CES 2017: nasze spotkanie z wirtualną rzeczywistością
Od kilku lat nie tylko na CES dużo mówi się o wirtualnej rzeczywistości. Technologia ta, choć jest popularnym tematem nie rozwija się jednak w zawrotnym tempie, a przez niektórych, w tym i przez piszącego te słowa, uznawana jest za sztucznie rozdmuchaną bańkę. Na tegorocznych targach CES mieliśmy okazję pobawić się w grami VR dostępnymi na wciąż będącą w wersji testowej platformę HTC Vive.
Platforma Vive zaprezentowana została niemal rok temu, bo w lutym 2016 roku na targach Mobile World Congress w Barcelonie. Wspomnieć wypada, że jej użytkownik zamknięty zostaje w specjalnej wirtualnej klatce, w ramach której może się poruszać, kucać czy skakać, a która zabezpiecza go przed ewentualnym niekontrolowanym zderzeniem ze ścianą, czy meblami. Rozwiązanie to znakomicie sprawdza się w różnego rodzaju strzelankach, w których trzeba wykonywać różnego rodzaju uniki.
Na specjalnym spotkaniu dla prasy, mogliśmy wypróbować możliwości Vive wraz z przygotowanymi na tę platformę grami oraz różnymi akcesoriami, w tym karabinami właśnie w strzelankach.
Oczywiście pomysły deweloperów nie kończyły się na zwykłym wykańczaniu atakujących nas przeciwników. Ciekawie prezentował się symulator dla trenujących strażaków. Zamiast karabinu trzyma się w dłoniach prawdziwego węża strażackiego, czuje się przy tym ciśnienie wody oraz gorąco pożaru dzięki specjalnie zmodyfikowanej kurtce strażackiej.
Niestety wszystkie te gry są dalej mocno ograniczone. Gracz może co prawda wykonywać uniki, przemieszczać się o kilka kroków, pozostaje jednak w miejscu. Zaprezentowane akcesoria, choć ciekawe, nadają się bardziej do salonu gier niż do domu, a i same gry wymagają od gracza o wiele większej uwagi, co nie każdemu się spodoba.
Obcowanie z HTC Vive przekonało mnie do tego, że VR ma faktycznie potencjał, jednak moim zdaniem jego zastosowanie w grach jest wciąż ograniczone i raczej szybko się to nie zmieni.
O wirtualnej rzeczywistości w grach rozmawiamy w bieżącym odcinku podcastu MyApple Daily.