem kilka lat temu jeszcze na MacKozer.pl to program z gatunku tych, które trzeba mieć, ale którego nie uruchamia się codziennie. Robię to zwykle wtedy, kiedy dysk w moim Maku zaczyna pękać w szwach i muszę dojść do tego co tak go zapełniło i szybko usunąć to co tylko mogę. Kilka tygodni temu pojawiła się beta trzeciej wersji tego świetnego programu. Jeśli dotąd nie spotkaliście się z tą aplikacją to należą się Wam krótka informacja. DaisyDisk analizuje wybrany przez nas dysk, partycję lub folder i przedstawia jego zapełnienie w formie diagramu, z zaznaczoną hierarchią folderów i plików. Foldery i pliki różnego rodzaju oznaczone są odmiennymi kolorami, tak by łatwo było się w tej grafice połapać. Program wyświetla też informację o folderze lub pliku na który najedziemy myszką. Podwójne stuknięcie w folder przenosi nad do osobnego diagramu tej konkretnej lokalizacji. Dla lepszej orientacji cały czas możemy podejrzeć ścieżkę adresu miejsca w strukturze katalogów, w którym się znajdujemy. Najnowsza beta przynosi m.in. 64-bitową architekturę i niezbyt wielką poprawę wydajności (różnice w skanowaniu dysków wersji drugiej i trzeciej wynoszą kilka sekund), wsparcie dla dysków Thunderbolt, a także lekkie zmiany w interfejsie. Program wspiera teraz ekrany Retina w nowych MacBookach Pro. Zmianie uległy niektóre ikony (m.in. ikona zasobnika plików do usunięcia). Zniknął szary pasek tytułowy, dzięki czemu okno programu jest teraz ujednolicone. Podobnie jest z przyciskami, szare zostały zastąpione czarnymi. Nie jestem pewien czy niezbyt imponująca różnica w wydajności na obydwu moich Makach wynika z ich wieku. Są to wszak już dość stare maszyny (iMac z połowy 2007 roku i MacBook Pro 13" z czerwca 2009). Program wspiera centrum powiadomień. Zakończenie skanowania jest sygnalizowane pojawieniem się odpowiedniej informacji w prawym górnym rogu ekranu. Na moje oko zmiany są przede wszystkim kosmetyczne. Docenią je zwłaszcza użytkownicy MacBooków Pro Retina, choć bez dwóch zdań DaisyDisk 3 wygląda lepiej od starszej wersji 2. Użytkownicy tej właśnie wersji otrzymają go za darmo. Betę DaisyDisk3 możecie pobrać TUTAJ.
Lepiej późno niż wcale. W tym przypadku można by z powodzeniem powiedzieć, że lepiej bardzo późno lub lepiej w ogóle niż wcale. Po ponad pięciu latach od otwarcia App Store w sklepie tym pojawiła się wreszcie oficjalna aplikacja usługi Google AdSense. Nie wiem czym kierowało się Google, że przez tyle lat nie chciało wydać oficjalnej aplikacji dającej wygodny wgląd w nasze zarobki w tej usłudze. Ja od lat korzystam z aplikacji firm trzecich, zwłaszcza z AdSenseZen dla iPhone'a. Oficjalna aplikacja daje nam wgląd w nasze codzienne, miesięczne zarobki w tej usłudze. Możemy także podejrzeć ile zarobiliśmy przez cały okres jej użycia. Możemy za jej pomocą także podglądać inne ważne dane, jak najlepsze kanały, strony i jednostki reklamowe na nich wyświetlane. Aplikacja Google AdSense dla iPhone'a dostępna jest w App Store za darmo. Google AdSense w App Store
Wojna pomiędzy Apple i Samsungiem na patenty i procesy sądowe trwa w najlepsze. Przypuszczam, że albo już nikt nie pamięta od czego się zaczęło, a jak jeszcze pamięta, to już niedługo wszyscy wokół zapomną. Sytuacja znana nam dobrze z "Samych Swoich" tylko kto tu jest Kargulem a kto Pawlakiem ?
Oficjalne wydanie iOS 7 zbliża się nieuchronnie. Użytkownicy beta testów mogą już sprawdzać stabilność systemu czwartej bety. Plotki głoszą, że kolejna aktualizacja iOS 7 może już być wersją Gold, czyli edycją tuż przed finalną odsłoną. My już od kilku tygodni pracujemy na nowej odsłonie systemu dla urządzeń mobilnych Apple. Będziemy zatem chcieli przybliżyć Wam szczegóły nowych funkcji i opowiedzieć o naszych wrażeniach z pracy w nowym środowisku iOS 7.
Linia komputerów Quadra na początku lat 90-tych była synonimem potężnych i wydajnych komputerów sprawdzających się w najbardziej profesjonalnych zastosowaniach. Quadra w swoim okresie była tym, czym dziś jest MacPro 2013 na jaki z niecierpliwością oczekuje rynek. Komputer który chciałbym dziś zaprezentować, pojawił się jednak wówczas, gdy Quadry opuszczały już piedestał najszybszych komputerów wypierane przez Power Macintoshe oparte na procesorze PowerPC 601.