Dlaczego nie kupię Apple Watcha. Chyba że jednak kupię…
W moim przypadku decyzja o kupnie Apple Watcha to klasyczny pojedynek serca i rozumu. Serce mi mówi - tak, tak, kup sobie kolejny gadżet, przecież chcesz tego! A rozum na to - chyba zwariowałeś!
Lubię kupować drogie sprzęty od Apple. Jestem gadżeciarzem i, jak większość miłośników elektroniki, nie uznaję kompromisów. Jak telefon, to iPhone, jak tablet, to iPad, a jak komputer, to MacBook Pro w wysokiej wersji. Zawsze gdy staję przed wyborem, czy kupić tańszy model, czy droższy, to w większości przypadków kończy się na tym droższym. Przecież ma służyć długo! Więc koszt ewentualnego zakupu rozkłada się na lata. Jednakże w tych wszystkich wymienionych przypadkach tłumaczę sobie, że skoro już wydaję na ten sprzęt majątek, to jest to uzasadnione, bo jest to sprzęt do pracy.
W przypadku natomiast gadżetów do zabawy, np. bardzo drogich słuchawek czy też jakiegoś głośnika, zasadniczo czegoś, co nie jest mi niezbędnie do życia potrzebne, to przynajmniej próbuję usprawiedliwiać to tak, że kupuję sprzęt na długie lata. Ok, wydałem dużo na te słuchawki, ale będę ich używał do 2030 roku… przynajmniej!
W tej całej układance moich sprzętów, które są mi potrzebne, a czasami wmawiam sobie, że są mi potrzebne, pojawia się Apple Watch. Pytanie, jakie rodzi się pierwsze, jest takie - do czego mi to jest potrzebne? I choćbym nie wiem jak zaklinał rzeczywistość, to wychodzi na to, że do niczego.
Powiadomienia
Rozbudowane powiadomienia? Owszem, tylko po co? Ja próbuję w swoim sposobie pracy przeprowadzić proces dokładnie odwrotny, czyli redukować liczbę otrzymywanych powiadomień. Na iPhonie regularnie robię czystkę i wyłączam powiadomienia z kolejnych aplikacji. Jeżeli tylko stwierdzę, że alert z jakiejś aplikacji kasuję bez sprawdzania około 3-4 razy z rzędu, to wchodzę do ustawień i wyłączam je na zawsze. Bo to znaczyło, że nie były mi potrzebne. W ten sposób pozostały mi aktywne powiadomienia z zaledwie kilku programów. Nie mam powiadomień nawet do Maila! Po co? Jak chcę sprawdzić pocztę, to wchodzę do aplikacji i sprawdzam. Naprawdę nie potrzebuję dokładnie w sekundzie, w której przychodzi mail, wiedzieć o tym, że on właśnie przyszedł. Nic tak przecież nie rujnuje produktywności, jak ciągłe sprawdzanie maili. Podobnie jest ze zdecydowaną większością aplikacji, które mam na iPhonie. Powiadomienia do gier? No błagam. Jedyne, co zostawiłem, to powiadomienia do programów typu OmniFocus lub Wunderlist. Cała reszta rozpraszaczy poszła pod nóż. No dobra, przyznam się, mam jedno uzależnienie, zostawiłem powiadomienia z Tweetbota. Każdy ma przecież jakąś słabość.
Sport
A może są mi potrzebne funkcje sportowe? Ależ tak, bardzo mi są potrzebne! Tylko wszystkie je realizuję za pomocą profesjonalnego sprzętu od Garmina (aktualnie model 910XT), który zakładam na trening. Apple Watch nie posiada GPS-u i żeby móc za jego pomocą zmierzyć np. trening biegowy, należy mieć przy sobie sparowanego iPhone’a. Ok, czyli jak ktoś rekreacyjnie idzie biegać raz na dwa tygodnie trzy kilometry, to owszem, może do tego użyć Apple Watcha, ale będzie on tylko przedłużeniem iPhone’a. Wszystkie funkcje sportowe, tj. pomiar dystansu i prędkości, będzie realizował iPhone, a Apple Watch będzie tylko wyświetlał określone parametry. Chcesz w weekend zaserwować sobie profesjonalny pięciogodzinny trening kolarski? Zapomnij o zabawkach od Apple i kup sobie profesjonalny sprzęt do pomiaru aktywności sportowej. Chyba że jesteś uzależniony od np. liczenia kroków, które robisz z przystanku autobusowego do domu, z kanapy do lodówki itp. Jeżeli tak, Apple Watch jest dla Ciebie. Ja nie jestem, więc dla mnie wszystkie funkcje sportowe odpadają, podobnie jak wszelki pomiar funkcji życiowych. Co tu dużo gadać, w porównaniu z profesjonalnym sprzętem do treningu, Apple Watch wydaje się być jedynie kolorową zabawką.
Komunikacja
Tego aż nie chce mi się komentować. Wysyłanie sobie kwiatków, serduszek, aktualnego pulsu? W sprzęcie za tysiące złotych? No nie, zdecydowanie nie jestem grupą docelową. Może jakbym miał dwadzieścia lat mniej i koniecznie musiałbym aktualnej wybrance serca co chwilę przypominać, jak bardzo za nią tęsknię, to kto wie, ale teraz to wywołuje u mnie co najmniej uśmiech politowania. Odpowiadanie na wysłane wiadomości tekstowe? Nie jestem aż tak zajętą osobą i aż tak dużo wiadomości nie dostaję, abym nie mógł sięgnąć w tym momencie po telefon. A może prowadzenie rozmów telefonicznych za pomocą Apple Watcha? To akurat mogłoby być fajne, poza tym, że wszyscy dookoła słyszeliby mojego rozmówcę, czego akurat może niespecjalnie bym sobie życzył. Wydaje mi się także, że z pewnością nie chcieliby tego moi rozmówcy. W końcu dzwonią do mnie, a nie do wszystkich osób, które są obecne obok mnie w biurze czy w autobusie.
Na jak długo?
Apple Watch nie jest produktem tanim, choć to oczywiście kwestia względna. Najtańsza wersja sportowa w rozmiarze 38 mm kosztuje 399 euro, a w rozmiarze 42 mm 449 euro, czyli niespełna 2000 zł. Czy wydałbym tyle na zegarek? Jak najbardziej. Tylko na jak długo to wystarczy?
Pytanie podstawowe w przypadku Apple Watcha jest następujące - jaki będzie cykl życia tego produktu? Rok, tak jak pozostałych produktów od Apple? Jeżeli tak, to nie bardzo mi się uśmiecha wydawanie co roku około 2 tysięcy złotych (albo i więcej) na zegarek. Żebyśmy się dobrze rozumieli. Nie mam problemu z wydaniem nawet zdecydowanie większej kwoty na zegarek. Wersja ze stalową kopertą i bransoletą jest świetna. Z chęcią wydałbym na nią ponad 4000 zł. Ale nie co roku! Kupno urządzenia za kilka tysięcy złotych nawet co dwa, trzy lata, czyli w takim cyklu, jak zmieniam iPhone’a na nowszy model, w przypadku zegarka wydaje mi się kompletnie niepotrzebną ekstrawagancją. Nie za te pieniądze.
A co z klientami kupującymi złotą wersję Edition? Wiem, że to są osoby, które mają trochę inne postrzeganie pieniędzy. Prawdziwe jest powiedzenie, że jeżeli pytasz, ile kosztuje Apple Watch Edition, to znaczy, że cię na niego nie stać. Wydanie przez nich nawet 18 000 euro na zegarek, to nie jest zapewne jakieś wielkie wyrzeczenie. Znakomicie rozumiem, że są osoby, które kupują bardzo drogie zegarki za kilkadziesiąt albo i za kilkaset tysięcy złotych. Wszystko w porządku, tylko kupno tak drogiego sprzętu jest często traktowane trochę jak inwestycja. Taki zegarek jest z jednej strony elementem biżuterii, podobnie jak złota kolia żony, ale także lokatą kapitału, podobnie jak złota broszka czy diamentowe kolczyki żony. Drogie, złote, szwajcarskie zegarki renomowanych firm raczej nie tracą na wartości. Wręcz przeciwnie, z czasem mogą nawet zyskiwać. Dlatego kupując taki zegarek wiele osób już wie w momencie kupna, że odziedziczą go po nich ich synowie. Kupno takiego zegarka to często element procesu gromadzenia majątku, podobnie jak kupuje się nieruchomość w dobrej okolicy czy obraz znanego malarza. Czy złoty Apple Watch, który za 3-4 lata będzie przestarzałym sprzętem, też ma szansę być taką lokatą kapitału, którą śmiało będzie można zamknąć w rodowym sejfie na lata? Nie wyobrażam sobie tego.
Jestem na nie, chyba że…
A zatem, wszystko przemawia na nie. Rozsądek każe mi zachować te około 2000 zł w portfelu. Apple Watch nie spełnia żadnej mojej realnej potrzeby, oprócz pokazywania czasu, co przecież znakomicie robi mój wysłużony zegarek, którego używam, o ile dobrze pamiętam, od ponad 10 lat. Czyli nie! Chyba że…
No właśnie, zawsze może jednak wygrać we mnie wewnętrzne chciejstwo, chęć wyróżnienia się z tłumu, wspomniany na samym początku wewnętrzny gadżeciarz. Wówczas oczywiście wszelkie wymienione wyżej racjonalne przesłanki pójdą do kosza i kto wie, może dam się jednak skusić.
Nie po raz pierwszy przecież Apple pokazuje kompletnie nowy sprzęt i próbuje nam wmówić, że jest on nam koniecznie do życia potrzebny. Jak to mawiał Steve Jobs, ludzie nie wiedzą, czego chcą, dopóki im się tego nie pokaże. Tak samo było w moim przypadku z iPadem. Też na początku pukałem się w głowę, twierdząc, że przerośnięty iPod Touch nie jest mi do niczego potrzebny. A teraz nie wyobrażam sobie, że mógłbym go nie mieć. Może tak też być z Apple Watchem. Dopuszczam taką możliwość bardzo poważnie.