PowerBook Duo pierwszy super-subnotebook
Nie tak dawno wprowadzona do sprzedaży przez Apple nowa linia komputerów MacBook zrobiła spore zamieszanie. Po początkowym szoku, niedowierzaniu i niemałej ilości żartów, bo jak można sprzedawać komputer z tylko jednym „dziwnym” złączem, MacBook 12" zdobył uznanie. A czy potraficie sobie wyobrazić podobną sytuację 23 lata temu?
Pierwsze prawdziwie przenośne komputery Apple wypuścił w 1991 roku. Była to seria PowerBook. Wcześniej, bo w 1989 roku, Apple zaliczył wpadkę z Macintosh Portable, który był drogi, nieporęczny i powolny. Drugie podejście było znacznie lepsze.
Wiele osób zapragnęło przenosić swój komputerowy warsztat, ale najchętniej bez kompromisów. Choć pierwsze PowerBooki miały przyzwoitą wydajność, to jednak były ciężkie (ponad 3 kg), duże i pod wieloma względami ustępowały komputerom stacjonarnym.
I wtedy (1992 rok) powstał równie szokujący, jak obecny MacBook, jednak bardziej bezkompromisowy projekt: PowerBook Duo. Był on oparty na całkiem innych założeniach. Łączył idealnie dwa światy: lekkiego, bardzo wygodnego w przenoszeniu i wydajnego subnotebooka z kompletną maszyną stacjonarną. Osiągnięto to, eliminując wszystkie zbędne w terenie elementy komputera oraz tworząc osobną, rozbudowaną stację dokującą. Do tego idealnego połączenia nawiązywała jedna z jego kodowych nazw: BOB W (Best of Both Worlds).
Choć podobne podejście zdarzało się już w świecie PC, to nie było realizowane w tak radykalny, ale też i przemyślany sposób. Rozwiązanie Apple zdaniem wielu wyprzedzało rynek o dobre 5-10 lat i również początkowo wywołało szok.
Volvo… tam wiedzieli co dobre.
Pierwszy kontakt z kompletnym systemem PowerBook Duo miałem w 1993 roku w fabryce ciężarówek Volvo w Jelczu. Pracowałem wtedy już jako „pomocnik” resellera Apple w Printy Poland. Volvo zamawiało u nas Macintoshe do swoich pracowni. Na dwa stanowiska, i to do dość poważnych zastosowań, trafiły PowerBooki Duo 230. Zarówno pracujący przy stacjonarnych Macintoshach, jak i użytkownicy PowerBooków 160–180, patrzyli na nie z zazdrością.
Co takiego szczególnego było w „Duo”?
Otóż dwie rzeczy. Pierwszą było to, że w tej maleńkiej obudowie umieszczono szybki procesor Motorola 68030 taktowany zegarem 33 MHz (Duo 230), dodatkowo z pełną 32 bitową magistralą danych. Standardem w Macintoshach desktopowych klasy średniej był taki sam procesor, ale taktowany zegarem 16, rzadziej 32 MHz, często z magistralą o połowę wolniejszą lub okrojoną do 16–bitowej „szerokości”. W PowerBook Duo znajdował się jeszcze dysk SCSI 80–160 MB (w desktopach Apple montował najczęściej 40–80 MB) oraz pamięć wideo pozwalająca na 9 calowej, pasywnej matrycy o rozdzielczości 640x400 punkty wyświetlać 16 odcieni szarości. Pozbyto się stacji dyskietek, a jedynym portem poza złączem magistrali do stacji dokującej był RS-422 LocalTalk (sieć, drukarka). Na płycie głównej zainstalowano 4 MB 32–bitowej pamięci RAM, dzięki specjalnemu slotowi rozszerzalnej aż do 24 MB. Drugi slot wewnątrz obudowy służył do podpięcia karty modemu. W ważącym 1,9 kg komputerze zmieszczono jeszcze mikrofon i głośnik mono. Prawda, że coś Wam to przypomina? Ale sam komputer to tylko połowa sukcesu.
Fot. Rafał Konopacki
Drugą połową była stacja dokująca Duo Dock. Wyposażona została w napęd dyskietek, opcjonalnie drugi dysk twardy SCSI, koprocesor arytmetyczny oraz pamięć cache. Oczywiście znalazł się w niej komplet wyjść: monitorowe, 2 x RS-422 LocalTalk (sieć, drukarka, modem), ADB (mysz i klawiatura), SCSI (pamięci masowe, skanery), wejście i wyjście audio oraz w wersji Duo Dock II port AAUI (Ethernet). Stacja miała własną pamięć wideo pozwalającą na wyświetlenie 256 kolorów na monitorze 17" oraz dwa sloty na karty rozszerzeń NuBus. I właśnie te sloty zdecydowały o użyciu Duo w Volvo.
W zestawach dla fabryki ciężarówek stacja Duo Dock wzbogacona została w kartę wideo NuBus firmy Radius, sterującą wielkim 21" monitorem monochromatycznym - również Radius. Karta, poza sporą ilością pamięci wideo, miała sprzętowy akcelerator i w połączeniu z całkiem szybkim procesorem w PowerBook Duo czyniła z tego zestawu prawdziwą stację roboczą.
Nie tylko parametry techniczne zadecydowały o sukcesie PowerBook Duo. Został on bardzo dobrze, z typową applowską dbałością o szczegóły, zaprojektowany. Kwintesencją tego był sposób, w jaki umieszczało się komputer w stacji dokującej. Należało go lekko wsunąć w otwór, a stacja dalej sama go wciągała i „dokowała”. Dopiero po zakończeniu pracy i wyłączeniu komputera można było wyjąć komputer wciskając przycisk, co powodowało również automatyczne jego wysunięcie. Bardzo przypominało to obsługę kaset VHS w magnetowidach.
Nie każdy potrzebował pełnej i dość drogiej stacji dokującej. Oszczędniejsi mogli zaopatrzyć się w wersję mini, która dodawała tylko komplet portów i pamięć wideo dla monitora zewnętrznego. Najtańszym rozwiązaniem był adapter ze złączem dla zewnętrznej stacji dyskietek oraz portem ADB (klawiatura i mysz).
Wyprodukowano w sumie 7 modeli PowerBook Duo, a ostatnim członkiem rodziny został jedyny przedstawiciel tej serii wyposażony w procesor PowerPC: PowerBook Duo 2300c. Produkowane były w latach 1992-1997.
fot. autora
Mój własny!
Oczywiście i ja musiałem mieć własnego Duo. Jak się domyślacie, nie było to za czasów jego świetności, ale dopiero koło 1999 roku. Udało mi się wtedy zdobyć model 230 bez stacji dokującej. Duo nawet wtedy idealnie sprawdzał się w roli przenośnego komputera do pisania czy prostych prac biurowych. W terenie można było zgrywać zdjęcia z aparatu AGFA za pomocą jego jedynego złącza RS, a potem w domu tym samym portem, przez sieć LocalTalk, przegrać wszystko na komputer główny. Pamiętam, że wyposażyłem go w moduł pamięci RAM 20 MB, za który oddałem kalkulator naukowy HP 28. Duo służył mi aż do czasu, gdy kupiłem PowerBooka G3 „Wall Street”. Sprzedałem go jednemu z bardziej znanych twórców muzyki na Atari 800 XL, który również używał go do zgrywania zdjęć z aparatu cyfrowego.
Choć tęskno mi za takim rozwiązaniem jak Duo Dock, to nie widzę dla niego obecnie zastosowania. Mógłby zawierać dodatkową kartę wideo i oczywiście komplet portów, ale prawdopodobnie cena takiego zestawu przyćmiłaby jego zalety. Jedynie proste replikatory portów mogą się aktualnie przydać, a w przypadku MacBooka 12" są wręcz koniecznością.