Czy potrzebujemy składanego iPhone’a?
Całkiem niedawno informowaliśmy o złożeniu przez Apple patentu na składany telefon komórkowy. Urząd patentowy, zwłaszcza amerykański nie jedną technologię rodem z sci-fi widział, przynajmniej w teorii. Papier przyjmie wszystko, ale czy my przyjmiemy składane smartfony?
Zanim o tym czego my - konsumenci chcemy, zastanówmy się czego realnie potrzebujemy. Pewnym jest, że osiągnęliśmy maksimum wysokości i szerokości telefonów. Niech umowną granicą pozostanie 7 cali, chociaż zdarzają się wyjątki. Taką wielkość narzuca nam to jak jesteśmy zbudowani. Nawet rosły mężczyzna z dużymi dłońmi czuje, że 7 cali to granica komfortu i granica pojemności naszej ręki i kieszeni. Płaskie, ale duże powierzchnie, które przy sobie codziennie nosimy sprawdzają się dość dobrze. Reasumując, forma telefonu osiągnęła niemal optimum - bezramkowe, wysokie, płaskie urządzenia, po iPhone 6 Plus dzielnie przeciwstawiające się próbom wyginania.
Skoro bryła jest optymalna, to może potrzebujemy większego ekranu? Nie byłem nigdy zwolennikiem filozofii Jobs’a: ekran telefonu = 3,5 cala. Ani cala mniej, ani cala więcej. Treści na ekranie albo było mało, albo były niewidoczne. Klawiatura była niewygodna, wideo niekomfortowo małe, ograniczone proporcjami ekranu. Osobiście korzystam z niespełna sześciocalowego ekranu i uważam, że jest to optimum dla mnie. Nie dziwią mnie jednak użytkownicy serii Galaxy Note, S8+, S9+ czy V30. W tym roku poznamy jeszcze nowe, większe iPhony z ekranami powyżej sześciu cali. Moim zdaniem osiągamy nieprzekraczalną granicę. Zakładając, że ujrzymy niedługo składanego iPhone albo zapowiadanego od dawna Galaxy X, będziemy mogli mówić o dwóch prawdopodobnych formach: urządzenia dwukrotnie większego, które po złożeniu przyjmie formę podobną do obecnej lub urządzenia, które po złożeniu będzie połową dzisiejszego smartfona, a jego bryła będzie bliższa kwadratowi.
Obie formy są kuszące, pierwsza ze względu na swój hybrydowy charakter. Złożony na pół tablet pozwalałby na znacznie wygodniejszą obsługę social mediów, klawiaturę, która gwarantowałaby komfort znany z tabletów, większą wielozadaniowość. Gorzej z oglądaniem wideo - proporcje zbliżone do 1:1 nie powiększą nam przestrzeni do konsumpcji treści 16:9. Taka forma miałaby jeszcze kilka innych ograniczeń. Pomijam choroby wieku dziecięcego i inne zużycie wyginających się materiałów - to oczywiste, że ekrany będą miały problemy z kątami widzenia, a elastyczne elementy będą się wyrabiać. Największy problem będzie stanowić ogniwo, z którym nie radzimy sobie już na tym etapie rozwoju mobilnych technologii. Nawet dobrze zoptymalizowane urządzenie, a z tego wciąż słynie Apple (mimo wpadki z iOS 11), nie poradzi sobie z ogniwem 2000 - 3000 mAh dłużej niż 2 - 3 godziny. Około 10 calowy ekran po prostu potrzebuje energii, a dochodzi do tego większa rozdzielczość, obsługa większej liczby procesów jeśli będziemy używać częściej wielozadaniowości. Takie urządzenie miałoby sens, jeśli bateria też byłaby proporcjonalnie większa. Tylko wtedy urządzenie będzie grubsze, w najlepszym wypadku o ok. 50% w porównaniu z obecnymi modelami. Sprawa wygląda problematycznie, nie czuję się skuszony od zakupu.
To może mały, składany kwadracik, który dopiero po rozłożeniu osiąga wymiary obecnego telefonu? Brzmi dobrze, przecież lubiliśmy składane telefony, Motorola V3 i jej następcy pozostaną w historii mobilnych technologii jednymi z najbardziej charakterystycznych urządzeń tamtej epoki. Wizja powrotu klapek kusi przede wszystkim tą nonszalancją z jaką otwierało się zamykało telefon przy rozpoczynaniu i kończeniu połączenia. Względy praktyczne też mają tu sens, w końcu to połowa telefonu w kieszeni czy torbie. Tylko tu wspomniane problemy z akapitu wyżej wciąż mają moc: złożony telefon = minimum dwa razy grubszy, potencjalne problemy z ekranem, zużyciem ruchomych części.
Uważam zatem, że nie potrzebujemy składanych telefonów, bo nie potrzebujemy problemów jakie stworzą. Mimo, że takie urządzenia powstaną, mimo, że będą ogromną atrakcją na początku i mimo, że znajdą niszę, to przeciętnego Kowalskiego do siebie nie przekonają. Potencjalna awaryjność, potężna cena telefonu, niejasna dziś sytuacja z baterią stanową według mnie potencjalne problemy obecnie nie do przeskoczenia. Konsumenci z wygiętą elektronika mieli już do czynienia: zakrzywione telewizory, smartfony LG Flex, Samsung Gear S z wygiętym ekranem, wszystko to dziś po cichu zanika, albo już dawno przepadło bez śladu. Taki sam los wieszczę zginanym smartfonom. Czy mam rację? Czas pokaże.