Wszystko się zmienia, a świat nie stoi w miejscu. Czasem to my stoimy, bo meldujemy się właśnie na Foursquare. Tymczasem to właśnie ten serwis czekają drastyczne zmiany. Ich początek wyznacza premiera aplikacji Swarm by Foursquare, która właśnie pojawiła się w App Store.
Jako osoba aspołeczna w sieci, nie jestem wielkim fanem Facebooka, na którym jestem zdecydowanie dlatego, bo po prostu muszę na nim być robiąc to co robię. Korzystam więc z tego serwisu społecznościowego także na iPhone za pośrednictwem oficjalnej aplikacji, która doczekała się wczoraj aktualizacji. Facebook dla iOS zyskał przydatną funkcję podglądu wyglądu wpisu podczas wprowadzania treści. Jeszcze przed publikacją, w oknie edycji wyświetli się np. panel z zajawką źródła (strony), do której prowadzi wstawiony we wpisie link. Możemy oczywiście tę zajawkę usunąć, czy pozbyć się samego obrazka, który zwykle do niej jest dodawany. Co więcej możemy w ten sposób wygodnie wrzucać za pośrednictwem tego programu linki w postaci zajawek. Wystarczy w aplikacji dla iOS wpisać link (najlepiej z www na początku, bez którego program ma niekiedy problemy z rozpoznaniem, że dany tekst to link) i poczekać na pojawienie się zajawki. Teraz wystarczy usunąć wprowadzony tekst i wysłać w sieć taki link-zajawkę. Przydatną nowością jest możliwość tworzenia wpisów w trybie offline. Teraz niezależnie od tego czy właśnie znaleźliśmy się w miejscu przed którym mobilny internet zawraca wraz z sygnałem GSM sieci komórkowej, możemy przygotować wpis i zatwierdzić go do publikacji. Zostanie on wysłany do Facebooka jak tylko nasz iPhone podłączy się do sieci. Facebook dla iOS dostępny jest w App Store za damo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Do mobilnych serwisów społecznościowych, w którym punktem łączącym nie są zdjęcia a muzyka miałem kilka podejść. W większości wypadków były to programy w stylu Instagram, w których zamiast zdjęciami dzieliliśmy się informacją o tym, czego słuchamy w danej chwili. Brakowało mi serwisu społecznościowego, który w ciekawy sposób łączyć będzie artystów, zespoły ze słuchaczami. Właśnie coś takiego się pojawiło. Mowa o aplikacji huurd.it dla iPhone'a. Tak jak napisałem w tytule tego wpisu huurd.it ma coś z Foursuare'a, a dokładnie to swego rodzaju meldunki na mapie. Nie meldujemy się jednak w hotelu, knajpie. Tutaj zamiast meldunków można przypinać do mapy, do konkretnych miejsc piosenki czy generalnie utwory muzyczne. Nie robimy tego z resztą my, czyli słuchacze, a robią to artyści (no dobra... jestem muzykiem, więc też przypinam). Przypinają swoje utwory w miejscu, w którym aktualnie się znajdują. Mogą to robić na przykład w studio, czy w sali koncertowej. Tworzy się w ten sposób ciekawa muzyczna mapa świata. Utwory można nie tylko odsłuchiwać ale także je polubić i dodać do ulubionych. Możemy także przejść do profilu danego artysty i podejrzeć listę wszystkich udostępnionych utworów, a także przejść na jego stronę web, profil na Facebooku czy Twitterze. Możemy także wysłać wykonawcy wiadomość. Jako artysta lub wykonawca możemy nie tylko dodać wspomniane linki ale przypiąć do mapy muzykę. Warunkiem jest jednak posiadanie konta i bazy własnych utworów w serwisie SoundCloud. Przy tworzeniu profilu artysty należy się zalogować na nasze konto. Huurd.it pobierze z niego nie tylko utwory ale też szczegółowy opis zespołu. Huurd.it dopiero startuje na mapie nie znajdziemy jeszcze masy utworów. Najwięcej przypięli artyści w Wielkiej Brytanii i USA. Mój zespół jest pierwszym z Polski, który przypiął coś do mapy. Jak zwykle serdecznie zapraszam do odsłuchu. Program huurd.it dla iPhone'a dostępny jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Po co i na co komu kolejna aplikacja pogodowa? Nie wiem ile ich jest w App Store ale zakładam, że dobrych kilkaset i wciąż powstają kolejne. Większości użytkowników wystarczy w zupełności aplikacja systemowa. Deweloperzy starają się by ich programy oferowały trochę więcej no i wyglądały równie dobrze, co oryginalnie. Niewątpliwie tak jest z Weather Glance, a przynajmniej takie były zamiary dewelopera. Weather Glance to program, który przedstawia prognozę pogody w bardzo ładny sposób, głównie za sprawą kolorowego paska prognozy godzinowej. Każdej pełnej godzinie odpowiada jeden kolorowy pionowy pasek z informacją o temperaturze i warunkach atmosferycznych. W dolnej części znajdziemy prognozę na kolejne dni. Górna część ekranu to panel utrzymany w tym samym kolorze co wybrany pasek prognozy godzinowej, przedstawiający dodatkowe informacje, jak prędkość i kierunek wiatru, wilgotność, sumę opadów, ciśnienie, a także godzinę wschodu i zachodu słońca. Kolor paska nie jest przypadkowy. Czym chłodniej, tym bardziej niebiesko, a wręcz granatowo. Czym cieplej, tym bardziej żółto i pomarańczowo. Pomysł bardzo fajny. Szkoda jednak że temperaturze 15 - 17 stopni odpowiada taki odcień koloru żółtego, że na ekranie nie widać żadnej ze szczegółowych informacji. Dla mnie to przykład tego, jak twórca programu, a może projektant jego UI chciał dobrze, chciał by było po prostu ślicznie. Niestety przesadził z kolorami, czego efektem jest widoczny powyżej efekt, który przy określonej temperaturze czyni ten program bardzo nieprzyjaznym w użyciu. Szkoda, bo przy niższych i wyższych temperaturach wszystko wygląda bardzo dobrze. Przyczepię się jeszcze do jednego szczegółu. Ikona programu nie jest przystosowana do iOS 7, co rzuca się w oczy przede wszystkim w App Store. Oczywiście program pozwala na dodawanie wielu lokalizacji i korzysta z GPS do ustalenia naszego położenia, to już standard. Tak czy inaczej, pomimo tej dość poważnej wady interfejsu, program jest ładny i warto go przetestować samemu, zwłaszcza że dostępny jest za darmo. Weather Glance dla iPhone'a i iPada w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Tegoroczne odcinki mojego podcastu Diabelskie Ustrojstwa pokazują kierunek rozwoju tej mojej audycji, w której pojawiać się będą różni goście. W iTunes Store pojawił się właśnie najnowszy już szósty w tym roku odcinek, którego gościem jest Jan Brynczak - manager na Polskę serwisu mBazaar. Serwis mBazaar wystartował pod koniec ubiegłego roku, zaangażowałem się sam w jego promocję, głównie dlatego, że podoba mi się ta próba zagospodarowania jak dotąd dziewiczego rynku wtórnego urządzeń Apple, którymi handel jak dotąd odbywał się niemal wyłącznie za pośrednictwem serwisów aukcyjnych. Wraz ze startem serwisu, czy otwarciem sprzedaży (skup ruszył kilka tygodni wcześniej) w sieci, także i na MyApple pojawiło się wiele pytań, zwłaszcza tych o ceny. Nic w tym dziwnego. Każdy z nas - w tym i ja, chciałby sprzedaż swojego starszego iPada, iPhone'a czy komputer Mac za jak największe pieniądze, a kupić jak najtaniej. O to, jak mBazaar radzi sobie po sześciu miesiącach, o plany na przyszłość, międzynarodową ekspansję, a także o to "dlaczego tak mało" i "dlaczego tak drogo" przepytałem właśnie Jana Brynczaka z mBazaar. Diabelskie Ustrojstwa w iTunes Store Diabelskie Ustrojstwa to mój autorski podcast, stąd też w części muzycznej kieruję się całkowitą prywatą. W tym odcinku posłuchacie mojego zespołu SonusVena w utworze Luana. Więcej utworów SonusVena znajdziecie w serwisie SoundCloud oraz na YouTube.Obserwuj @mackozer
Jedną z funkcji Tweetbota (najlepszego moim zdaniem klienta Twittera dla iOS i Mac) z których korzystam właściwie non stop, jest wyciszanie. Bez usuwania z obserwowanych, mogę wyciszyć niektórych użytkowników lub wybrane ich tweety bez informowania ich o tym fakcie i bez usuwania ich z obserwowanych (mówcie co chcecie, ale wielu użytkowników odbiera usunięcie z grona obserwowanych bardzo osobiście, no dobra, ja też). Po latach od jej wprowadzenia w Tweetbocie, Twitterrific i kilku innych programach, wyciszanie wreszcie trafiło do oficjalnej aplikacji Twittera dla iOS. Wystarczy przytrzymać palec na obrazku wybranego użytkownika w linii czasu by pojawiło się menu kontekstowe z funkcją wyciszania. Wyciszyć użytkownika można także bezpośrednio w widoku jego profilu po stuknięciu w ikonę ustawień. Cieszy mnie bardzo, to że Twitter co kilka tygodni wprowadza przydatne funkcje do swojej oficjalnej aplikacji, czyniąc ją nie tylko wygodną ale i bardzo funkcjonalną. Moim zdaniem nie wiele jej już brakuje do wspomnianego już Tweetbota. Trzeba jednak pamiętać, że funkcja wyciszania w oficjalnej aplikacji Twittera jest na razie stosunkowo prymitywna. Nie możemy wyciszać tagów czy słów kluczowych, a tego bardzo mi brakuje. Omawiane zmiany dotyczą jednak tylko oficjalnej aplikacji Twittera uruchomionej na iPhone. Wersja dla iPada (znajdująca się w tej samej aplikacji) dalej jest daleko w tyle, choć widać już pewne drobne zmiany na plus. Twitter dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store za darmo. Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Aplikacje do edycji fotografii na iPhone czy iPadzie jest w App Store bezliku. Dziwi mnie czasami, że wciąż pojawiają się nowe, no ale z drugiej strony to jest w czym wybierać, każdy powinien więc znaleźć coś dla siebie. Najnowszym programem tego typu jest Litely dla iPhone'a i iPada właśnie, stworzona przez Cole'a Rise'a, autora m.in. filtrów jak "Hudson", "Sierra", "Sutro" i "Rise" dostępnych w aplikacji Instagram. Jego najnowszy program, choć także służy do upiększania fotografii, to jednak w zdecydowanie bardziej subtelny sposób. Litely stworzone zostało celem delikatnego uwydatnienia, czy też upiększenia dobrych fotografii, a nie do maskowania za pomocą tony filtrów (co ja osobiście bardzo lubię) zdjęć kiepskich (które niestety robię często). Program oferuje bezstratną edycję. W każdej chwili możemy więc zmienić wybrany filtr, a także ustawienie korekcji kolorów, światła czy ostrości. Jest też funkcja dodawania winiety. Litely ma prosty interfejs. Górną część ekranu zajmuje edytowane przez nas zdjęcie, dolną lista dostępnych filtrów (część możemy odblokować za dodatkową opłatą). Każdy z nich poza nazwą oznaczony jest kolorem informującym o tym jaka barwa zostanie uwypuklona). Przesuwając się w górę lub w dół zmieniamy wybrany filtr. Intensywność krycia regulujemy przesuwając palcem w prawo lub w lewo po fotografii. W każdej chwili możemy też podejrzeć i porównać wygląd oryginalnego zdjęcia i tego, jak będzie ono wyglądać po nałożeniu filtrów i po korekcji. Stuknięcie w zdjęcie otwiera je w powiększeniu - na ekranie widoczny jest tylko jego fragment. Do przesuwania zdjęcia na ekranie nie używamy jednak palca a całe urządzenie - program korzysta z wbudowanego żyroskopu. Litely tworzy swoją własną wewnętrzną galerię. Zanim zaczniemy edytować zdjęcie musimy załadować je z rolki aparatu w iOS. W przeciwieństwie do Instagram, Litely nie jest serwisem społecznościowym. To program do edycji, czy jak kto woli upiększania zdjęć. Możemy je zapisać (w oryginalnej rozdzielczości) albo podzielić się nim za pośrednictwem AirDrop, iMessage czy wiadomości e-mail, a także wrzucić na Twittera czy Facebooka. Litely to program bardziej dla purystów i minimalistów. To aplikacja bardziej dla fanów Hipstamatic niż wspomnianego już Instagram. Ci ostatni, a przynajmniej ja, przyzwyczajeni są do mocnych filtrów czy funkcji przesunięcia głębi ostrości (tilt-shift). Dla mnie niezastąpionym tandemem pozostanie dalej Snapseed i Instagram właśnie, ale ja robię naprawdę kiepskie zdjęcia. Litely dla iPhone'a i iPada dostępne jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Dziś znów troszeczkę o cyferkach chociaż Apple nie ujawniło żadnych rewelacji finansowych od ostatniego nagrania MacGadki. Skłania nas do giełdowych rozważań pierwsza aplikacja na naszym rynku służąca do inwestowania na giełdzie mDM for iPad. Obok giełdowego przewodnika rozmawiamy o nowym MacBooku Air. Apple obniżyło jego cenę i jeśli jesteście ciekawi dlaczego to spieszymy z odpowiedzą. Z uwagi na nadchodzący wielkimi krokami czas konferencji WWDC 2014 wypolerowaliśmy naszą Szklaną Kulę. To co w niej zobaczyliśmy prezentujemy w 85 epizodzie. Na koniec kilka słów o tym co kobieta - Angela Ahrendts - robi w zarządzie Apple. Jeśli jesteście zaskoczeni dlaczego Tim Cook zaoferował jej 68 milionów dolarów w akcjach to po wysłuchani tego odcinka będziecie wiedzieć, że nie jest to wygórowana cena. Odcinek zamkniemy rozmową na temat "Ładnych aplikacji” i czy o gustach powinno się dyskutować?
Czytając dzisiaj à propos piątku natrafiłem na opis bardzo ciekawej aplikacji - oSnap. Rozwiązuje ona kilka denerwujących ograniczeń, które znamy z natywnej aplikacji Aparat. Przynosi niestety także kilka swoich błędów.
iPhone 5S robi najlepsze zdjęcia ze wszystkich urządzeń mobilnych Apple z systemem iOS. Widać to zwłaszcza na fotografiach robionych nocą czy po zmroku. Jest na nich zdecydowanie mniej szumu. To zasługa większej matrycy o rozdzielczości 8 mgapikseli. Nocne zdjęcia dalej są jednak stosunkowo ciemne. Okazuje się jednak, że zarówno z iPhone'a 5S jak i innych modeli iPhone'ów i iPadów można wycisnąć znacznie lepsze zdjęcia nocne. Pomoże nam w tym aplikacja Night Modes. Ten prosty program zwiększa czas ekspozycji nawet do jednej sekundy. Night Modes w przeciwieństwie do systemowej aplikacji wyświetla także cały czas na ekranie aktualną czułość (ISO) i wspomniany już czas ekspozycji. Mamy też możliwość określenie maksymalnej wartości tego ostatniego. Zupełnym dodatkiem jest samowyzwalacz (przydaje się wtedy, kiedy iPhone ustawiony jest na statywie, a my nie chcemy nim poruszyć podczas robienia zdjęcia). Efekty są naprawdę zadowalające. Systemowa aplikacja aparatu w iOS (iPhone 5S): Night Modes (iPhone 5S): Program Night Modes dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store w cenie 1,79 €: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Nie jestem wielkim miłośnikiem produktów marki Adobe. Zwykle korzystam z różnych zamienników, przede wszystkim chodzi oczywiście o Photoshopa, mi zdecydowanie bardziej pasuje i wystarcza tańszy Pixelmator. Adobe ma jednak kilka dobrych programów na iPada. Od lat korzystam z Adobe Ideas do rysowania czy to prostych i głupich karykatur czy to scen z Gwiezdnych Wojen razem z synem. Teraz Adobe wydało kolejny program dla iPada godny uwagi - Adobe Voice. Adobe Voice to aplikacja i platforma do tworzenia, udostępniania i przeglądania prezentacji, w których bardzo ważnym elementem jest nagrany komentarz autora. Może być to wyjaśnienie tego, co widać na ekranie, może to być opowieść do prezentowanych zdjęć - panuje tutaj całkowita dowolność jeśli chodzi o tematykę prezentacji. Jak w każdym chyba programie tego typu prezentacja składa się z poszczególnych slajdów. Linię czasu z ich podglądem znajdziemy przy dolnej krawędzi ekranu. Tam też umieszczony jest przycisk odtwarzania stworzonej przez nas prezentacji, tak by można było ją obejrzeć przed publikacją, np. celem wprowadzenia jakichś poprawek. Do każdego ze slajdów możemy nagrać nasz własny komentarz, dodać grafikę - czy to ikonę czy zdjęcie. W jednym i drugim przypadku do wyboru mamy wyszukiwarkę zdjęć z sieci, galerię w iPadzie czy też zasoby Creative Cloud. W slajdzie można umieścić też tekst, co jest oczywiście zrozumiałe (nie ma chyba programu do tworzenia prezentacji, który nie pozwalałby na dodawanie tekstu do poszczególnych slajdów). Mamy także możliwość wyboru układu grafik w każdym ze slajdów. W jednym slajdzie możemy umieścić nawet do kilku zdjęć czy grafik. Samo nagrywanie komentarza odbywa się w bardzo prosty sposób. Wystarczy przytrzymać centralnie umieszczony przycisk nagrywania, by zarejestrować nasz komentarz. Jeśli efekt nagrania nie przypadnie nam do gustu możemy nagrać komentarz jeszcze raz. Co ważne cała prezentacja posiada podkład muzyczny, który odtwarzany jest niezależnie od slajdów, ale przy nagrywaniu komentarza słyszymy wybrany fragment przypadający akurat na tą cześć pokazu. To ważne, bo dzięki temu możemy dostosować ton i tempo do muzyki. Adobe Voice oferuje nie tylko różne układy dla poszczególnych slajdów, ale także tematy dla całej prezentacji czy różne podkłady muzyczne. Jest ich naprawdę całkiem sporo. Gotową prezentację publikujemy w serwisie Adobe (podejrzewam, że w Creative Cloud), musimy więc założyć sobie konto w tym serwisie. Prezentacja może być dostępna dla Wszystkich, dostęp do niej możemy ograniczyć tylko do osób, które posiadają kierujący do niej link. Ten ostatni możemy wysłać mailem, wrzucić na Facebooka czy Twittera, a samą prezentację umieścić w kodzie innej strony jako "iframe". Efekty działania programu są moim zdaniem całkiem niezłe. Oto stworzona przeze mnie prezentacja: Program Adobe Voice dla iPada dostępny jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Kilka dni temu obchodziliśmy - no dobra, kto obchodził ten obchodził - światowy dzień Gwiezdnych Wojen (May the 4th). Nie wiem jak Wy ale ja nie do końca wyrosłem z manii Star Wars, a co gorsza zaraziłem nią także mojego starszego syna, którego - po skończeniu przedszkola - będę musiał chyba wysłać do systemu Dagobah, albo tam, gdzie młody padawan może zgłębiać tajniki korzystania z mocy. To właśnie dla niego, ale też dla siebie (wymawiając się niejako synem) pobieram na mojego iPhone'a i iPada właściwie wszystko, co związane jest z Gwiezdnymi Wojnami, a ostatnio w App Store pojawiła się aplikacja Star Wars Journeys: The Phantom Menace. To z jednej strony interaktywny i częściowo animowany komiks, prezentujący historię z pierwszego epizodu. Każda ze scen jest w prosty sposób animowana, a w tle słyszymy głos lektora. Scena wychodzi daleko poza ramy ekranu, dlatego warto przechylać urządzenie na boki lub przesunąć widok z kamery palcem. Star Wars Journeys to także typowo fanowski program, który pozwala na gromadzenie informacji o poszczególnych postaciach pojawiających się w historii (nie ograniczając się bynajmniej tylko do Qui-gon Jinna, Obi-Wana Kenobiego, Padmy Amidali, czy Anakina Skywalkera, albo Jar Jar Binksa). Wreszcie, to także gra typu "Pod Racer", w której możemy wcielić się właśnie w małego Anakina Skywalera, albo innego "sportowca" i ścigać się za pomocą specjalnych rydwanów, do których zamiast koni zaprzęgnięto ogromne silniki. Gra Star Wars Pod Racer wyszła lata temu w wersji dla PC (być może także dla Mac) i z tego co ją pamiętam wnioskuję, że wersja dla iPada nie specjalnie się różni. Sterujemy naszym podem po jednym z kilku torów, starając się nie wpaść na przeszkody i nie ulec przeciwnikom. Nasze silniki pozwalają na krótkie zwiększenie mocy (długotrwałe ich dopalanie skończy się ich zniszczeniem). Dzięki umiejętnemu ich wykorzystaniu mamy szansę wygrać z przeciwnikami, a za zarobione wirtualne pieniądze doposażyć pojazd, czy zebrać więcej informacji o naszych bohaterach. Osobiście nie jestem do końca przekonany. Chyba wolałbym po prostu grę typu Pod Racer bez tego całego opakowania. Mój syn jest jednak zadowolony. Szkoda tylko, że opowiadana historia dostępna jest tylko w języku angielskim. Największą moim zdaniem wadą tego programu czy też gry jest cena. Star Wars Journeys: The Phantom Menace kosztuje 5,99 €. To zdecydowanie za dużo jak na taki produkt, ale może fani się skuszą. Star Wars Journeys: The Phantom Menace dla iPhone'a i iPada w App Store w cenie 5,99 €: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Słowo klaser wywołuje u mnie jednoznacznie skojarzenie - znaczki pocztowe. Nie wiem czy teraz jest to jeszcze popularne, ale kiedyś na pewno. W dzieciństwie znałem wiele osób, zwłaszcza moich rówieśników, które zbierały znaczki, limitowane i te powszechne serie zbierane w klaserach. Inne, specjalne klasery służyły do zbierania monet. Teraz za sprawą aplikacji Klaser dla iPhone'a zbierać możemy zdjęcia, a dzięki nim tak naprawdę wiele innych rzeczy. Zdjęcia w Klaserze mają duże znaczenie. Często to zdjęcie jest nam w stanie powiedzieć równie tyle co tekst. Na zdjęciach znaleźć się mogą zarówno miejsca z wycieczki, miejsca warte odwiedzenia, znajomi i rodzina, a także rzeczy często prozaiczne, które ilustrować będą inne informacje. Tak naprawdę odpowiedź na pytanie po co zbiera się zdjęcia, widokówki, czy inne obrazki, po co gromadzi się różne informacje w skoroszytach, klaserach, zeszytach, teczkach, a także plikach i programach, jest tylko jedna - po to by o czymś nie zapomnieć. Nie chodzi tutaj o listę rzeczy do zrobienia, ale o zasobnik ze zbieranymi przez nas informacjami. Być może nie chcemy zapomnieć miejsc, które odwiedziliśmy, miłych chwil i osób nam bliskich. Czasem mogą to być o wiele bardziej prozaiczne rzeczy, choć ważne rzeczy - zdjęcie rachunku czy innego ważnego wydruku, czy cennych przedmiotów, które posiadamy. Klaser pomoże nam zebrać je, posegregować w grupy i oznaczyć tagami. Każdy rekord pozwala na umieszczenie kilku obrazków, tytułu, krótkiego opisu oraz tagu. Trzeba też przydzielić go do jednej z grup (domyślnie jest to Inbox). Nie musimy więc tworzyć osobnych rekordów dla poszczególnych obrazków. Wystarczy stworzyć tylko jeden, np. dla konkretnego miejsca i dodać wybrane zdjęcia (brakuje mi trochę możliwości wyboru większej liczby zdjęć za jednym razem). W klaserze możemy więc stworzyć sobie wygodną bazę na temat interesujących nas miejsc z bogatą bazą fotograficzną. Jeśli dodane zdjęcia wyposażone są w dane EXIF o lokalizacji, pojawią się także w widoku mapy. Z doświadczenia wiem, że przydaje się on właśnie wtedy, kiedy zapisujemy listę miejsc, które odwiedziliśmy i do których być może będziemy chcieli wrócić. Osobiście brakuje mi trochę możliwości przypisania lokalizacji do konkretnego rekordu. Nie chodzi tutaj tylko o zdjęcia, do których nie dołączone są dane o lokalizacji. Czasem po prostu przedmiot, który skatalogowaliśmy i zrobiliśmy mu zdjęcie iPhonem powinien pojawić się na mapie w konkretnym miejscu (a nie np. w tym, w którym zdjęcie zostało zrobione). Rekordy znajdujące się w danej grupie mogą być wyświetlane w postaci listy, albo miniatur zdjęć. Zdjęcia możemy przeglądać nie tylko w ramach stworzonych kolekcji i grup, ale także poprzez tagi. Każdemu rekordowi można przydzielić więcej niż jeden tag, dzięki czemu, stworzyć można kolekcje tematyczne. Każdy z rekordów możemy udostępnić za pomocą AirDrop lub mailem - w tym wypadku znajdą się w nim nie tylko zdjęcia ale także tytuł i opis, który zawarliśmy. Klaser przydać się może do bardzo różnych zastosowań. Od galerii zdjęć, po swego rodzaju katalog przedmiotów, czy archiwum różnych ważnych dokumentów (np. wspomnianych już rachunków). Szczerze polecam wypróbować jego możliwości, zwłaszcza, że na przestrzeni ostatnich kilku lat otrzymywałem sporo pytań o tego typu aplikacje. Klaser dla iPhone'a dostępny jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Nie lubię, kiedy jakaś gra jest zwyczajnie kopiowana przez innego dewelopera. Zwykle też nie opisuję tych kopii, a czasem w ogóle je ignoruję - tak było na przykład w przypadku 1024 i 2048 - kopii oryginału czyli Threes. Grą, która doczekała się masy identycznych klonów pod podobnymi nazwami jest Flappy Bird i tutaj w sumie nic dziwnego, skoro oryginał został usunięty z App Store. Teraz grę w jasny sposób nawiązujący do tego tytułu wypuszcza dobrze znana wszystkim firma Rovio. Mowa o RETRY dla iPhone'a i iPada. RETRY nie jest jednak kopią, plagiatem Flappy Bird, choć złożona z pikseli grafika, lot przez tor przeszkód, jak i niektóre przeszkody nasuwają jednoznaczne skojarzenia. W RETRY sterujemy małym samolocikiem, który ma do pokonania kolejne etapy. Lecimy w swego rodzaju tunelu, na dole ziemia, na górze ciężkie stalowe chmury. Trasa nie jest prosta, ziemia pełna jest gór i głębokich dolin. We Flappy Bird dotknięcie ekranu aktywowało małe skrzydła tytułowego ptaka, machając nimi leciał w górę. Podobnie jest tutaj - dotknięcie ekranu włącza silnik naszego samolotu. Sprawa nie jest jednak tak prosta. Leci on w górę, przechodząc następnie w lot pionowy, aż do pętli. Trzeba więc odpowiednio "pracować" przepustnicą czyli palcem. Czasami możliwość wykonania pętli bardzo się przydaje, np. by móc wylądować na jednym z lotnisk, czy zebrać gwiazdkę. No właśnie i tu jest spora różnica w porównaniu z Flappy Bird. Gra nie na darmo nazywa się RETRY. Po katastrofie zaczynamy z ostatniego lotniska na którym wylądowaliśmy i opłaciliśmy gwiazdką nasz postój. Wspomnianych lotnisk jest na trasie sporo. Zawsze możemy usiąść na pasie i wydać gwiazdkę na zapłacenie za punkt startowy. Jak łatwo się domyślić gwiazdek szybko zaczyna nam brakować, możemy jednak dokupić je za jak najbardziej realne pieniądze. RETRY to gra z cyklu prostych i głupich, które potrafią wciągnąć na kilka godzin. Trzymając iPhone'a w dłoniach powtarzam sobie w myślach przez kilkanaście minut, a czasem kilka godzin "no dobra, już koniec, lecę ostatni raz..." Gra RETRY dla iPhoine'a i iPada dostępna jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Nie, nie chodzi oczywiście o surowiec, a internetowy sklep Apple dalej sprzedaje multimedia, przede wszystkim muzykę i aplikacje. Chodzi oczywiście o muzykę metalową, a dokładnie o 50 legendarnych albumów z tego gatunku, które dostępne są w iTunes Store w cenie od 4,99 do 6,90 €. W grupie przecenionych płyt znalazły się m.in. "Master Of Puppets" Metalliki, "The Number of the Beast" Iron Maiden, "Toxicity" System of a Down, "Reign in Blood" Slayera, "Vulgar Display of Power" Pantery, "Covenant" Morbid Angel, "Follow the Reaper" Children Of Bodom, "Ace of Spades" Motorhead, "The Legacy" Testamentu, "The End of Heartache" Killswitch Engage, "Cause of Death" Obituary, "Arise" Sepultury, "Rust In Peace" Megadeth, a nawet "Deicide" Deicide i "Black Metal" Venomu. To tylko niektóre pozycje, ale moim zdaniem te naprawdę warte uwagi, choć fani Black Sabbath, Van Halena, Opeth, Korna też powinni być zadowoleni. Z wieloma z powyższych płyt wiąże się wiele wspomnień sprzeda lat, części nie słuchałem od bardzo dawna. Sam nie wiem jeszcze na które się zdecyduję, ale pewnie na te, których nie mam w Spotify. Tak czy inaczej, polecam uwadze tych z Was, którzy lubią ciężkie brzmienia. Informację o tej promocji podrzucił mi na Twitterze Maciej Czechowski50 Legendary Albums w iTunes StoreObserwuj @mackozer
Google zaktualizowało swoją aplikację map dla iOS dodając jedną ważną funkcję z punktu widzenia użytkownika, który dużo podróżuje po świecie - możliwość zapisywania map wybranych lokalizacji do pamięci urządzenia. Wystarczy przypiąć pinezkę w wybranym miejscu, a następnie w widoku informacji szczegółowych o danym miejscu i pod miniaturą podglądu Street View stuknąć w "Zapisz mapę by używać jej offline". Pozostaje teraz określić zasięg mapy jaki chcemy zapisać według zasady czym mniejsze powiększenie, tym większy obszar zostanie zapisany do pamięci. Co ważne, zapisane w ten sposób mapy będzie można dowolnie powiększać, tak jakby były dostępne online. Wśród innych nowości, których osobiście jeszcze nie sprawdzałem wspomnieć wypada o nawigacji samochodowej pokazującej czas dotarcia na miejsce i pozostały dystans do celu. Funkcja wytyczania trasy komunikacji miejskiej podaje teraz także czas naszego przejścia do przystanku czy stacji. Po zalogowaniu mamy też dostęp do listy miejsc ostatnio wyszukiwanych. Jest też kilka innych nowości nie istotnych moim zdaniem z punktu widzenia polskiego użytkownika (np. integracja z aplikacją Uber, czy funkcja lane guidance w nawigacji samochodowej, która dostępna jest tylko w USA i Kanadzie). Aplikacja Google Maps dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Stali czytelnicy moich blogów (niniejszego na MyApple i starego na mackozer.pl) wiedzą z pewnością, że edytor tekstu to jedno z moich podstawowych narzędzi pracy. Wspominałem z resztą o tym ostatnio przy okazji opisu aktualizacji innego programu tego typu. Ledwo co opublikowałem tekst o Ulysses III, a już Krzysiek Rozengarten ( Netragnezor na Twitterze i MyApple) podrzucił informację o kolejnym programie dla Mac wartym uwagi. Mowa o WriteKit.
Spora część z nas zmaga się codziennie z różnego rodzaju obowiązkami, z których przynajmniej część wykonujemy za pomocą komputera. Pisanie artykułu, praca w arkuszu kalkulacyjnym, nauka z notatek do sesji oraz wiele innych czynności, które wymagają od nas skupienia to rzeczywistość wielu ludzi. Gdy praca nas pochłania, to jesteśmy w stanie szybko i skutecznie zrealizować wyznaczone przez siebie zadania. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy mimo iż musimy się skupić nad pracą, pokusa sprawdzenia aktualności na rozmaitych portalach społecznościowych, przeglądnięcie ulubionego bloga, czy obejrzenie nowego filmu na YouTube przerywa nam ją. Wystarczy przecież trochę silnej woli, ale ta, przynajmniej w moim przypadku często zawodzi.
Pierwszy raz od listopada 2012 roku cena akcji Apple przekroczyła 600 dolarów. Przez niemal cały 2013 rok naczytałem się wielokrotnie o tym, jak akcje Apple pikują w dół, jak firma straciła rozpęd, a Tim Cook powinien zostać usunięty ze stanowiska CEO, no i przede wszystkim o tym, że Apple jest skończone. Jeśli dobrze pamiętam sam Cook był pytany o spadającą cenę akcji przez Walta Mossberga podczas ubiegłorocznej konferencji D13. Wspomniał, że już nie raz przez tego typu spadki przechodził, sugerując, że ceny akcji spadały już wielokrotnie po czym wspinały się wyżej. Najwyraźniej miał rację. Wyniki finansowe Apple też są bardzo dobre (choć niektórzy skupiają się oczywiście na niższej sprzedaży iPada - która wieści niechybny upadek tej firmy). Ciekawy jestem jakie tym razem niektórzy przedstawią argumenty za rychłym końcem tej firmy. O, już nawet jedna opinia jest, na Twitterze: bańka, cena akcji pompowana jest sztucznie. Miłej nocy!Obserwuj @mackozer
Edytory tekstu to dla wielu jedne z podstawowych aplikacji. Każdy ma inne potrzeby i oczekiwania. Jedni wolą pisać w Pages, inni w Wordzie, jeszcze inni wolą programy, które otoczą czy otulą ich kokonem odcinającym ich od wszystkich innych programów, które nie pozwalają się skupić, kolejni wybiorą aplikacje oferujące bogate statystyki, czy wsparcie dla znaczników makrdown, albo daleko posunięty minimalizm. Dla niektórych użytkowników liczy się kilka wymienionych wyżej cech. Wiele z tych programów, które walczą o użytkowników miałem okazję już opisać i przetestować. Jednym z nich był Ulysses III. Wspominam o nim ponownie, w związku z aktualizacją, którą niedawno otrzymał. O Ulysses III pisałem TUTAJ na blogu w kwietniu ubiegłego roku. Przypomnę może tylko, że to jeden z ciekawszych programów do tworzenia nie tylko prostych tekstów, ale większych dzieł, złożonych z więcej niż jednego dokumentów. Jest to edytor tekstu wykorzystujący coraz bardziej popularne znaczniki makrdown do formatowania tekstu wynikowego, zapisanego w różnych formatach. Stają się one coraz bardziej popularne, m.in. także dlatego, że zaczynają wspierać je popularne CMS-y. Ulysses III domyślnie trzyma wszystkie dane w chmurze iCloud. Dokumenty trzymane są w wybranych grupach i dostępne bezpośrednio w programie. Aktualizacja oznaczona numerem 1.2 przynosi kilka moim zdaniem ważnych funkcji. Przede wszystkim program nie tylko dostarcza bogate statystyki dotyczące tworzonego tekstu. Pozwala także na ustawienie celów, np. wierszówki (liczby znaków i wyrazów), która musi się znaleźć w tekście (docenią to zwłaszcza ci z Was, którzy przygotowują testy na zlecenie i ich teksty muszą spełnić tego typu wymogi). Aby dodać cel do tworzonego tekstu wystarczy najechać wskaźnikiem na nagłówek dokumentu i kliknąć w „attach”. Do wyboru mamy zarówno ustalenie wartości minimalnej, średniej i maksymalnej. Możemy wybrać zarówno znaki jak i wyrazy. Po ustaleniu celów program będzie wyświetlał prosty diagram w nagłówku dokumentu. Kliknięcie w niego pokaże bardziej szczegółowe dane. Co więcej, cele może przydzielać nie tylko do pojedynczych dokumentów ale i całych grup (folderów). Przyda się to np. przy pisaniu dłuższych dzieł, złożonych z wielu dokumentów, np. książek. Możemy stworzyć osobną grupę dla każdego rozdziału i przydzielić do niej konkretny cel (tak by kontrolować jego objętość, a nie składających się na niego poszczególnych dokumentów). Aktualizacja przyniosła też funkcję dzielenia jednego na dwa, lub łączenia w jeden dwóch dokumentów (zwanych w Ulysses arkuszami). Przypomnę, że Ulysses III umożliwia pracę nie tylko w widoku trzy kolumnowym (przypominającym trochę czytnik RSS), ale także w widoku jednokolumnowym samego edytora. Mamy też możliwość wybrania tematu kolorystycznego (domyślnie są to dwa: jasny i ciemny). Sam panel edycji to oczywiście czysty tekst. Tworzony tekst możemy wyeksportować jako różne inne dokumenty. Do wyboru mamy czysty tekst (bez znaczników markdown), tekst ze znacznikami, tekst sformatowany RTF (zarówno dla aplikacji Text Edit jak i Word), HTML (jako strona lub snippet), PDF i wreszcie jako e-booka w formiacie epub. Dla każdego z nich dostępne są różne style. Co więcej, twórcy Ulysses stworzyli specjalny serwis, w którym można udostępniać i z którego można pobierać zarówno style jak i tematy kolorystyczne stworzone przez innych użytkowników. Tekst nie tylko można wyeksportować w jednym ze wspomnianych formatów, ale od razu otworzyć w innej domyślnej aplikacji (w moim przypadku dla zwykłego tekstu jest to program Writer), dla PDF będzie to Podgląd, a dla epub iBooks. Jako, że jedną z podstawowych funkcji Ulysses III jest formatowanie za pomocą znaczników markdown, przypomnę tylko, że program udostępnia ściągawkę (wraz z dostępnymi skrótami klawiszowymi do poszczególnych z nich). Zwie się ona „Markup Bar”. Ulysses III to jeden z bardziej rozbudowanych programów tego typu, pamiętać jednak trzeba, że za to bogactwo funkcji trzeba jednak swoje zapłacić. Aplikacja dostępna jest w Mac App Store w cenie 39,99 €. Czy warto? Moim zdaniem tak, jeśli tworzycie masę tekstów, korzystacie z Markdown. Pobierz z Mac App StoreObserwuj @mackozer
Kiedy myślę o grach logicznych mających w sobie pewne elementy gier zręcznościowych od razu przychodzi mi na myśl Tetris. Spadające z góry ekranu klocki, dla których musimy szybko wybrać miejsce i odpowiednio je ustawić. Ta gra nie potrzebuje świetnej grafiki. Co więcej najlepiej wspominam minimalistyczną wersję z prostymi, różnokolorowymi klockami. O Tetris przypomniałem sobie grając w bardzo fajną nową grę dla iPhone'a i iPada o nazwie "and then it rained". ...and then it rained to gra nawiązująca do klasyki. Może nie garściami, ale podobieństwo jest wyraźne no i klimat. W grze tej naszym zadaniem jest łapanie kolorowych kropel deszczu w pojemniki o tym samym kolorze. Każda z kropel pojawia się u góry ekranu, przez chwilę rośnie, a następnie odrywa się pod swoim ciężarem. Mamy więc chwilę by przestawić właściwy pojemnik w odpowiednie miejsce. Na początku z góry spadają pojedyncze krople. Później po dwie, a czasami i więcej. Wszystko zależy od naszego refleksu i czujnej obserwacji górnej krawędzi ekranu. Pamiętać przy tym należy, że przestawiając jeden pojemnik przesuwamy w bok też drugi, który zajął jego miejsce. Nie ma problemu, kiedy przesunąć musimy tylko jeden z nich. Przy większej ilości musimy najpierw pomyśleć nad kolejnością ustawiania - proponuję ustawiać pojemniki od prawej do lewej. W każdym z etapów stoją przed nami inne zadania. Raz musimy zebrać odpowiednią ilość kropel, innym razem wytrzymać odpowiedni czas. Każdy z pojemników rośnie wraz z zebranymi kroplami w tym samym kolorze lub maleje, jeśli wpadnie do niego kropla o innej barwie. Jeśli zniknie zupełnie gra się kończy. Program ma minimalistyczną grafikę nawiązującą do starych dobrych czasów komputerów 8- i 16-bitowych. W tle przyjemnie szumi deszcz - główny podkład dźwiękowy tej gry. ...and then it rained powinno przypaść do gustu wszystkim fanom tego typu gier, nie tylko tym, którzy wychowali się na Atari XL/XE/ST, Commodore 64 czy Amidze. Gra ...and then it rained dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store w cenie 1,79 €: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Ci z Was, którzy mnie znają, choćby z internetu wiedzą, że mam raczej umiarkowany stosunek do wszelkiej maści publikacji, produktów nawiązujących do Steve'a Jobsa. Biografia autorstwa Waltera Isaacsona to bestseller, który pewnie przyniósł już krocie i nie burzy to mojej krwi. Daleki jestem też od mieszania z błotem Chrisann Brennan (dziewczyny Jobsa i matki jego pierwszej córki - Lisy), która spisała swojej wspomnienia w książce "Bite on Apple, My years with Steve Jobs", zaznaczając przy tym, że zrobiła to trochę dla pieniędzy (przy okazji wiszę Wam recenzję tej książki). Są jednak rzeczy, które faktycznie burzą moją krew, np. takie koszmarki: Już nawet nie chodzi o to, że mam uczulenie na mangę, że jak widzę tego typu obrazki to skóra mi cierpnie i odpada. Ale o ten koszmarek. Dla jasności - to kobieta. Podobno w Japonii nazwiska żeńskie kończą się na "ko" (trochę jak u nas niektóre na "ka"). Co gorsza, nie chodzi tylko o koszulki, ale japoński komiks (czyli mangę) pod tytułem "Chocolate Apple", której bohaterką jest właśnie Steve Jobko. Tak, mam świadomość, że niektórym to się może podobać i szanuję to. Znalezione na Cult Of MacObserwuj @mackozer
Na moim koncie Google i kilku innych skrzynkach mailowych zebrało się masę wiadomości, zarówno tych ważnych, jak i mniej ważnych, czy zupełnie nieistotnych (których z jakichś powodów zapomniałem usunąć). W tym natłoku i mrokach dziejów ginie czasem to, co najważniejsze, treść, zwłaszcza zdjęcia, które przesłano mi mailem, a o których istnieniu zapomniałem. W wydobyciu tych wszystkich zdjęć z czeluści niepamięci moich kont pocztowych pomoże mi Lost Photos dla Mac. Wystarczy tylko wpisać dane logowania do naszego konta pocztowego, np. Gmaila. Tutaj dziwię się trochę, że ekipa MacPhun nie zdecydowała się na formę autoryzacji programu w Google. Niektórych może zniechęcić fakt podawania danych logowania bezpośrednio w programie. Tak czy inaczej, po wprowadzeniu danych logowania program zaczyna przeszukiwanie wszystkich zgromadzonych w skrzynce wiadomości e-mail pod kątem znajdujących się w nich plików graficznych w tym zdjęć. Każde znalezione zdjęcie dodawane jest do poziomego paska miniatur. Pamiętać trzeba, że program dodaje tam zarówno zdjęcia, jak i grafiki, które często znajdują się w stopkach różnych wiadomości reklamowych (w tym miejscu pozdrawiam wszelkie agencje PR). Domyślnie włączony jest co prawda filtr odrzucający wszelkie pliki graficzne ważące mniej niż 8 kilobajtów. Możemy także wyłączyć pobieranie plików GIF (polecam!). Tak czy inaczej wiele grafik reklamowych, bannerów różnych agencji, firm waży więcej i zostaje pobranych na dysk. Pomimo tej drobnej niedogodności efekt jest i tak znakomity. Dzięki Lost Photos dotarłem do zdjęć, o których zapomniałem. Użycie tego programu było trochę, jak otwarcie starego albumu, który ostatnie lata przeleżał gdzieś na strychu. Przeszukanie ponad 35 tysięcy wiadomości zajęło programowi dobre kilkadziesiąt minut. Odnalazł w sumie ponad 3 tysiące obrazków, z czego ponad 100 stanowiły ważne dla mnie zdjęcia. Odnalezione fotografie i obrazki zapisywane są w folderze w katalogu Obrazki. Możemy więc je potem przejrzeć na spokojnie i dokonać selekcji. Bezpośrednio z programu możemy także wrzucić opublikować wybrane zdjęcie na Facebooku i Twitterze, choć w przypadku tego ostatniego serwisu program ma problemy z połączeniem (MacPhun już o tym wie i sprawdzają gdzie tkwi problem). Lost Photos to program udostępniany w modelu freemium. Za darmo możemy pobrać go z Mac App Store, a program odnajdzie pierwsze 100 zdjęć z naszego konta. Za dodatkową opłatą 2,69 € możemy pobrać wszystkie zdjęcia z czeluści naszych kont pocztowych. Wszystkie, owszem, ale nie za jednym razem. W przypadku mojego konta Google program wstrzymał wyszukiwanie po wspomnianych już 35 tysiącach wiadomości, zalecając kontynuację poszukiwań następnego dnia. Ma to podobno związek z ograniczeniami niektórych serwisów pocztowych. Lost Photos nie jest programem, z którego będę korzystał codziennie. Jest to jednak aplikacja, która pozwoli na tanią wycieczkę w przeszłość. Niby odzyskujemy zdjęcia z kont pocztowych, a tak naprawdę podróżujemy w czasie i to właśnie dlatego polecam Wam Lost Photos. Lost Photos w Mac App Store za darmo: Pobierz z Mac App StoreObserwuj @mackozer
Aplikacja 1Password dla Mac doczekała się dzisiaj kolejnej aktualizacji. Program został zintegrowany z usługą 1Password Watchtower monitorującą serwisy pod kątem włamań i zagrożeń bezpieczeństwa. Usługa 1Password Watchtower stanowi część funkcji Audyt Bezpieczeństwa, sprawdzającej poziom bezpieczeństwa naszych haseł (ich wiek, poziom skomplikowania i ewentualne duplikaty). Dzięki 1Password Watchtower program wyświetli teraz informację o wystąpieniu problemów z bezpieczeństwem jakiegoś serwisu, zalecając przy tym zmianę hasła pozwalającego do znajdującego się w nim naszego konta. Wspomnieć wypada, że AgileBits oferuje usługę 1Password Watchtower także w wersji webowej, pod adresem watchtower.agilebits.com. Nie trzeba posiadać 1Password by sprawdzić czy dana strona czy serwis ma lub miała ostatnio jakieś problemy z bezpieczeństwem (głównie z SSL, czyli luką zwaną Heartbleed). Przypomnę też, że kilka dni temu 1Password w wersji dla OS X i iOS doczekało się dużej aktualizacji (zwłaszcza na iOS). Pisałem o niej TUTAJ. Program 1Password dla Mac dostępny jest w Mac App Store w cenie 21,99 €: Pobierz z Mac App StoreObserwuj @mackozer
W mojej ponad sześcioletniej już przygodzie z blogowaniem o Apple (przede wszystkim o aplikacjach) zdarzało mi się wykonywać zdjęcia całych stron internetowych. Nie jest może to zajęcie, które wykonuję często, zwykle jednak korzystam wtedy z prostego programu o nazwie Paparazzi!, którego opisałem ponad 4 lata temu jeszcze na mackozer.pl (TUTAJ). Ostatnio przypomniał go serwis OS X Daily, myślę, że to dobra okazja by wspomnieć o nim kilka słów także i tutaj na blogu MyApple. Z tego co widzę, to program nie zmienił się od czasu, kiedy opisywałem go kilka lat temu. Dalej jednak świetnie sprawdza się w swojej roli. Aplikacja daje nam możliwość wykonania zrzutu całej strony internetowej (a nie tylko fragmentu widocznego w przeglądarce), mamy także możliwość wykonania zrzutu tylko wybranego fragmentu, licząc od lewego górnego rogu strony. Tak wygląda zrzut o wymiarach 1200 x 800 pikseli. Możemy także określić minimalny wymiar w pionie lub poziomie wykonanego zrzutu. Program serwuje nam kilka domyślnych wymiarów (widać, że jest stosunkowo stary, brakuje w nich np. 13-calowego MacBooka Air). Zrzuty zapisywać można w formacie TIFF, JPG, PNG i PDF. W oknie zapisu można jeszcze je przeskalować lub na sztywno wpisać właściwy rozmiar. Paparazzi! daje też dostęp do zakładek w Safari. Możemy też szybko wykonać zdjęcie aktualnie otwartej strony w tej przeglądarce. Sam program oferuje też widok web (dzięki czemu będziemy mogli przejść pod inny adres i wykonać zrzut znajdującej się pod nim strony) oraz podgląd wykonanego zrzutu na pełnym ekrani Program Paparazzi! dostępny jest za darmo. Znajdziecie go TUTAJObserwuj @mackozer
Z poradami dotyczącymi OS X zwykle jest tak, że jak znajdę jakąś godną uwagi, to nie jest to co prawda dla mnie nowość, zdaję sobie jednak, że z pewnych funkcji OS X czy iOS korzystam zupełnie bezwiednie. Trochę jak student uczący się do egzaminu według zasady "3*Z" (zakuć, zdać, zapomnieć). Właśnie serwis Livehacker przypomniał mi o funkcji z której korzystałem tydzień temu. Mowa o powiązania danych logowania do OS X z naszym Apple ID, dzięki czemu możemy łatwo zresetować nasze dane logowania, jeśli tylko pamiętamy nasz login i hasło np. do iCloud. Zapytacie jak to możliwe, że ktoś, kto korzysta niemal 12 godzin na dobę z komputera Macintosh i programu 1 Password może nie pamiętać swoich danych logowania. Oczywiście, że pamiętam. Zdarza mi się jednak przychodzić z pomocą mojej rodzinie. Z komputerów Mac korzysta przynajmniej kilka bliskich mi osób. Nie są jednak "Power Userami", a zwykłymi użytkownikami, którzy swój komputer "otwierają" rzadko i jeszcze rzadziej logując się do niego. Kilka razy zdarzyło się już, że musiałem odzyskiwać, a raczej restartować ich hasła. Na szczęście proces był stosunkowo łaty, dzięki temu, że korzystają z iCloud (głównie z poczty), a przy instalacji systemu aktywowałem możliwość zmiany hasła po podaniu danych logowania właśnie do chmury Apple. Funkcję tę można aktywować w Preferencjach systemowych, w ustawieniach Użytkownicy i grupy. Wystarczy wybrać interesujące nas konto użytkownika i w ustawieniach hasła zaznaczyć "Użytkownik może zerować hasło, podając Apple ID". Jeśli ustawiamy komputer dla dziecka, także w tym widoku możemy włączyć nadzór rodzicielski. Jeśli w przyszłości będziemy mieli problem z zalogowaniem, OS X zaproponuje nam reset hasła po podaniu naszych danych logowania do iCloud. Z doświadczenia wiem, że w przypadku osób, które korzystają z komputera Mac bez wnikania w szczegóły systemu, częściej pamiętają hasło do poczty niż dane logowania do komputera. Podejrzane na LifeHackerObserwuj @mackozer
Aplikacji Clear, będącej prostą listą rzeczy do zrobienia o dość oryginalnym interfejsie, tworzonym właściwie w całości przez to co najważniejsze, czyli same zadania, stałym czytelnikom przedstawiać nie muszę. Program zarówno w wersji dla iOS jak i OS X doczekał się właśnie aktualizacji rozszerzającą jego możliwości o funkcję przypomnień. Teraz do każdego zadania możemy dodać datę i godzinę, kiedy aplikacja ma nam przypomnieć o wykonaniu jakiegoś zadania. Zrobi to zarówno na iPhone, iPadzie, jak i komputerze Mac za pomocą systemowych powiadomień Push. To może nie wiele, ale funkcję przypomnień docenią zwłaszcza zapominalscy - tacy jak ja, którym zadania i rzeczy ważne uciekają przez palce. Teraz Clear pozwala mi stworzyć taki plan każdego dnia, a program przypomni mi o tym, co naprawdę muszę zrobić. Oczywiście... takie rzeczy mogłem dotąd robić w innych aplikacjach. Clear w wersji dla iOS zyskał także nowe zestawy dźwięków, choć to moim zdaniem zupełnie nieistotny dodatek, nie mający jakiegokolwiek wpływu na funkcjonalność programu. Jeden z zestawów zawiera dźwięki mniej lub bardziej kojarzące się ze Science Fiction, a drugi to dźwięki stylizowane na te, wydawane przez komputery 8-bitowe. Ten pierwszy (SF) dostępny jest dla wszystkich za darmo. Drugi (8-Bit) kosztuje 1,99 €, co przy cenie samego Clear dla iOS wynoszącej 4,99 € wydaje się dość sporo. Ci z Was, którzy wcześniej korzystali z Clear+ mogą jednak pobrać go za darmo. Szczegółowy opis tej procedury znajdziecie TUTAJ. Clear to program, który początkowo wzbudził wiele zachwytów, głównie przez wspomniany już interfejs użytkownika. Teraz ma on chyba tylu zwolenników co przeciwników. Ci ostatni wypominają mu ograniczoną funkcjonalność. Faktycznie, nie oferuje on nawet tyle, co choćby systemowa aplikacja Przypomnień. Z drugiej jednak strony jest ładny, szybki i wygodny w obsłudze, jeśli tylko nie potrzebujemy jakichś rozbudowanych funkcji (te znajduję np. w Wunderlist). Sam korzystam z Clear do szybkiego tworzenia prostych list, np. zakupów. Clear dla iPhone'a i iPada w App Store w cenie 4,99 €: Pobierz z App Store Clear dla Mac w Mac App Store w cenie 8,99 €: Pobierz z Mac App StoreObserwuj @mackozer
Są dwa typu ludzi, pierwszy preferuje Touchpad a drugi mysz. Ja należę do tych drugich i dobrze mi z tym.
Facebook nie zasypia gruszek w popiele w temacie aplikacji mobilnych. W ostatnich 10 dniach dwukrotnie zaktualizował Messengera, czyli komunikatora tego serwisu. W najnowszej wersji Messenger zyskał m.in. możliwość wysyłania i odbierania filmów wideo, a także funkcję robienia zdjęć i ich upiększania bezpośrednio w tym programie. Wystarczy stuknąć w ikonę kamery by zrobić zdjęcie. Podgląd z aparatu pojawi sie w dolnej części widoku konwersacji. W przypadku zdjęć i filmów z rolki aparatu wystarczy stuknąć w ikonę przedstawiającą zdjęcia i zaznaczyć interesujący nas obrazek lub film. Wspomnieć wypada, że Facebook pozwala na przesyłanie filmów trwających maksymalnie 90 sekund. Najnowsza wersja przynosi także poprawki w wyszukiwaniu. Ważniejsze dla mnie jest dodanie w poprzedniej aktualizacji możliwości tworzenia grup czy forwardowania wiadomości do innych użytkowników. Messenger to dla mnie jedna z najważniejszych aplikacji z oferty Facebooka, a wewnętrzny komunikator to chyba najczęściej wykorzystywana przeze mnie funkcja tego programu. Nie dziwi mnie to, że Facebook aktualizuje swoje aplikacje mobilne. Jego użytkownicy stają się coraz bardziej mobilni. Wielu moich znajomych korzysta z tego serwisu właśnie przez aplikacje dla iOS czy Androida. Messenger dla iPhone'a w App Store za darmo. Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Powiadomienia Push ze stron internetowych to bardzo przydatna funkcja w systemie, dzięki której wiem od razu o nowych treściach, jakie pojawiły się na interesujących mnie stronach. Problem w tym, że teraz swoje powiadomienia próbują wcisnąć mi niemal wszystkie strony, a ja już dziękuję. Mam to co chce i wystarczy. Pojawiające się przy pierwszej wizycie okno zapytania o dodanie powiadomień Push czasami potrafi mnie zirytować. Możemy jednak zablokować tego typu pytania raz a dobrze, nie wyłączając przy okazji powiadomień od stron, które już zaakceptowaliśmy (a więc są dla nas ważne). W tym celu wystarczy wejść w ustawienia przeglądarki Safari i przejść do karty "Powiadomienia". W jej lewym dolnym rogu znajdziemy opcję "pozwalaj witrynom na pytanie o pozwolenie wysyłania powiadomień push". Wystarczy ją odznaczyć i możemy cieszyć się spokojem przy przeglądaniu stron, zwłaszcza tych, do których często nie zaglądamy. W tym samym widoku możemy także włączyć lub wyłączyć powiadomienia z wybranych stron, jeśli zmieniliśmy zdanie. Podpatrzone na OS X DailyObserwuj @mackozer