A ja chcę mieć Apple Watcha!
W premierowym numerze magazynu MyApple Michał Masłowski podzielił się z Wami swoimi dylematami związanymi z ewentualną decyzją o zakupie zegarka Apple Watch. Nazwał je pojedynkiem serca i rozumu. Rozumiem jego punkt widzenia. Prawdopodobnie wielu z nas zadaje sobie podobne pytania, czy ten gadżet do czegoś się przyda i czy korzyści uzasadnią dość spory wydatek. Przyznam, że tym razem nie mam takich wahań.
Strona 2 z 3
Punkt pierwszy – powiadomienia. W sporej części zgadzam się z Michałem, który napisał, że ich nadmiar to nic dobrego. Postępuję według podobnej zasady i mam je całkowicie wyłączone w iPadzie, a ograniczone do minimum w iPhonie. Pozwalam zabrzęczeć jedynie emailom od nadawców z listy VIP. Nie ograniczam natomiast sygnalizowania o połączeniach przychodzących. W każdej chwili może trafić się ważna rozmowa.
To jest istotne, bo z powodów, o których wspomniałem wcześniej, często nie zdążam wyciągnąć telefonu z torby lub kieszeni. Rzut oka na ekran zegarka pozwoliłby na zorientowanie się, kto dzwoni i ocenę, czy muszę się spieszyć z odebraniem. Prawdopodobnie byłbym też jednym z tych nielicznych posiadaczy Apple Watcha, którzy używają funkcji odbierania połączeń. Jasne, głupio mówić do zegarka. Ale tak samo bez sensu jest wyciąganie telefonu z kieszeni tylko po to, by powiedzieć, że się zadzwoni za kilka minut. Możliwość odczytu na ekranie zegarka treści wiadomości lub emaila? Dla mnie to wygoda. Trudno byłoby mi znaleźć powód, by z niej nie korzystać. Człowiek przyzwyczaja się do dobrego.
Czytałem już szereg opinii, że wcale nie jest to wielki zysk, bo i tak trzeba co chwilę wyciągać telefon, by użyć go do bardziej skomplikowanych zadań. Zgoda, pewnie tak. Wszystko zależy od tego, co, jak i kiedy robimy. Z wyjątkiem chwil na dłuższą nasiadówkę np. w poczekalni, na ławce w parku itp., ja biorę go do ręki wiele razy w ciągu dnia tylko po to, by zobaczyć, kto dzwonił, przeczytać wiadomości, sprawdzić listę zadań lub kalendarz i od razu chowam z powrotem. Pozyskanie tych informacji z ekranu zegarka jest szybsze i prostsze. Łatwiej puknąć palcem w przegub drugiej ręki niż sięgać do kieszeni. A skoro już o tym mowa... Słucham muzyki z iPhone'a. W podróży żaden problem, bo telefon i tak jest na kolanach lub gdzieś obok. Na ulicy jednak zmiana utworu stuknięciem w zegarek też jest wygodniejsza.
Fanaberia, powiecie. Uwierzcie – nie. Dla osób zmagających się z mniejszą lub większą niepełnosprawnością właśnie takie drobiazgi decydują o poprawie jakości życia i płynności w wykonywaniu codziennych czynności. To prawie taka sama różnica jak pomiędzy pokonywaniem pięter schodami a windą. Ta druga opcja w każdym wypadku będzie szybsza i mniej męcząca.
Punkt drugi – aktywność fizyczna i monitorowanie zdrowia.
Michał zauważył w swoim artykule, że funkcje wyczynowe zegarka Apple ustępują tym, które można znaleźć w specjalistycznym sprzęcie, np. firmy Garmin lub Polar. Z pewnością ukierunkowane narzędzia są bardziej odpowiednie dla osób mocno zaangażowanych w jakąś dyscyplinę i zawsze będą mieć przewagę nad sprzętem zaprojektowanym dla szerokiej rzeszy użytkowników. Jest z nimi jednak pewien problem – uwzględniają potrzeby wyczynowców. Niewielu niepełnosprawnych lub przewlekle chorych biega w maratonach, jeździ na rowerze czy pływa w ramach czasowych i warunkach określanych przez osoby zdrowe i wytrenowane. Wielu natomiast chce uprawiać aktywność fizyczną na miarę swoich możliwości. Oprogramowanie sprzętu dla sportowców rzadko uwzględnia taką ewentualność.
Apple Watch jest produktem świeżym i surowym. Podporządkowanym jednak sprawdzonej taktyce firmy Apple: oddawania inicjatywy w ręce twórców oprogramowania. Wiary w ich kreatywność i umiejętność wyczuwania potrzeb rynku. W dniu dzisiejszym Apple Watch zlicza kroki, analizuje sen i bada puls, ale to tylko przedsmak jego możliwości. A jednocześnie wystarczająca ilość funkcji dla tych osób, którym zależy właśnie na gromadzeniu takich podstawowych parametrów.
Wystarczy kupić opaskę, powiecie. Tak. Ale dla opasek nie powstanie oprogramowanie, które pozwoli wykorzystać te dane w sposób kreatywny. Opaską zarejestruję kolejne osiągnięcia. Muszę jednak posłużyć się aplikacją producenta, by je odczytać. Z Apple Watch - mam nadzieję - będę je mógł jednym ruchem palca przerzucić np. do Day One. Lub do Evernote. Wyposażenie zegarka w system operacyjny z możliwością pisania dla niego aplikacji pozwala przypuszczać, że informacje będą mogły wędrować pomiędzy spersonalizowanymi elementami ekosystemu oprogramowania.
Nieustanna walka o poprawę kondycji to mozolna praca, codzienna rutyna zadań. Po co ma o nich przypominać osobna aplikacja od producenta opaski, skoro wielu z nas ma swój ulubiony program do zarządzania listami rzeczy do zrobienia? Ekran zegarka wydaje mi się dziś najsensowniejszym miejscem wyświetlania istotnych informacji, szczególnie podpowiedzi kalendarza lub menedżera zadań. Każde rozwiązanie oparte na systemie operacyjnym i stale powstających aplikacjach jest bardziej elastyczne i, w przeciwieństwie do sztywnych rygorów ustalonych przez producentów gadżetów sportowych, pozwala na dopasowanie urządzenia do własnych potrzeb.