iPhone 4S – warto?
Kluczowych zmian w nowym iPhonie 4S naliczyć możemy tak naprawdę trzy, no w porywach do czterech. Pierwszą istotną jest Siri, o której już pisałem wcześniej i jest to funkcja dosyć przydatna i ciekawa, której starsze modele nie posiądą. Kolejną nowością w stosunku do starszego brata jest chip A5, który sprawia, że urządzenie jest dużo szybsze. Trzeci upgrade tyczy się oczywiście kamery i choć teza, że najlepszy aparat to ten, który zawsze masz przy sobie jest słuszna, mnie i tak zawsze wydaje się, że najlepszym aparatem jest aparat, a nie telefon komórkowy. Czwartą nowością jest zmiana projektu anteny iPhone’a. I choć pozornie nieistotna dla wielu osób, może mieć bardzo duże znaczenie. Swoją drogą ja się cały czas zastanawiam, jak tego typu antena wpływa na promieniowanie jakie jest dostarczane do naszej głowy?
To więc wszystkie nowości na jakie natkniemy się w iPhonie 4S. Reszta ma bardziej związek z iOS 5, niż samym telefonem. Czy więc warto kupować iPhone’a 4S? Ponoć zamówienia spływają do Apple ze wszystkich stron i wszelkie znaki na niebie wskazują na to, że może to być kolejny, najlepiej sprzedający się iPhone w historii firmy. Oczywiście dopóki nie pojawi się jego następca. Co więc jest takiego w tym iPhonie, że warto wydać na niego ciężko zarobione pieniądze? A może po prostu wszyscy Ci zamawiający się mylą? Albo są zwyczajnie napaleni na najnowszy sprzęt od Apple, bez względu na jego wartości użytkowe?
Dla mnie odpowiedź na pytanie jest tym istotniejsza, że właśnie kończy mi się umowa. Jestem szczęśliwym posiadaczem iPhone’a 3GS. Szczęśliwym także dlatego, że załapię się na uaktualnienie oprogramowania iOS 5. No i stawiam sobie to pytanie i głowię się nad nim. A moje głowienie jest tym poważniejsze, że na mojego wychuchanego 3GS’a już pewna osoba ostrzy sobie zęby. I powiem szczerze, że gdyby nie ten fakt, to pewnie spokojnie poczekałbym na premierę iPhone’a szóstej generacji. Tak naprawdę w moim iPhonie nic do szczęścia nie jest mi potrzebne. Moje wymagania i potrzeby w stu procentach zaspokoi uaktualnienie oprogramowania. Dodatkowo, jeśli popyt na iPhony 4S okaże się tak duży jak jest to prognozowane, to może się okazać, że nawet do końca roku będzie ciężko z jego w miarę normalną dostępnością w Polsce. To oczywiście tylko takie lekkie dywagacje, ale gdyby tak się stało to w naszym kraju na kolejnego iPhone’a wcale nie musielibyśmy czekać rok czasu, a pół roku – przy założeniu, że zostanie standardowo zaprezentowany podczas WWDC. Wobec tak naprawdę wątpliwych innowacji (a raczej zwykłej ewolucji) jakie niesie ze sobą nowy 4S i myśli, że następna generacja może być dużo bardziej innowacyjna, zwyczajnie nieco strach wyciągać grubszą kasę z portfela. Tym bardziej, że nie wymieniam telefonu co rok – nie jest mi to do szczęścia potrzebne. Wobec tego osobom, które ze swojego obecnego iPhone’a są zadowolone, radziłbym zważyć wszystkie za i przeciw i być może poczekać trochę na następną generację telefonu. Ja póki co nie jestem w 100% przekonany. W chwili obecnej decyzji jeszcze nie muszę podejmować. Będę czekał aż 4S pojawi się w Polsce i wtedy do tematu powrócę.
Ale, drodzy państwo, żeby nie było tak pięknie, to przecież w moim głównym założeniu wcale nie muszę mieć racji. To znaczy szósta generacja iPhone’a wcale nie musi być dużym skokiem naprzód. No bo i co można tu zmienić, czy dodać? Większy ekran? Rozumiem, są tacy, którzy uważają to za konieczność – ponoć wygodniej się wtedy obsługuje telefon, etc. Mnie jednak od razu przypominają się czasy Nokii typu 3650. Zawsze potrafiłem rozpoznać posiadacza tego telefonu – miał tak wypchaną kieszeń, że coś niesamowitego. Osobiście staram się telefonu w kieszeni nie nosić (nie lubię po prostu mieć wypchanych kieszeni, od tego jest torba), ale są sytuacje, że mus bierze górę nad chęciami i wtedy te pół cala robi kolosalną różnicę. Ani usiąść się normalnie nie da, a z kolei przy chodzeniu telefon potrafi mocno dać się we znaki. Pozornie banał, a jednak może niesamowicie irytować. Dlatego wydaje mi się, że wolałbym nie mieć większego telefonu niż obecne iPhony. Może jestem w błędzie, ale nie widziałem jeszcze czterocalowej komórki, która nie byłaby zbyt przerośnięta. Patrzę na taki telefon i myślę „wielkolud”. Jak słusznie też zwrócono uwagę, do niedawna ludzie krzyczeli, że chcą mniejszego iPhone’a. Teraz z kolei chcą większego. I weź tu projektancie miej rozum i dogódź wszystkim… Wracając do tematu – co jeszcze można zmienić w kolejnym iPhonie? Dodać więcej ramu? Zamontować kartę graficzną? Dołożyć megapikseli do aparatu? Nie przychodzi mi na chwilę obecną nic mądrego. Nic co dla mnie, użytkownika komórki w Polsce, mogłoby mieć większy wpływ. Może więc być i tak, że za rok nowy iPhone nie zostanie zaprezentowany podczas WWDC. Ba, on może nie zostać zaprezentowany nawet w październiku, lecz dopiero np. w grudniu czy styczniu roku kolejnego. Wcale nie jest to głupia myśl, zwłaszcza biorąc pod uwagę jak Apple ładnie rozegrało teraz sprzedaż iPhone’ów. Tak naprawdę, choć nazwa praktycznie identyczna, do dyspozycji będziemy mieli aż trzy różne modele. Takiej sytuacji jeszcze nie było. Entry level, czyli iPhone 3GS. Model standard – iPhone 4. No i top nowość, iPhone 4S, dla wszystkich tych, którzy… no właśnie. Chcą 8 mega pixeli w aparacie? Siri? Szybszy model od poprzednika? 64gb pojemności? Wydaje mi się jednak, że taki line-up produktów może trochę na rynku porządzić.
Wobec tego, słowem podsumowania. Jeśli masz starszego iPhone’a (pierwszej generacji, 3G lub 3GS) i teraz akurat musisz wymienić telefon, to ze względu na fakt dłuższego wspierania uaktualnień oprogramowania dla modelu 4S, ja wybrałbym właśnie ten model. Zobaczymy jak będzie z cenami w naszym kraju, ale jednak w chwili obecnej zakup 4S’a jest wyborem bardziej długodystansowym od zakupu czwórki. Za dwa lata może się okazać, że Apple powie „bye bye” uaktualnieniom dla iPhone’a 4, natomiast 4S otrzyma nową duszę, dzięki kolejnej generacji iOS’a. Dokładnie tak jak ma to miejsce teraz w przypadku iPhone’a 3 oraz 3GS. Jeśli posiadasz iPhone’a 3GS i niczego Ci w nim nie brakuje, to spokojnie poczekaj. A nuż się opłaci. A nawet jeśli kolejna generacja telefonu nie będzie przełomem, to 4S na pewno będzie tańszy za rok niż w chwili obecnej. Jeśli masz iPhone’a 4 i chcesz wymienić go na 4S, to ten tekst do niczego Ci się nie przyda. I tak już się napaliłeś i nie jest Ci szkoda nawet grosika, a choćby żona goniła Cię z wałkiem po całym domu to zdania nie zmienisz ; ) No ewentualnie po zakupie 4S’a możesz dać swoją „starą” czwórkę żonie i przekonać ją, że dzięki iMessage będziecie mogli non stop być w kontakcie, dodatkowo dzięki Face Time będzie Cię mogła sprawdzić czy w biurze nie świntuszysz z sekretarką. Natomiast dzięki Find my friends prześledzi dokładnie Twoją drogę z pracy do domu. Straszne, nie?
Aktualizacja: Na iLounge opublikowano ciekawą recenzję nowego iPhone’a. Cóż, wychodzi na to, że problem baterii w 4Sie jest dużo poważniejszy niż zakładałem na początku. Widocznie literka S wcale nie jest skrótem od słowa speed, czy shutter, jak niektórzy sugerowali. Ona jest skrótem od słowa ssie… bateria ssie, konkretnie rzecz ujmując.