Jak zostać Preppersem w wersji light, czyli test garnko-generatora POWERPOT
Słyszeliście o „przygotowanych”? Może lepiej kojarzycie angielską nazwę Preppers? W pewnym uproszczeniu są to ludzie świadomi realnych lub wydumanych zagrożeń, starający się na nie przygotować.
Strona 1 z 2
Gromadzą i ukrywają zapasy żywności, paliwa, części do napraw najpotrzebniejszych sprzętów. Zabezpieczają się przed brakiem prądu, wody, skażeniem środowiska. Zbierają informacje, jak przetrwać żywiąc się „darami natury” czy jak zrobić proste narzędzia samodzielnie. Jeżeli nie popadają w skrajności i nie zaczyna to być chorobliwym natręctwem, to można takie zachowania traktować jako nieszkodliwe, a nawet pożyteczne hobby.
Zresztą zastanówmy się, kto z nas nie ma pewnych zachowań „przygotowanego”? Jak wielu niepokoi się, gdy w lodowce jest zbyt pusto? Jak często na wyjazdy zabieracie cały zapas „power banków”, kabli i przejściówek do Waszych urządzeń na wszelkie okazje?
Sam też przyłapałem się na tym, że lubię być „przygotowany”. W słoikach mam trochę przetworów, w ogrodzie różne zioła, gromadzę opał na zimę, mam zapasowe butle z gazem do kuchenki. Gdy są zapowiadane jakieś gwałtowne zjawiska pogodowe, zabezpieczam zapas wody (mieszkam na wsi, a bez prądu pompy nie działają) itp. Dodatkowo staram się mieć trochę narzędzi i wiedzę, jak z nich skorzystać. Ale to już chyba wpływ mojego Taty. Zaszczepił mi on smykałkę do majsterkowania i improwizacji, która wzmogła się pod wpływem ulubionego serialu „MacGyver”.
Jeśli nie jest się „preppersem” domowym, to można być nim w terenie.
Nie wszyscy lubią odpoczynek w enklawach All Inclusive, niektórzy - po godzinach spędzonych przed komputerem lub w miejskim zgiełku - na odpoczynek wybierają się w odludne tereny jak najdalej od cywilizacji. Ale wielu z nich nie chce utracić kontaktu ze światem czy po prostu chcą robić zdjęcia i filmować swoje przygody. A urządzenia do tego celu zużywają prąd.
Nieważne, do jakiej wyżej wymienionej kategorii jest Wam blisko. Nawet jeśli jesteście typowymi rozpieszczonymi mieszczuchami, to produkt, jaki chcę opisać, zrobi na Was wrażenie.
Tym produktem jest… garnek! Garnek, na którego produkcję firma Power Practical w błyskawiczny sposób zebrała pieniądze na Kickstarterze. POWERPOT, bo o nim mowa, trafił w moje ręce dzięki polskiemu dystrybutorowi Mobilo (https://twitter.com/mobilopl).
Po takim wstępie domyślacie się, że nie może to być zwykłe naczynie kuchenne. I oczywiście macie rację, bo choć potrafię upiec bułki czy ciasto, to nie jestem blogerem kuchennym. Jest to garnek dwufunkcyjny. Ugotujecie w nim wodę lub zupę oraz… naładujecie nim iPhone’a czy inne urządzenie zasilane z portu USB! W garnku nie jest ukryty żaden power bank. POWERPOT jest generatorem termoelektrycznym!
Zjawisko termoelektryczne - w ogromnym uproszczeniu - polega na wytworzeniu napięcia dzięki różnicom temperatur. W ten sposób są zasilane sondy kosmiczne, które lecę w odlegle od słońca rejony, gdzie baterie fotoelektryczne nie są w stanie dostarczyć zasilania. Ich ogniwa termoelektryczne są ogrzewane „nuklearnie” przez rozpad izotopów, a chłodzone za pomocą radiacji w przestrzeń kosmiczną.
POWERPOT na szczęście nie wymaga ogrzewania atomowego… wystarczy mu kuchenka turystyczna, piec np. „koza”, a nawet ognisko lub żar z grilla. Chłodzenie zapewnia gotująca się woda, której temperatura nie przekracza 100°C. Dzięki różnicy temperatur ogrzewanego płomieniem spodu garnka i jego wnętrza chłodzonego gotującą się wodą powstaje energia elektryczna. Garnek, jaki testowałem, potrafi dostarczyć maksymalnie 5 W mocy, czyli dokładnie tyle, ile standardowe ładowarki naszych iPhone’ów.
Aby zaczął działać, koniecznie należy nalać przynajmniej 1/4 objętości wody i rozpocząć ogrzewanie. Wystarczy mały płomień kuchenki gazowej, aby już po minucie można było rozpocząć ładowanie iPhone’a 6 Plus. POWERPOT działa tak długo, jak długo jest ogrzewany i nie potrzebuje światła słonecznego, jak popularne ogniwa słoneczne. No i z przegotowanej wody możemy sobie zaparzyć herbatę czy ugotować w nim zupę.
Prawda, że genialne? Oczywiście możemy ładować czy zasilać dowolne urządzenie podpinane do portu USB, które zadowoli się mocą 3–5 W, np. diodowe oświetlenie kempingu.