Po pierwszym tegorocznym wydarzeniu Apple wszystkie oczy zwrócone są na ambitne plany wejścia na rynek VOD. Tymczasem po cichu prawdopodobnie dokonuje się prawdziwa rewolucja w świecie dziennikarstwa. Czy nadchodzący model subskrypcyjny to gwóźdź do trumny, czy może genialne rozwiązanie, które pozwoli autorom skupić się na jakości swoich treści, uwalniając ich od rygoru reklamodawców?

Apple News+ jest subskrypcyjnym agregatorem treści z wielu popularnych w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie publikatorów. Za $9,99 miesięcznie konsument otrzymuje dostęp do pełnych wydań wszystkich periodyków zrzeszonych w ramach usługi. Dodatkowo można także zapoznawać się z archiwami, zapisywać treści i korzystać z nich offline, a także dzielić się subskrypcją z sześcioma osobami. Do współpracy z Apple przystąpili wydawcy „Los Angeles Times”, „Wall Street Journal” czy „National Geographic”. Ale pojawił się też wyraźny głos sprzeciwu. Jeszcze przed startem usługi swoją krytykę wygłosił Mark Thompson - szef „New York Times”. Jego zdaniem dziennikarzom i wydawcy grozi uzależnienie i utrata kontroli nad wydawanymi treściami, w zamian za niewielkie pieniądze.

Zanim jednak pochłonie nas analiza wad i zalet „Netfliksa z informacjami”, zapraszam na telegraficzny przegląd przeszłości dziennikarskich zarobków. Pierwotnie dziennikarstwo było całkowicie zależne od panującej monarchii i taki też system pojawił się w XVII wieku w Polsce wraz z pierwszym wydaniem „Merkuriusza Polskiego Ordynaryjnego”. Wydawanie periodyku zleciła królowa Ludwika Maria Gonzaga, a sama gazeta kosztowała 10 groszy za wydanie, co nie było wcale niewielką kwotą. W tamtych czasach była to tygodniowa pensja dla niewykwalifikowanych pracowników. Bliższe współczesnym problemom było dziennikarstwo XIX wieku, które w czasach industrializacji i masowych migracji ludności do miast obrodziło w tak zwaną żółtą prasę - skandalizujące i tanie gazety, przynoszące dochody dzięki masowej sprzedaży pośród prostych ludzi, szukających rozrywki w skandalach i obyczajowych wywodach. Wtedy też rynek obrodził w reklamę i dziennikarstwo przestało utrzymywać się jedynie z pieniędzy, które płacili klienci lub właściciel. Pojawienie się drobnych ogłoszeń i skromnych reklam małych manufaktur i zakładów z usługami jednak nie było przewrotem kopernikańskim. To globalizacja i masowa komunikacja przyniosły wielomilionowe kampanie promocyjne, lokowania produktów i teksty sponsorowane. To wszystko do dziś jest absolutną podstawą modelu finansowego największych redakcji tego świata. Wyjątkiem są media publiczne, które teoretycznie działają jako przeciwwaga dla skomercjalizowanych rozgłośni i nadawców telewizyjnych, a w praktyce realizują często rządową propagandę. Nawet brytyjski parlament skłania się do debaty nad sensem utrzymywania BBC - dziennikarskiej Nibylandii z „Piotrusia Pana”, w której redaktorzy pracują dla dobra utrzymującego ich społeczeństwa, w wierze, że uczciwość, niezależność i wnikliwość są cnotami uniwersalnymi dla tego zawodu. W praktyce na całym świecie model dziennikarstwa publicznego raczej zbliżony jest do tego z Telewizji Polskiej, który jest ciekawy, ale często alternatywny wobec zastanej rzeczywistości.

Radą na zepsucie dziennikarzy, komercjalizację mediów i kreowanie rzeczywistości mógłby być system subskrypcyjny, podobny do tego, który zaoferowało Apple. Nie pojawił się on jednak w erze początków internetu - przyjmijmy na potrzeby tego tekstu, że ten okres trwał w Polsce od początku lat 90. do około 2010 roku. To drobne nadużycie, bo dekadę temu były już media społecznościowe, smartfony, a wielkie korporacje medialne w dużej mierze bazowały już na sprzedaży swoich treści w sieci. Był to jednak okres, w którym sieć była miejscem redystrybucji, a unikalne treści internetowe znacznie odbiegały jakością od tych prasowych, radiowych czy telewizyjnych. Dekadę temu komunikacja w sieci była masowa, ale jednostka miała niewielkie szanse na przebicie się do głównego nurtu bez wiedzy lub znajomości zdobytych w tradycyjnych mediach. Dziś te właściwości też występują i też generują problemy, z którymi Apple News+ będzie musiało się zmierzyć.

Mimo to era postdziennikarstwa, w której każdy i zawsze może z powodzeniem tworzyć treści dziennikarskie bez zaplecza redakcyjnego, staje się faktem. Niech jako przykład posłuży spektakularny sukces Tomasza Sekielskiego, który na platformie Patronite zebrał łącznie prawie 650 tysięcy złotych. Większość tej kwoty to datki na materiał o pedofilii w polskim Kościele katolickim, ale takie inicjatywy pojawiają się także w innych środowiskach i dotyczą przeróżnych gatunków, także tych opartych na słowie pisanym. „Wolny strzelec” (osoba, która sporadycznie, a czasem jednorazowo publikuje swoje treści) w tym zawodzie to nie nowość, ale dotychczas o ich materiałach decydowali wydawcy, redaktorzy naczelni, a czasem takie materiały przedyskutowywano w ramach spotkań kolegialnych. Dziś „wolny strzelec” swoją pracę może zrealizować dzięki wsparciu społeczności, jaką uda mu się zrzeszyć w sieci, i zrobi to niezależnie od jakiejkolwiek redakcji. To wielka zaleta, bo dziennikarzem faktycznie może być każdy, ale pojawia się problem zależności od platform takich jak Patronite, które mogą wybiórczo decydować o zbiórkach i w zależności od własnych interesów mogą te zbiórki promować na swoich stronach, mogą je tłamsić, mogą ukrywać lub po prostu nie zezwalać na ich przeprowadzenie, jeśli na przykład uderzałyby w interesy platformy. Pojawia się tu także problem rzetelności dziennikarskiej, standardów etycznych, a także standardów redakcyjnych. W modelu, który dziś wciąż jest wiodącym, redakcje i działy promocji są od siebie niezależne. Przynajmniej teoretycznie. Publikowane teksty, materiały radiowe czy telewizyjne są weryfikowane przez wydawców, korektę, a jeśli zachodzi taka potrzeba, również przez dział prawny, wicenaczelnego lub samego redaktora naczelnego. To system wielu sit, które starają się odsiać wszelkie błędy i ich zadaniem jest wzajemna kontrola. Model subskrypcyjny redukuje ten proces do samego twórcy, który jest sam sobie wydawcą, naczelnym i jednoosobowym działem promocji. I choć to oczywiste, że przywołany tu wcześniej redaktor Sekielski dochowa wszelkich standardów pracy dziennikarskiej, bo sam wiele lat przepracował w tradycyjnych redakcjach, którym również szefował, to mam wątpliwości, czy dziennikarze mający dziś po 20 lat będą oddani podobnym wartościom, skoro zmieniający się rynek mediów nie jest w stanie zapewnić im takiego doświadczenia zawodowego.

Ten wywód o zagrożeniach w dziennikarstwie opartym na subskrypcjach jest ważny właśnie dlatego, że wraz z Apple News+ taki model może stać się wiodącym lub nawet obowiązującym. Bo choć dziś usługa bazuje na treściach z tradycyjnych redakcji, takich jak „Los Angeles Times”, to Apple zapowiedziało, że jest otwarte na nowych publikatorów i tworzy środowisko, w którym wsparcia mogą szukać także mniejsze redakcje. To droga, która prowadzi do redukcji tradycyjnych struktur, a te wciąż istniejące uzależnią się od monopolisty rynku technologicznego. Co więcej, subskrypcja to zaledwie $9,99 miesięcznie. Tymi pieniędzmi dziennikarze muszą podzielić się nie tylko między sobą, ale także z Apple, które pobiera prowizję. W ramach Spotify, Apple Music czy Tidala muzycy podobnie uzyskują swoje honoraria w zależności od liczby odtworzeń. Rynek muzyczny oswoił się z sytuacją, dorabiając się na biletowanych koncertach, komercyjnych współpracach, reklamach, udziałach w talent show itd. Palącym problemem jest to, że wszystkie wymienione wcześniej poboczne aktywności, na których mogą zarabiać artyści, są przez etykę dziennikarską co najmniej niewskazane. I choć wielu dziennikarzy tę etykę łamie, to doprowadzenie do sytuacji, gdzie Apple News+ będzie wiodącym źródłem informacji, byłoby całkowitym załamaniem się rynku. Albo pod względem komercyjnym, albo pod względem moralnym i etycznym.

Zakładając jednak, że do takiego załamania by nie doszło, rozważmy jeszcze jeden problem. Problem zależności. Niezależność dziennikarska jest piękną wartością, która jest podobna do sprawiedliwości. Stanowi ona pewien cel, do którego każdy powinien dążyć, mimo świadomości, że nie jest on w pełni osiągalny. Media są najczęściej zależne od rządu bądź dyktatora, jeśli takowy występuje w danym społeczeństwie. Są zależne od odbiorców, reklamodawców, nacisków czy lobbystów. Wprowadza to system cenzury lub autocenzury, który jest mniej lub bardziej restrykcyjny. W praktyce oznacza to, że telewizja Polsat News nie informowała o problemach spółek energetycznych należących do Zygmunta Solorza, bo jest jego własnością. Oznacza to także, że o problemie napisał „Newsweek”, który jest niezależny wobec Zygmunta Solorza, ale jest własnością Ringier Axel Springer, co oznacza, że może przemilczeć inne tematy, o których zdecydują się powiedzieć dziennikarze Polsat News. Gdyby Apple News+ stało się wiodącym agregatorem treści i uzależniłoby finansowo i technologicznie większość redakcji, oznaczałoby to, że niewygodne dla Apple problemy, takie jak łamanie praw pracowników w Chinach, próby monopolizacji, łamanie patentów, masowe generowanie elektrośmieci czy problem wywłaszczania dziennikarstwa przez koncerny technologiczne, byłyby w dyskursie publicznym przemilczane lub przekazywane w sposób nierzetelny i stronniczy, bo nie byłoby redakcji, która odważyłaby się sprzeciwić Apple, ryzykując tym możliwe represje.

A wachlarz możliwych represji byłby bardzo bogaty. Zaczynając od tych najbardziej oczywistych, czyli od zakończenia współpracy, przez uznaniowe przesuwanie treści w miejsca aplikacji, które są mniej popularne lub gorzej indeksowane, po próby bezpośredniego nacisku, opóźnianie lub zawieszanie płatności, napuszczanie innych zrzeszonych publikatorów na tego niepokornego itd. To oczywiście tylko możliwe metody, których Apple nie musi nigdy stosować, ale sam fakt ich obecności jest już formą presji. Wiele wymienionych wyżej sytuacji już spędza sen z oczu dziennikarzom, bo takie formy nacisku są powszechne. Zagrożeniem jest jednak domniemany monopol Apple na informacje, jakie do nas docierają. Współczesny rynek dziennikarski z trudem radzi sobie z rozproszonymi atakami wielkich firm i potężnych kapitałów zdolnych inwestować w farmy trolli, boty, wielomilionowe pozwy i inne formy opresji. Wyobraźmy sobie zatem sytuację, w której jedna firma - drugi najpotężniejszy kapitał na rynku nowych technologii może represjonować setki lub tysiące redakcji z całego świata, zrzeszone w ramach Apple News+. To ryzyko, choć brzmi dziś niczym ze świata science fiction, może pewnego dnia stać się realnym. Ale może opłaca się ponieść to ryzyko?

Apple News+ ma też sporo potencjalnych zalet, których realizacja zależy również od firmy Tima Cooka. Zewnętrzne zarządzanie treścią mogłoby pozwolić na popularyzację ambitniejszych publikacji i sprawną personalizację prezentowanych treści, podobną do proponowanych utworów na Apple Music. Nie bez znaczenia byłaby możliwość redukcji lub całkowitej eliminacji informacji typu clickbait - celowo wyolbrzymionych i często bazujących jedynie na niepewnych lub niesprawdzonych informacjach. Podobny los mogłyby podzielić fake newsy, czyli celowo lub nieumyślnie publikowane nieprawdziwe informacje. Są to jednak wartości, o które Apple mogłoby, ale nie musiałoby się troszczyć, a z całą pewnością część środowiska dziennikarskiego już teraz czyni ogromne starania, by te problemy wyeliminować. Udział Apple zatem byłby niepewny i być może jedynie marginalny.

Czy zatem Apple News+ jest czarnym koniem marcowych prezentacji Apple? Być może, choć projekt wciąż jest w powijakach, mimo dobrego startu. Jednak w perspektywie następnej dekady i przy założeniu, że projekt może osiągnąć podobną popularność co Spotify czy Netflix, te rozważania nabierają znaczenia. Bowiem to nie Apple byłoby palącym problemem dziennikarstwa. Podobny wywód już dziś można napisać o wyszukiwarce Google i jej systemie pozycjonowania czy o zarządzaniu zasięgami postów na Facebooku. Kluczowym problemem wydaje się coraz silniejsza zależność między dziennikarstwem a wielkimi korporacjami technologicznymi, które przy użyciu swoich mechanizmów już dziś są w stanie zniszczyć lub wynieść na piedestał każdą treść, postać czy problem. Do tej ekskluzywnej ligi wyraźnie aspiruje też Apple.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 2/2019

Pobierz MyApple Magazyn nr 2/2019