Wprowadzona kilka lat temu nowa linia MacBooków Pro do dzisiaj jest przedmiotem podziwu za sprawą ekranów Retina. Choć chronione przez szybę - tak jak ekrany w starszych modelach - radziły sobie zdecydowanie lepiej przy ostrym świetle słonecznym, a to za sprawą specjalnej warstwy antyodblaskowej. Niestety to właśnie ona jest teraz przyczyną bólu głowy użytkowników tych komputerów.
Po wielu miesiącach narzekań i protestów użytkowników, Apple postanowiło po cichu zakończyć tak zwaną aferę "staingate", związaną ze ścierającą się czy odpadającą warstwą antyodblaskową ekranów w MacBookach Pro Retina.
Apple od wielu już lat prowadzi specjalny program naprawczy ekranów z wadliwą powłoką antyrefleksyjną w MacBookach Pro i 12-calowych MacBookach. Programem tym objęte są jednak komputery, które wyprodukowano maksymalnie cztery lata wcześniej. Z niedawno zaktualizowanej listy wypadły więc starsze modele MacBooków Po, a więc te, które zostały wyprodukowane w 2014 roku lub wcześniej.
Poza iPadem trzeciej generacji, który od dzisiaj nie jest objęty wsparciem technicznym, do lamusa trafiły także kolejne modele komputerów iMac.
Apple od wielu lat nie potrafi rozwiązać problemu natury technologicznej związanego ze ścierającą się zbyt szybko warstwą antyodblaskową. Pokrywa ona ekrany laptopów tej firmy, jednak zdecydowanie zbyt szybko ulega ona uszkodzeniom, co nie tylko nie wygląda zbyt dobrze, ale utrudnia korzystanie z tych komputerów. Okazuje się, że problemem tym dotknięte są także MacBooki Air z ekranem Retina.
Apple rozszerzyło swój program naprawy laptopów z uszkodzoną powierzchnią antyrefleksyjną o kolejne modele. Jak informuje serwis MacRumors, skorzystać mogą z niego użytkownicy 12-calowych MacBooków oraz MacBooków Pro z ekranem Retina.
Osoby, które mają problem ze ścierająca się powłoką antyrefleksyjną w MacBookach, mogą liczyć na bezpłatną wymianę górnego skrzydła laptopa.
Używacie jedynie miękkiej szmatki do czyszczenia ekranu w Waszych MacBookach Pro Retina? Lepiej uważajcie z czego korzystacie. Pisaliśmy dzisiaj o problemach użytkowników tych komputerów, czyli o tak zwanej aferze Staingate.
Pochodzący z języka angielskiego przyrostek „-gate”, dodawany do poprzedzającego go wyrazu, zwyczajowo nadaje całości znaczenie afery, skandalu. Wszystko za sprawą nazwy waszyngtońskiego hotelu „Watergate”, gdzie w 1972 roku doszło do skandalu politycznego, skutkującego późniejszą rezygnacją z urzędu amerykańskiego prezydenta Richarda Nixona. Po tym wydarzeniu sufiks „-gate” zagościł na stałe w języku potocznym, do czego przyczynił się autor przemówień Nixona, William Lewis Safire. Pracując jako dziennikarz „New York Timesa”, doklejał on wspomniany przyrostek do wszystkich wydarzeń noszących choćby najmniejsze znamiona afery, m.in. „Lancegate”, „Koreagate”, „Oilgate”, „Peanutgate” i „Angolagate”, by w ten sposób umniejszyć znaczenie przestępstw popełnionych przez swojego byłego szefa. Od czasu pierwszej afery wyodrębniona cząstka posłużyła jako element słowotwórczy określający kryzysy i to nie tylko polityczne. Świat technologii nie jest wolny od skandali, a gdy dotyczą one produktów firmy Apple, to niezależnie od przyczyn i bez względu na ich rzeczywistą skalę każdy problem urasta do rangi „-gate”.