Moje pierwsze „selfie”… wykonane aparatem cyfrowym od Apple
I pewnie wielu z Was zapyta: „Co w tym dziwnego?”. Otóż to, że nie chodzi mi o aparat wbudowany w iPhona, iPada czy komputer Apple.
Strona 2 z 2
Obie początkowe wersje cyfrówki Apple miały identyczny kształt i parametry. Z wyglądu bardziej przypominały lornetkę niż aparaty analogowe czy obecne kompaktowe cyfrówki. Oczywiście nie miały wyświetlacza pokazującego obraz z obiektywu i kadrowało się za pomocą wizjera. Wyświetlacz podawał jedynie informacje o ilości zdjęć, jakie możemy wykonać, aktywności lampy błyskowej, ustawionej rozdzielczości, energii w baterii czy opcji samowyzwalacza.
Obiektyw był typu „focus free”, współpracował z matrycą 0,3 Mpx [!]. Zdjęcia o rozdzielczości 640 x 480 lub 320 x 240 pikseli były zapisywane we wbudowanej na stałe pamięci EPROM o pojemności 1 MB. Pozwalało to na zrobienie 32 zdjęć w niskiej rozdzielczości lub 8 w wysokiej. Rozdzielczość można było zmieniać przed każdą fotografią. Migawka (1/30 do 1/175) i przesłona (ƒ/2.0 do ƒ/16) ustawiane były automatycznie. Zasilanie aparatu zapewniały trzy baterie AAA, które wystarczały na zrobienie kilkudziesięciu zdjęć.
QuickTake 100 i 150 różniły się w zasadzie tylko dołączonym zestawem do zdjęć „makro”. W modelu 150 był on w standardzie, a do 100 można go było dokupić. Składał się z nakładki na obiektyw, wizjer i lampę błyskową. Po założeniu pozwalał on na robienie zdjęć z odległości ~30 cm od obiektywu.
Aby zobaczyć zrobione zdjęcia, należało podłączyć QuickTake do Maka za pomocą kabla LocalTalk (RS-422). W komputerze musiało być zainstalowane oprogramowanie QuickTake wraz z rozszerzeniami, dzięki któremu podłączony aparat zgłaszał się jako dysk, co pozwalało na kopiowanie zdjęć w formacie QuickTake. Program pozwalał na przeglądanie zdjęć przed zgraniem ich na dysk i wybór formatu pliku (QuickTake, PICT, BMP, JPEG, PCX, TIFF). Dodatkową jego zaletą była możliwość sterowania aparatem podłączonym do komputera. Sam proces zgrywania zdjęć trwał chwilę (transmisja kablem szeregowym), ale nie był przesadnie długi.
Choć mogłem zrobić tylko 8 fotografii w przyzwoitej jakości, to i tak zabawa była świetna! Nie ponosiło się kosztów wywołania, a efekt można było zobaczyć bez czekania na odbitki robione w punkcie. Wiem, że teraz brzmi to dziwnie, ale wtedy takie możliwości były niespotykane. Zabawa z fotografią cyfrową nabierała dodatkowych walorów, jeśli się było szczęśliwym posiadaczem notebooka od Apple (ja miałem PowerBooka 165). Choć miał on matrycę w 16 odcieniach szarości, to umożliwiał zgranie zdjęć „w terenie”, zwolnienie pamięci w aparacie i przejrzenie ich w trybie monochromatycznym.
Nie wiem, jak to się stało, ale - jak widzicie na fotografii - wpadłem na pomysł, aby sobie samemu robić zdjęcia trzymając aparat w wyciągniętej ręce – czyli byłem pionierem cyfrowego selfie w Polsce! Nie było to łatwe, bo bez nakładki „makro” QuickTake łapał ostrość z odległości metra, co niestety trochę widać na tych zdjęciach. Jakoś z analogowym aparatem nigdy na taki pomysł nie wpadłem.
W swoim archiwum iPhoto (teraz już Zdjęcia) naliczyłem około setki fotografii zrobionych za pomocą QuickTake 150 w czerwcu i lipcu 1996 roku.
Następne zdjęcia w archiwum cyfrowym mam już z 1997 roku i są one wykonane aparatem AGFA o podobnych parametrach, też bez wyświetlacza, ale z większą pamięcią wbudowaną, bo aż z 2MB i w klasycznej obudowie kompaktowej.
Niestety często w latach 90. zeszłego wieku Apple dobrze zaczynało, ale nie potrafiło wykorzystać początkowego sukcesu swoich produktów. Tak samo było z QuickTake. Ostatni model 200 był w zasadzie wierną kopią Fuji DS-7 (tego modelu dla Apple już nie robił Kodak, lecz właśnie Fuji) i nie zachwycał tak jak poprzednicy. Już wspominałem, że Jobs po powrocie do firmy „wykończył” linię aparatów cyfrowych Apple. Jednak jakiś sentyment musiał pozostać i przejawił się pod postacią kamery Apple iSight do wideokonferencji w iChat już w 2003 roku. Następnie kamery zostały zainstalowane w iMac G5 i intelowych MacBookach, a do systemu trafiło oprogramowanie do robienia „selfie”: Photo Bootch. A potem nastały czasy fotografowania iPhonem.
Fotografia z nagłówka: Jonathan Zufi / Shrine of Apple