W końcu stycznia pozbyłem się iPada. Stwierdziłem, że nie jest mi już potrzebny i że iPhone 6 Plus z powodzeniem go zastąpi wraz z MacBookiem Air. Nie zawsze jest tak różowo.

We wtorek miałem okazję być moderatorem panelu dyskusyjnego o startupach medycznych podczas konferencji HealthCare Business Forum 2015 na warszawskiej SGH. Przy tym zadaniu niezwykle pomocny okazał się pożyczony iPad.

Trudno sobie wyobrazić abym posiłkował się w czasie dyskusji laptopem, a tym bardziej smartfonem. Trzymanie w ręku iPhone’a przez całą rozmowę wydaje mi się nad wyraz nietaktowne, natomiast iPad zamiast kartek papieru z notatkami, pytaniami i informacjami o prelegentach jest zdecydowanie przyjaźniejszy. Tablety jako takie zastosowanie stały się już normą i są niezwykle praktyczne. Szybko dostaniemy się do niezbędnych nam informacji, powiększymy tekst.

To chwilowe zapotrzebowanie na iPada zbiegło się też ze zbliżającą się majówką i moim ostatnim krótkim wyjazdem. Planowanie wyjazdu, zrodziło myśl że dobrze byłoby się zaopatrzyć w jakieś e-wydania prasy. Ich konsumpcja na 6 Plus nie wychodzi zbyt ergonomicznie, a często magazyny po prostu nie są wydawane na iPhone’a.

iPada na co dzień mi zupełnie nie brakuje. Siedząc na kanapie, leżąc w łóżku, w zależności od chwilowej potrzeby zastępuje go MacBook lub iPhone. Posiadanie urządzenia pomiędzy nimi wydaje się wtedy zupełnie bezsensowne.

Nie spodziewałem się, że tak szybko znajdę się w sytuacji, w której potrzebowałbym iPada. Mogłem go zastąpić kartkami papieru ale nie smartfonem, ani laptopem.

Daleki jestem od rychłego powrotu do trzech urządzeń. Choć przyznam się, że dziś najbliżej byłoby mi jednak do Air 2 z modułem LTE, niż wersji mini. Przede wszystkim jednak pozbywając się tabletu, myślałem o codziennych sytuacjach zapominając o tym, jak iPad doskonale sprawdza się na wakacyjnych wyjazdach czy w roli nowoczesnego notesu.