Interaktywne filmy dla iOS, czyli wielki powrót FMV
Na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to płyty CD zaczęły upowszechniać się w szeroko pojętej branży rozrywkowej, wielu twórców gier komputerowych uznało, iż najlepszym sposobem na wykorzystanie ogromnej (jak na tamte czasy) pojemności wspomnianych nośników będą długie wstawki wideo z żywymi aktorami. Podczas gdy jedni używali ich tylko jako przerywników między kolejnymi poziomami gry (tak jak miało to miejsce np. w seriach Red Alert i Wing Commander), inni zdecydowali się uczynić z nich główny element rozgrywki, tworząc coś w rodzaju interaktywnych filmów. Pomysł wydawał się genialny w swojej prostocie, jednak jego realizacja okazała się niestety o wiele trudniejsza.
Głównym problemem pierwszych interaktywnych filmów dostępnych na domowych komputerach było to, że wyprodukowanie kilku godzin wysokiej jakości materiałów wideo zdecydowanie przekraczało możliwości większości ówczesnych firm z branży gier komputerowych. Wiele tytułów tego typu przypominało więc co najwyżej niskobudżetowe filmy klasy B, z kulejącą grą aktorską, amatorskimi kostiumami i scenografią oraz tragicznymi efektami specjalnymi. Być może część graczy dałaby radę przymknąć oko na te mankamenty, gdyby nadrabiał je scenariusz i wysoka grywalność, jednak w wielu produkcjach i te elementy były na bardzo niskim poziomie. Ostatecznie gry tego typu, nazywane zwykle FMV (skrót od Full Motion Video), przeszły do historii jako jedna z największych branżowych porażek lat dziewięćdziesiątych. Przez długi czas wydawało się, że na zawsze pozostaną już jedynie nieco żenującą ciekawostką z tamtego okresu, jednak w ostatnich latach dość niespodziewanie powróciły one do świadomości graczy i to w wielkim stylu. Nowe pokolenie twórców, które postanowiło zmierzyć się z tym pomysłem, nie tylko wyciągnęło wnioski z porażek swoich poprzedników, ale też dysponowało większymi umiejętnościami, lepszą technologią, a często także i pokaźniejszym budżetem (a przynajmniej lepiej dostosowanym do obecnych kosztów produkcji filmowej). W efekcie wielu z nich udało się wreszcie stworzyć interaktywne filmy, które ogląda się z przyjemnością, a jednocześnie dają nam wystarczająco dużo interaktywnych elementów, by można było traktować je jak gry. Wiele tytułów tego typu trafiło również na urządzenia z systemem iOS. O ile małe ekrany iPhone'ów raczej nie dają najlepszych warunków do obcowania z takimi produkcjami, to już iPady sprawdzają się w tym całkiem nieźle. Oto subiektywny przegląd najciekawszych gier FMV, jakie można obecnie znaleźć w App Store.
Her Story
Sam Barlow znany jest przede wszystkim z pracy przy grach z kultowej serii Silent Hill. Zanim jednak rozpoczął on swoją karierę w „mainstreamie", jego specjalnością były niszowe eksperymentalne gry niezależne, mające najczęściej postać interaktywnych opowiadań stawiających przede wszystkim na nietypową formę prowadzenia narracji. W roku 2015 postanowił on powrócić do swoich korzeni, wydając grę zatytułowaną Her Story. Mimo iż nie była ona interaktywnym filmem w popularnym rozumieniu tego terminu, to jako iż wykorzystywała nagrania wideo jako główny element rozgrywki szybko przylgnęła do niej latka współczesnej gry FMV. Her Story osiągnęła ogromny jak na tak niszowy gatunek sukces, o czym świadczą chociażby nagrody za najlepszy scenariusz i grę aktorską na prestiżowej gali The Game Awards, gdzie pokonała ona w tych kategoriach takie hity jak Wiedźmin 3, Life is Strange i Rise of the Tomb Rider. To właśnie ona w dużym stopniu przyczyniła się do ponownego spopularyzowania koncepcji FMV i zachęciła wielu innych deweloperów do stworzenia własnych gier tego typu.
W Her Story wcielamy się w pracownika policji, którego zadaniem jest przeanalizowanie nagrań z przesłuchania kobiety zeznającej w sprawie zaginięcia jej męża. Ponieważ jednak policyjny system komputerowy działa w dość dziwaczny sposób, nie możemy po prostu otworzyć sobie folderu z wszystkimi nagraniami i obejrzeć je w porządku chronologicznym. Zamiast tego musimy samodzielnie wyszukiwać poszczególne klipy w policyjnej bazie danych, wpisując w wyszukiwarkę odpowiednie powiązane z nimi hasła. Rozgrywka polega więc na analizowaniu zeznań przedstawionych w nagraniach i odgadywaniu na tej podstawie słów kluczowych, które doprowadzą nas do kolejnych fragmentów przesłuchania. Pomysł banalny, przypominający trochę korzystanie z wyszukiwarki internetowej, jednak w praktyce sprawdza się znakomicie, gdyż pozwala nam poznawać opowiedzianą w grze historię w sposób nielinearny, jednocześnie zmuszając do myślenia i uważnego oglądania. Jeśli dodamy do tego całkiem przekonującą grę aktorską wcielającej się w główną rolę Vivy Seifert oraz ciekawą, wciągającą fabułę, otrzymamy naprawdę świetną propozycje nie tylko dla osób lubiących takie eksperymentalne niezależne produkcje.
Telling Lies
Telling Lies to kolejny projekt Sama Barlow'a, stanowiący niejako rozwinięcie pomysłów wykorzystanych w Her Story. Fabuła gry kręci się wokół dysku twardego zawierającego dane wykradzione amerykańskiej agencji wywiadowczej NSA. Okazuje się, że wspomniana organizacja z jakichś powodów inwigilowała czworo z pozoru zwykłych i zupełnie niezwiązanych ze sobą obywateli, przechwytując ich rozmowy prowadzone za pośrednictwem komunikatorów internetowych oraz nagrywając ich za pomocą ukrytych kamer. Zadaniem gracza jest odkrycie tajemnicy łączącej te osoby. By tego dokonać musimy dokładnie przeanalizować nagrania znajdujące się na dysku twardym, często wnikliwie badając ich fragmenty po to, by odkryć kolejny trop mogący doprowadzić nas do rozwiązania zagadki. Rozgrywka pod wieloma względami przypomina więc to, co Barlow serwował nam wcześniej w Her Story, jednak większość jej aspektów została w pewien sposób rozbudowana.
Podczas gdy Her Story stawiało w warstwie wideo na skrajny minimalizm - cały czas oglądaliśmy tą samą postać siedzącą w tym samym pomieszczeniu i opowiadająca po prostu o wydarzeniach z przeszłości - Telling Lies idzie w zgoła odmiennym kierunku, oferując nam znacznie większy rozmach zarówno pod względem fabularnym jak i od technicznej strony całej produkcji. Mamy tu więc grupę bardzo różnorodnych, świetnie napisanych i zagranych postaci, akcja dzieje się w różnych miejscach a większość kluczowych dla fabuły wydarzeń rozgrywa się na naszych oczach. Zupełnie inna jest też skala intrygi, wokół której kręci się opowiedziana w grze historia - zamiast śledztwa w sprawie małomiasteczkowej zbrodni mamy tu rządową aferę z prawdziwego zdarzenia. Wszystko to sprawia, że chociaż Telling Lies pod wieloma względami przypomina Her Story, to jednak obie gry oferują zupełnie inny klimat i wrażenia towarzyszące rozgrywce.
The Shapeshifting Detective
Fabuła gry The Shapeshifting Detective na pierwszy rzut oka przypomina po prostu kolejny kryminał w stylu Agathy Christie. W niewielkim hoteliku znaleziono zwłoki młodej wiolonczelistki, a naszym zadaniem jest odnalezienie mordercy wśród zameldowanych gości. Bardzo szybko okazuje się jednak, że twórcy gry wprowadzili w tym nieco już oklepanym pomyśle kilka naprawdę ciekawych udziwnień. Najważniejszym z nich jest sama postać kierowana przez gracza, która ma moc przekształcania się w każdą napotkaną przez siebie osobę. Jak nietrudno się domyślić, taka umiejętność jest niezwykle przydatna w trakcie śledztwa, pozwalając nam rozmawiać ze wszystkimi podejrzanymi nie tylko jako detektyw, ale też podszywając się pod inne postacie, najlepiej takie, z którymi będą rozmawiać chętniej i szczerzej. Gracz zyskuje więc możliwość poprowadzenia śledztwa na kilka różnych sposobów, co już samo w sobie stanowiłoby dla wielu osób sporą zachętę do kilkukrotnego przejścia gry, w celu sprawdzenia wszystkich dostępnych opcji. Twórcy zdecydowali się jednak dodatkowo podkręcić „regrywalność", wprowadzając mechanizm losowego wybierania sprawcy. Przy każdym kolejnym podejściu mordercą może okazać się ktoś inny, dzięki czemu The Shapeshifting Detective potrafi zaskoczyć nawet gdy gramy już któryś raz z kolei.
W odróżnieniu od większości pozostałych tytułów z tej listy, które stawiają na poważny ton i wysoką jakość produkcji (a przynajmniej starają się jak mogą), The Shapeshifting Detective posiada w sobie pewne echa kiczu i niedoskonałości charakterystycznych dla pierwszych gier FMV. Trudno ocenić, czy jest to celowy zabieg stylistyczny twórców, czy też efekt uboczny ograniczonego budżetu. Biorąc jednak pod uwagę, że już same podstawowe założenia fabuły przypominają szalony zlepek pomysłów z filmów klasy B i że nie jest to pierwsza produkcja tego studia utrzymana w takim stylu (poprzednia nie została niestety wydana na iOS), wydaje się wysoce prawdopodobne, iż jednak jest to celowe działanie i swego rodzaju hołd dla niesławnych korzeni gatunku. Jeśli więc ktoś darzy sentymentem klasyczne FMV z lat dziewięćdziesiątych i chciałby zagrać w nieco bardziej nowoczesną i lepiej dopracowaną grę zachowującą podobny klimat, The Shapeshifting Detective jest tytułem wartym uwagi.
Late Shift
Bohaterem gry Late Shift jest młody student matematyki z kryminalną przeszłością, pracujący jako nocny stróż na podziemnym parkingu pełnym luksusowych samochodów. Gdy kolejny nudny wieczór w pracy nagle nieoczekiwanie przerywa pojawienie się uzbrojonego przestępcy, nasz podopieczny przypadkiem wplątuje się w sam środek kryminalnej afery związanej z kradzieżą wartej kilkanaście milionów dolarów porcelanowej miseczki do ryżu z okresu dynastii Ming. Zawiązanie akcji jest tu nieco zbyt szybkie i naciągane, jednak to, co następuje po nim, okazuje się być całkiem solidnie wykonanym kryminalnym thrillerem. Late Shift wyraźnie czerpie inspiracje z kinowych hitów, serwując widzom całkiem sporo dynamicznych scen - pościgów, włamań i bijatyk. W efekcie całość jest znacznie bardziej „hollywoodzka" od pozostałych pozycji z tej listy.
Late Shift prezentuje przy tym dość konserwatywne podejście do interaktywnych filmów, nie wprowadzając żadnych zaskakujących urozmaiceń czy nowatorskich elementów rozgrywki. Gracz po prostu dostaje co jakiś czas możliwość podjęcia decyzji odnośnie zachowania głównego bohatera, a jego wybory zwykle mają całkiem zauważalny wpływ na rozwój fabuły, prowadząc ostatecznie do jednego z siedmiu możliwych zakończeń. Jedynym drobnym odstępstwem od większości podobnych produkcji jest stosunkowo krótki czas, jaki dostajemy na dokonanie wyboru. Podczas gdy w większości innych podobnych gier mechanizm ten pojawia się tylko w określonych sytuacjach, w Late Shift stosowany jest przy każdej możliwej decyzji, przez co widz musi cały czas pozostawać czujny. Niektórych może to irytować, jednak moim zdaniem taki zabieg świetnie współgra z konwencją fabularną, podkręcając tempo akcji i zwiększając napięcie.
The Bunker
Johna, bohatera gry The Bunker, poznajemy w dniu jego narodzin w roku 1986. Jest on pierwszym dzieckiem urodzonym wewnątrz brytyjskiego schronu przeciwatomowego, zamieszkiwanego przez nieco ponad 50 osób, które schroniły się tam przed atakiem bombowym. Trzydzieści lat później z całej populacji tytułowego bunkra przy życiu pozostaje już niestety tylko on sam. Wychowany w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego spędza kolejne dni na powtarzaniu wpojonej mu przez matkę rutyny, obejmującej m.in. spożywanie codziennych porcji leków i żywności, sprawdzanie poziomu napromieniowania i wyczekiwanie na radiowe komunikaty o końcu wojny. Pewnego dnia jego niezmienna od lat sekwencja czynności zostaje jednak nagle przerwana przez komunikat o awarii głównego komputera, odpowiedzialnego za funkcjonowanie wszystkich systemów bezpieczeństwa. John jest więc zmuszony po raz pierwszy w życiu zmienić swój plan dnia i udać się w głąb bunkra, by zbadać źródło problemu, przy okazji mierząc się też z duszonymi w sobie wspomnieniami z przeszłości.
Jeśli chodzi o samą rozgrywkę to przyznam szczerze, że The Bunker wywołał we mnie dość mieszane odczucia. Z jednej strony twórcy zadbali o to, by gracz miał tu cały czas coś do roboty. Filmowe fragmenty przetykane są więc cały czas różnego rodzaju interaktywnymi wstawkami, od zwykłego przeszukiwania pomieszczeń w stylu przygodówek point & click, przez rozwiązywanie różnych prostych zagadek aż po niemalże zręcznościowe sekwencje QTE. Oprócz głównych zadań znajdziemy tu też kilka opcjonalnych wyzwań, takich jak chociażby zbieranie poukrywanych tu i ówdzie zapisków i nagrań, rzucających więcej światła na historię bunkra. Problem w tym, iż wszystkie te nasze działania rzadko kiedy mają realny wpływ na to, w jaki sposób rozwinie się fabuła. Większość z nich po prostu popycha ją w jednym z góry określonym kierunku, a sytuacje, w których możemy jakoś zauważalnie zmienić bieg wydarzeń, pojawiają się stosunkowo rzadko. Fabuła jest na tyle ciekawa, że przy pierwszej rozgrywce ten ograniczony wpływ nie jest aż tak mocno odczuwalny, jednak osoby lubiące przechodzić tego typu produkcje wielokrotnie w celu poznania wszystkich możliwych wariantów historii mogą poczuć się zawiedzione.
Netflix i eko
Rosnąca w ostatnich latach popularność interaktywnych filmów sprawiła, iż produkcjami tego typu zaczęły interesować się również serwisy VOD, dostrzegające w nich potencjał na urozmaicenie swoich ofert. Liderem w tej dziedzinie jest obecnie Netflix, który zaczął kilka lat temu niewinnie, od krótkich interaktywnych bajek dla dzieci, jednak z czasem powiększył też swój katalog o produkcje skierowane do starszych odbiorców. Na chwilę obecną ich najgłośniejszym i najbardziej interesującym eksperymentem z interaktywnymi filmami jest Bandersnatch - specjalny odcinek serialu Czarne Lustro, pozwalający widzom pokierować losami młodego twórcy gier komputerowych powoli tracącego kontakt z rzeczywistością.
W App Store można też znaleźć aplikację eko, będącą serwisem VOD oferującym głównie interaktywne seriale. W jej katalogu dominują lekkie pozycje rozrywkowe skierowane do nastolatków, jednak można znaleźć wśród nich także kilka nieco poważniejszych tytułów. Jedną z najciekawszych produkcji dostępnych w ofercie eko jest serial #WarGames, stanowiący bardzo luźną adaptację filmu Gry Wojenne z 1983 roku. Pierwowzór opowiadał o młodym geniuszu komputerowym, który przypadkowo włamuje się do rządowego super-komputera i nieświadomie inicjuje rozpoczęcie trzeciej wojny światowej. #WarGames próbuje przedstawić podobną historię w uwspółcześnionej, a przy tym nieco poważniejszej i bardziej realistycznej formie. Serial ten opowiada o grupie młodocianych hakerów-aktywistów, zajmujących się głównie uprzykrzaniem życia celebrytom, którzy przypadkiem wplątują się w polityczną aferę. Autorem serialu jest wspomniany już wcześniej Sam Barlow, twórca gier Her Story i Telling Lies.