1 listopada minęły dwa lata od startu Apple TV+. To dobry moment, by po raz kolejny przyjrzeć się bliżej tej usłudze i sprawdzić, jak rozwinęła się na przestrzeni kolejnego roku.

Gdy rok temu zabierałem się za pisanie podobnego podsumowania, podchodziłem do Apple TV+ bardzo krytycznie. Wprawdzie od samego początku byłem nastawiony dość sceptycznie do tego pomysłu (a mówiąc konkretniej - sposobu, w jaki Apple chciało go zrealizować) i nie miałem co do niego zbyt dużych oczekiwań, jednak mimo to wspomniana usługa zdołała mnie wówczas mocno rozczarować. Wśród jej głównych wad wymieniałem wtedy niewielki wybór dostępnych tam filmów i seriali, powolne tempo rozwoju oraz techniczne usterki i niedociągnięcia. Chciałbym móc napisać teraz, że w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy Apple udało się rozwiązać wszystkie te problemy i nadrobić dystans dzielący Apple TV+ od konkurencji, jednak byłaby to gruba przesada. Drugi rok funkcjonowania tej usługi przyniósł bowiem wprawdzie pewną poprawę w kilku kwestiach, jednak to nadal stanowczo zbyt mało, by można było mówić o sukcesie.

Aplikacja

Apple swoją obecną pozycję na rynku technologicznych gadżetów zawdzięcza w dużej mierze świetnemu oprogramowaniu, a zwłaszcza swoim systemom operacyjnym znanym z prostoty obsługi. Przed startem Apple TV+ wydawało mi się więc czymś oczywistym, że usługa ta będzie miała własną aplikację miażdżącą konkurencję pod względem wygody użytkowania, intuicyjności i funkcjonalności. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Nawet dwa lata po starcie Apple TV+ nie tylko nie prześciga pod tym względem innych popularnych serwisów VOD, ale wręcz pozostaje za nimi daleko w tyle.

Apple TV+ nadal nie ma swojej oddzielnej aplikacji, lecz jest obsługiwane za pośrednictwem aplikacji Apple TV, w której znajdziemy też m.in. filmy i seriale dostępne do kupienia oddzielnie oraz dodatkowe płatne kanały (choć akurat w Polsce oferta jest pod tym względem bardzo ograniczona). Wszystko to jest pomieszane ze sobą w taki sposób, że jeśli ktoś nie zna na pamięć oferty Apple TV+, trudno na pierwszy rzut oka odgadnąć, które produkcje można oglądać w ramach abonamentu, a za które trzeba zapłacić oddzielnie. Rok temu łudziłem się jeszcze, że jest to tylko takie przejściowe rozwiązanie, a Apple pracuje nad porządną, oddzielną aplikacją Apple TV+. Ponieważ jednak po dwóch latach nic się w tej kwestii nie zmieniło, muszę się chyba jednak pogodzić z myślą, że jest to świadome i celowe działanie, prawdopodobnie mające z jednej strony zakamuflować niewielkie rozmiary katalogu Apple TV+, z drugiej zaś zachęcić widzów do zakupu dodatkowych płatnych filmów.

Najbardziej pozytywną zmianą, jaką Apple wprowadziło w aplikacji Apple TV w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, było udostępnienie jej na kolejnych platformach, w tym popularnych konsolach do gier oraz urządzeniach z systemem Android TV. Trudno jednak nazwać to imponującym wyczynem, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że konkurencyjny Disney+ (za którym nie stoi przecież gigant branży technologicznej), który wystartował dosłownie kilkanaście dni po Apple TV+, oferował aplikacje dla wszystkich najpopularniejszych platform niemal od razu w dniu premiery.

Katalog

Jak już wcześniej wspomniałem, niewielki wybór filmów, seriali i programów od samego początku był największą bolączką Apple TV+. W dniu startu oferowało ono zaledwie dziewięć produkcji (cztery seriale fabularne, trzy programy dla dzieci, serial przyrodniczy i talk-show), a po pierwszych dwunastu miesiącach sytuacja wyglądała tylko odrobinę lepiej. W drugim roku funkcjonowania Apple TV+ tempo rozwoju tej usługi trochę wzrosło, jednak nadal nie jest ono oszałamiające. Obecnie pojawia się tam zwykle od dwóch do pięciu nowych produkcji miesięcznie. Katalog stał się więc na przestrzeni ostatniego roku zauważalnie większy, ale przy tym także znacznie bardziej zróżnicowany. Podczas gdy w pierwszym roku funkcjonowania Apple TV+ stawiało przede wszystkim na sprawdzone, popularne kategorie, takie jak komedie, dramaty i science-fiction, w drugim dołączyły do nich nieco bardziej niszowe produkcje – m.in. broadwayowski musical, publicystyczno-satyryczny talk-show i eksperymentalne słuchowisko okraszone abstrakcyjnymi wizualizacjami. Nowym tytułom udało się przy tym zachować względnie wysoki poziom, choć tu oczywiście wiele zależy od gustu widza.

Niestety mimo wszystko oferta Apple TV+ nadal wypada po prostu słabo w porównaniu z innymi podobnymi usługami dostępnymi obecnie na rynku. Najbardziej dobitnie prezentuje to raport firmy analitycznej Self, która postanowiła porównać ze sobą katalogi najpopularniejszych serwisów VOD. Mimo iż produkcje z Apple TV+ miały najwyższą średnią ocen (7,24 w IMDB), to jednak w zestawieniu pokazującym stosunek jakości do ceny usługa ta znalazła się na ostatnim miejscu. Z obliczeń analityków wyszło, że za każdego dolara wydanego na abonament otrzymujemy w niej dostęp do jednego filmu i nieco ponad dwóch seriali z oceną 8 lub więcej. Dla porównania, użytkownicy Netfliksa za każdego wydanego dolara otrzymują dostęp do 15 filmów i 62 seriali z oceną 8 lub wyższą. Tak duża różnica wynika głównie z faktu, iż Apple nadal uparcie trzyma się swoich (zbyt) ambitnych założeń, i próbuje oferować w Apple TV+ niemal wyłącznie nowe, unikatowe produkcje tworzone specjalnie z myślą o tej usłudze. Pomysł ten, który może i wygląda fajnie na papierze, spowalnia i ogranicza rozwój katalogu w takim stopniu, że nadążenie za konkurencją, która oprócz własnych produkcji oferuje też starsze filmy i seriale licencjonowane od firm trzecich, wydaje się na chwilę obecną po prostu nieosiągalne.

Największym problemem katalogu Apple TV+ jest jednak to, że po dwóch latach funkcjonowania usługa ta nadal nie ma swojego wielkiego hitu – serialu tak popularnego, że ludzie (nawet ci nie korzystający z produktów Apple) wykupywaliby abonament tylko dla niego. Wielu spodziewało się, że taką produkcją będzie serialowa adaptacja cyklu „Fundacja” Isaaca Asimova, która jeszcze przed premierą określana była jako Apple'owska „Gra o Tron”, jednak jak na razie nic nie wskazuje na to, by serial ten miał szansę osiągnąć tak dużą popularność jak wspomniana produkcja HBO. Jak dotąd największym hitem z Apple TV+ jest „Ted Lasso”, serial komediowy opowiadający o trenerze futbolu amerykańskiego, który zostaje wynajęty do prowadzenia drużyny piłki nożnej. Odnoszę jednak wrażenie, iż jest to głównie zasługa przypadkowego „wstrzelenia się” w odpowiedni moment. Serial ten, przepełniony ciepłem, optymizmem i pozytywnym nastawieniem do życia, zadebiutował kilka miesięcy po rozpoczęciu się pandemii COVID-19, czyli w momencie, w którym wielu widzów potrzebowało właśnie dokładnie czegoś takiego jako odskoczni od wszystkiego, co działo się wokół. Podejrzewam jednak, że trudno mu będzie utrzymać uwagę widzów przez dłuższy czas (co widać już zresztą po drugim sezonie, który nie wygenerował już wokół siebie tak dużego poruszenia jak poprzednik).

Perspektywy na przyszłość

Badania niezależnych firm analitycznych wskazują na to, że jak na razie Apple TV+ zalicza największe skoki oglądalności, gdy w katalogu tej usługi pojawia się pełnometrażowy film ze znanymi aktorami. Działania Apple w ostatnich miesiącach wydają się to potwierdzać. Firma ta wyraźnie skupiła się bowiem na inwestowaniu w tego typu produkcje, pompując w nie jeszcze więcej pieniędzy niż dotychczas. Lista znanych producentów, reżyserów, scenarzystów i aktorów pracujących nad nowymi filmami powstającymi na potrzeby Apple TV+ powiększyła się więc w ostatnim roku dość znacznie. Na przestrzeni ostatnich miesięcy do tego grona dołączyli m.in. Brad Pitt, George Clooney, Jane Fonda, Glenn Close, Natalie Portman, Denzel Washington, Mahershala Ali, Henry Cavill, Ron Howard, Tracy Oliver, Jon Watts, Sam Catlin i Matthew Vaughn. Widać więc wyraźnie, że firma ta coraz lepiej odnajduje się w branży filmowo-telewizyjnej, a współpraca z nią staje się dla hollywoodzkich gwiazd coraz atrakcyjniejsza. By jeszcze bardziej scementować swój związek z „fabryką marzeń” i zaznaczyć tam swoją obecność, Apple zdecydowało się też utworzyć nowy kampus nieopodal Los Angeles, mający stanowić nową siedzibę zespołu odpowiedzialnego za Apple TV+. Z dotychczasowych doniesień wynika, że będzie on posiadał również własne studio filmowe, jednak nie zostało to jeszcze potwierdzone oficjalnie.

Oczywiście wszystkie te działania nie wystarczą, by z dnia na dzień diametralnie poprawić sytuację Apple TV+. Dowodzą one jednak, że Apple jest naprawdę zdeterminowane, by uczynić ze swojej usługi coś więcej niż ciekawostkę dla fanów marki, nie waha się w nią inwestować i nie zamierza w najbliższym czasie odpuszczać. To wszystko daje pewne nadzieje na przyszłość, jednak obawiam się, że bez gruntownej zmiany podejścia do samych fundamentów funkcjonowania tej usługi (zwłaszcza wspomnianego już wcześniej ograniczania jej katalogu do samych unikatowych nowości) mimo wszystko trudno będzie osiągnąć ten cel.

Podsumowanie

Apple TV+ nie jest tak wielką porażką, jak wielu przewidywało, ale z drugiej strony wciąż trudno tu mówić o choćby umiarkowanym sukcesie. Usługa ta nadal nie może pochwalić się zbyt atrakcyjnym katalogiem filmów, seriali i programów, a powiązana z nią oficjalna aplikacja wciąż pozostawia wiele do życzenia. Największym sukcesem, jaki Apple TV+ osiągnęło w drugim roku swego funkcjonowania, jest przyciągnięcie do siebie jeszcze pokaźniejszego grona znanych aktorów, producentów, reżyserów i scenarzystów, co daje nadzieję na to, iż w przyszłości zobaczymy tam więcej godnych uwagi produkcji. Czas pokaże, czy to wystarczy, by przyciągnąć uwagę widzów i poprawić pozycję Apple TV+ na rynku VOD. Ja póki co pozostanę w tej kwestii umiarkowanie sceptyczny.

Artykuł pierwotnie ukazał się w MyApple Magazynie nr 5/2021

Pobierz MyApple Magazyn nr 5/2021