Setapp z perspektywy roku
O usłudze Setapp udostępniającej aplikacje dla Maca na żądanie, niczym piosenki w Apple Music czy Spotify, albo filmy w Netfliksie, pisałem już na łamach MyApple kilka razy. Pierwszy raz ponad rok temu, kiedy ruszały jej testy beta. Później w miarę na bieżąco informowałem o pojawiających się w niej nowościach, w tym oczywiście także o nowym oprogramowaniu.
Czym jest Setapp?
Nie każdy z czytelników MyApple miał jednak okazję, by przeczytać o tej usłudze, i być może nie wie jeszcze, co to takiego. Setapp to usługa, w której – w ramach stałego miesięcznego abonamentu – użytkownik ma dostęp do ponad stu pełnych wersji aplikacji, na bieżąco aktualizowanych. Model subskrypcyjny popularny jest przede wszystkim przy dystrybucji treści multimedialnych, zwłaszcza muzyki i filmów, ale także cyfrowych czasopism i e-booków. W przypadku oprogramowania (które w tej sytuacji staje się właściwie usługą) jednym z ważniejszych graczy, który wprowadził takie rozwiązanie, była firma Adobe, oferująca cały pakiet swoich aplikacji właśnie w miesięcznym abonamencie. Na dostęp do pełnych wersji programów w ramach subskrypcji zdecydowało się także kilku producentów oprogramowania dla macOS i iOS. Dla mnie jednak przełomem był właśnie Setapp, który na starcie zaoferował około 70 przydatnych programów w stałym abonamencie wynoszącym 10 dolarów miesięcznie. W ostatnim roku liczba dostępnych aplikacji podwoiła się, cena pozostała ta sama.
Czy to się opłaca?
Od otwarcia Setapp pojawiają się pytania o to, czy to się opłaca. To sprawa bardzo subiektywna. Zależy to w dużej mierze od tego, z jakich programów korzysta się na Macu. Ile z tych dostępnych w Setapp już się kupiło i ile w najbliższym czasie może doczekać się nowej, płatnej wersji, która powinna pojawić się bez dodatkowych opłat w tej właśnie usłudze. Zanim zacznie się z niej korzystać, warto przeprowadzić taką kalkulację. Których programów potrzebujemy, a bez których będziemy mogli się obejść. Kupowanie aplikacji stało się już dawno swego rodzaju kolekcjonerstwem, z którym sam wewnętrznie walczę. Przykładem będzie tutaj Pixelmator – niedostępny w Setapp. Od lat to mój podstawowy program graficzny, który w stu procentach zaspakaja moje potrzeby. Kilka miesięcy temu jego producent wypuścił drugą aplikację, Pixelmator Pro, na której zakup się nie zdecydowałem, gdyż zwyczajnie nie jest to program dla mnie (ma zupełnie inną konstrukcję interfejsu, która w moim przypadku będzie utrudniała pracę). Podobnie jest z Setapp.
W moim przypadku na ponad sto programów dostępnych w tej usłudze korzystam z kilkudziesięciu. Wspomnę choćby o Clean My Mac, Gemini, InstalCall, iStatMenus, Lungo, Paste, RapidWeaver, Base, Squash, TripMode, Bartender, Boom 3D, Capto, ChatMate, Downie, Focused, Forklift, Gifox, Lungo, Numi, PhotoBulk, Rocket Typist, Ulysses, Wallpaper Wizard. Na koniec zostawiłem sobie zestaw aplikacji, z których korzystam w mojej przygodzie już nie tylko z nauką kodowania, ale i w pracy z programowaniem, czyli Code Runner, Expressions i Flawless.
Oczywiście, z części korzystałem już wcześniej, ale jest to mniej niż dziesięć programów. Poza tym dobrym przykładem korzyści płynących z Setapp jest Forklift, czyli rozbudowany manager plików z klientem FTP i SFTP, wzorowany na takich aplikacjach jak TotalCommander czy NortonCommander (z czasów, kiedy na komputerach PC dominował jeszcze MSDos). Forklift był pierwszym programem, jaki kupiłem po przesiadce na Maca. Kupowałem też jego kolejne wersje. Wstrzymałem się jednak z najnowszą, głównie przez ograniczony budżet na programy w miesiącu, w którym ten program miał swoją premierę. To był dobry krok, bo szybko najnowsza wersja Forklift pojawiła się właśnie w usłudze Setapp. Dostałem ją więc w ramach abonamentu.
Wracając do programów, z których korzystam, to gdyby zsumować ceny ich wszystkich, odliczając nawet te, które już wcześniej kupiłem, oraz te, dla których znalazłbym darmowe zamienniki, to okazałoby się, że musiałbym za nie zapłacić tyle, ile za ponad dwa lata abonamentu w Setapp. To na dzisiaj. Setapp cały czas dodaje nowe programy do swojego portfolio. Za kilka miesięcy może okazać się, że korzystam z kolejnych programów, za które normalnie musiałbym oddzielnie zapłacić. Z mojego punktu widzenia jest to tylko wartość dodana.
Oczywiście nie każdemu pasuje model subskrypcyjny, i tyczy się to nie tylko aplikacji, ale i muzyki czy filmów. Ja do tego modelu przekonałem się już dawno. Nie muszę mieć muzyki, filmów czy oprogramowania na własność. W przypadku programów mam przy tym ten komfort, że nie martwię się o to, że kolejna wersja mojej ulubionej aplikacji będzie płatna. W Setapp zostanie ona po prostu zaktualizowana.
Nic nie trwa wiecznie?
Ktoś oczywiście mógłby – i całkiem słusznie – zauważyć, że przecież AppleMusic, Spotify czy Netfilx mogą się zamknąć i podobnie może być z Setappem. To prawda. Trudno mi sobie wyobrazić, by te usługi trwać miały wiecznie. Pewnie wyewoluują w coś jeszcze innego, kiedy na świecie pojawią się nowe, jeszcze lepsze formy dystrybucji i udostępniania multimediów. O to jednak, że Setapp mógłby okazać się klapą i zwyczajnie się zamknąć, obaw nie mam. Z usługi po roku od jej startu korzysta 300 tysięcy użytkowników. Pewnie, że to nie Spotify czy Apple Music, ale chodzi przecież o oprogramowanie na wciąż stosunkowo niszową platformę, jaką jest macOS. Dlatego uważam, że 300 tysięcy to naprawdę bardzo dobry wynik.