Reżimy, czyli nadgryziona część jabłka
Ustalenie faktu, że Ziemia nie jest płaskim dyskiem wspartym na grzbietach krokodyli, mamy już dawno za sobą, dlatego przyjmijmy na chwilę, iż ma ona kształt jabłka. Wychodząc z takiego założenia, nadgryzione logo Apple obrazuje zasięg firmy z Cupertino na świecie. Organizacja Narodów Zjednoczonych uznaje oficjalnie 193 państwa, Apple, równie oficjalnie, dociera do 155 z nich. A co z resztą? Co z brakującą częścią jabłka?
Strona 2 z 2
Takiego momentu próżno mogą wyczekiwać obywatele Korei Północnej. Jeżeli rzeczywiście czekają, bo w kraju, którego większość mieszkańców żyje na granicy ubóstwa, dostęp do nowych technologii w zakresie cywilnych urządzeń telekomunikacyjnych z całą pewnością nie jest priorytetem. Zresztą liczby mówią same za siebie - około 70% północnokoreańskich użytkowników smartfonów mieszka w stolicy - Pjongjangu. Warto przy tym wspomnieć, iż w tym kraju obowiązuje całkowity zakaz udostępniania pakietowego przesyłu danych poprzez sieci komórkowe. Czy w takim razie posiadanie smartfona w takich warunkach ma jakikolwiek sens? Tak, a przynajmniej według tamtejszych władz. W 2013 roku przywódca kraju Kim Dzong Un pojawił się na prezentacji pierwszego wyprodukowanego rzekomo w Korei Północnej smartfonu Arirang, dzięki któremu kraj ten „wzmocnił swoją potęgę gospodarczą”. Mimo wszystko obywatele, których stać na luksus posiadania telefonu, wybierają chętniej sprowadzane z Chin modele iPhone'a jako symbol bogactwa i coś, czym można się pochwalić. Z władzą nie warto dyskutować, zwłaszcza w totalitarnej Korei, dlatego, aby przywożone iPhone'y były zgodne z miejscowymi systemami telekomunikacyjnymi, imperialistyczne logo Apple jest zawsze usuwane w końcowym procesie standaryzacji.
Nie ma ryżu, są czołgi. Nie ma internetu, są smartfony. Dopełnieniem abstrakcyjnego obrazu północnokoreańskiej rzeczywistości jest produkcja własnych komputerów, o czym w wiadomościach 25 maja 2011 roku poinformowała państwowa telewizja północnokoreańska. Jak powiedział reprezentant fabryki: „komputery edukacyjne mają służyć do przedstawiania wiadomości w szkołach podstawowych i średnich, czytania lektur, korzystania ze słowników i edycji dokumentów oraz nauki języków obcych”. Edukacyjna wersja komputera to laptop oraz niewielka jednostka centralna z klawiaturą i myszą, podłączana do monitorów CRT lub odbiorników telewizyjnych. Prócz modeli przeznaczonych dla szkół i bibliotek istnieje wersja laptopa przeznaczona do użytku biurowego. To naprawdę niesamowite urządzenie, bo - w przeciwieństwie do modeli edukacyjnych - posiada dwa porty USB 2.0. Dokładna specyfikacja północnokoreańskich komputerów nie jest znana, wiadomo tylko, iż ich bateria pozwoli na 2,5 godziny pracy. Nie są to zatem kopie produktów Apple, to niczym nie skrępowana myśl technologiczna tamtejszych inżynierów. Mniej twórczy okazali się programiści systemu noszącego dumną nazwę Red Star, w jaki wyposażono wspomniane komputery.
Red Star nie jest autorskim programem, ponieważ bazuje na darmowej dystrybucji Linuxa - Red Hat. Najciekawszy jest jednak jego wygląd stworzony przez specjalistów z Korea Computer Center. W 2010 roku rosyjski student, uczący się na koreańskim uniwersytecie, udostępnił w sieci wersję 2.0 tego systemu, kopiującą wygląd okienek Microsoftu. Przy projektowaniu kolejnej odsłony doradzał prawdopodobnie wspomniany przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un, który według spekulacji jest wielkim fanem produktów firmy z Cupertino. Zainspirowani stojącym na jego biurku komputerem iMac programiści postanowili dać namiastkę komputera przywódcy obywatelom rządzonego przez niego kraju. W systemie Red Star 3.0 Koreańczycy dokonali rewolucyjnej zmiany, zastępując wygląd Windowsa 7 dokładną kopią systemu Apple - OS X, nie zapominając nawet o „piłeczce plażowej”, a ta bez internetu będzie pojawiać się bardzo często.
Wracając do największego północnokoreańskiego fan boya Apple Kim Dzong Una, jego wybór nie ograniczył się wyłącznie do komputera z logo nadgryzionego jabłka. Według wewnętrznych źródeł wkrótce po premierze iPhone'a 6 również on stał się jego szczęśliwym posiadaczem, a że ma gest, nowymi telefonami obdarował także wyższych rangą urzędników. Apple, nie posiadając własnego oddziału firmy w Korei Północnej, jest - obok czołgu T-72 - najpopularniejszą marką w tym kraju. Tuż za jego południową granicą rozpościera się „królestwo” Samsunga i nie wiadomo, czy po ewentualnym zlikwidowaniu granic pomiędzy podzielonymi państwami firma Apple miałaby powody do otwierania własnych sklepów w tym miejscu.
Prezydent Obama ogłosił w lipcu bieżącego roku historyczne porozumienie pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Iranem, obejmujące częściowe zniesienie sankcji gospodarczych nałożonych na ten kraj, w zamian za ograniczenie jego programu nuklearnego. Osiągnięte porozumienie jest dużym krokiem naprzód we wzajemnych stosunkach między tymi państwami, jednak zanim amerykańskie firmy pojawią się oficjalnie na tym bliskowschodnim rynku, Iran musi spełnić pewne wymogi i nie jest jasne, kiedy ostatecznie do tego dojdzie. Z perspektywy Apple najbardziej interesujący jest fakt zniesienia zakazu eksportu niektórych elektronicznych urządzeń. Dodatkowo rząd USA potwierdził, iż większość produktów firmy z Cupertino została objęta zmianami przepisów eksportowych. Co prawda Apple nie może jeszcze oficjalnie otworzyć własnego sklepu w tym kraju, jednak w rezultacie zmian może sprzedawać komputery Mac i urządzenia z systemem iOS klientom, którzy chcą wysłać te produkty do mieszkańców Iranu. To dobra wiadomość dla fanów marki w tym kraju, gdyż do tej pory Irańczycy byli zmuszeni do zaopatrywania się w produkty Apple w okolicznych państwach, nieoficjalnych sklepach, których - według raportu agencji Reuters z 2012 roku - było około stu w samej tylko stolicy Iranu Teheranie, lub w otwartym w 2013 roku pierwszym sklepie zaaprobowanym przez krajowe władze.
Chociaż firma z Cupertino nie była inicjatorem publicznych protestów Irańczyków w 2009 roku, iPhone'y, iPady i komputery Mac pomogły w ich organizacji i informowaniu reszty świata o tamtych wydarzeniach, a to wszystko przy ograniczonym dostępie do nowoczesnych technologii. Być może teraz właśnie w tym kraju po zniesieniu sankcji nastąpi planowana przez Jobsa rewolucja od dołu?
Pomimo, iż ekosystem firmy Apple z racji swojego zamknięcia nazywany jest często rezerwatem, to wiele działań firmy stoi w sprzeczności z tą opinią. Wystarczy wziąć pod uwagę takie aspekty jak zapewnianie dostępności produktów osobom niepełnosprawnym, działalność charytatywna, edukacja czy wspieranie środowisk LGBT, by stwierdzić, iż Apple jest otwarte na otaczający świat. Powyżej wymieniłem tylko kilka państw, w których produkty firmy z Cupertino nie są dostępne bądź dostęp do nich jest ograniczony. W stosunku do reszty jabłkowego świata to one są prawdziwymi rezerwatami. Jednak i tam, pomimo restrykcji, mieszkańcy używają chętnie produktów Apple, przyczyniając się do rozszerzenia granic zasięgu firmy. Dlatego wkrótce nadgryzione logo Apple przestanie reprezentować zasięg ozdobionych nim produktów.