Test słuchawek bezprzewodowych Bowers & Wilkins Px7 S2
Od premiery genialnych, jeśli chodzi o brzmienie i design, słuchawek Bowers & Wilkins Px7 minęły już niemal trzy lata. Brytyjski producent nie zasypia gruszek w popiele i stara się uczynić jeszcze doskonalszym to, co doskonałe. Czy to w ogóle możliwe? Takie pytanie zadałem sobie, kiedy dotarły do mnie słuchawki Bowers & Wilkins Px7 S2.
Zmiany w nowszym modelu widoczne są już na pierwszy rzut oka, choć oczywiście trudno pomylić słuchawki Bowers & Wilkins z produktem innej marki. Nowa wersja Px7 oznaczona jako S2 jest nieznacznie smuklejsza i lżejsza od modelu sprzed trzech lat. To, co rzuca się też w oczy, to zmieniona forma samych muszli. Teraz ich górna aluminiowa powierzchnia nieco wystaje nad pokrytą tkaniną zaokrąglone i schodzące do krawędzi boki.
Na krawędzi prawej muszli znalazł się przycisk włączania słuchawek i ich parowania oraz trzy przyciski sterowania odtwarzaniem: dwa do regulacji głośności i jeden do wstrzymywania, wznawiania odtwarzania, przeskakiwania pomiędzy utworami czy odbierania połączeń – wszystko to za pomocą gestów złożonych z kilku przyciśnięć. Na tej samej krawędzi poniżej wspomnianych przycisków znalazło się gniazdo USB-C, które służy nie tylko do ładowania słuchawek, ale i do podłączenia ich za pomocą kabla do źródła dźwięku. W etui dołączonym do słuchawek znaleźć można taki właśnie kabel mini-jack - USB-C. Jest też standardowy kabel USB-C służący właśnie do ładowania. Na krawędzi lewej muszli znalazł się programowalny przycisk, który domyślnie służy do przełączania się pomiędzy trybami pracy systemu redukcji szumów: ANC, funkcja Pass Through oraz wyłączenie tego systemu. W dedykowanej aplikacji Bowers & Wilkins Music można przypisać do niego aktywowanie asystenta głosowego.
Każda słuchawka wyposażona jest w poduszki z pianki zapamiętującej kształty obszyte stylową ekologiczną skórą. Muszle bardzo dobrze izolują słuchacza od dźwięków otoczenia (pasywne tłumienie) i świetnie leżą wokół uszu. Co ważne, długotrwałe odsłuchy nie skutkowały przesadnym poceniem się uszu, a pianki – zarówno te na muszlach, jak i ta na pałąku (także obszyta ekologiczną skórą) – po około godzinie zapamiętały kształt mojej głowy.
Wspomnę jeszcze, że słuchawki Bowers & Wilkins dostępne są w trzech wariantach kolorystycznych: czarnym (który testowałem), niebieskim i szarym.
Zanim zacząłem intensywnie testować je pod kątem brzmienia, sprawdziłem, jak działa aktywna redukcja hałasu. Muszę przyznać, że bardzo pozytywnie zaskoczył mnie stopień tłumienia dźwięków otoczenia, a u mnie ze względu na upały jest dość głośno – chodzą dwa niewielkie wodne klimatyzatory, w drugim pokoju zwykły wentylator, do tego dodać inne szumy i hałasy generowane przez urządzenia domowe czy ruch uliczny za oknem. Gdy założyłem na głowę słuchawki Bowers & Wilkins Px7 S2 i uruchomiłem aktywną redukcję hałasu, znalazłem się w ciszy. To zasługa zarówno bardzo dobrego ANC, jak i pasywnego tłumienia poduszek na muszlach. Producent deklaruje, że słuchawki z włączonym ANC potrafią grać na jednym ładowaniu do 30 godzin. Faktycznie tak jest. Ja ładowałem je średnio co 7 - 8 dni. Co więcej, wystarczy tylko 15 minut ładowania, by słuchawki działały przez kolejne siedem godzin.
Parowanie słuchawek ze źródłem dźwięku jest bezproblemowe, warto też zainstalować dedykowaną aplikację Bowers & Wilkins Music. W niej możemy sprawdzić stopień naładowania baterii, wybrać tryb pracy ANC, zmienić ustawienia equalizera (domyślnie wszystko jest ustawione neutralnie na 0), sparować drugie urządzenie, z którym będą łączyć się słuchawki (mogą łączyć się maksymalnie z dwoma urządzeniami) i ustawić priorytet połączeń. W aplikacji można także włączyć lub wyłączyć wykrywanie zdjęcia słuchawek z głowy i przejść w tryb czuwania (Stand By) po 15 minutach nieaktywności.
Te wszystkie zalety, design, wygoda i bardzo dobre ANC nie są jednak najważniejsze. Najważniejsze jest brzmienie, a słuchawki Bowers & Wilkins grają naprawdę genialnie. To, co przede wszystkim robi wrażenie, to bardzo szczegółowy, a zarazem mięsisty i plastyczny środek z zachowaniem wyraźnej separacji poszczególnych instrumentów. Nawet gdy tych grających właśnie środkiem jest dużo (jak to ma miejsce np. w rocku, metalu progresywnym). Basy są także plastyczne i dynamiczne, zapewniając solidną podstawę. Wszystko to zwieńczone jest delikatnie zarysowanym górnym pasmem. Słuchawki te generują także niezwykle szeroką scenę (oczywiście jeśli producent muzyki znał się na swoim fachu). Wszystko to sprawia, że muzyka jest niezwykle plastyczna, możemy niemal dotknąć instrumentów czy poszczególnych muzyków danego zespołu. Dotyczy to zarówno ostatnich produkcji takich prog-metalowych zespołów jak Dream Theater, Liquid Tention Experiment, jak i smooth jazzowych klasyków, takich jak Pat Metheny Group (czy mojej ulubionej „As Falls Wichita, So Falls Wichita Falls” Lyle Maysa i Pata Methenego) i Aldi Meola albo absolutnie genialnego utworu (do którego ostatnio często wracam), jeśli chodzi o subtelności i dynamikę, jak „Private Investigations” z płyty „Love Over Gold” zespołu Dire Straits.
Czy zatem Bowers & Wilkins udało się uczynić doskonały produkt, jakim niewątpliwie były słuchawki Px7, jeszcze doskonalszym? Model Px7 S2 pokazuje, że tak. Oferują bowiem genialne brzmienie, zdecydowanie lepszą aktywną redukcję hałasu, są przy tym wygodniejsze, lżejsze i moim zdaniem ładniejsze.