Dokładnie siedem dni zajęła działowi supportu Apple reakcja na problem z przypadkowym podsłuchiwaniem użytkowników FaceTime. Jak mogło dojść do tego, że przez równo tydzień firma nie ostrzegła i nie zabezpieczyła swoich klientów przed możliwością szpiegowania?

To pytanie pozostanie retoryczne, chociażby dlatego, że firma oficjalnie nie informuje kiedy wykryto problem z czatami grupowymi na FaceTime. Prawdopodobnie jako pierwszy problem wykrył syn użytkownika Twittera - @MGT7500. Mężczyzna, jeszcze tego samego dnia - wieczorem 20 stycznia (3:14, 21.01 czasu polskiego), zaalarmował internautów swoim wpisem.

W dwóch wiadomościach z tego dnia oznaczono oficjalne konto supportu Apple, na które można zgłaszać zażalenia, a także oficjalny profil Tima Cooka i profil kanału informacyjnego - Fox News.

To informacje, które nie pozostawiają żadnych wątpliwości - Apple zostało poinformowane o problemie wieczorem, 20 stycznia. Powyższe wiadomości są wciąż publicznie dostępne. Mniej wiarygodne, choć wciąż bardzo prawdopodobne są dzisiejsze informacje tego samego internauty, który udostępnił zrzut ekranu z korespondencji mailowej z działem wsparcia technicznego. Oczywiście taką wiadomość można spreparować, ale w świetle wcześniejszego zachowania mężczyzny, można domniemać, że informacja jest prawdziwa, a support Apple odpowiedział na przekazane mu informacje.

Co to oznacza? To oznacza, że poinformowana 20 stycznia korporacja, przez kolejne siedem dni nie reagowała na istniejący problem. Dopiero 28 stycznia Apple wyłączyło możliwość grupowego kontaktowania się przez FaceTime, jednocześnie blokując możliwość wywoływania niechcianego nasłuchu z mikrofonu urządzenia, na które wykonywane jest połączenie. To oznacza, że równo tydzień Apple zajęło zweryfikowanie jednego z bardziej niebezpiecznych problemów z jakimi może się zmagać klient i dokładnie tydzień zajęło firmie wycofanie usługi do czasu jej naprawy.

Aktualizacja naprawiająca błąd ma się pojawić jeszcze w tym tygodniu.

Źródło: MacRumors