Książek o Stevie Jobsie, założycielu i wieloletnim szefie Apple, powstało przynajmniej kilka, w tym dwie świetne jego biografie: ta oficjalna autorstwa Waltera Isaacsona oraz ta napisana przez Brenta Schlendera i Ricka Tetzeliego. Pokazują one często w drobnych w szczegółach życie Steve'a Jobsa. I choć wzajemnie się uzupełniały, to do kompletu brakowało mi jeszcze czegoś, co stawiałoby go, jego decyzje, zachowania i cechy w szerszej perspektywie, miejsca, środowiska, a także bardzo subiektywnej oceny bliskich mu osób. Sposobnością na przynajmniej częściowe wypełnienie tej luki jest książka Chrisann Brennan pod tytułem „Nadgryzione jabłko. Steve Jobs i ja - wspomnienia

Związek Steve'a z Brennan stanowi ważny etap w historii Steve'a Jobsa nie tylko ze względu na fakt, że jego owocem była ich córka, po której nazwano jeden z komputerów Apple, ale przede wszystkim dlatego, że ma miejsce w czasie chyba najbardziej burzliwego kształtowania się czy przemian charakteru Steve'a. Poznają się w liceum, kiedy oboje - tak jak zresztą niemal całe środowisko dzieciaków, chodzących do ich szkoły, a później studentów - zafascynowani są filozofią Wschodu. Nie ma znaczenia ocena, czy były to prawdziwie głębokie przemyślenia i doświadczenia, czy tylko młodzieńcza fascynacja tego środowiska buddyzmem zen, odkrywaniem siebie tu i teraz i różnymi eksperymentami ze swoją psychiką, w których często istotny element stanowiły środki psychoaktywne. Ważne, że w wielu przypadkach miało to wpływ na późniejsze ich decyzje, a czasem było niejako tłem, na którym przemiany osobowości czy wyostrzenie pewnych cech były bardzo wyraźne. W swoich wspomnieniach Brennan buduje bardzo plastyczny obraz tego środowiska, napędzanego głodem tworzenia, zmieniania zarówno otaczającego świata, jak i swojego wnętrza. Warto nadmienić, że środowiska, które mimo poszukiwania perfekcji w zen było rozchwiane emocjonalnie i chaotyczne. Jego część stanowili właśnie Steve Jobs i Chrisann Brennan.

Książka Brennan nie jest dziełem biograficznym. To spisane wspomnienia z tych szaleńczych lat, w których aż nadto liczyło się „tu i teraz”, bez zastanowienia nad tym, co przyniesie dzień jutrzejszy. To także bardzo osobiste rozliczenie się autorki z samą sobą, z tymi młodzieńczymi szalonymi latami, jak i właśnie ze wspomnieniami, często bolesnymi, o Stevie.

Brennan odkrywa kulisy, podnosi kotarę, której nigdy w takim stopniu nie będą w stanie podnieść nawet najlepsi biografowie. Rzeczy, wydarzenia, które po przeczytaniu obu biografii były tylko suchymi faktami, tutaj pokazane są od drugiej strony, zaczynają żyć. Brennan, jak przystało na malarkę, buduje te obrazy, kładąc na płótno dużą warstwę farby niczym Van Gogh. To dlatego książka ta jest świetnym uzupełnieniem zarówno oficjalnej biografii, jak i tej autorstwa Schlendera i Tetzeliego. Brennan pokazuje czytelnikom, co działo się ze Steve'em, w jakim środowisku się obracał i jaki miało ono na niego wpływ, jak go zmieniało. Ogromnie ważną postacią w jego życiu był japoński mnich buddyzmu zen imieniem Kobun. We wspomnieniach Brennan Steve zmienia się bardzo pod jego wpływem, ale ta zmiana ma dwie strony, pęd ku doskonałości i szukanie oświecenia związane są z rosnącym okrucieństwem, chełpieniem się własnym ego.

Co więcej, jej wspomnienia budują jeszcze bardziej plastyczny obraz kogoś, kto faktycznie dąży ku doskonałości i całkowitemu w niej zatraceniu, nie dbając o innych. Stając się wraz z tą doskonałością coraz bardziej brutalnym tyranem.

U Steve'a wygrywanie zawsze było przegrywaniem. Im bardziej się chronił, tym bardziej bezwzględny się stawał. Im bardziej bezwzględny się stawał, tym większą miał moc. Im większą miał moc, tym więcej zarabiał. Im więcej zarabiał, tym więcej go podziwiano.

Lektura wspomnień Brennan to świetna lekcja pokory wobec siebie samego, jak i dystansu do otaczającego nas świata, a przede wszystkim ludzi i liderów, którymi możemy być zafascynowani i którzy faktycznie zmieniają ten świat. Gdzieś głębiej, pod skórą, czy fotografią, obraz nie jest już tak idealny, to żywi ludzie z kości i mięsa, ze swoimi przywarami i zaletami. Gdy czytałem tę książkę, często na myśli przychodził mi nie tylko Steve Jobs, ale i inne osoby, już z naszego lokalnego poletka (szefów różnych startupów, organizacji społecznych), które są liderami, zmieniają świat, ale mają też tę ciemniejszą naturę despoty, o której od czasu do czasu się dowiadujemy.

Co ważne, wszystko napisane jest w bardzo naturalny sposób, który wyraźnie pokazuje, że pomimo upływu wielu lat Brennan wciąż jest tą zagubioną dziewczyną, która malowała obrazy siedząc na murku dziedzińca liceum Homestead i która poszukiwała doskonałości w filozofii Dalekiego Wschodu, w zen i wyprawach do Indii.

Przyznam, że trochę bałem się tej książki, zwłaszcza, że jej autorka uczciwie i szczerze wspomina, że spisała swoje wspomnienia w jakimś stopniu dla pieniędzy. Czy jednak przez to są one mniej wartościowe? Moim zdaniem ta książka jest bardzo potrzebna, bo dzięki niej ci, którzy chcą, mogą mieć wreszcie pełniejszy obraz Steve'a Jobsa, człowieka z krwi i kości, pełnego sprzeczności, żyjącego wtedy i tam (bo przecież już nie tu i teraz) w określonym środowisku.