Kanye West – jeden z najpopularniejszych raperów i muzyków ostatnich lat – zachęcił wczoraj obserwujące go na Twitterze osoby do założenia konta w serwisie streamingowym Tidal. Jego nowa płyta – The Life of Pablo – jest obecnie dostępna tylko za pośrednictwem tej amerykańskiej usługi, w której rozwój West jest zaangażowany również jako udziałowiec. Jeden tweet wystarczył, aby Tidal znalazł się na szczycie najpopularniejszych darmowych aplikacji w amerykańskim App Store.

Tweet rapera, którego obserwuje (teoretycznie) 18,8 miliona użytkowników, został podany dalej 15 tysięcy razy. Ciężko powiedzieć, do jakiego grona odbiorców trafił, ale z całą pewnością możemy mówić o dużych liczbach. Raper zdecydował się, podobnie jak kilka tygodni temu Rihanna, na wydanie swojego albumu w pierwszej kolejności w serwisie Tidal. Jak poinformował, płyta trafi do ogólnej sprzedaży dopiero po tygodniu i prawdopodobnie również wtedy zostanie udostępniona w innych serwisach streamingowych. Aplikacja usługi znalazła się na pierwszym miejscu amerykańskiego App Store, z którego bądź co bądź korzysta ogromna liczba użytkowników, a także w pierwszej trzydziestce najbardziej dochodowych programów (co świadczy o opłaceniu subskrybcji). Tidal zaszedł wysoko również w rankingach brytyjskiego i kanadyjskiego sklepu oraz polskiego. W przypadku naszego kraju wpływ na ten stan rzeczy ma jednak w dużej mierze nie tylko Kanye West, ale także promocja operatora Play. Co ciekawe, Tidala na próżno szukać na szczycie zestawienia amerykańskiego Google Play, a i w Polsce pozycja tej aplikacji jest znacznie niższa, niż w przypadku App Store.

Tweet Westa połączony z decyzją o udostępnieniu wyczekiwanej przez wiele osób płyty tylko w serwisie Tidal wywindował wspomnianą wyżej aplikację na szczyt rankingów App Store. Nie wiadomo, ile osób przedłuży miesięczną subskrypcję albo chociaż sięgnie po inne albumy, niż The Life of Pablo. Spoglądając na wykresy serwisu Last.FM można wszak zobaczyć, że to właśnie Kanye West jest obecnie najczęściej słuchanym muzykiem (i najczęściej piraconym, jeżeli wierzyć rankingom The Pirate Bay). Niemniej jednak akcja marketingowa okazała się udana - zarówno z perspektywy Westa jako muzyka, jak i Westa jako udziałowca Tidal.

Opisany wyżej przykład nie jest jednak jedynym, który miał wpływ na wywindowanie danej aplikacji na szczyt rankingów App Store. W połowie grudnia ubiegłego roku rząd Brazylii zablokował swoim obywatelom na 48 godzin możliwość korzystania z komunikatora Whatsapp. Efekt? Ponad 1,5 miliona nowych użytkowników założyło konto w serwisie Telegram, który oferuje podobne, a nawet bardziej zaawansowane funkcje, a ponadto uchodzi za bezpieczniejszy. Naturalnie rzecz biorąc wpłynęło to również na ilość pobrań aplikacji rosyjskiego dewelopera z brazylijskiego App Store.

Niespełna rok temu w jednym z odcinków popularnego serialu House of Cards, główny bohater – grany przez Kevina Spacey Frank Underwood – grał na swoim tablecie w grę Monument Valley. Choć produkcja już wtedy cieszyła się umiarkowaną popularnością, to 10 sekund w serialu sprawiło, że ogromna liczba fanów House of Cards sięgnęła po tytuł i gra szybko znalazła się w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych płatnych gier amerykańskiego App Store. Co ciekawe, twórcy Monument Valley nie zapłacili za tę reklamę nawet złamanego centa. To producenci serialu poprosili ich o możliwość pokazania rozgrywki, a studio USTWO przygotowało dla nich specjalną wersję swojej produkcji.

Takich przykładów, jak opisane powyżej, jest z pewnością więcej i często mogą one dotyczyć tylko lokalnych, krajowych rynków i nie odbijać się gromkim echem w mediach o zasięgu globalnym. Nie sposób również nie wspomnieć, że najlepszym sposobem na dostanie się aplikacji na pierwsze miejsce jest... stworzenie świetnego lub potrzebnego produktu. Wielu z nas z pewnością pamięta o grze Flappy Bird, w którą grała ogromna liczba osób. Żadnej reklamy, żadnego marketingu, tweeta gwiazdy, wystąpienia w serialu. Wystarczył „viral”, wzajemne polecanie, chwalenie się wynikami w serwisach społecznościowych, aby gra trafiła do ponad 50 milionów użytkowników, okupowała pierwsze miejsce w App Store w wielu krajach i przynosiła twórcy (rzekomo) 50 tysięcy dolarów przychodu dziennie. Nie sposób również nie zwrócić uwagi na aplikacje pokroju Facebook, Messenger, Snapchat czy Whatsapp, z których miliony osób korzystają do komunikacji między sobą. Tego typu programy zawsze znajdują się na wysokich miejscach rankingów, choć zjawisko to jest szczególnie widoczne pod koniec grudnia. Dlaczego właśnie wtedy? Powód jest prosty - wiele osób znajduje iPhone'a lub iPada pod choinką i w pierwszej kolejności sięga właśnie po aplikacje... nazwijmy to pierwszej potrzeby.

Warto w tym momencie zastanowić się, jaka przyszłość czeka rynek mobilny pod kątem reklamy, product placementu i wszystkich form marketingu oraz promocji. Rok temu twórcy Clash of Clans ustawili wysoko poprzeczkę, reklamując swoją grę podczas finału Super Bowl. Półminutowy spot z udziałem Liama Neesona kosztował aż 4,5 miliona dolarów. Gra cały czas znajduje się jednak wysoko w rankingach najbardziej dochodowych produkcji. Można więc wnioskować, że warto było pokusić się o taką a nie inną inwestycję. Czy w najbliższym czasie na bilboardach pojawiać będzie sporo reklam aplikacji mobilnych? Czy postaci w naszych ulubionych serialach będą grały w gry, których twórcy zawarli porozumienie finansowe z producentami? Czy gwiazdy będą polecać w serwisach społecznościowych aplikacje, które nie do końca muszą być ich ulubionymi? Tego dowiemy się pewnie szybciej, niż nam się wydaje.

Źródła: App Annie, The Verge, [2], The Guardian, Last.FM, The Pirate Bay