notiOne play - lokalizator inny niż wszystkie
Bardzo długo nie mogłem się przekonać do lokalizatorów Bluetooth. Dotąd uzywałem głównie takich, które właściwie ograniczały się tylko to odnalezienia kluczy lub portfela w mieszkaniu i dawały mi znać przy wyjściu z domu, jeśli którychś z nich zapomniałem. Dlatego też z dużą dawką sceptycyzmu podchodziłem do kolejnego produktu tego typu - polskiego notiOne. Okazuje się jednak, że w działa on znacznie dalej niż sięga zasięg Bluetooth mojego iPhone'a.
Jak wyglądają lokalizatory każdy chyba wie. Wszystkie są do siebie mniej lub bardziej podobne. Niewielka plastikowa obudowa kryje w sobie baterię i elektronikę w tym oczywiście układ Bluetooth, który łączy się ze smartfonem, przycisk i niewielki głośniczek o jakości podobnej do tych z zegarków elektronicznych popularnych w latach 80. ubiegłego wieku. Jedne lokalizatory wyglądają ładniej, inne są mniejsze, jeszcze inne większe. Różni je właściwie obudowa i aplikacje dla iPhone'a czy dla smartfonów z Androidem. Podobnie jest w przypadku notiOne play.
To niewielki gadżet przypominający grubszy żeton to jakieś gry. Plastikowa obudowa dostępna w różnych kolorach, ma wytłoczone logo oraz otwór głośnika. Standardowo umieszczona jest w niewielkiej gumowej ramce z uchem, pozwalającym na zawieszenie jej przy kluczach lub przymocowanie do jakiegoś przedmiotu.
Tak jak w innych lokalizatorach w środku znalazła się elektronika sterująca urządzeniem, układ bluetooth, głośniczek, przycisk i bateria. Nie znajdziemy tam odbiornika GPS, a jednak, to co wyróżnia notiOne play na tle innych lokalizatorów, które miałem okazję testować w przeszłości, to sprawnie działająca sieć urządzeń z aplikacjami wspierającymi, która pozwala na zlokalizowanie go nawet, jeśli znajduje się o dziesiątki czy setki kilometrów do mojego iPhone'a.
Lokalizator notiOne play komunikuje się za pomocą technologii Bluetooth 4.0 LE, łączy się więc z telefonami bez potrzeby autoryzacji. Wystarczy, że zainstalowana jest na nich aplikacja wspierająca, np. Yanosik, by telefon zarejestrował położenie tego gadżetu i przesłał do sieci. Informacja ta pojawia się następnie w aplikacji jego właściciela. Nie dziwi zatem fakt, że twórcy notiOne chwalą się ponad milionem telefonów w Polsce, które są w stanie odebrać sygnał z lokalizatora i przekazać go na telefon właściciela.
Czy to działa? Sprawdziłem to wielokrotnie porzucając lokalizator niczym kukułcze jajo osobom z mojej rodziny. I faktycznie, choć znajdował się daleko poza zasięgiem Bluetooth mojego iPhone'a to informacje o nim pojawiały się na mapie. Często lokalizator lądował w torbie osoby, która nie miała na swoim smartfonie ani Yanosika, ani żadnych aplikacji, które wspierałyby notiOne, a jednak, po krótszym lub dłuższym czasie informacja o położeniu tego gadżetu pojawiała się na mapie dedykowanej mu aplikacji na moim telefonie.
Oczywiście o tym, czy notiOne zostanie namierzony decyduje to, czy gdzieś obok niego pojawi się ktoś z telefonem z aplikacją wspierającą. Stąd też informacje o położeniu nie przychodzą w czasie rzeczywistym i nie zawsze są aktualne. Są jednak na tyle dokładne, że bez problemu mogłem go namierzyć i odnaleźć w miejskim gąszczu. Trzeba jednak pamiętać o tym, że może się tak zdarzyć, że notiOne przez wiele dni czy tygodni może nie zostać namierzony. Jeśli jednak korzystamy z niego w mieście, na trasie to szanse na to są nikłe.
Poza ostatnią (często aktualną) pozycją lokalizatora aplikacja notiOne pozwala także na przeglądanie historii. Możemy zobaczyć pełną listę adresów miejsc z każdego dnia, w których znalazł się lokalizator, można też podejrzeć je na mapie.
Działanie notiOne zaskoczyło mnie pozytywnie na tyle, że dość szybko znalazłem wiele zastosowań dla tego lokalizatora. Od wspomnianych już kluczy, portfela, poprzez rowery (notiOne jest na tyle mały, że łatwo można go przymocować czy ukryć), samochód, plecak, walizkę itp. rzeczy. Jest nawet specjalna opaska na rękę, pozwalająca na założenie go dziecku.
Wspomnę na koniec jeszcze, że notiOne posiada wszystkie standardowe funkcje lokalizatorów. Może więc alarmować nas dźwiękiem, jeśli oddalimy się od niego z naszym smartfonem. Dzięki dedykowanej aplikacji można też za jego pomocą lokalizować samego smartfona (od tego mam jednak Apple Watcha). Zaletą jest także wymienna bateria typu CR1632, która według zapewnień producenta notiOne ma wystarczyć na rok pracy urządzenia, a później można łatwo ją wymienić.
Myślę, że rekomendacją może być to, że poza egzemplarzem, który otrzymałem do testów drugi sprawiłem sobie sam, a w najbliższym czasie zamierzam dokupić kolejne.
Jedyne wątpliwości, jakie mam, to działanie tego urządzenia poza granicami Polski, gdzie użytkowników Yanosika nie ma zbyt wielu. W naszym kraju jednak to obecnie chyba najlepsze rozwiązanie tego typu. Cena też jest atrakcyjna. Jeden lokalizator to wydatek 99 zł.