Pięć lat temu, w kwietniu, wstałem bardzo wcześnie rano. Była chyba druga, kiedy wsiadłem do samochodu. Moim celem był Berlin, a dokładnie pewien ekskluzywny butik w centrum, gdzie dzień po oficjalnej premierze można było jeszcze kupić nowy rewolucyjny produkt Apple – zegarek. Dojazd z Łodzi do Berlina zajął mi około sześciu godzin. Kolejne cztery odstałem w kolejce, by kupić – niczym za komuny – to, co dawali – Apple Watch 42 mm z aluminiową kopertą i silikonowym paskiem, czyli tzw. wersja sport.

Tak, to już pięć lat. Dzisiaj z uśmiechem wspominam te, niepozbawione elementu przygody, wyprawy do Berlina po nowe produkty Apple, a zwłaszcza po ten konkretny produkt – zegarek. Jego prezentacja – nieco ponad pół roku wcześniej – a następnie premiera wzbudziły wiele kontrowersji. Narzekano, że Apple nie jest już rewolucyjne, bo na rynku było już przynajmniej kilka tego typu konstrukcji. Swoje zegarki sprzedawały Motorola - jej Moto 360 uważany był wtedy za faworyta tego rynku, czy Samsung, który także miał już na koncie kilka udanych konstrukcji. Były także zegarki LG i Huawei, i był Pebble - pierwszy nowoczesny smartwatch, w pewnym stopniu ojciec wszystkich współczesnych urządzeń tego typu. W ogóle był to boom na takie urządzenia. Swoje zegarki prezentowali także inni producenci. Apple wchodziło więc na rynek, na którym dużo się już działo i zaczynało być ciasno. Kontrowersje wzbudzał także wygląd Apple Watcha. Przeważała opinia, którą podzielałem, że urządzenie to na pewno nie zostanie „opus magnum” Jony’ego Ive’a. Duża i gruba koperta swoim wyglądem kojarzyła się z pierwszym iPhone’em (kto wie, być może taki był faktycznie pomysł). Blogerzy kręcili nosami i jako wzór stawiali zegarek LG oraz wspomniany już Moto 360, oba wyposażone w klasyczną okrągłą kopertę.

Czas jednak okazał się łaskawy przede wszystkim dla Apple. To Apple zostało liderem urządzeń naręcznych, wyprzedzając Samsunga, a także doprowadzając w jakimś stopniu do zniknięcia Pebble’a z rynku - producent tego zegarka został wykupiony przez ówczesnego lidera jeśli chodzi o urządzenia naręczne i opaski fitness - firmę Fitbit, która z kolei w ubiegłym roku została kupiona przez Google. Boom na smart zegarki nie skończył się, ale przestały być to urządzenia, którymi wielu producentów chwaliło się podczas imprez targowych. Właściwie jedyną firmą, nie licząc Apple, która może pochwalić się jakimiś wynikami na tym rynku, jest Samsung. Apple zdeklasowało jednak wszystkich rywali i nie zanosi się na to, by coś w tej materii się zmieniło. Apple Watch jest już na rynku od pięciu lat. W tym czasie urządzenie zyskało lepsze procesory, lepszą wodoodporność, odbiornik GPS, czujnik hałasu, a nawet EKG. Pojawiły się także nieznacznie większe ekrany, choć forma zegarka przez te pięć lat się niemal nie zmieniła.

Zmiany te nie są może rewolucyjne, na pewno jednak są znaczne. Urządzenie to z roku na rok jest coraz lepsze, a Apple dzięki niemu weszło na rynek medyczny. Od kilku lat w zegarki Apple swoich klientów wyposażają niektóre firmy ubezpieczeniowe w USA.

Apple Watch bez wątpienia okazał się dużym sukcesem, choć Apple zanotowało także spektakularną porażkę, o której firma woli już nie pamiętać. Być może przyczyniła się ona do rozstania firmy z Jonym Ive'em. Apple Watch miał być bowiem produktem modowym, elementem biżuterii - jak tradycyjne zegarki, a nie jedynie gadżetem dla geeka czy sportowca amatora. Warto pamiętać, że pierwszy model oferowany był w wersji ze złotą kopertą. Ive podobno bardzo chciał sprawdzić się na tym polu. Na prezentację Apple Watcha zaproszono nie tylko dziennikarzy i blogerów technologicznych, ale przede wszystkich tych zajmujących się modą. Ci jednak nie dali mu żadnych szans. Cieniem tych dawnych ambicji Apple jest specjalna seria zegarków Apple Watch przygotowywana przy współpracy z domem mody Hermes.

Z perspektywy czasu moim zdaniem największym konkurentem dla zegarka Apple Watch jest... starszy model tego urządzenia. Tak, na moim nadgarstku wciąż znajduje się pierwszy Apple Watch przywieziony z Berlina (choć nie jest to dokładnie ten, który przywiozłem sam, a model w ciemnej kopercie, przywieziony mi kilka tygodni później przez przyjaciela). Co roku zastanawiam się nad zmianą. Mówię sobie – może to już czas, by zaopatrzyć się w nowy model? Mam nadwagę i nadciśnienie, a nowsze modele ostrzegą mnie, jeśli moje serce zacznie pracować nie tak, jak powinno. Będzie też lepiej mierzyć moją aktywność. Tylko że z nadwagą zacząłem sobie skutecznie radzić, w czym oczywiście przydaje się Apple Watch, poprawiłem też kondycję, więc nie czuję potrzeby, by robić sobie codziennie badanie EKG.

Pierwszy Apple Watch, choć nie otrzymuje aktualizacji systemu, wciąż działa z moim iPhone’em i najnowszym systemem, nadal też robi to, do czego został stworzony. Pokazuje czas, pogodę, mierzy moją aktywność, motywując mnie do biegania czy maszerowania, pokazuje powiadomienia z iPhone’a (dzięki czemu nie muszę często wyciągać telefonu z kieszeni) i pozwala mi płacić zbliżeniowo dzięki Apple Pay. Co nie mniej ważne, jego bateria wciąż jest w na tyle dobrej kondycji, że po nocnym ładowaniu energii wystarcza zwykle do wieczora. Na biurku mam zresztą odpowiedni statyw, na który zwykle go odkładam podczas pracy.

Nie jest to oczywiście demon szybkości. Korzystanie z innych, nawet systemowych aplikacji mija się moim zdaniem z celem, nie tylko dlatego, że działają one strasznie wolno, ale głównie z tego powodu, iż na niewielkim ekranie tego urządzenia wiele się po prostu zrobić nie da. Przeglądanie wiadomości email, Twittera, serwisów newsowych na tym urządzeniu nie ma według mnie większego sensu. Dlatego też i tutaj nie czuję potrzeby zmiany.

Kiedy patrzę na mojego pięcioletniego już Apple Watcha, zdaję sobie sprawę, że to jeden z najlepszych i najbardziej długowiecznych produktów Apple, niczym iPod. Ten pierwszy model będę pewnie nosił tak długo, jak długo synchronizować się będzie z iPhone’em i jak długo wytrzyma w nim bateria. Na pewno nie czas jeszcze na zmiany.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 4/2020

Pobierz MyApple Magazyn nr 4/2020