Indyjski filozof, duchowy i polityczny przywódca Hindusów Mahatma Gandhi, którego wizerunek wykorzystano w słynnej kampanii reklamowej Apple - „Think Different”, głosił: „Ochrona krów to dar hinduizmu dla świata. Hinduizm będzie żył tak długo, jak długo będą żyć hinduiści chroniący krowy”. Obecnie prócz świętych krów, Hindusi chronią także interesy Apple. Choć nie wszystkim się to podoba, to uprzywilejowana pozycja firmy będzie trwać tak długo, jak długo indyjski rząd nie zmieni swojej polityki celnej.

Jak donosi The Economic Times, firmy z sektora przemysłowego m.in. wiodący producenci smartfonów Samsung, LG, Micromax oraz Intex, zwróciły się do indyjskiego rządu z prośbą o zmniejszenie ceł importowych na akcesoria. Przy okazji ustalania tegorocznego budżetu ogłoszono, iż wszystkie akcesoria np. baterie, ładowarki, głośniki i słuchawki, importowane przez firmy dysponujące zakładami produkcyjnymi w Indiach, zostaną obłożone cłem w wysokości 29 procent. Co prawda, największy podwykonawca Apple, firma Foxconn w przeciągu kilku kolejnych lat zainwestuje 5 miliardów dolarów w indyjskim stanie Maharashtra, gdzie wybuduje ponad 10 nowych obiektów przemysłowych, to obecnie wszystkie produkty z logo nadgryzionego jabłka są do tego kraju importowane. Mimo to, bez względu na to, czy jest to nowy iPhone SE, czy zasilacz USB-C, to Apple sprowadzając je do Indii, zamiast 29 procent płaci tylko 12,5 procent.

Indyjski rząd wprowadził kilka lat temu program „Made in India”, mający wspierać lokalną gospodarkę poprzez promowanie produktów wytworzonych w tym kraju. Jednym z działań podjętych w ramach tej inicjatywy było podwyższenie ceł importowych na smartfony z 6,5 procent do wspomnianych 12,5 procent. W tym przypadku na zmianie skorzystała firma Samsung, ponieważ w przeciwieństwie do Apple, wszystkie telefony sprzedawane w Indiach są przez nią produkowane na miejscu. W swoich indyjskich zakładach Samsung nie produkuje jednak akcesoriów. Nawet jeżeli ich sprzedaż jest na niskim poziomie ze względu na specyfikę lokalnego rynku, to obłożenie ich wyższym cłem powoduje wzrost cen, a tym samym spadek konkurencyjności względem Apple. A tego Samsung się najwyraźniej boi.

Firma z Cupertino jest z jednej strony traktowana w Indiach trochę jak „święta krowa”, a z drugiej sama nie postępuje mądrzej niż to zwierzę. W ubiegły piątek nowe produkty Apple - iPhone SE oraz 9,7-calowy iPad Pro trafiły do sklepów indyjskich resellerów. Czy Apple pobiło kolejny rekord sprzedaży? Według słów jednego z czołowych partnerów firmy na tamtejszym rynku, w Bombaju, Bengaluru i Nowym Delhi, Apple sprzedało dwa tysiące iPhone'ów. Głównym powodem tak niskiego zainteresowania tym modelem była jego cena. Firma Apple w stosunku do domagających się zmian podmiotów płaci cło o 6 procent większe za import smartfonów i o 16,5 procent mniejsze w przypadku akcesoriów. Teoretycznie, producent jest 10,5 procent na plus, jednak nie przeszkadza mu to podnieść ceny iPhone'a SE w stosunku do ceny w Stanach Zjednoczonych o 40 procent.

Na nieszczęście dla Koreańczyków i pozostałych firm, które zainwestowały w rozwój infrastruktury przemysłowej na terenie Indii, rząd tego państwa podjął sprzeczną nie tylko z programem „Made in India", ale prawdopodobnie także ze swoim interesem, decyzję faworyzowania firm takich jak Apple. Apple nie wykorzystało natomiast szansy i na swoje nieszczęście postanowiło wprowadzić iPhone'a SE w cenie nie korelującej z indyjskim rynkiem smartfonów. Szczerze mówiąc nie rozumiem tych decyzji, ale z prawdziwymi „świętymi krowami” mam tak samo.

Więcej informacji na temat firmy Apple w Indiach znajdziecie w najbliższym numerze MyApple Magazynu, do przeczytania którego już gorąco zapraszam.