Computer 94 – Kolonia, czyli nadzieja umiera ostatnia
Jesień 1994… od trzech lat pracowałem już na Macintoshach. Commodore ogłosił bankructwo ponad pół roku wcześniej (dokładnie w rocznicę moich urodzin). Nadal jednak ja i duże grono moich znajomych kurczowo trzymaliśmy się naszych Amig, a nawet jeszcze w nie inwestowaliśmy.
W połowie 1994 roku do mojej Amigi 1200 dokupiłem sprzętowy akcelerator GVP A1230 Turbo+ II, który czynił z niej prawdziwego demona szybkości! Procesor Motorola M68EC030 z koprocesorem arytmetycznym M68882 i 8 MB pamięci Fast RAM (razem 10 MB). To wszystko taktowane zegarem 40 MHz. Ówczesne PeCety sporadycznie miały więcej niż 1 MB, a ich 32/16-bitowe procesory były taktowane zegarami w okolicach 16–20 MHz. Nawet w pracy mogłem stawać w konkury z wszystkimi Macintoshami poza Quadrą 800 (Motorola M68040 33/66 MHz).
Jakby tego było mało, do kompletu dokupiłem Amigę CD32, czyli konsolę do gier z wbudowanym napędem CD 2x sprzętowo opartą o Amigę 1200, ale z dodatkowym układem graficznym Akiko chip zapewniającym sprzętową konwersję grafiki Chunky to Planar, czyli trybu, w którym bity koloru obrazu zapisywane były kolejno, na natywny tryb Amigi, gdzie kolor składany był z bitów znajdujących się na osobnych bitplanach-ekranach.
Coś na wzmocnienie morale, czyli targi w Kolonii.
Commodore zbankrutował, ale nadal działały jego europejskie oddziały, wydawcy gier pokazywali nowe tytuły na Amigę, a profesjonalne programy jak Scala, Real czy Maxon 3D były rozwijane. Co jakiś czas na giełdę komputerową oraz demoscenę docierały budujące informacje o planach różnych firm na wznowienie produkcji Amig. Jednak czuło się nadchodzący koniec.
Fot. Wikipedia
Jedną z większych komputerowych imprez w Europie, na której zawsze było dużo Amig, były targi Computer w Kolonii. Właśnie na ich edycję w 1994 roku kilka osób z wrocławskiej giełdy komputerowej postanowiło się wybrać. Dla niektórych była to szansa na dowiedzenie się „z pierwszej ręki” czegoś nowego o losach ich ulubionych komputerów, dla innych możliwość tańszego nabycia akcesoriów, programów czy samych komputerów. Reszta jechała w celach czysto handlowych, czyli tanio kupić i drogo sprzedać na giełdzie. Dla wszystkich była to przygoda. Przypomnę, że Internet w zasadzie nie istniał, a na pewno nie miał wiele wspólnego z jego obecną formą, a płyt CD nie było jeszcze czym i na co kopiować.
Wynajętym busem wyruszyliśmy w drogę. Miałem już spore obycie z targami, ale w Polsce. Systematycznie - z racji obowiązków, ale i z chęcią - jeździłem na Infosystem i inne imprezy do Poznania lub Warszawy. Jednak duża impreza w Niemczech była wyzwaniem nie tylko logistycznym, ale i finansowym. Na szczęście miałem misję zakupienia dla znajomych kilku kart turbo Blizzard III do Amig 1200. Były one tańsze od mojej GVP i teoretycznie szybsze (50 MHz), lecz stosowały mocny „overclocking” procesora przeznaczonego do taktowania 33 MHz i nie miały koprocesorów. Ta misja pozwoliła w zasadzie sfinansować mój wyjazd. Sam najbardziej chciałem zakupić „hit” na Amigę CD32, grę Microcosm, oraz zdobyć autograf Freda Fisha na którymś z jego dysków.
Atmosfera na targach była budująca, choć targi nie były dedykowane jednej platformie, to znaczną część powierzchni zajmowały stoiska z akcesoriami, rozszerzeniami i oprogramowaniem do Amigi. Na targach pojawiły się informacje o następcy „tysiącdwusetki” będącym w planach oddziału Commodore UK, który miał być wyposażony w procesor RISC (prawdopodobnie PowerPC) 25 razy szybszy od tego w poprzedniczce. Jak czas pokazał, na zapowiedziach się skończyło.
Swój plan zakupowy zacząłem realizować od nabycia kart turbo. Nie było to łatwe, bo sprzedawały się jak ciepłe bułeczki, a stoisko Blizzard było oblegane. Następnie udałem się na poszukiwanie Freda Fisha. Był on „ozdobą” stoiska firmy sprzedającej, o ile dobrze pamiętam, głównie zestawy czcionek. Niestety spóźniłem się i najlepsze dyski z kolekcji Fisha już „wyszły” i musiałem się zadowolić zbiorem fontów, aby dostać na nim jego autograf. Czcionki, choć polskie ogonki musiałem do nich dorabiać, nawet czasem się przydawały, a i tak najcenniejszy był podpis. Jeżeli nie kojarzycie postaci Freda Fisha, to już śpieszę wyjaśnić. Był on programistą, ale zasłynął z wydawania zbiorów najpierw dyskietek, a potem dysków CD z oprogramowaniem freeware na Amigę. Wydał ich w sumie ponad tysiąc.
Fot. Wikipedia
Pełni wrażeń, a niektórzy również z torbami wypełnionymi sprzętem, po całym dniu na targach ruszyliśmy w drogę powrotną, z której najlepiej zapamiętałem piwo bezalkoholowe pomyłkowo zakupione za ostanie marki w przydrożnym sklepie, bo było tańsze. Takie pomyłki często się zdarzały mniej obytym „w świecie” Polakom.
Nadzieja jednak umarła… po roku.
Znajomi, chcąc mi dokuczyć, pytali: „kiedy kupujesz PeCeta”. Miałem na to jedną odpowiedź: „jak już będę musiał, to kupię Macintosha” i jak być może wiecie, w 1995 roku sprzedałem wszystkie Amigi i dodatki do nich (poza monitorem VGA) i za zgromadzone w ten sposób środki zakupiłem Macintosha LC 630, stając się pełnoprawnym Mac Userem również w domu.
Fot. tytułowa Wikipedia oraz mój portret (fot. z grabera ręcznie obrabiana na z Amidze, 1990 r.)