Rower i iPhone czyli przyjemne z przyjemnym i z pożytecznym
Lubicie łączyć przyjemne z pożytecznym? A jakby tak zwielokrotnić przyjemność? Mi to się udaje gdy łączę pasję rowerową z iPhonowo–gadżetową.
Strona 2 z 5
Po co licznik kadencji?
Też się nad tym zastanawiałem widząc prawie wyłącznie oferty urządzeń z takim licznikiem. Po zasięgnięciu „języka” w sieci okazało się, że prędkość z jaką kręcimy korbą ma ogromne znaczenie nie tylko dla naszych wyników i komfortu jazdy ale przede wszystkim dla zdrowia.
Kiedyś wydawało mi się, że kręcę korbą jak szalony! Tylko dziwnym trafem brakowało mi przy szybszej jeździe przełożeń. Gdy zamówiłem licznik zacząłem czytać o kadencji. Okazało się, że należy wykonywać przynajmniej 80 obrotów korbą na minutę. Generalnie najlepsze (w typowej jeździe) są wartości 80-110. Cytując Blog 2 Kółka: „Przy treningu siłowym utrzymuje się dość niską kadencję (nawet ok. 60 obr./min), przy treningu wytrzymałościowym – umiarkowaną ( ok. 85-90 obr./min), natomiast przy szybkościowym – wysoką (do ok. 110-120 obr./min)”. Dodatkowo należy pamiętać o tym, że szybsze kręcenie to mniejsze siły nacisku czyli mniej zużyte i bolące kolana, mniejsze zmęczenie mięśni i prawdopodobieństwo skurczu. Ekstra dostajemy większą dynamikę. Same zalety!
Jakie są wady?
Jak zamontowałem licznik i się okazało, że moje „szalone” kręcenie to ledwie 40-60 kadencji zacząłem próbować kręcić szybciej (na miękkich - mniejszych przełożeniach). Na początku było bardzo ciężko się przestawić! Zanim nie musiałem już się do tego zmuszać minęło kilkanaście dni. Już po 3 tygodniach zauważyłem, że jadąc 60 km doskwiera mi tylko „siodełko” ale już nie nogi!
Teraz męcząc się mniej mam większe przebiegi dzienne (nawet ponad 130 km) i osiągam średnie prędkości o jakich mi się nie marzyło kiedyś (ostatnio przekroczyłem średnią 32 km/h na płaskiej trasie 20 km). Ale nadal gdy już jestem zmęczony muszę spoglądać na licznik aby utrzymywać te 80 obrotów.
3 razy 30 razy 130 czyli monitor rytmu serca
Znajomy trener zajmujący się również fitnessem powiedział mi, że aby zachować zdrowie i sprawność należy przynajmniej trzy razy w tygodniu przez 30 minut doprowadzać serce do ponad 130 uderzeń na minutę.
Jeżeli nie mamy jeszcze Watch (a nawet jak mamy ale nie chcemy się ograniczać do systemowej aplikacji Heart Rate) to aby kontrolować nasz wysiłek dobrze było by się zaopatrzyć w monitor rytmu serca na Bluetooth LE. Przy monitorach zakładanych „na klatę” to obecnie wydatek zaczynający się od 150 zł.
Często od samego urządzenia ważniejszy jest pasek dołączony do zestawu. Mi udało się tanio (poniżej 100 zł) kupić Bluetoothowy monitor jednak z tak tandetnym paskiem, że po przepoceniu (wystarczy 2-3 h intensywnej jazdy) zwierał elektrody i pulsometr przestawał działać. Lekarstwem okazał się kupiony na wyprzedaży pulsometr Holux ANT+ z którego najczęściej używam profesjonalnie wykonanego paska (ale i on sam się czasem przydaje). Spokojnie działa kilkanaście ciężkich godzin. Oczywiście po intensywnym „zapoceniu” należy go wypłukać w czystej wodzie i wysuszyć aby nadal sprawnie działał.
Sól z potu skrystalizowana na pasku monitora rytmu serca
W takich monitorach serca bateria również powinna wytrzymać rok. Urządzenie aktywuje się po wyczuciu pulsu (czyli po założeniu na klatę).
Inne wynalazki
Dość przydatny jest barometr… a w zasadzie wysokościomierz barometryczny działający również jako wariometr (czujnik szybkości opadania i wznoszenia). A po co? Aby dokładnie (to znów jest dokładniejsze niż GPS nawet GLONASSem wspierany) mierzyć różnice wysokości i na tej podstawie podsumować ile wzniesień pokonaliśmy, a podczas jazdy podawać nachylenie trasy. Tą bardzo przydatną rzecz mam w RFLKT+. Niektóre programy monitorujące aktywność potrafią wykorzystać do pomiarów wysokości wbudowany w iPhone 6(+) barometr.
Z innych ciekawych sensorów do roweru wypada wspomnieć jeszcze o licznikach mocy. Mierzą one siłę z jaką naciska się na pedały (umieszczone w pedałach lub korbie) lub siłę przekazywaną na koło (w piaście napędowej). Fajna rzecz lecz ceny zaczynają się do 800 $!
Inną kategorią są stacjonarne trenażery. Zazwyczaj rower bez tylnego koła instaluje się w specjalnym urządzeniu symulującym obciążenie. Najciekawszym jest KICKR od Wahoo Fitness. Aplikacja w iPadzie lub iPhone steruje obciążeniem udając konkretną trasę. Możemy nawet wyświetlać jej symulację na ekranie. To jest dobre dla wyczynowców. Ja jednak zdecydowanie wolę prawdziwą jazdę (zwłaszcza w jakimś pożytecznym celu).