Muszę przyznać, że w ostatnich latach premiery nowego iPhone'a wywołują u mnie ekscytację. Ktoś mógłby powiedzieć, że nietrudno wzbudzić ekscytację u fana marki. Prawda jest taka, że smartfony oferujące wcale nie najgorsze parametry spowszedniały na tyle, że na kolejne premiery nie czeka się już z wypiekami na twarzy.

Nie ukrywam, że premiery kolejnych modeli po iPhonie X wywoływały u mnie co najwyżej wzruszenie ramion. Owszem, iPhone 11 przyniósł zmianę designu, który niezmieniony utrzymał się w iPhone'ach 12 i 13 (wliczając modele Pro), w międzyczasie pojawiło się złącze MagSafe (nie przeczę, przydatne), a nawet iPhone mini, który nie wzbudził większego zainteresowania. Moim zdaniem drgnęło coś dopiero wraz z premierą ubiegłorocznych modeli – iPhone'a 14 Pro i 14 Pro Max. Zmiany nie były rewolucyjne, ale moją ciekawość wzbudziła dynamiczna wyspa, czyli bardzo, moim zdaniem, kreatywne podejście do interfejsu użytkownika, który zarazem ukrywa wycięcia w ekranie na kamerę FaceTime i czujnik Face ID. Dodam, że był to jeden z powodów, dla których ostatecznie zdecydowałem się go kupić. Wrześniowa prezentacja iPhone'a 15 Pro Max wywołała u mnie więcej niż jedno westchnienie zachwytu, a ostatni tydzień testów tego smartfona tylko mnie w tym zachwycie utwierdził, i wszystko to dzięki kolejnym zmianom zdecydowanie bardziej ewolucyjnym niż rewolucyjnym.

To co na zewnątrz

To co pierwsze rzuca się w oczy po wyjęciu iPhone'a 15 Pro Max z pudełka i wzięciu go do ręki, to jego lekkość. Od razu ma się też wrażenie, że jest on nieco mniejszy od ubiegłorocznego modelu. Wszystko to za sprawą tytanu, z którego wykonana jest obudowa. Metal ten jest bardzo mocny i wytrzymały wobec różnych czynników zewnętrznych, ale i zdecydowanie lżejszy od stali czy aluminium. Różnice w wadze i wygodzie obsługi jedną ręką pomiędzy iPhone'em 15 Pro Max i 14 Pro Max na korzyść tego pierwszego czuje się, trzymając każde z urządzeń w dłoniach. Tytanowa ramka ma przy tym zdecydowanie ładniejszą satynową fakturę, jest też przyjemniejsza w dotyku.

Drugą cechą, która rzuca się w oczy po uruchomieniu urządzenia, są nieco cieńsze ramki ekranu. To niby szczegół, ale ma to związek z wyraźnie mniejszą bryłą urządzenia i większą wygodą obsługi iPhone'a 15 Pro Max jedną ręką, a dokładnie kciukiem. Sam ekran wraz z charakterystyczną dynamiczną wyspą maskującą wycięcia na przednią kamerę i skaner Face ID nie zmienił się względem poprzedniego modelu (14 Pro Max). Dalej 6,7-calowy ekran ProMotion ma jasność 1600 nitów ze szczytową wartością na poziomie 2000 nitów przy korzystaniu z urządzenia na powietrzu w ostrym słońcu. Dalej też oferuje odświeżanie na poziomie 120 Hz oraz 1 Hz przy zablokowanym urządzeniu.

Sam ekran sprawdza się znakomicie zarówno w korzystaniu z różnych funkcji systemu, jak i robieniu zdjęć, czytaniu (także na powietrzu), kręceniu i oglądaniu filmów czy graniu w gry. Na moje oko nie ma tutaj zmian względem poprzedniego modelu. Tyczy się to także działania dynamicznej wyspy. Rozwiązanie to wciąż wzbudza mój zachwyt, choć od jego wprowadzenia minął już rok.

Przycisk czynności

Kolejną, przykuwającą uwagę zmianą jest zastąpienie przełącznika wyciszania przyciskiem czynności, któremu w ustawieniach można przypisać różne działania, od przełączania w tryb cichy czy tryb skupienia, przez aktywowanie aparatu fotograficznego (tylnego lub przedniego), latarki czy lupy, po aktywowanie funkcji dostępności lub wybranego skrótu. Moim zdaniem przycisk czynności sprawdza się zdecydowanie lepiej niż przełącznik znany ze wszystkich starszych modeli iPhone'ów (włącznie z tym pierwszym). Zdarzało mi się go przypadkowo przełączać, a jak dotąd nie udało mi się przypadkowo przełączyć iPhone'a 15 Pro w tryb cichy. Brakuje mi jednak możliwości przypisania przynajmniej dwóch lub trzech funkcji do gestów, np. podwójnego i potrójnego przyciśnięcia, obok tego obecnego, czyli dłuższego przytrzymania wspomnianego przycisku. W ten sposób można by do niego przypisać nie jedną, a dwie lub nawet trzy różne czynności. Mam nadzieję, że coś takiego pojawi się w kolejnych wersjach iOS.

USB-C

Kolejną zmianą widoczną z zewnątrz, o której media trąbiły już na długo przed premierą, jest port USB-C zamiast wysłużonego już portu Lightning. Niezależnie od tego, czy decyzja o zmianie była podyktowana naciskami Unii Europejskiej, czy nie, to czekałem na nią od lat. Port Lightning był oczywiście zdecydowanie wygodniejszy od starego szerokiego gniazda, które pierwsze iPhone'y i iPady przejęły od iPodów. Mimo wszystko jednak Lightning był portem, który w porównaniu z USB-C wprowadzonym wcześniej w iPadach Pro zwyczajnie przegrywał. Port USB-C w iPadzie Pro czynił to urządzenie wszechstronnym komputerem, podczas gdy port Lightning w iPhone'ach stawał się coraz większym ograniczeniem. Teraz iPhone'a 15 Pro Max, jak i wszystkie najnowsze iPhone'y 15, można ładować tym samym kablem, którym ładuję mojego iPada Pro czy nawet MacBooka Pro (choć akurat do ładowania tego komputera używam kabla MagSafe). Poza tym – sami pewnie wiecie jak to jest – kabli USB-C mam zdecydowanie więcej niż kabli Lightning. Co więcej, po tygodniu korzystania z iPhone'a 15 Pro Max w samochodzie zauważam, że gniazdo USB-C sprawuje się wyraźnie lepiej niż Lightning. Jest bardziej stabilne, co w przypadku CarPlay po kablu ma naprawdę duże znaczenie.

Na tym nie koniec, dzięki portowi USB-C mogę do iPhone'a podłączyć np. wydajny dysk SSD (port USB-C w iPhonie obsługuje bowiem standard USB 3 i pozwala na przesyłanie danych z prędkością 10 Gbps) czy wykorzystać iPhone'a 15 Pro Max do ładowania etui najnowszych słuchawek AirPods Pro 2, które także zyskało port USB-C. Możliwości wydają się nieograniczone. Na pewno będę o nich pisał w kolejnych miesiącach.

Aparat

Wśród największych nowości wprowadzonych w iPhonie 15 Pro Max, które wzbudziły moje uznanie i zachwyt, są te dotyczące aparatu. iPhone 15 Pro Max jest pod wieloma względami po prostu świetną kamerą i aparatem fotograficznym. To, o czym od razu chce się napisać, to pięciokrotny zoom optyczny. Sprawuje się on genialnie, a zdjęcia robione przy pięciokrotnym przybliżeniu są ostre i nasycone. Różnica między trzykrotnym i pięciokrotnym przybliżeniem jest ogromna. Wspomnę, że iPhone 15 Pro Max to pierwszy smartfon – z tych, które testowałem – potrafiący zrobić zdjęcie księżyca z widocznym dość wyraźnie ukształtowaniem jego powierzchni. Nie jest to oczywiście poziom nadający się do robienia profesjonalnych czy półprofesjonalnych zdjęć kosmosu czy samego Księżyca, ale robiąc wieczorne zdjęcie jakiegoś widoku ze wschodzącym nad horyzontem Księżycem właśnie możecie być pewni, że to ciało niebieskie nie będzie wyglądać jak uliczna latarnia albo biała czy żółta plama, a będzie to Księżyc z widocznymi większymi kraterami. Przy powiększeniu takiego zdjęcia zobaczycie elementy i formy, które trudno zobaczyć gołym okiem. Wszystko to bez uciekania się do sztuczek z nakładaniem przygotowanego wcześniej obrazu Księżyca przez sztuczną inteligencję na obraz z kamery, które spotkać było można już kilka lat temu w smartfonach konkurencyjnych marek.

Na tym nie koniec, przy jednokrotnym przybliżeniu do wyboru mamy trzy opcje: 24, 28 i 35 mm, by zmienić tryb wystarczy stuknąć w przycisk 1x.

Wspomnieć jeszcze wypada, że fotografując obiekty czy ludzi w trybie standardowym, można później większość zdjęć zamienić w portretowe z różnym punktem ostrzenia. Działa to całkiem nieźle, choć nie zawsze. Jest też tryb zdjęć makro, który aktywuje się automatycznie przy wykryciu niewielkiej odległości od obiektywu do fotografowanego obiektu.

iPhone 15 Pro Max wyposażony jest w 48-megapikselową główną matrycę. Standardowe zdjęcia robione są z rozdzielczością 24 megapikseli. Dostępne są także 48-megapikselowe HEIF i ProRAW.

Phone 15 Pro Max dzięki portowi USB-C pozwala na szybkie zapisywanie wideo ProRes w rozdzielczości 4K i 60 klatkach na sekundę na zewnętrznych dyskach, co dla korzystających z iPhone'ów przy nagrywaniu filmów czy teledysków ma duże znaczenie.

Pod niniejszymi linkami znajdziecie krótkie filmy nagrane iPhone'em 15 Pro Max w trakcie redakcyjnych testów:

Nagranie 1080p, przybliżenie x5

Nagranie 4K, 60 klatek na sekundę, przybliżenie x5

Nagranie 4K, 60 klatek na sekundę

Galeria

Wydajność

Duże wrażenie robi na mnie wydajność iPhone'a 15 Pro Max. Urządzenie wyposażone jest w procesor A17 wykonany w technologii 3 nm. Apple deklaruje, że centralny procesor jest o 10% szybszy od poprzednika, a silnik Neural Engine dwukrotnie szybszy. A17 wyposażony jest także w 6-rdzeniowy układ graficzny wspierający Ray Tracing, co zapewnia realistyczne efekty świetlne w grach. Miałem okazję spróbować kilku gier wykorzystujących tę technologię (m.in. demo Resident Evil Village – gry, która będzie dostępna w App Store w najbliższych tygodniach) i wrażenia z nich były naprawdę niesamowite. Jeśli tylko producenci gier się postarają, to iPhone 15 Pro Max może okazać się najlepszą mobilną konsolą na rynku. Gram ostatnio na tym iPhonie w Diablo, które wygląda genialnie.

Spotkałem się z dość częstymi opiniami o przesadnym nagrzewaniu się iPhone'ów 15 Pro i 15 Pro Max. Nie zauważyłem tego w moim egzemplarzu. Dowiedziałem się jednak, że sprawa związana jest z optymalizacją i dotyczy tak naprawdę kilku aplikacji (podobno Uber, Instagram oraz gra Asphalt 9: Legends). Podejrzewam, że w najbliższych dniach Apple wypuści odpowiednią aktualizację, która rozwiąże ten problem.

Bateria

Jestem także pod wrażeniem wydajności baterii w iPhonie 15 Pro Max. Apple deklaruje, że pozwala ona na 29 godzin odtwarzania wideo. W praktyce przy bardzo intensywnym korzystaniu z urządzenia energii w baterii wystarczało na cały dzień pracy, nawet przy intensywnym fotografowaniu czy nagrywaniu filmów.

Bardzo udana ewolucja

Apple przygotowało kolejnego świetnego iPhone'a, który nie jest może rewolucyjny względem poprzednich modeli, ale wprowadzone w nim ewolucyjne zmiany są na tyle duże, że – przynajmniej u mnie – wzbudzają zachwyt i doceni je chyba każdy użytkownik. Ja na pewno je doceniam.

Zdjęcia: Apple, własne

Artykuł ukazał się w MyApple Magazynie nr 4/2023

Pobierz MyApple Magazyn nr 4/2023