24-calowy iMac to komputer obok którego nie można przejść obojętnie. Zupełnie nowy wygląd przypadnie części użytkownikom do gusty, innych zrazi. Gdy Apple go zaprezentowało, nie mogłem się doczekać aż trafi na moje biurko.

Przewidywany termin dostawy komputera to był 31 maja. Dość niespodziewanie dostałem wiadomość, że komputer zostanie dziś dostarczony.

Po otwarciu pudełka rzuca się zupełnie przeprojektowany sposób pakowania. Bloki styropianowe zostały zastąpione przez dość ciekawą i w pewnym sensie perfekcyjnie zaprojektowaną konstrukcję - tak, wiem dość zabawnie to brzmi, gdy mówimy o kawałku kartonu.

W zestawie z komputerem otrzymujemy klawiaturę, myszkę - opcjonalnie Trackpad - zasilacz z portem Ethernet, kabel ze złączami USB-C/Lighting, dokumentację oraz dwie naklejki. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że naklejki są w odcieniu przodu oraz tyłu komputera. W przypadku niebieskiego modelu to pastelowy lazur oraz ciemny granat. Wszystkie akcesoria są dopasowane kolorem do iMaca. W przypadku przewodów Apple zastosowało nylonowy oplot.

Dołączone akcesoria są niemal takimi samymi jakie wcześniej dodawane były do poprzednich modeli. Zmianie uległa kolorystyka oraz klawiatura ma bardziej zaokrąglone rogi. Dodano również nowe klawisze funkcyjne - tak jak w przypadku laptopów z procesorem M1 - oraz skaner linii papilarnych Touch ID.

W przypadku nowego iMaca ciekawostką jest, że cały front komputera jest pokryty taflą szkła, która w dolnym odcinku jest pomalowana. W przypadku poprzedniego modelu szkło pokrywało jedynie większą część przodu. Z tyłu znajdują się cztery porty USB-C, dwa z nich obsługują interfejs Thunderbolt, włącznik, magnetycznie przyczepiany zasilacz oraz na środku umieszczono duże logo Apple. Natomiast na lewej krawędzi znalazło się złącze mini-jack.

Apple zmieniło również sposób zabezpieczania matrycy oraz tylnej części komputera. Dotychczas wykorzystywano jedną warstwę foli na niektórych elementach oraz specjalną poszewkę. Przy tym modelu oprócz charakterystycznego woreczka chroniącego całość, na matrycy znalazła się specjalna naklejka z napisem Hello oraz spora ilość foli, którą trzeba było ściągać kilkukrotnie.

Sam proces konfigurowania urządzenia jest bardzo szybki i przyjemny. Zmianie uległ ekran startowy. Przy pierwszym włączeniu komputera wita nas ekran ze zmieniającym się powitaniem w każdym języku. Animacja wygląda jakby ktoś ją ręcznie malował przy pomocy pędzla.

W porównaniu do 27-calowego iMaca z 2020 roku, nowy komputer cechuje się większą jasnością ekranu (pomimo tego, że obie matrycy mają jasność na poziomie 500 nitów) oraz lepszymi, bardziej żywymi kolorami. Również głośniki zostały usprawnione. Wydobywający się z nich dźwięk jest cieplejszy oraz ma więcej basu. Natomiast trzeba zaznaczyć, że grają one ciszej od swoich odpowiedników w 27-calowym modelu. I to jest dość mocno odczuwalne.

Sam system działa niesamowicie szybko, a wszystkie animacje są bardzo płynne - czego nie można powiedzieć o komputerach z procesorami Intela, nawet w tych z najwyższą konfiguracją.

Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące tego komputera to dajcie znać.