Usługi Apple Arcade i Apple TV+ wystartowały w 2019 roku w odstępie niespełna dwóch miesięcy. Początkowo ta pierwsza prezentowała się naprawdę zachęcająco, podczas gdy druga zapowiadała się na niewypał. Dziś sytuacja wygląda jednak zupełnie odwrotnie.

Apple Arcade w momencie startu mogło pochwalić się dużym katalogiem gier i atrakcyjną (zwłaszcza jak na Apple) ceną, a udana kampania promocyjna sprawiła, że o usłudze tej pisano wszędzie, często przedstawiając ją wręcz jako panaceum na wszelkie bolączki branży gier mobilnych. Apple TV+ wystartowało natomiast oferując garstkę seriali, a promocja tej usługi była tak słaba, że większość użytkowników nie była nią zainteresowana, nawet gdy Apple wciskało im ją za darmo. Na domiar złego już kilka miesięcy po starcie Apple TV+ musiało zmierzyć się z pandemią COVID-19, która skutecznie spowolniła prace nad powiększaniem katalogu, jeszcze bardziej utrudniając tym samym przyciąganie widzów.

Jak więc doszliśmy do tego, że po kilku latach Apple TV+ zaczyna prezentować się naprawdę dobrze, podczas gdy Apple Arcade sprawia wrażenie nieudanego projektu idącego do przodu już jedynie siłą rozpędu? Moim skromnym zdaniem zaważyły tu dość odmienne strategie i wizje rozwoju obu tych usług. Przyjrzyjmy się więc kluczowym różnicom między nimi.

Liczy się prestiż…

Apple jest bardzo skryte, jeśli chodzi o dane dotyczące oglądalności Apple TV+. Ben Stiller zdradził w jednym z wywiadów, że nawet producenci seriali z katalogu tej usługi nie wiedzą chociażby w przybliżeniu, ile osób ogląda efekty ich pracy. Ze szczątkowych danych udostępnianych przez Apple i badań niezależnych analityków wynika jednak jasno, że Apple TV+ zalicza największe skoki oglądalności zawsze wtedy, gdy w katalogu tej usługi ląduje głośna hollywoodzka produkcja ze znanymi nazwiskami lub gdy jakiś film dostanie prestiżową nagrodę. Nie jest to zresztą coś zaskakującego, lecz dowód na to, że wszystko idzie zgodnie z planem. Już na długo przed startem Apple TV+ w kuluarach mówiło się bowiem, że Apple ma oscarowe ambicje i chce, by ta usługa kojarzyła się widzom z prestiżowymi produkcjami. Cel ten udało się zresztą zrealizować (przynajmniej częściowo) zaskakująco szybko, bo już nieco ponad dwa lata po starcie Apple TV+ mogło pochwalić się pierwszymi trzema Oscarami, zdobytymi przez film „CODA”, zapisując się w historii jako pierwszy serwis streamingowy, którego film został nagrodzony najważniejszą statuetką.

Strategia stosowana w przypadku Apple Arcade wyglądała jednak zgoła odmiennie. Apple od samego początku istnienia tej usługi nie przejawiało zainteresowania publikowaniem w niej gier klasy AAA, które mogłyby spróbować rywalizować z najgłośniejszymi produkcjami z konsol i PC. Oficjalnie tłumaczono to chęcią promowania małych, niezależnych twórców, jednak było widać dość wyraźnie, że Apple po prostu nie czuło się na siłach, by konkurować z gigantami rynku (co potwierdziły dramatyczne próby zablokowania Xbox Cloud Gaming na iOS) i wybrało (w swoim mniemaniu) prostszą i bezpieczniejszą niszę. Efekt tej decyzji jest taki, że Apple Arcade w ciągu niemal czterech lat swego istnienia nie doczekało się ani jednej dużej (ani chociażby średniej), głośnej gry, która wzbudziłaby powszechne zainteresowanie odbiorców. Nie twierdzę oczywiście, że w katalogu tej usługi nie znajdziemy żadnej wartej uwagi produkcji - jest ich nawet kilka, ale żadna z nich nie jest wystarczająca, by przyciągnąć tłumy. Wszystko to sprawia, że trudno nie odnieść wrażenia, iż w tym przypadku Apple w zupełnie niecharakterystyczny dla siebie sposób zdecydowało się postawić na ilość, zamiast na jakość (z tą ilością zresztą też nie do końca im wyszło, ale o tym za chwilę).

…i zaangażowanie

Zarówno Apple TV+, jak i Apple Arcade początkowo opierały się wyłącznie na treściach tworzonych przez zewnętrzne firmy. Było to rzecz jasna zrozumiałe - Apple nie miało doświadczenia w żadnej z tych dziedzin, więc trudno było oczekiwać, że zacznie od razu samo produkować filmy, seriale i gry. W przypadku Apple TV+ od samego początku widać było jednak, że Apple jest zainteresowane zaangażowaniem się bezpośrednio w proces twórczy (po sieci krążyły nawet plotki, według których Tim Cook osobiście wizytował plany zdjęciowe i przekazywał ekipom filmowym notatki ze swoimi uwagami i pomysłami). Niedługo po starcie usługi założona została wytwórnia Apple Studios, która braki w doświadczeniu nadrabiała zasobnością portfela. W ten sposób szybko przyciągnęła do współpracy takich weteranów branży filmowej jak Martin Scorsese i Ridley Scott. W chwili, gdy piszę te słowa, Apple Studios ma już na swoim koncie kilkanaście filmów i seriali i ponad trzydzieści kolejnych projektów znajdujących się obecnie w produkcji. To rzecz jasna wciąż zdecydowanie za mało, by można było mówić o uniezależnieniu Apple TV+ od zewnętrznych treści. Niemniej jednak możliwość produkowania własnych filmów i seriali drastycznie zwiększa szanse Apple na zbudowanie katalogu, który przyciągnie widzów i będzie mógł w przyszłości konkurować z dużymi serwisami VOD (choć nie ma co się oszukiwać, do tego jeszcze daleka droga).

Przyznam szczerzę, że trudno mi odgadnąć, dlaczego Apple nie zdecydowało się na podobny manewr w przypadku Apple Arcade. Założenie własnego studia deweloperskiego lub chociaż kupienie jakiegoś już istniejącego (na co Apple bez wątpienia mogłoby sobie pozwolić) wydaje się być naturalnym kolejnym krokiem po otworzeniu usługi z grami na abonament (wielu powiedziałoby nawet, że jeszcze rozsądniej byłoby zrobić to przed jej uruchomieniem). Osobiście podejrzewam, że Apple po prostu liczyło na to, że deweloperzy będą tak chętnie zabiegać o współpracę, że katalog Apple Arcade będzie właściwie rozwijać się sam bez żadnego wysiłku. Kiedy jednak tak się nie stało (o czym szerzej za chwilę), firma uznała zapewne, że próby ratowania sytuacji poprzez otwieranie swojego studia będą po prostu nieopłacalne.

Inwestycja długoterminowa vs. szybki zysk

Podejście do kwestii opłacalności poszczególnych przedsięwzięć jest zresztą moim skromnym zdaniem kluczowym elementem różniącym sposób, w jaki Apple zarządza Apple TV+ i Apple Arcade. W przypadku tej pierwszej usługi widać wyraźnie, iż firma traktuje ją jak długoterminową inwestycję. Apple od samego początku ochoczo przeznaczało ogromne kwoty na produkcję filmów i seriali, które w zasadzie nie miały szans szybko na siebie zarobić, lecz stanowiły pierwsze cegiełki w powolnym procesie budowania atrakcyjnego katalogu. Ponad trzy lata później podejście to w zasadzie nie uległo zmianie, a wręcz odnoszę wrażenie, że Apple jeszcze chętniej inwestuje teraz w bardziej ryzykowne projekty. Warto też zwrócić uwagę, że Apple bardzo rzadko przedwcześnie anuluje seriale z Apple TV+, a czasami wręcz przeciwnie - zamawia kolejne sezony w ciemno, jeszcze przed premierą poprzednich. O tym, czy taka strategia się opłaci, przekonamy się dopiero w przyszłości. Na razie wygląda jednak na to, że wychodzi ona Apple TV+ na zdrowie.

W przypadku Apple Arcade sytuacja początkowo wydawała się wyglądać podobnie, a nawet lepiej. By zbudować startowy katalog tej usługi, Apple sfinansowało produkcję całkiem pokaźnej kolekcji gier, pochodzących głównie od małych, niezależnych deweloperów. Fakt ten mocno wykorzystywano zresztą w promowaniu Apple Arcade, przedstawiając tę usługę jako swego rodzaju azyl dla pomysłowych twórców spoza mainstreamu, w którym dzięki wsparciu Apple będą mogli realizować swoje ambitne, nietuzinkowe projekty, nie przejmując się takimi przyziemnymi kwestiami jak reklama czy monetyzacja. I rzeczywiście, choć – jak już wcześniej wspominałem – Apple Arcade nie mogło pochwalić się głośnymi grami klasy AAA, to jednak wiele pozycji z katalogu startowego miało dość wyrazisty charakter, który pozytywnie wpływał na wizerunek usługi.

Niestety, czar prysł po zaledwie kilku miesiącach, gdy okazało się, że gry z Apple Arcade nie generują oczekiwanych przez firmę wyników. Szybko podjęto wtedy decyzję o anulowaniu części z już powstających projektów i zmianie priorytetów. Według nowych wytycznych deweloperzy mieli zrezygnować z tworzenia „jednorazowych” gier mających wyraźny początek i koniec, zamiast tego skupiając się na produkcjach z powtarzalną, „zapętloną” i uzależniającą rozgrywką, mających skłaniać gracza do spędzania z nimi jak najwięcej czasu. Apple uznało bowiem, że nie warto inwestować w ambitniejsze fabularne produkcje, takie jak przygodówki czy RPG, skoro proste gry pokroju poczciwego pasjansa są łatwiejsze i tańsze w produkcji, a potrafią przykuć gracza do ekranu na dłużej. Firma dała wtedy wyraźnie do zrozumienia, że Apple Arcade nie jest długoterminową inwestycją, której elementem jest powolne i konsekwentne budowanie marki, lecz przedsięwzięciem nastawionym na zysk tu i teraz.

Na efekty wspomnianych zmian nie trzeba było czekać zbyt długo. Wielu spośród co ciekawszych deweloperów, którzy pomogli w stworzeniu startowego katalogu Apple Arcade, zakończyło współpracę z Apple (niektórzy, jak Snowman i ustwo, przeszli później do Netfliksa). Deweloperzy specjalizujący się w tworzeniu prostych, uzależniających gierek, na których tak zależało Apple, nie garnęli się zaś do zajęcia ich miejsca, gdyż mogli zarobić znacznie więcej w App Store, wykorzystując znane i sprawdzone mechanizmy mikropłatności. W efekcie tempo dodawania nowych produkcji drastycznie spadło, a ich jakość wyraźnie się obniżyła. W pewnym momencie doszło do tego, że aby zapewnić stały dopływ gier, Apple musiało zrezygnować z ambitnego planu opierania całej usługi na ekskluzywnych nowościach i zaczęło publikować w Apple Arcade starsze tytuły, które były już wcześniej dostępne w App Store i na innych platformach. Był to chyba jeden z najlepszych ruchów od startu tej usługi, i zapewne to właśnie dzięki tej zmianie jest ona dziś w stanie w ogóle nadal utrzymywać przy sobie graczy.

Podsumowanie

Apple Arcade miało potencjał, by stać się czymś naprawdę fajnym, jednak został on niestety zmarnowany. Na szczęście kondycja tej usługi nie jest jeszcze aż tak zła, by nie dało się jej naprawić. W chwili, gdy piszę te słowa, od tegorocznej edycji WWDC dzieli nas już tylko kilka dni. Gdzieś we mnie tli się iskierka nadziei na to, że Apple w trakcie konferencji zapowie jakieś zmiany w Apple Arcade, które zdezaktualizują przynajmniej część powyższego tekstu i tchną w tę usługę nowe życie. Szanse na to są raczej niewielkie, ale jeśli tak się stanie, mam nadzieję, że Apple tym razem wykaże się większą cierpliwością i zaangażowaniem. Po Apple TV+ widać wyraźnie, że to pomaga.