9 stycznia 2007 roku, podczas konferencji Macworld, Steve Jobs wyszedł na scenę jednej z sal znajdujących się w Moscone Center i powiedział widzom, że zamierza przedstawić trzy urządzenia: odtwarzacz muzyki z dotykowym ekranem, rewolucyjny telefon komórkowy oraz urządzenie służące do komunikacji w Internecie. Następnie pokazał światu dobrze znanego dziś wszystkim iPhone’a, który - jak można się było łatwo domyślić - miał z założenia zastąpić trzy wymienione wcześniej przedmioty. Dziś wiemy, jak bardzo się mylił. Po ośmiu latach istnienia na rynku iPhone zastępuje znacznie więcej urządzeń. W dużym stopniu przyczynił się do tego rozwój oprogramowania. W App Store znajduje się obecnie półtora miliona aplikacji, które sprawiają, że po ich zainstalowaniu iPhone zyskuje nowe funkcje. Nie należy zapominać także o rozwoju samego sprzętu. Czym byłby dziś iPhone bez anteny GPS, łączności 4G LTE czy wydajnych procesorów i koprocesorów. Te ostatnie są szczególnie ważne, gdy rozważamy temat iPhone’a jako urządzenia fitnessowego, bo o tym jest ten tekst.

Można pokusić się o stwierdzenie, że iPhone przyczynił się do podniesienia świadomości treningowej przeciętnego obywatela. Kto, wyłączając profesjonalnych lub półprofesjonalnych sportowców, mierzył na przykład swoje średnie tempo biegu w czasach, gdy nie istniały jeszcze smartfony? Kto liczył spalone w ciągu dnia kalorie lub kroki, które wykonał? Z pewnością była pewna grupa osób, która amatorskimi środkami próbowała zastępować narzędzia profesjonalistów i chwała im za to, ponieważ to być może dzięki nim mamy dziś to, co mamy. Na pewno nie było to wtedy ani łatwe, ani przyjemne. Dziś, kupując iPhone'a, w pakiecie otrzymujemy urządzenie, które umożliwia nam bardziej świadome podejście do treningu.

Poza tym - a może przede wszystkim - urządzenie to motywuje do ćwiczeń i zmiany pewnych nawyków. Oczywiście nie bezpośrednio. Zakup iPhone'a nie oznacza, że za dwa miesiące jego właściciel schudnie pięć kilogramów. Jednak przy właściwym podejściu i wykorzystaniu odpowiednich aplikacji, urządzenie może stać się całkiem skutecznym trenerem personalnym. Aplikacje mają niezliczone możliwości. Trudno byłoby wymienić nawet ich najbardziej istotne funkcje, dotyczące monitorowania bieżących parametrów treningu, wskazówek co do sposobu wykonywania ćwiczeń czy postępów. Wspomnijmy jednak o tych najbardziej podstawowych. Większości z nas aplikacje fitnessowe kojarzą się z monitorowaniem parametrów, takich jak prędkość, tempo, dystans, tętno (jeśli używamy monitora pracy serca), podczas biegu czy jazdy na rowerze. Są to najbardziej popularne aplikacje dotyczące najczęściej uprawianych sportów. Wystarczy zaopatrzyć się w opaskę na ramię, która pozwoli nam zabrać iPhone’a na przykład na trening biegowy, jazdę na łyżworolkach czy wycieczkę rowerową.

iphone_fitnes

W przypadku tej ostatniej nie potrzeba nawet opaski - wystarczy włożyć telefon do torby rowerowej lub do kieszeni, a po powrocie do domu z wypiekami na twarzy możemy sprawdzić nasze wyniki i - co dla wielu bardzo ważne - opublikować je w serwisach społecznościowych. Tego typu aplikacje wprowadzają element rywalizacji do naszego małego fitnessowego świata. Mało kto go nie lubi. Staramy się pobijać rekordy naszych znajomych, a to siłą rzeczy zmusza - lub raczej motywuje - nas do ruchu. Można rzec - przyjemne z pożytecznym. Druga grupa aplikacji to programy, które prowadzą nas przez trening, pokazując, jak prawidłowo wykonać dane ćwiczenia, jaką liczbę powtórzeń wykonać na określonym poziomie zaawansowania itp. Dotyczą one głównie ćwiczeń wzmacniających nasze mięśnie. Dzięki temu uniknąć możemy niepotrzebnych kontuzji bez konieczności konsultacji z fachowcem.

Przechodząc do podsumowania, iPhone to urządzenie, które w pewien sposób „sprofesjonalizowało” amatorskie podejście do sportu. Kiedyś celem było przebiegnięcie trzech kółek dookoła parku. Dziś za cel stawiamy sobie średnie tempo nie większe niż założone oraz dystans co do metrów równy półmaratonowi.

iPhone na pewno nie jest urządzeniem dla profesjonalnych sportowców, chociażby ze względu na swoje gabaryty czy niski komfort użytkowania podczas treningu. Trzeba przyznać, że smartfon z 5,5 calowym ekranem na ramieniu nie wygląda zbyt zgrabnie, jest także pewnym obciążeniem, co na pewnym poziomie ma już ogromne znaczenie. Jeśli jednak ruszamy się dla zabawy, ale chcemy robić to świadomie, to możemy śmiało korzystać z tego, co od dawna znajduje się w naszej kieszeni.

Artykuł został piewrotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 1/2015:

Pobierz MyApple Magazyn 1/2015