O tym, że sprzedaż iPhone'ów zacznie w końcu spadać mówiło się od dłuższego czasu. Pierwszym wyraźnym tego symptomem była rezygnacja Apple z przedstawiania dokładnych wyników ich sprzedaży, zapowiedziana na ostatniej telekonferencji dla inwestorów. Powody spadku sprzedaży są zdaniem Tima Cooka różne. Nie ulega jednak wątpliwości, że jednym z ważniejszych czynników jest ich cena.

Do niedawna podnoszenie marży na te urządzenia, co przekładało się oczywiście w coraz to wyższych cenach, zapewniało Apple stałe wzrosty przychodów, którymi firma chwaliła się właśnie co kwartał. Najwyraźniej jednak mechanizm wyciskania coraz większych sum od użytkowników uległ przegrzaniu. Apple samo przyznało, że iPhone'y nie tylko sprzedają się gorzej, ale i wpływy z ich sprzedaży będą wyraźnie niższe. O tym, że jest to pewien problem dla relacji firmy z inwestorami świadczy list do tych ostatnich opublikowany przez Apple dzisiaj w nocy, w którym koryguje swoje własne przewidywania co do wyników finansowych za miniony kwartał (przypomnijmy, że jest to ostatni kwartał kalendarzowego roku 2018 i jednocześnie pierwszy kwartał fiskalnego roku 2019 dla Apple). Przewidywane przychody będą mniejsze o 5 - 9 miliardów dolarów.

W liście do inwestorów oraz w wywiadzie dla telewizji CNBC Cook podaje kilka różnych powodów takiego stanu rzeczy, m.in. ograniczenia w dostawach wynikające z dużej liczby nowych urządzeń, które Apple pokazało w minionym kwartale (faktycznie było ich sporo: nowe iPhone'y XS, XS Max, XR, Apple Watch 4, iPady Pro, MacBooki Air i Mac mini). Dostawy ich wszystkich były ograniczone. Spadki związane mają też być z napięciami, a właściwie wojną handlową pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Z kolei na spadek sprzedaży samych iPhone'ów miał mieć wpływ - zdaniem Cooka - program wymiany baterii w starszych modelach oraz niesubsydiowanie tych smartfonów przez sieci komórkowe. Wcześniej, bo w lutym ubiegłego roku, Cook przyznał, że nie wie, czy program wymiany będzie miał wpływ na sprzedaż tych urządzeń. Okazało się, że jednak ma, co nie powinno nikogo dziwić - skoro można było tanio wymienić baterię w starszych, ale wciąż dobrych i wydajnych modelach iPhone'ów, to po co kupować nowy, który kosztuje fortunę.

Próg bólu

Myślę, że wszystkie te czynniki miały duży wpływ na te spadki, jednak najważniejszym jest cena, a właściwie narzucana przez Apple marża, do czego firma z uporem nie chce się przyznać. Michał Masłowski w swoich analizach informacji finansowych Apple użył pojęcia „próg bólu”, który określa granicę akceptowalnych przez użytkowników podwyżek cen. Moim zdaniem wraz z iPhone'ami XS, XS Max i XR ten próg bólu został przekroczony, co wraz z mocnym dolarem (co spowodowało jeszcze większy ich wzrost) i wojną handlową miało wpływ przede wszystkim właśnie na spadki sprzedaży tych urządzeń w Chinach. Próg bólu nie dotyczy oczywiście tylko iPhone'ów, ale także iPadów czy komputerów Mac. To jednak iPhone'y są wciąż siłą napędową Apple. Cook w wywiadzie dla CNBC przyznaje, że wzrost wartości dolara przyczynił się do wzrostu cen, ale przemilcza to, że to przecież Apple może je regulować, obniżając i tak wysokie już marże.

Zastanawiam się tylko, czy Apple weźmie sobie do serca to, że po prostu przedobrzyło i że podnoszenie cen urządzeń lub utrzymanie ich na tym poziomie przełoży się na spadającą sprzedaż. Klienci, nie tylko w Chinach, czy na tak mało znaczącym rynku, jakim jest Polska (choć według Cooka iPhone'y sprzedają się u nas świetnie), narzekają na ceny. Coraz głośniejsze narzekania słychać także w USA czy Europie Zachodniej. Cook wspomina w liście do inwestorów, że na niektórych rynkach rozwiniętych w minionym kwartale iPhone'y radziły sobie nie tak dobrze, jak zakładano.

Myśle, że wyraźne spadki w sprzedaży i pewne problemy Apple na rynku nie tylko smartfonów mogłyby być otrzeźwiającym kubłem zimnej wody dla tej firmy, co byłoby tylko z korzyścią dla użytkowników jej produktów, czyli nas.

Watch CNBC's full interview with Apple CEO Tim Cook from CNBC.