Do dziś pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz na własne oczy zobaczyłem w akcji Newton MessagePad 110. Było to jakoś w 1995 roku. Pracowałem wtedy w firmie będącej jednym z kilku autoryzowanych sprzedawców Apple we Wrocławiu.

Strona 2 z 2

„Newton” w wersji zaadaptowanej przez Siemensa „Newton” w wersji zaadaptowanej przez Siemensa

System i oprogramowanie „Newtona” robiły ogromne wrażenie w połowie lat 90 zeszłego wieku. Zresztą nadal kilka funkcji zadziwia. Całe środowisko było zorientowane obiektowo, a dane z różnych programów mogliśmy łączyć. Już wtedy Apple zaimplementował obsługę gestami. Co prawda nie był to „wielodotyk”, ale gesty wykonywane rysikiem na ekranie były całkiem rozbudowane. Np. aby skasować jakiś obiekt, wykonywaliśmy na nim „zygzak”, a system bardzo trafnie rozpoznawał, co chcemy skasować. Jeżeli chcieliśmy poprawić jedną literkę, to rysowaliśmy na niej prawidłową i zostawała ona zamieniona. Zaznaczanie tekstu czy innych elementów było nawet wygodniejsze niż obecnie w iOS. Po prostu przyciskaliśmy na dłużej ekran rysikiem i „grubą kreską” zakreślaliśmy tekst lub otaczaliśmy obiekt, a już zaznaczony mogliśmy przesunąć na inne miejsce czy przenieść do innej aplikacji, zmienić mu styl lub użyć w wyszukiwaniu. Przydatną opcją był tryb wyrównywania rysunków, co powodowało, że narysowany krzywo prostokąt czy trójkąt był wyrównywany, a kółka stawały się idealnie okrągłe.

W pamięci ROM - poza systemem - mieliśmy kilka aplikacji, jak wspomniany już Notes, Names, czyli baza kontaktów, Dates, a w niej kalendarz, alarmy, lista zadań, i to wszystko w kilku formach graficznych. Dodatkowo dane mogliśmy synchronizować z komputerem (PC i Mac), drukować (bezpośrednio na drukarkach zgodnych z Apple LaserWriter obsługujących PostScript), wysyłać mailem lub faksem. Te ostatnie dwie funkcje wymagały dodatkowego sprzętu. Port podczerwieni pozwalał na przekazywanie danych między „Newtonami”.

Inną zaletą cyfrowych asystentów od Apple była duża ilość dodatków i akcesoriów. Mieliśmy faks-modemy na karcie PCMCIA lub zewnętrzne podpinane pod port szeregowy, zestaw do drukowania na drukarkach z portem równoległym, stacje dokujące z ładowarką czy akumulatory. Mogliśmy też powiększyć przestrzeń na nasze dokumenty i programy za pomocą kart pamięci PCMCIA o pojemności 2 MB (miałem taką) i 4 MB. Dostępne były również modemy do sieci komórkowych (jeszcze nie GSM), zewnętrzne lub na kartach PCMCIA. Sporo było też oprogramowania tworzonego przez niezależne firmy w specjalnie stworzonym do tego celu Newton Toolkit. Bardzo ciekawie było pomyślane przechowywanie informacji. Wszystkie dane zapisywane były w obiektowym formacie zwanym „Soup”, identycznym niezależnie od programu. Dzięki temu aplikacje różnych rodzajów mogły otwierać te same pliki i się nimi wymieniać. Czyli notatki mogły być używane w książce adresowej lub w kalendarzu i uzupełniane o dane kontaktowe czy terminy.

Przed powrotem Jobsa do Apple, który drastycznie obciął asortyment produktów, aby ratować finanse i przyszłość firmy (jak wiemy skutecznie), powstało kilka generacji „Newtonów”: MessagePad, MessagePad 100, 110, 120, 130 oraz wyposażone w znacznie mocniejsze procesory: 2000 i 2100, a także dodatkowo nietypowy, bo w formie netbooka z klawiaturą, eMate 300. „Newtony” nie były produktem przynoszącym dochód firmie, bo - choć miały wielu wiernych użytkowników i były entuzjastycznie przyjęte - to z racji wysokiej ceny nie stały się produktem popularnym.

Z moim „klonem” Apple MessagePad rozstałem się dzięki PDA Palm III, któremu do „Newtona” wiele brakowało, ale spełniał swoją rolę, a dzięki niewielkim rozmiarom i niskiej cenie stał się bardzo popularny i można było do niego doinstalować obsługę polskich liter. Ale to już inna historia.

Fotografia z nagłówka oraz karty: Shrine of Apple

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 1/2015:

Pobierz MyApple Magazyn 1/2015