Dzięki uprzejmości wydawnictwa Kompania Mediowa miałem okazję przeczytać książkę „Nadgryzione Jabłko”, której to nasz serwis jest patronem medialnym. Znacząco różni się ona od *oficjalnej *biografii założyciala Apple, w której to Walter Isaacson przedstawił Steve'a Jobsa jako wizjonera, przedsiębiorcę oraz postać, która przyczyniła się do rewolucji technologicznej ostatniego półwiecza. Chrisann Brennan pokazuje nam swojego partnera z młodzieńczych lat z zupełnie innej strony.

Pierwsze rozdziały książki wymagały ode mnie przyzwyczajenia się do stylu, w jakim Brennan spisywała swoje przemyślenia. Jej artystyczna dusza sprawia, że autorka często ucieka w dygresje oraz zwraca uwagę na wizualne aspekty opisywanych wydarzeń, przez co merytoryka stroi często na drugim planie. W dalszej części wspomnień, po narodzinach Lisy (której Jobs był ojcem), jej relacja z córką oraz żywiona do niej miłość przepełniają treści rozdziałów.

Mimo że książka jest reklamowana – także swoim podtytułem – jako opis relacji autorki ze Stevem Jobsem, to nie należy nastawiać się, że będzie to dominujący aspekt spisanych przez Brennan wspomnieć. Owszem, założyciel Apple pojawia się w niemal każdym rozdziale „Nadgryzionego jabłka”, ale sporo tutaj treści dotyczących odkrywania swojej kobiecości i patrzenia na świat z perspektywy artystki, filofozii i rewolucji obyczajowej końca lat 60'.

Choć większość czytelników sięgnie po opisywaną przeze mnie pozycję właśnie ze względu na Jobsa, to nie należy odtrącać pozostałych treści. Dla mnie, jako mężczyzny, czytanie rozważań Brennan było bardzo interesujące, choć wymagało empatii i zaakceptowania odmiennego systemu wartości oraz sposobu analizowania i pojmowania świata. Każdy rozdział pokazuje otwartość autorki, jej wrażliwość i trudy, przez które przechodziła – zazwyczaj na skutek własnych, często nielogicznych decyzji.

Jak już pisałem we wstępie, książka pokazuje Jobsa od zupełnie innej strony, niż miało to miejsce w popularnej biografii Waltera Isaacsona. Ramy czasowe wspomnień autorki rozpoczynają się w liceum, gdzie poznała założyciela Apple i de facto kończą w momencie, w którym rozpoczął on związek z Laurene Powell. Przechodzimy więc przez okres studiów, budowania firmy oraz rozwijania jej, narodzin Lisy i wyrzucenia Apple oraz działalności związanej z NeXT.

Brennan pisze o Jobsie z dużą miłością oraz szacunkiem. Widać, że była i nadal jest zafascynowana swoim dawnym partnerem, którego podziwiała. Choć jej komentarze często usprawiedliwiają zachowanie Steve'a, to fakty mówią za siebie – był on despotą i kłamcą, który stosował często przemoc psychiczną, zrzucał z siebie odpowiedzialność oraz przyjmował mizoginiczną rolę wiecznego chłopca o rozkapryszonej naturze. Wielokrotnie poniżał Brennan, na siłę demonstrował swoją wyższość intelektualną, co miało mu pomóc leczyć kompleksy związane z adopcją i brakiem pewności dotyczącej rozbieżności między własnym charakterem a wykreowanym archetypem idealnego mężczyzny. Ignorował fakt, że matka jego córki jest w kiepskiej sytuacji finansowej i dopiero testy genetyczne udowadniającego jego ojcostwo oraz wyrzucenie z Apple wzbudziły w nim większą empatię na tym polu.

Jobs był osobą, z którą żadna dojrzała emocjonalnie kobieta nie chciałaby się spotykać. Był ojcem, którego nikt z nas nie chciałby mieć. Oczywiście zrewolucjonizował on świat technologii, stworzył gigantyczną firmę i odniósł niesamowite pasmo sukcesów w swoim życiu zawodowym, co przyniosło nam świetne produkty. Jeżeli mamy oceniać go jako mężczyznę, to nie sposób nie uwzględnić jego stosunku do kobiet czy też spełniania swoich obowiązków jako ojciec. Należy pamiętać, że nie mamy tutaj pełnego obrazu sprawy, wspomnienia Brennan są wyjątkowo subiektywne i warto byłoby też poznać opinię Powell o swoim mężu, ale obraz Jobsa, który wyłania się z „Nadgryzionego jabłka” wydaje się być dość autentyczny i nie skłania do powieszenia plakatów z założycielem Apple nad swoim łóżkiem.

Książka Chrisann Brennan to ciekawa pozycja dla wszystkich osób, które chciałyby poznać pełniejszy obraz założyciel Apple, ale też przeczytać wspomnienia osoby o ciekawym spojrzeniu na świat, feminizm, macierzyństwo czy sztukę. Nie oceniłbym „Nadgryzionego jabłka” jako pozycji wybitnej czy nawet bardzo dobrej, ale mimo to polecam. Być może książka da nam więcej pola do przemyśleń, niż biografia Isaacsona, którą pewnie większość z Was czytała.

Na koniec zachęcam do przeczytania recenzji Krystiana.