Pod koniec ubiegłego roku kierownictwo serwisu Flickr obudziło się i postanowiło powalczyć o użytkowników z Instagramem. W App Store pojawiła się zupełnie nowa oficjalna aplikacja tego serwisu, pozwalająca na wygodne przeglądanie i publikowanie zdjęć, a przede wszystkim ich upiększanie za pomocą zestawu filtrów. Dzisiaj ten program doczekał się się kolejnej aktualizacji, której warto poświęcić kilka zdań. Przynosi ona bowiem zestaw nowych filtrów ale przede wszystkim ich podgląd na żywo jeszcze przed zrobieniem zdjęcia. Wspomniane filtry to właściwie zestawy różnych efektów, z których każdy możemy w jakimś stopniu regulować, np. natężenie winiety czy efektów postarzania czy przesunięcie głębi ostrości. Mamy teraz także możliwość korekcji pewnych parametrów zdjęcia, jak ostrość, jasność czy kolory. Trudno mi się porównaniu Flickr dla iPhone'a z Instagramem, choć ten pierwszy na pewno nie jest tym drugim. Obydwiema aplikacjami można robić świetne zdjęcia, wszystko zależy tylko od naszej własnej kreatywności i smaku. Flickr dla iPhone'a dostępny jest w App Store za darmo. Flickr w App Store
Już w niedzielę, 1 września rusza iTunes Festival, który potrwa do końca miesiąca. Koncerty będą się odbywały w Roundhouse w Londynie, a użytkownicy sprzętu Apple za pośrednictwem aplikacji na iOS, lub na swoich Macach przez iTunes będą mogli je oglądać za darmo. Moim zdaniem tegoroczny line-up jest dosyć zróżnicowany i każdy powinien znaleźć choć jeden zespół, którego transmisje koncertu z chęcią zobaczy. Na YouTubie możemy znaleźć trailer zapowiadający festiwal.
Lawina drwin i śmiechu jaka posypała się na design iOS 7 nie ominęła także osoby, która jest w Apple za niego odpowiedzialna. Mowa oczywiście o wieloletnim pracowniku Apple, Jonathanie Ive. Po ostatniej konferencji Apple i prezentacji iOS 7 został utworzony przez Sashe Agapova, grafika z Los Angeles blog "Jony Ive Redesigns Things" o którym wielu z was pewnie już słyszało. Tych których ten blog ominął zapraszam do zapoznania się z nim, można się pośmiać :) jonyiveredesignsthings.tumblr.com
Miałem kilka podejść do gier strategicznych na iPhone i iPadzie i nigdy specjalnie nie były one udane. Zawsze - mniej lub bardziej - były to klasyczne strategie przeniesione po prostu z dużych komputerów czy tekturowych plansz. Mimo wszystko mały ekran iPada czy jeszcze mniejszy iPhone'a nie nadają się do prezentacji skomplikowanych i pełnych szczegółów postaci, pojazdów czy terenu. Może wyglądają i ładnie, ale z grywalnością bywa różnie. Zupełnie nową jakością jest wydana kilka tygodni temu gra Rymdkapsel dla iPhone'a i iPada. W Rymdkapsel rozbudowujemy zawieszoną w przestrzeni stację kosmiczną. Musimy zatroszczyć się zarówno o specjalne minerały, których skupiska eksplorujemy i - jak to bywa w strategiach czasu rzeczywistego - zatroszczyć się o energię, żywność i nowych członków załogi. W tym celu stawiamy nowe korytarze, elektrownie, budujemy ogrody, kuchnie i kwatery, a także stanowiska bojowe - nie jesteśmy bowiem w tej przestrzeni sami. Co pewien określony czas nasza baza atakowana jest przez statki obcych, którzy celują nie w elementy naszej stacji, ale w jej załogę. Rozbudowa naszej stacji ma w sobie wyraźne odniesienie do gry Tetris. Każdy jej element wygląda jak klocek z tamtej układanki. Podobnie jak w Tetrisie, także w Rymdkapsel znajdziemy podgląd kształtu kolejnego elementu. Członkowie załogi mogą wykonywać różne czynności. Musimy ich jednak do nich przydzielić, do wyboru mamy budowanie, obronę, produkcję żywności, naprawy oraz badania naukowe. W okolicach naszej stacji znajdują się cztery monolity (monolit w kosmosie to od czasów Odysei Kosmicznej 2001 temat dość popularny), do których musimy doprowadzić korytarze i które musimy przebadać, zdobywając zawartą w nich wiedzę. Oczywiście budowa każdego z elementów naszej stacji wymaga użycia środków, a więc energii, budulca, a czasami także żywności. Ta ostatnia potrzebna jest też do tworzenia nowych członków załogi. Musimy więc planować rozwój bazy odpowiednio zarządzając jej zasobami oraz członkami załogi, zerkając przy tym na pasek postępu, wskazujący czas jaki pozostał do następnego ataku. Gra wciąga jak mało która, a przy tym ma świetną, prostą, złożoną z pikseli grafikę. Nie ma tutaj szczegółów, realistycznego przedstawienia jednostek. Wszystko pokazane jest w sposób do bólu umowny, co na ekranach urządzeń mobilnych sprawdza się doskonale. Wspomnę tylko, że gra dostępna jest nie tylko dla iPhone'a i iPada, ale także na urządzeniach z Androidem. Gra Rymdkapsel dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store w cenie 3,59 €. Rymdkapsel w App Store
Czytniki e-booków pojawiają się w rękach Polaków coraz częściej. Nikogo nie dziwi już widok czytających na Kindle, iPadzie czy innym czytniku lub tablecie. Wygoda użytkowania, oszczędność pieniędzy i czasu, szeroki zakres możliwości, a czasem także i moda zachęcają do zmiany sposobu czytania z tradycyjnego na nazwijmy to ogólnie elektroniczny. Sam jestem zadowolonym z produktu użytkownikiem Kindle Paperwhite, a wcześniej używałem Kindle Classic oraz Nook Simpletouch. Zdarzało mi się także czytać na tablecie. Powiem jedno, Kindle bije iPada na głowę.
Pisałem już wielokrotnie, że od dawna prawie nie słucham płyt. Wystarcza mi Spotify i stacje radiowe, nadające przez internet. W tym ostatnim przypadku zwykle szukam stacji tematycznych, a więc tych nadających muzykę metalową czy rockową, klasyczną i tematy muzyczne z filmów. Czasami przełączę się też na publicystykę. Tutaj także wystarcza mi internet. Stacji, które nadają w FM (słuchanych przeze mnie w samochodzie) mogę bez problemu słuchać także przez internet, na iPhone czy Maku, dzięki aplikacji Radium. O Radium dla Maka pisałem trzy lata temu jeszcze na MacKozer.pl. Od tego czasu program trochę się zmienił i jest dostępny w Mac App Store. Myślę, że jemu także poświęcę osobny wpis. Tymczasem dzisiaj w App Store pojawiła się aplikacja Radium dla iPhone'a (informację o tym podejrzałem na Twitterze u netragnezora, którego warto śledzić). Radium to ponad osiem tysięcy stacji radiowych dostępnych za pośrednictwem tego serwisu i dedykowanych aplikacji. Program dla iPhone'a ma bardzo prosty interfejs, złożony właściwie z trzech elementów. Podglądu stacji i okładki odgrywanego utworu, listy stacji dodanych do ulubionych oraz paska wyszukiwarki, o której program co jakiś czas nam przypomina. Wystarczy wpisać słowo kluczowe, czy nazwę stacji, a program wyświetli nam wyniki. Pozostaje dodać stację do ulubionych lub od razu rozpocząć jej odbiór. Każda ze stacji posiada też ikonę symbolizującą jej gatunek. Możemy jednak w każdej chwili ją zmienić (wystarczy w nią stuknąć). Jeśli jakaś piosenka nam się podoba, możemy dodać ją do listy życzeń, celem jej późniejszego zakupu w iTunes. Program Radium dla iPhone'a (podobnie jak aktualna wersja dla Mac) wyposażony jest w equalizer z zestawem gotowych ustawień (tzw. presetów). Możemy jednak ręcznie regulować poziom tonów niskich, średnich i wysokich. Informacją o tym czego słuchamy możemy oczywiście dzielić się na Twitterze oraz na Last.FM (nie pamiętam kiedy ostatnio zaglądałem do tego serwisu). Możemy także podzielić się linkiem do danej stacji z innym użytkownikiem Radium. Wspomnieć też wypada, że Radium dla iPhone'a synchronizuje się z wersją dla Maka za pośrednictwem iCloud. Pozwala też na odtwarzanie muzyki na innych urządzeniach, np. na Apple TV za pośrednictwem AirPlay. Program Radium dla iPhone'a dostępny jest w App Store w cenie 1,79 €. Radium w App Store
John Leake, współtwórca serwisu RetroMacCast stworzył najmniejszego na świecie Macintosha Classic. Mini Macintosh Classic ma 1/3 wielkości oryginału i jest w pełni funkcjonalnym komputerem pracującym pod kontrolą systemu Mac OS 6.0.8
Pamiętam jak podczas Generation Mobile 2012 (konferencji współorganizowanej przez AntyWeb i Grzegorza Marczaka) stałem na papierosie z grupą deweloperów aplikacji bankowych na urządzenia mobilne. Byliśmy świeżo po prezentacji aplikacji jednego z banków, który zgarnął za nią jakieś wyróżnienie podczas tej imprezy, podczas gdy dla mnie jej interfejs stylizowany na koło rodem z Windows 95 był koszmarny, a projektanta delikatnie mówiąc należało by przenieść do sekcji sportowej. Ja wyżalałem się im, pytając jak można robić takie koszmarki. Panowie znudzonym niskim głosem opowiadali mi wtedy, że to, że tamto, że wytyczne Apple co do interfejsu, że bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo to rzecz, którą jako końcowy użytkownik muszę dostać w pakiecie razem z prostą w obsłudze i miłą dla oka aplikacją, a nie stworzonym na siłę koszmarkiem, w którym tzw. kreatywność była wynikiem wiszącego nad twórcą, ukręconego z krawatów korporacyjnego bicza. Aplikacją dla iPhone'a, która zrobiła pod tym względem na mnie największe wrażenie był program ING Banku Śląskiego. Dwa tygodnie temu zobaczyłem wersję na iPada, która wczoraj pojawiła się w App Store. Muszę przyznać, że ING nie osiadło na laurach i stworzyło jeszcze lepszą aplikację dla iPada. INGMobileHD to program bardzo ładny. Powtórzę już to, co pisałem w relacji z imprezy organizowanej przez ING. To program, który przypomina menu ustawień jakiejś ładnej gry komputerowej. Nie powinno to nikogo dziwić, został stworzony w specjalnym wieloplatformowym SDK do tworzenia gier. Miałem co do tego pewne obawy, choć oczywiście w Nowym Mieście nad Pilicą miałem okazję pobawić się tym programem zarówno na iPadze jak i iPadzie mini. Wewnętrzny sceptycyzm kazał mi brać poprawkę, że aplikacja na firmowym tablecie może działać perfekcyjnie. Czekałem, aż będę miał okazję sprawdzić ją na swoim iPadzie. Wyniki są bardzo pozytywne. Na moim iPadzie trzeciej generacji wszystko działa płynnie, tak jakby aplikacja była napisana natywnie na iOS. INGMobileHD podobnie jak aplikacja dla iPhone'a pozwala na wykonywanie wielu operacji od przelewów własnych czy wzorcowych (w moim banku określa się je przelewami zdefiniowanymi - nie jestem klientem ING), podgląd rachunków, środków, kart, oszczędności, doładowywanie telefonów, spłaty kart itp. Choć to aplikacja dla iPada to w większości przypadków, np. przeglądając zawartość naszego konta bankowego możemy z powodzeniem obsługiwać ją dwoma kciukami. Więcej palców przyda się nam tylko przy przelewach czy doładowywaniu telefonu. Sam interfejs jest bardzo ładny. Oczywiście w dużym stopniu determinują go kolory, jakie dominują w logo banku, stąd przeważa pomarańcz i odcienie szarości. Twórcy postarali się by użytkownikom chciało się do tego programu zaglądać. Dane przedstawione są w sposób jasny ale też z dodatkowymi bajerami, np. ruchomy diagram 3D z procentowym podsumowaniem wydatków. W stosunku do wersji testowej, którą miałem okazję bawić się jakiś czas temu poprawiono pewne elementy, np. reaktywność interfejsu w przypadku wywoływania ustawień kalendarza. Teraz wystarczy stuknąć w nazwę miesiąca by wejść w ustawienia. Czekam jednak cały czas na możliwość zmiany miesiąca poprzez przeciągniecie palcem po kalendarzu. Przypomnicie mi o Ferrari, Lamborghini Porsche, którym ING chciało mnie przekonać do swojego dzieła. Żaden z tych samochodów nie pomoże przy stworzeniu dobrego programu. Tutaj najważniejszy jest zespół, którego kreatywność nie jest duszona krawatem. Zespół złożony z ludzi, którzy tworzą aplikację nie za karę, a z pasji. Może to co piszę o tym zespole to moje pobożne życzenia, może jestem głupcem, ale wydaje mi się po samym programie i tym, jak ten zespół pocił się prezentując swoje dzieło blogerom, wydaje mi się, że tak właśnie jest. Kawał dobrej roboty! Chciałbym by mój bank też było stać na coś takiego - i nie chodzi mi w tym momencie o środki. Aplikacja INGMobileHd dla iPada dostępna jest w App Store za darmo. INGMobileHD w App Store
Systemowa aplikacja Zdjęcia dla iPhone'a nie jest specjalnie wygodna, na szczęście w iOS 7 ma się to zmienić. Do czasu jednak premiery nowego systemu zawsze można sprawdzić alternatywne rozwiązania. Jednym z nich jest Eventiles - aplikacja, która układa zdjęcia w zbiory, podzielone na określony pory każdego z dni oraz lokalizacje. Program sam nadaje tytuły odnoszące się właśnie do pory dnia (poranek, popołudnie, wieczór itp.) oraz miejscowości w której dane zdjęcie zostało zrobione. Szkoda, że program nie rozpoznaje zrzutów ekranu, które chętnie zobaczyłbym w osobnym zbiorze, o ile oczywiście chciałbym je zachować (zwykle kasuję je co jakiśczas). Zbiory można łączyć i dzielić, można je też opisywać własnym komentarzem, dzielić się nimi z innymi użytkownikami Eventiles (wymaga to założenia konta w serwisie o tym samej nazwie). Będą oni mogli zobaczyć Wasze zbiory w zakładce Friends. Eventiles posiada też prostą funkcję upiększania na raz wszystkich zdjęć w zbiorze za pomocą jednego z kilku dostępnych filtrów. Wystarczy stukać w ikonę kropli, by wybrać ten najbardziej odpowiedni lub wrócić do wersji oryginalnej. Poza brakiem rozpoznawania zrzutów ekranu przyczepię się właściwie tylko do jednego. Z tego co zauważyłem to aby móc dzielić się zdjęciami na Twitterze czy Facebooku musimy być zalogowani do dedykowanego serwisu. Evenitles to kolejne ciekawe podejście do aplikacji serwisujących galerie zdjęć. Kwestią dyskusyjną jest oczywiście to, czy takie programy są potrzebne i jak wielu użytkowników wybiera alternatywy dla systemowych aplikacji, zwłaszcza galerii zdjęć. Eventiles dla iPhone'a dostępny jest za darmo w App Store. Eventiles w App Store
Już wiele razy powtarzałem sobie, że przez wakacje podszkolę lub nauczę się choć w podstawowym stopniu jakiegoś języka. Problemem był jednak czas, gdyż brak mi było samozaparcia aby choć godzinę dziennie poświęcić nauce, czyli najlepszej inwestycji, bo inwestycji w siebie. Duolingo zmienia jednak sposób w jaki możemy uczyć się hiszpańskiego, niemieckiego, francuskiego, portugalskiego i włoskiego (musimy jednak znać język angielski), lub angielskiego (musimy jednak w tym przypadku znać włoski, hiszpański albo francuski). Wystarczą 3 minuty na jedną lekcję, a tyle znajdzie każdy jadąc autobusem, oglądając reklamę w telewizji czy będąc na spacerze z psem. Koniec z wymówkami! :)
Informacja o rezygnacji CEO Microsoftu Steva Ballmera z pełnionej funkcji w ciągu najbliższych 12 miesięcy była bardzo zaskakująca. Zgodnie z oficjalnymi doniesieniami, owo odejście Ballmera miało być przygotowywane od dłuższego czasu (mówi się nawet o kilku latach). a specjalny zespół poszukujący jego następcy rozmawiał już z kilkoma, bliżej nieokreślonymi kandydatami. Podsumowując, Ballmer miał się do tego przygotować jak Steve Jobs do (ostatecznego niestety) przekazania Apple w ręce Tima Cooka.
Ostatnio coraz popularniejsze stają się programy, dzięki którym łatwiej zarządzamy swoimi pomysłami, projektami, rzeczami do zrobienia oraz notatkami. Nie okłamujmy się, w erze smartfonów, laptopów i tabletów żółte karteczki na lodówce i notatniki odchodzą powoli do lamusa. Jaki program więc wybrać, aby mieć jak najwięcej pod kontrolą? Postaram się przedstawić plusy i minusy najpopularniejszych z nich biorąc przy ocenie pod uwagę współpracę między urządzeniami, możliwości, interfejs i cenę. W zestawieniu uwzględniłem 10 najpopularniejszych programów.
Obróbka i edycja zdjęć na iPhone czy iPadzie kojarzy się pewnie wielu przede wszystkim z masą filtrów postarzających. To bez wątpienia prawda, na szczęście nie cała. Poza aplikacjami do upiększania są także bardzo dobre aplikacje do retuszu i korekcji oraz te, które wykorzystują zdjęcia, typografię i znaki graficzne do tworzenia kolaży czy mówiąc wprost plakatów. Dawno temu opisywałem jeszcze na mackozer.pl świetny program Poster (recenzję znajdziecie TUTAJ). Ostatnio, przy okazji obniżenia ceny do zera odkryłem kolejny program warty choćby chwilowej uwagi - Retromatic, w dwóch osobnych wersjach, dla iPhone'a i iPada. Wystarczy zrobić lub wybrać zdjęcie z biblioteki iPhone'a lub iPada, obrysować część, którą chcemy wykorzystać później w naszym kolażu. Tutaj bardzo wygodnie rozwiązano edycję maski. Nie musimy uciekać się do specjalnych gestów poza tradycyjnym powiększaniem i pomniejszaniem. Dotknięcie ekranu i przesuniecie po nim palca przesuwa też zdjęcie. Aby rozpocząć rysowanie maski musimy przytrzymać przez chwilę palce, aż odpowiedni wskaźnik wypełni się w całości kolorem żółtym. Później pozostaje już tylko wybrać odpowiednie tło oraz efekt jakim potraktowany zostanie wycięty fragment zdjęcia. Później pozostaje dodać odpowiednie znaki graficzne. Do dyspozycji mamy proste, jak i bardziej skomplikowane symbole. W przypadku pieczęci możemy edytować napis. Zbiór tego typu znaków możemy rozszerzyć o kolejne zestawy dostępne poprzez mikropłatności w cenie 0,89 € każdy. Możemy dodać jeszcze własny tekst do zdjęcia, wybierając przy tym krój liter ich wielkość i kolor. Gotowy kolaż możemy zapisać lub wrzucić do jednego z popularnych serwisów czy aplikacji. Oto efekt zabawy wersją dla iPhone'a: Retromatic dla iPhone'a i Retromatic HD dla iPada dostępne są za darmo w App Store Retromatic w App Store Retromatic HD w App Store
Podsumowujemy plotki o tym co być może zobaczymy 10 września. Wszystko wygląda na to, że w poczekalni czekają dwa iPhone'y 5S i 5C, a także być może nowe MacBooki Pro no i długi wyczekiwane Maki Pro.
Od lutego 2012 roku na terenie Moskwy działa "Muzeum Techniki Apple" i z pewnością można je uznać za jedno z większych. Rzecz o tyle niesamowita, iż ZSRR było dosyć długo objęte embargiem w ramach komitetu COCOM, na najbardziej zaawansowane technologie "podwójnego zastosowania", czyli mogących służyć zarówno celom cywilnym jak i militarnym. Do takich produktów zaliczały się między innymi komputery z rodziny Macintosh Quadra.
Kiedy pobrałem Arcade Balls na mojego iPhone'a pomyślałem na początku: "rety, kolejna głupia gra jakich wiele". Okazuje się jednak, że gra wcale nie musi być głupia, jest po prostu do bólu prosta w swoich zasadach, co przy odpowiedniej oprawie wciąga, a przynajmniej mnie. Aracade Balls to gra w kolorowe piłeczki, które musimy odpowiednio przesuwać na planszy, tak by utworzyły jednokolorowe linii. Co zrozumiałe, kiedy uzyskamy taką linię złożoną z pięciu piłeczek w tym samym kolorze znikają one z planszy, a my uzyskujemy dodatkową przestrzeń i pole manewru. Z każdym naszym ruchem na planszy pojawiają się bowiem kolejne piłki. Jak łatwo się domyślić, gra kończy się z chwilą kiedy cała plansza zostanie zapełniona. Do dyspozycji mamy dwa tryby gry: zwykły, w którym po prostu przestawiamy piłeczki i arcade - w którym gramy na czas, a niektóre z piłeczek dają nam dodatkowe sekundy. Całość opakowana jest w grafikę i muzykę stylizowaną na ster komputery 8-bitowe. Od dobrych kilku dni wracam do tej gry co kilka godzin i za nic nie chce mi się ona odinstalować.... głupie piłeczki. Arcade Balls dla iPhone'a w App Store w cenie 0,89 €. Arcade Balls w App Store
O świetnej aplikacji Documents by Readdle, będącej połączeniem managera plików i przeglądarki wielu popularnych plików pisałem w kwietniu tutaj na blogu MyApple. Aplikacja świetnie spina także w jednym miejscu zarówno pliki trzymane lokalnie jak i kilka popularnych usług w chmurze, m.in. Dropbox, Google Drive, SkyDrive, SugarSync, CloudMe czy serwery FTP i SFTP. Jego szczegółową recenzję przeczytacie TUTAJ. Przypominam o tym programie przy okazji jego aktualizacji, która przyniosła bardzo przydatną funkcję przeciągania i upuszczania plików. Mamy teraz także możliwość oznaczania wybranych plików gwiazdką. Ich lista dostępna jest w szarym pasku zakładek, zamiennie z listą ostatnio otwartych plików. Ostatnią nowością o której trzeba wspomnieć, to integracja programu z biblioteką zdjęć iPhone'a i iPada. Documents by Readdle daje nam teraz dostęp nie tylko do rolki aparatu ale także do strumieni zdjęć i albumów. Documents by Readdle nie jest może programem z którego korzystam codziennie, są jednak momenty, kiedy jest po prostu niezastąpiony, a do tego dostępny jest za darmo.Recenzja Documents by Readdle na blogu MyApple Documents by Readdle w App Store
Czasy w których tworzenie stron internetowych bezpośrednio na telefonie było czymś nieosiągalnym już dawno minęły, odkąd mamy iPhone'a i inne smartfony. Podobnie jest z iPadem. Można to zrobić bez większych problemów. Nie mówię tutaj o tym, że na każdym z tych urządzeń można bez problemu napisać kod strony, a i pewnie klient FTP jakiś się znajdzie. Chodzi mi o aplikacje, które pozwalają na stworzenie takich stron na bazie gotowych szablonów. Kilka takich aplikacji opisałem jeszcze na mackozer.pl. Dzisiaj w App Store debiutuje kolejna, o nazwie Jimdo. Jak każdy tego typu program, także i Jimdo to tak naprawdę rozszerzenie usługi dostępnej standardowo przez web, umożliwiającej stworzenie strony internetowej lub serwisu (włącznie z własnym sklepem) i utrzymanie jej na serwerze usługodawcy. Wydana własnie aplikacja pozwala na obecną chwilę na tworzenie prostej strony złożonej z podstron, zawierających tekst, nagłówki, zdjęcie lub galerie zdjęć. Jeśli potrzebujemy szybko odpalić tego typu stronę to dzięki Jimdo możemy to zrobić właściwie kciukiem. Wystarczy wybrać jeden z szablonów, dodać elementy do strony, odpowiednio je ustawić i ewentualnie dodać dodatkowe podstrony. Każdy z tych elementów możęmy układać względem siebie. Z tego co zdążyłem się zorientować elementy możemy przesuwać tylko w pionie. Zdjęcia możemy dodawać zarówno z rolki aparatu lub robiąc zdjęcia bezpośrednio iPhonem lub iPadem. Jimdo oferuje też proste narzędzia formatowania, jak pogrubienie, pochylenie tekstu. możliwość dodawania odnośników, oraz wyrówniania do prawej, lewej i do środka. Brakuje mi tylko wuyjustowania tekstu do obydwu krawędzi. Jimdo offertje nam ciągły podgląd tego jak strona wyglądać będzie na tablecie czy dużym komputerze i na smartfonie. Pod tym względem wszystko się zgadzało. Nie ukrywam, że chętnie zobaczyłbym też funkcję bloga. Można oczywiście prowadzić bloga mobilnego dzięki aplikacji Wordpress, ale blog to przecież obecnie jeszcze podstawowa forma komunikacji. Jeśli już możemy stworzyć stronę na iPhone i iPadzie, to przydałaby się także taka możliwość. Tak jak pisałem wczesniej aplikacja Jimdo jest niejako rozszerzeniem oferty usługi o tej samej nazwie. Kreator stron w wersji web jest oczywiście o wiele bardziej rozbudowany. Jimdo nie jest może aplikacją wybitną, jednak mnie osobiście cieszy, że mam kolejną usługę i aplikację do wyboru, która pozwoli mi na szybkie odpalenie strony internetowej, bez potrzeby uruchamiania komputera czy uciekania się do korzystania z iPhoto dla iOS i iCloud. Co ważne, Jimdo oferuje swoje usługi nie tylko odpłatnie. Możemy odpalić darmową stronę w domenie jimdo.com. Aplikacja Jimdo dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store za darmo. Jimdo w App Store
Mało gier przeżywa próbę czasu i po kilku miesiącach ostaje się na moim iPhone czy iPadzie. Mam kilka uniwersalnych pozycji, w tym np. Tiny Wings czy Real Racing 3. Jedną z gier tego typu, która także ostała się na moim iPadzie jest Sky Gamblers: Storm Riders, połączenie gry zręcznościowej z symulatorem, osadzonej w realiach II Wojny Światowej. Swego czasu opisałem ją dokładnie jeszcze na mackozer.pl. Warto przypomnieć ją m.in. z tego powodu, że właśnie została udostępniona za darmo. Nazywanie tej gry symultorem to oczywiście przesada, gdyby tak było, to za sterami prawdziwych Spitfire'ów, Hurricane'ów, Mustangów, Messerschmidtów, Focke Wulfów, Zer i innych maszyn mogłyby siadać już dzieci. Fakt, zdarzało się, że podczas wojny siadali za ich sterami nastolatkowie. Podobno niektórzy piloci prędzej potrafili latać myśliwcem czy bombowcem niż prowadzić samochody. Sky Gamlbers: Storm Riders czyni sterowanie tamtymi maszynami jeszcze prostrzym. Sama gra dostarcza jednak wielu wrażeń. Ma bardzo ładną grafikę. Wszystkie maszyny przedstawione są w drobnych szczegółach. Całkiem nieźle też rozpadają się po trafieniach. Nie mogę się przyczepić też do tego, jak przedstawiona jest ziemia, której w tego typu grach zwykle poświęca się zdecydowanie mniej uwagi. Przelećcie się jednak Curtisem podczas ataku na Pearl Harbor, a nie będziecie wiedzieli czy wypatrywać atakujących myśliwców i bombowców japońskich czy podziwiać majestatyczne pancerniki i krążowniki. Same zabudowania portu wojennego robią wrażenie. Znajdzeicie tam m.in. wieżę kontrolną, która jest jednym z punktów charakterystycznych tego obszaru i została uwieczniona także w filmie o tym samym tytule. Gra oferuje tryb rozgrywki jedno i wieloosobowej. W tym pierwszym do wykonania mamy różnego rodzaju misje. Sterowanie samolotem odbywa się albo za pomocą akcelerometru albo wirtualnego drązka sterowaniczego (joysticka) i klawiszy regulacji przepustnicy. Pobierać! Sky Gamblers: Storm Riders dla iPhone'a i iPada w App Store za darmo. Sky Gamblers: Storm Riders w App Store
Gdy pojawiły się zapowiedzi "North & South" na iOS ucieszyłem się, bo pomysł wskrzeszania hitów retro na iOS jest naprawdę fantastyczny. Pech chciał, że jednak zapomniałem o tej grze i trafiłem przez przypadek na nią kilka tygodni temu i przyznam się, że się zawiodłem.
Wczoraj wieczorem Google zaktualizowało aplikację YouTube'a dla iOS. Zmieniła się ikona i wygląd programu tak, by pasował do interfejsu nadchodzącego systemu iOS7. To, co jednak robi największe wrażenie to funkcja obrazu w obrazie czyli PIP (skrót od angielskiego zwrotu "picture in picture"). Dzięki niej można przeglądać zawartość serwisu nie przerywając odtwarzania wybranego filmu. Aby zminimalizować go do miniatury wystarczy przeciągnąć go w prawy dolny róg ekranu. Później można przywrócić go na cały ekran, przeciągając w górę lub zamknąć, wykonując podobny gest w kierunku lewej krawędzi ekranu. Rozczarują się tyko ci z Was, którzy liczą na możliwość wyświetlania dwóch filmów jednocześnie (jednego w miniaturze). Funkcja PIP w aplikacji YouTube działa tylko przy wyszukiwaniu. Stuknięcie w jakiś inny film automatycznie rozpoczyna jego odtwarzanie i zamyka ten zminimalizowany. Aplikacja YouTube dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store za darmo. YouTube w App Store
Gry logiczne z jednej strony nie potrzebują specjalnej oprawy. Za taką można uznać np. Angry Brids - moglibyśmy strzelać okręgami w kwadraty i zasady byłyby identyczne. To jednak opakowanie czyni tę serię wyjątkową. Podobnie jest w przypadku prostej gry logicznej pod tytułem About Love, Hate and other ones wydanej w dwóch osobnych wersjach dla iPhone'a i iPada. Sterujemy w niej dwoma istotami ucieleśniającymi dwa sprzeczne uczucia: miłość i nienawiść. Jak łatwo się domyślić, miłość to czarny duszek z kwiatkiem wyrastającym z głowy, podczas gdy nienawiść to istota rogata. Naszym zadaniem jest dostanie się po różnych platformach do specjalnego włącznika teleportera, który przeniesie nas do kolejnej planszy. Obydwie istoty muszą w tej drodze współpracować. Jednym razem wystarczy wskoczyć jedną istotą na drugą by pokonać jakąś przeszkodę. W większości jednak przypadków trzeba będzie wykorzystać zawarte w nich uczucia, sterując innymi napotkanymi istotami. Jak łatwo się domyślić, miłość będzie je przyciągać, a nienawiść odpychać. Trzeba tak umiejętnie je pokierować by inne istoty znalazły się w odpowiednich miejscach, umożliwiając nam dostanie się do wspomnianego już włącznika. Sterowanie w grze jest proste. W lewym dolnym rogu znajdziemy przełącznik pomiędzy istotami. Później wystarczy stuknąć w miejsce, w którym aktualnie wybrana istota ma się udać - jeśli oczywiście może. Gra ma bardzo ładną, ręcznie rysowaną grafikę no i wciąga. Nie mniej ważny jest fakt, że obecnie zarówno wersja dla iPhone'a jak i iPada dostępna jest za darmo. About Love, Hate and other ones w App Store About Love, Hate and other ones HD w App Store
Korzystacie z aplikacji Mailbox dla iPhone'a i iPada i macie konto w serwisie Dropbox? Jeśli tak to świetnie się składa. Możecie zyskać dodatkowy darmowy gigabajt łącząc wspomniany program ze swoim kontem w tej chmurze. Wystarczy wejść w ustawienia aplikacji Mailbox, przejść do zakładki Dropbox i dodać swoje konto w tej usłudze. Gigabajt na waszym koncie pojawi się po dłuższej chwili (u mnie było to kilka godzin). Przypomnę tylko, że Mailbox to darmowy program pocztowy dla iPhone'a i iPada, który traktuje wiadomości jak swego rodzaju zadania do zrobienia, dzięki czemu jesteśmy w stanie uporać się z nadchodzącą pocztą, choćby odkładając ją na później bez strachu, że o niej zapomnimy (Mailbox przypomni nam o niej w odpowiedniej chwili). Mailbox dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store za darmo. Mailbox w App Store Jeśli nie macie jeszcze konta w chmurze Dropboksa (w co wątpię), to wystarczy, że klikniecie TUTAJ, a ja zyskam dzięki wam kilkaset megabajtów dodatkowej przestrzeni.
Istnieje pewna grupa programów dla Mac, bez których moim zdaniem obejść się nie można. Wśród nich znalazły się rozbudowane managery plików z funkcją klienta FTP. Jednym z takich programów jest Fokrlift, który ze swoimi dwoma panelami podglądu zawartości folderów nawiązuje wyglądem jeszcze do Norton Commandera. Z pewnością większość starszych użytkowników MyApple zna ten program bardzo dobrze. Myślę jednak, że warto wspomnieć o nim w kilku zdaniach choćby dla świeżo upieczonych "MacUserów". Okazja ku temu jest dobra. Forklift obecnie dostępny jest w cenie 1,79 €. Jak już wspomniałem interfejs programu podzielony jest przede wszystkim na dwa panele, w których możemy podglądać różne lokalizacje, czy to na dyskach naszego Maka, czy na serwerze FTP czy SFTP. Dodatkowo w każdym z paneli możemy otworzyć dowolną ilość kart, jak w przeglądarce web czy w Finderze w OS X Mavericks. W każdej chwili możemy ukryć jeden z paneli, wtedy program będzie przypominał Findera. Ciekawą funkcją są stosy - rodzaj wirtualnych pojemników, w których możemy umieszczać pliki, które fizycznie znajdują się np. na różnych dyskach i w różnych folderach. Forklift pozwala także na masową zmianę nazw plików i automatyczną synchronizację dwóch wybranych folderów. To jeden z moich ulubionych programów użytkownych, co prawda poważnego konkurenta w postaci aplikacji Pathfinder. Był także pierwszym programem dla Mac, który kupiłem dobrze ponad pięć lat temu. Forklift dla Mac dostępny jest w Mac App Store w cenie 1,79 €. Forklift w App Store
UWAGA! Wersja darmowa aplikacji była dostępna tylko przez określony czas, aktualnie jej cena wynosi 2,69 Euro. Informacje o wersji free w tekście poniżej są już niestety nieaktualne. Cała reszta jednak jak najbardziej się zgadza.
Ile razy można wykorzystywać ten sam pomysł? To w dużej mierze zależy od samego pomysłu, idei. Jeśli jest wielokrotnego użytku to owszem, można. Do nich zaliczają się strzelanki - gry w których widzimy naszego bohatera z pewnej wysokości, a naszym zadaniem jest anihilacja właściwie wszystkiego co się rusza. Na iPhone'a i iPada powstało ich bardzo wiele. W App Store można z pewnością znaleźć ich dziesiątki. Zacznijmy od kolejnych części Minigore, Minigore 2, Call of Mini, Zombiewood, Return Of The Bots, Solomon's Boneyard no i Monster Shooter. To te które przychodzą mi szybko do głowy. Ta ostatnia doczekała się właśnie drugiej części, czyli Monster Shooter 2: Back To Earth. Fabuła w takich grach ma drugorzędne, zupełnie nieistotne zdarzenie. Równie dobrze może być, ale może w ogóle jej nie być. To element, w którym twórcy gier mogą niejako dodatkowo zabłysnąć swoim poczuciem humoru, tworząc niejako opakowanie, w postaci krótkich filmików wprowadzających nas do właściwiej strzelanki. W Monster Shooter główny bohater wyrusza na ratunek swojego kotka porwanego przez kosmitów. Sieje śmierć i zniszczenie tylko po to by odzyskać swojego pupila. W drugiej części kosmiczne potwory atakują ziemię - oryginalne, prawda? Tak, wiem - mój tekst podlany jest w pewnym stopniu żółcią (czy jak kto woli, trochę hejtuję ten tytuł), ale na moje oko Monster Shooter 2 nie wprowadza naprawdę nic specjalnie nowego, co czyniło by tę grę wyjątkową. Nihil novi sub sole czyli nic nowego pod słońcem. Gra naprawdę jakich wiele. Zapytacie zatem czemu w ogóle marnuję swój czas na tę recenzję? Powód jest prosty - gra jest dobra. Jest odgrzanym setny raz kotletem, ale jest bez wątpienia ładna i przyjemnie wysyła się na tamten świat setki potworów. Taka pozycja nie musi być wybitna czy specjalnie się wyróżniać by odnieść sukces. Mam wrażenie, że jej twórcy dobrze o tym wiedzieli. Utrzymali konwencję zachowując wszystko co dobre w takich pozycjach. Mamy więc szybką rozgrywkę, super bronie (duży plus w porównaniu z pierwszą częścią), które możemy kupować i rozbudowywać, jest ładna, rysunkowa grafika utrzymana w rzucie izometrycznym, jest stosunkowo dobra muzyka (choć nie robi na mnie wrażenia fakt, że jej autorem jest ten sam człowiek, który zrobił muzykę do Wiedźmina) no i sporo poziomów do przejścia (około 100). Gra Monster Shooter 2: Back To Earth dostępna jest za darmo, choć oczywiście jej twórcy liczą, że zostawicie trochę kasy poprzez mikropłatności. Ten system to chyba zdecydowanie najlepszy sposób zarobku na programach, co wcale mnie nie dziwi. Jeśli lubicie pierwszą część to dwójka z pewnością też Wam się spodoba. Ja tymczasem leczę traumę w Real Racing 3. Monster Shooter 2: Back To Earth w App Store
Współtworzenie dokumentów przez wiele osób to żadna nowość. Funkcje te od dawna posiadała webowa aplikacja Google Docs, obecnie stanowiąca część większej usługi Google Drive. W dzisiejszych czasach praca nad dokumentami trzymanymi nie tylko na dysku komputera, ale przede wszystkim w chmurze oraz na urządzeniach mobilnych wydaje mi się być już standardem. Na arenie usług umożliwiających edycję dokumentów pojawił się ostatnio nowy gracz - usługa Quip, wyposażona dodatkowo w aplikację dla iPhone'a i iPada. Quip nie jest jednak pakietem biurowym, a jedynie edytorem tekstu. Można w niego wstawiać zdjęcia, tabele czy listy (także zadań), jednak nie znajdziemy w tej usłudze i towarzyszącym im aplikacjach funkcji arkusza kalkulacyjnego czy narzędzia do tworzenia prezentacji. Wszystkie zmiany w edytowanym dokumencie są od razu widoczne na wszystkich urządzeniach i u wszystkich użytkowników, biorących udział w edycji dokumentu. Dodatkowo, w lewym, który służy za rodzaj komunikatora, pomiędzy osobami edytującymi dany dokument, widoczna jest też historia wszelkich zmian w nim wprowadzonych, włącznie z potwierdzeniem ich odczytania.  Quip pozwala nie tylko nad wspólną pracę nad wybranym dokumentem, do którego ręcznie dodamy innych użytkowników. Możemy także stworzyć wspólny folder, w którym automatycznie wszystkie utworzone dokumenty będą dostępne do edycji całej grupy. Co nie mniej ważne Quip w przeglądarce na dużym komputerze czy na iPadzie wygląda niemal identycznie. Aplikacja uruchomiona na iPhone wygląda oczywiście trochę inaczej, ale zmiany wynikają głównie z ograniczeń związanych z wielkością ekranu. Gotowy dokument możemy zapisać na dysku jako plik PDF. Quip może nie spełni wymagań osób, które szukają pełnej usługi pakietu biurowego do kolektywnej pracy w chmurze, ale jeśli tworzycie wspólnie większe lub mniejsze dokumenty w sieci i korzystacie przy tym z iPhone'a, iPada i komputera, to jest to z pewnością usługa godna uwagi i warta wypróbowania. Zwłaszcza, że zarówno sama usługa, jak i aplikacja dla iPhone'a i iPada dostępna jest za darmo. Quip w App Store
Kilka miesięcy temu, jeszcze na mackozer.pl opisałem oryginalną aplikację typu manager zadań, o nazwie CARROT To-Do. To, co w tym programie było wyjątkowe to swego rodzaju inteligentny asystent o dość specyficznym poczuciu humoru i podejściu do rodzaju ludzkiego. Tamten tekst zatytułowałem "Gdyby Hal 9000 był listą rzeczy do zrobienia". Teraz w App Store pojawiała się druga tego typu aplikacja dla iPhone'a i iPada o nazwie CARROT Alarm. Analogiczny tytuł nasunął mi się automatycznie. CARROT Alarm to oczywiście prosty budzik. Aplikacja pod pewnym względami przypomina niedawno opisywany przeze mnie Rise Alarm. W podobny sposób ustawia się bowiem godzinę budzenia. Wystarczy przeciągnąć ją w gorę lub w dół, a następnie stuknąć nad lub pod nią by ustawić godzinę z dokładnością co do pięciu minut. Aktywacja alarmu następuje poprzez przeciągnięcie w prawo oka sztucznej inteligencji, która ma nas później obudzić. Tak jak w managerze aplikacji, tak i tutaj CARROT częstuje użytkownika różnymi komentarzami na temat tego, jak bardzo jest niedoskonały, dając do zrozumienia, że tak naprawdę współpraca z nami, ludźmi jest dla niego przykrym obowiązkiem. CARROT budzi nas z resztą niemiłym dla ucha metalicznym, cyfrowym głosem powtarzającym w kółko słowa typu "to wspaniały dzień by zawładnąć światem" czy "to wspaniały dzień by odpalić kilka bomb atomowych". Jeśli nie wyłączyliśmy alarmu po minucie, program zakłada, że jeszcze lenimy się w łóżku, zmienia więc kolor na czerwony i zaczyna powtarzać nam w kółko, że pora wstawać. Samo wyłączenie budzika nie jest też taką prostą sprawą. Musimy wykonać szereg różnego rodzaju czynności, polegających na przesuwaniu suwaków, stukaniu w przycisk lub we wspomniane już oko. Czasem musimy obrócić iPhone'a i uważać na komunikaty pojawiające się na ekranie (program czasem dla żartu żąda od nas rzeczy niemożliwych). W CARROT Alarm jest też element grywalizacji. Za każde wyłączenie budzika otrzymujemy punkty i przechodzimy na kolejne poziomy. Tak, jak w przypadku poprzedniej aplikacji z tej serii, tak i tutaj autor programu wykazał się dużym poczuciem humoru, tworząc złudzenie obcowania z inteligentną maszyną, niczym z komputerem Hal 9000 z Odysei Kosmicznej. Program CARROT Alarm dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store w cenie 0,89 €. CARROT Alarm w App Store
Jest pewna grupa aplikacji, które nie wyróżniają się na tle innych pod względem funkcjonalności, co więcej, często równie, albo bardziej funkcjonalne programy zainstalowane są fabrycznie w systemie. To, co przyciąga moją uwagę to ich interfejs. Tak jest w przypadku kalkulatora Solvetica, będącego kolejną formą wynoszenia na piedestał kroju liter o nazwie Helvetica. Przypomnę, że nie jest to pierwszy program tego typu. Kilka lat temu w App Store pojawił się kalendarz Calvetica, który również inspirowany był tym krojem. Solvetica to bardzo prosty kalkulator. Pod względem funkcjonalności ustępuje temu systemowemu, który wyposażony jest w funkcję naukową, do bardziej skomplikowanych obliczeń. Solvetica umożliwia przeprowadzenie tylko prostych działań. Jedyną funkcją, która w pewien sposób wyróżnia ten program to prosty podgląd historii działań, widoczny nad polem wprowadzania liczb i wyświetlania wyników. Możemy także skopiować wynik. Wystarczy przytrzymać palec na wyświetlanej liczbie. Solvetica nie znajdzie uznania wśród większości użytkowników, którzy nie potrzebują innego kalkulatora niż ten systemowy. Ta aplikacja jest trochę czymś w rodzaju sztuki dla sztuki. Myślę jednak, że znajdą się jej amatorzy, którzy podczas prostych obliczeń lubią nacieszyć oko ładnym dizajnem i typografią. Aplikacja Solvetica dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store w cenie 0,89 €. Solvetica w App Store
Pojawiła się druga część kultowej już gry Plants vs. Zombies. Dla przypomnienia, gra polega na obronie domu przed nadchodzącymi zombie. Obrońcami naszej posesji są rośliny - groszki, ziemniaki, słoneczniki itp. Plants vs. Zombies cieszy się ciągle niesłabnącą popularnością i jest to jedna z najlepiej sprzedających się pozycji w AppStore. W drugiej części Plants vs. Zombies poprawiono w grafikę i dodano szereg nowych plansz, roślin i zombie.