Subiektywnie o serialach z Apple TV+
Oferta Apple TV+ - jak już pisałem w osobnym artykule w tym numerze - choć wciąż uboga, bo ograniczona do dwunastu tytułów, w tym jednego filmu fabularnego, jednego dokumentalnego, sześciu seriali dla widzów powyżej piętnastego roku życia, trzech dla dzieci i młodzieży i jednego talk show, to jednak stale jest poszerzana. To, co już można w Apple TV+ obejrzeć, także zbiera raczej pochlebne opinie. Poniżej znajdziecie moją subiektywną rekomendację tego, od czego warto zacząć przygodę z Apple TV+.
For All Mankind
Moja przygoda z Apple TV+ rozpoczęła się od pierwszego odcinka serialu przedstawiającego alternatywną historię wyścigu ku Księżycowi i innym planetom. W „For All Mankind” to Związek Radziecki pierwszy wysłał człowieka na naturalnego satelitę Ziemi, ale z kolei to Amerykanie założyli tam pierwszą bazę (w rzeczywistości do dzisiaj się to nie udało). Nie jest to jednak serial SF. Twórcy snują alternatywną, ale jak najbardziej możliwą opowieść o podboju kosmosu. Wszystko zgodne jest z epoką, w której toczy się akcja, od muzyki, przez modę, wystrój wnętrz (zarówno mieszkań, jak i biur NASA), po technologię, w tym motoryzację. Odtworzono nawet w najdrobniejszych szczegółach wygląd centrum kontroli lotów. Nie jest to jednak serial, w którym technologia, Księżyc i inne ciała niebieskie odgrywają główną rolę. Na pierwszym planie są tutaj ludzie, zarówno sami astronauci, ich rozterki problemy osobiste, zawodowe, jak i ich rodziny, które często pozostawione same sobie muszą mierzyć się ze stresem i problemami niekiedy większymi od tych czekających na człowieka w kosmosie. „For All Of Mankind” to także ciekawe przedstawienie problemów społecznych, z jakimi mierzyło się społeczeństwo amerykańskie w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Spotkałem się z zarzutami, że momentami serial ten jest zbyt feministyczny. Istotnie kobiety odgrywają w nim dużą rolę, jedne trzymają w garści pozostawione przez przebywających na Księżycu rodziny, inne same latają w kosmos. Kwestia feminizmu, ale też szeroko pojętego równouprawnienia – lub ich braku – w różnych grupach społecznych związana jest z polityką, która w działalności NASA ma bardzo duże znaczenie. „For All Mankind” pokazuje także i to, jak ważne sprawy społeczne stają się przedmiotem cynicznej gry polityków. Pozycja obowiązkowa dla fanów political fiction.
The Morning Show
Ten serial jest dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Przyznaję, że podchodziłem do niego trochę niechętnie. Po pierwsze temat „telewizji śniadaniowej” wydawał mi się błahy. Po drugie zdecydowanie nie jestem fanem Jennifer Aniston ani Reese Witherspoon. Nigdy nie rozumiałem fenomenu serialu „Friends”, nie przypadły mi też do gustu role obu aktorek w różnych mniej lub bardziej naiwnych produkcjach. „The Morning Show” wydaje się być jednak serialem skrojonym specjalnie dla nich i to serialem na bardzo wysokim poziomie. Jego tłem są kulisy pracy w stacji informacyjnej przy popularnym porannym programie. Tak naprawdę serial ten dotyka jednak tematów o wiele głębszych, w tym mobbingu i związanego z nim molestowania seksualnego. Pokazuje, jak niejednoznaczny i trudny do wydania obiektywnej oceny, ale łatwy do wyrażania skrajnych opinii i potępiania jest ten temat. W którym miejscu zaczyna się molestowanie seksualne? Czy zawsze tego typu relacje pomiędzy podwładnym i zwierzchnikiem są wynikiem mobbingu? Jak zachować się w pracy, w której takie rzeczy mają miejsce, zwłaszcza kiedy jest się ofiarą? Czy udawać, że się tego nie widzi, że nic się nie stało, czy reagować, licząc się z końcem dopiero co rozpoczętej kariery? Wszystko to w organizacji i życiu pod wieczną presją nieustającego wyścigu szczurów. W serialu padają jednak pytania, czy publiczne potępienie wszystkiego, co może uchodzić za molestowanie, jak i samego molestowania, nie staje się już pewną psychozą. Pojawiające się w jednym z pierwszych odcinków porównanie ruchu „Mee Too” do antykomunistycznej nagonki w latach 50. w USA, czyli tzw. „maccartyzmu”, wydaje się bardzo celne. Molestowanie seksualne nie jest oczywiście jedynym tematem. To także serial o samotności, która jest konsekwencją często podszytego ogromnym egoizmem poświęcenia się pracy, bycia na tzw. „świeczniku”. „The Morning Show” jest równie wciągający, jak pierwsze sezony „The House of Cards”. Z tą jednak różnicą, że jego wszyscy bohaterowie nie są źli i do cna cyniczni. W „The Morning Show” wszyscy wydają się być ofiarami – systemu, relacji, własnych ambicji i wspomnianego już egoizmu.
See
„See”, w przeciwieństwie do dwóch powyższych produkcji, to serial zupełnie innego typu. Utrzymany jest w mieszanych klimatach rodem z filmów postapokaliptycznych i fantasy. Jego akcja rozgrywa się 600 lat po upadku naszej cywilizacji technicznej. Stało się to m.in. wskutek wirusa, który nie tylko zdziesiątkował ludzkość, ale i pozbawił wzroku wszystkich ocalałych. Na ruinach naszego powstaje więc zupełnie nowy, prymitywny świat, w którym ludzie podzielili się na niewielkie, odizolowane od siebie plemiona, korzystające z akurat dostępnych pod ręką zasobów pozostałych po naszym technologicznym świecie. Wrażenie robią sceny, takie jak wciąż działający gramofon z płytą Lou Reeda, czy uzbrojeni w łuki i odziani w skóry wojownicy przemykający w środku lasu po dawno już zapomnianej drodze pełnej szczelnie obrośniętych mchem wraków samochodów. Bez wątpienia to właśnie wykreowany świat i piękne widoki Kolumbii Brytyjskiej (gdzie kręcono serial) zrobiły na mnie największe wrażenie.
Servant
Na premierę tego serialu czekałem od dnia, w którym ruszyła usługa Apple TV+. Wystarczającą rekomendacją dla mnie był reżyser M. Night Shyamalan, który na swoim koncie ma choćby „Szósty zmysł”. „Servant” to ciekawa, choć rozkręcająca się powoli historia izolacji w dobie telewizji informacyjnej i internetu. Świetna posada w mediach czy bycie wziętym internetowym mistrzem kuchni, a także całkiem dostatnie życie nie są w stanie ochronić nikogo od życiowych tragedii. Mogą jednak być od nich ucieczką. W tym wypadku jest to strata małego dziecka i to, jakie skrajne reakcje budzi ona w bohaterach. Intryga rozwija się tu w pewnym kwadracie, na którego rogach stoją główni bohaterowie: Dorothy - matka, Sean - ojciec, Jericho - specjalna terapeutyczna lalka, mająca zapewnić powrót po stracie dziecka, i Leanne - wynajęta do opieki nad lalką niania. Jest w tym filmie sporo przerażających momentów, takich jednak, w których bohaterowie ukazują swoje brutalne oblicze w różnych, często codziennych wydawać by się mogło okolicznościach. Shyamalan buduje nastrój grozy bez uciekania się do lejącej się strumieniami krwi czy jakże już niemal oswojonych zombie.