Krótko po premierze przyrównałem ten telefon do Pocophone’a - urządzenia bezkompromisowo flagowego, jeśli mówimy o wydajności, i stosunkowo przeciętnego w sprawach multimediów czy ekranu. Dziś, po dłuższym obcowaniu z iPhone’em XR stwierdzam, że nie przestrzeliłem. Ile realnie jest wart „flagowy budżetowiec” za prawie cztery tysiące złotych?

Zacznijmy może od tego, gdzie cięć nie było, od wydajności. To klasa premium i mówię o tym przede wszystkim z własnych doświadczeń, ale wspomnę, że zerkałem na internetowe speedtesty. Tam niestety wychodzi brak dodatkowego gigabajta RAM-u, co jest może zauważalne przy próbie przywrócenia 14 poprzednich aplikacji z pamięci podręcznej, i gdy tylko zestawimy ten telefon z iPhone’em XS lub XS Max, z pewnością uda nam się dostrzec różnicę. Z drugiej jednak strony, kto chciałby to robić? Jeśli chcesz kupić ten telefon, bo zależy Ci na wydajności, zrób to. Będzie oferować wszystko to, co najlepsze pod koniec 2018 roku, jednak zakładam, że 4 GB RAM-u w iOS i sześć, osiem lub nawet 10 GB w androidowych smartfonach mogą zawstydzić XR. Lekko lub zauważalnie. Mimo to, za wydajność telefon zbiera u mnie najwyższe noty - jesteśmy w premium lidze.

Bezsprzecznie dobry jest także akumulator. To ważne, bo nie lubię chodzić z torbami lub kieszeniami wypchanymi powerbankami. Śpieszę donieść, że przy normalnym trybie telefon wieczorem informował, że ma jeszcze 40% lub nawet 50% baterii, co ostatni raz widziałem, używając iPhone’a 6 Plus. Wynik zatem bezbłędny, jednak przy intensywnym lub ciągłym wręcz użytkowaniu, dużo poza WiFi, często na maksymalnej jasności ekranu, telefon odłączony po ósmej rano, koło 17:00 - 18:00 zawoła o ładowarkę. W liczbach przekłada się to na pięć, pięć i pół godziny pracy na ekranie i 25 - 30 godzin pracy między ładowaniami. Wynik zadowalający, zwłaszcza jak na akumulator, który nie przekracza 3000 mAh, i na ekran, który ma przeszło sześć cali.

Będąc przy baterii, trzeba wspomnieć o pierwszej ogromnej bolączce telefonu, a właściwie zestawu, z jakim go dostajemy. Powiedzmy to szczerze, pięciowatowa ładowarka dołączana w zestawie z telefonem za niespełna cztery tysiące złotych jest w dzisiejszych realiach właściwie obrazą. Nie wspomnę już o droższych urządzeniach jak iPhone X, XS, XS Max, gdzie trzeba wydać nawet dwukrotność wartości XR. To żenada, że przy Samsungu, który dołącza dobre słuchawki, dwie przydatne przejściówki i szybką ładowarkę, Apple nie potrafi dodać zasilacza, który naładuje telefon w mniej niż trzy godziny. Tyle trwa ładowanie akumulatora iPhone’a XR, przy podłączeniu do gniazdka, kiedy mamy jeszcze 10 - 15%. Od zera 3 godziny i 15 minut z zegarkiem w ręku czekałem na naładowanie telefonu do stu procent. I nie będę tu brać pod uwagę szybkiego ładowania, które telefon wspiera, ponieważ ładowarka w zestawie nie jest dołączana, a moja ładowarka od MacBooka Pro jest na USB-C. Kończąc już ten wątek, wspomnę, że podładowanie telefonu w pół godziny daje marne 15 - 20%. To żart.

Złoszcząc się na ładowarkę, wywołałem poniekąd kwestie bardziej kontrowersyjne i przy nich zostańmy. Obudowa. Od razu powiem, że dla mnie jest dobrze i jej problemem z pewnością nie jest jakość wykonania. Telefon w kwestii użytych materiałów przypomina iPhone’a 8. Mój czarny wariant jest właściwie wariacją na temat tamtej stylistyki ramki i tyłu, oraz przedniego wyglądu znanego z modelu X. Jednak nie sposób nie zauważyć, że iPhone XR jest telefonem dużym, bo przede wszystkim szerokim i grubym. Bez wątpienia nie mogę go polecić osobom, które ceniły sobie kompaktowe rozmiary iPhone’ów 4,7-calowych. Ci, którzy zatrzymali się na rozmiarach iPhone’a SE, z pewnością nie spojrzą nawet w kierunku XR, i słusznie. Telefonu nie jestem w stanie objąć między kciukiem a palcem wskazującym, używanie jedną ręką jest często próbą balansowania telefonem, by złapać górny róg ekranu. Ciężar tego wszystkiego nie ułatwia i wielu moich znajomych, biorąc telefon do rąk, zwracało na to uwagę. Jest jednak część konsumentów, którzy taką masywną i obszerną bryłę będą sobie cenić, ja swoją skromną osobę do nich zaliczę.

Na poczucie solidności wpływa też ekran, a konkretnie jego ramki. Są spore. Umiłowanie Apple do proporcji, a jednocześnie ograniczenia technologii LCD sprawiły, że o ile dolna ramka jest najwęższą, jaką w „bezramkowym” telefonie z LCD widziałem, ba próżno szukać pośród telefonów z Androidem tak wąskiej dolnej ramki, również w ekranach OLED, to po bokach jest to jednak spora przestrzeń. Porównałem to ze swoim starym, poczciwym iPhone’em 6 Plus. Tak, boczne ramki były węższe w telefonie z 2014 roku. Część osób to wybaczy, część po wzięciu telefonu w garść spojrzy z niesmakiem i podziękuje. Obie strony zrozumiem. Mnie urzeka już sama proporcja i rozumiem, że w matrycy LCD taki zabieg był konieczny. Ma to swój plus - wrażenie solidności jest na początku tego akapitu przywołane nie bez powodu, jednak o rozpływającym się po krawędziach obrazie musimy zapomnieć.

Rozliczając iPhone’a XR z ekranu, trzeba jeszcze omówić jego parametry techniczne. Matryca nowego iPhone’a charakteryzuje się rozdzielczością 1792 na 828 pikseli, co daje zagęszczenie w wysokości 326 punktów na cal. Powiem wprost, dla mnie to za mało. Przez ostatnie pięć lat zdarzyło mi się tylko raz kupić telefon, który nie zadowalał mnie w tej kwestii, i to był iPhone 7. Nie ma w 2018 roku telefonu z tak niskim wskaźnikiem ppi, którego cena przekracza 1500 złotych, i to jest fakt. To drugi największy zawód zaraz po ładowarce, bo o ile jestem w stanie zrozumieć oszczędzanie na drogiej stali, liczbie obiektywów czy nawet na technologii OLED, która jest w tej półce cenowej standardem, o tyle nie pojmę, czemu 6-calowy telefon za 3729 złotych nie posiada ekranu minimum Full HD+.

Żeby było jasne, przeszkadza mi to, bo z bliska widzę niczym chirurg. Zdarza się, że wieczorem włączę serial na telefonie i oglądam go już w łóżku, trzymając ekran blisko oczu. To właśnie domowe obcowanie z urządzeniem sprawia, że ppi poniżej 400 jest dla mnie wadą. W każdym innym przypadku jest to niezauważalne i zrozumiem, jeśli ktoś powie, że wydziwiam, bo on wieczorem telefon podłącza do ładowarki i idzie spać.

Liquid Retina ma także swoje zalety. Jest dość energooszczędna, co poniekąd wyjawiłem już, opisując baterię. Ma przyzwoite kąty widzenia, jasność maksymalną i minimalną, nie najgorsze odwzorowanie kolorów, choć nazwę je stonowanym po obcowaniu z ekranami AMOLED i OLED. Czernie są nieperfekcyjne i w nocy widać świecącą poświatę czerni. Mimo to spodziewałem się gorszych efektów, a biały interface iOS iPhone’om z OLED-owymi wyświetlaczami nie daje wykazać się przewagą w tej kwestii.

Haptic Touch jest dość zabawnym ruchem ze strony Apple. Usunięcie, czy może stopniowe wygaszanie 3D Touch, ma prawdopodobnie swój początek właśnie w modelu XR, który bez technologii rozpoznawania siły nacisku radzi sobie zwyczajnie dobrze. „Nowa technologia” nie jest niczym innym jak lekką wibracją znaną już dzięki silniczkom Taptic Engine, jednak nie zmienia to faktu, że po prostu część gestów zastąpiło dłuższe przytrzymanie ekranu. Tak jest na przykład ze sterowaniem kursorem dzięki przytrzymaniu klawiatury (trzeba to zrobić nieco poniżej spacji, co udało mi się odkryć po około tygodniu intensywnych prób). Podobnie działa przytrzymanie poziomu jasności ekranu w centrum sterowania czy skróty do aparatu i latarki na zablokowanym iPhonie. Jeśli się zapomnimy i wciśniemy mocniej ekran, poczujemy dokładnie to samo, co w telefonach z 3D Touch. Braku rozpoznawania siły nacisku nie odczuwam, bo nigdy z nim mocno związany nie byłem. Może poza otwieraniem linków w Safari czy menu skrótów znanym z mocnego wciśnięcia ikony aplikacji.

W kwestii wyświetlacza muszę jeszcze dodać, że dookoła wcięcia w ekranie zauważam przyciemnienie. Wygląda ono jak delikatny gradient widoczny wyłącznie na wyraźnie jasnych i jednolitych treściach. Nie jest to wielka wada, szerokość tego efektu nie jest większa niż milimetr, jednak odnotowuję, że występuje.

To nie koniec narzekań. Aparat to jednocześnie pozytywne emocje i rozczarowanie. Pominę na wstępie sztuczki z rozmywaniem tła i inne efekty generowane przez samo oprogramowanie. Jestem dość sceptycznie nastawiony od pierwszych zdjęć nocnych, jakie nim wykonałem. Fotografie w mieście są przepełnione brzydkimi flarami od lamp ulicznych i to rzutuje na całościowy obraz telefonu, bo inne urządzenia radzą sobie z tym problemem lepiej. Flary te początkowo przestraszyły mnie, że mam do czynienia z wadliwą sztuką, która ma uszkodzoną matrycę, jednak niestety po powiększeniu fotografii i wykonaniu kolejnych dziesiątek zdjęć wypalone miejsca przemieszczały się, a w powiększeniu wyglądały na małe, ale jednak znacznie prześwietlone i lekko rozmyte place. Efekt godny telefonu za 500 złotych.

Dzienne zdjęcia mają się dobrze i to u iPhone’a pewien standard. Dobra szczegółowość, nieagresywnie działa algorytm odszumiania fotografii, co pozwala zachować wiele detali, ale jednocześnie odrobinę artefaktów w ciemniejszych partiach zdjęć. Ostrość bezbłędna, kolory stonowane, jak zawsze w iPhone’ach - traktuję to jako zaletę, nienaturalne efekty wolę uzyskiwać w trakcie korekty, jeśli mam na to ochotę. Martwi mnie jednak balans bieli, który ma dość skrajne nastroje w podobnych warunkach oświetleniowych. Winię za to Smart HDR, bo wcześniej w iPhone’ach takich problemów nie widywałem, a po wyłączeniu funkcji problem faktycznie ustąpił. Mam na myśli nagłe i nieuzasadnione zmiany balansu, w efekcie czego czasami fotografie wykonywane w tym samym miejscu mają ciepłe, bardzo letnie barwy, a czasami wręcz rażą skandynawskim chłodem. Kolejna amatorska pomyłka, jednak pamiętajmy, że w XS i XS Max Smart HDR także jest dostępny. Liczę w tej kwestii na aktualizację oprogramowania.

Tryb portretowy w przedniej kamerce działa dokładnie tak samo, jak działał już w iPhonie X, więc pominę jego dokonania. Napomknę tylko, że przednia matryca mogłaby być szersza, trzeba się nieco nagimnastykować, by objąć kilka osób w kadrze. Tryb portretowy w tylnej matrycy jest bardziej interesujący. Rzeczywiście jest ograniczony o dwa efekty, ale szczerze mówiąc światło sceniczne zawsze najgorzej wychodziło w iPhone’ach. Samo rozmycie jest dość precyzyjne, ale nie radzi sobie idealnie z kosmykami dłuższych włosów. Efekty czasem wzbudzają politowanie, a czasem pozytywnie zaskakują. Na plus, że wykorzystywana jest tylko standardowa matryca, co oznacza, że zdjęcia nie są zawężone. Na minus brak rozpoznawania zwierząt i obiektów. Mniejszych ludzi, czyli dzieci, telefon rozpoznaje i rozmywa tło. Rodzice będą zadowoleni, właściciele zwierząt już niekoniecznie.

Litania większych bądź mniejszych wad za nami. Warto jednak rozważyć, ile „prestiżu” z iPhone’a X trafiło do modelu XR. To bez wątpienia najtańszy z najdroższych smartfonów. XS to dopłata przeszło tysiąca złotych do zakupu, a zeszłoroczny X dostaniemy za około 4500 złotych, jeśli pominiemy szemrane oferty na portalach aukcyjnych. XR bez wątpienia wyglądem od razu skojarzy się z linią „X”, to przez przód telefonu. Face ID, wcięcie, gesty, Animoji, Memoji odetną nas od wspomnień poprzednich generacji, i moim zdaniem iPhone XR sporo na tym zyskuje. Kształt ekranu i interface wywołują jednoznaczne skojarzenia, choć jego jakość mi osobiście przypomina mniejsze iPhone’y z Retiną, i jest to resentyment, o którym w 2018 roku chciałbym mówić już w czasie przeszłym.

Tytułem zakończenia. Tak, iPhone XR ma wady, ale sporo z nich wynika z tego, że to telefon Apple. Nikt się nie zastanawia, czy Pixelom od Google brakuje 3D Touch, nikt nie ma wątpliwości, że brak szybkiej ładowarki bardziej razi w XS i XS Max, bo to najwyższa liga. Część osób zapomniałaby nawet o ekranie OLED, bo są producenci, tacy jak HTC, Sony czy Huawei, którzy do nowych matryc dopiero się przekonują. Ale są też wady, których przemilczeć się nie da. Jest niezrozumiale niska rozdzielczość ekranu, która odbiega nieznacznie od perfekcji - standardu już w tej klasie urządzeń. Ciężko mi też przeboleć dziwne zachowania aparatu, bo to w końcu telefon za prawie 4000 złotych, a takie amatorskie problemy nie zdarzają się praktycznie żadnemu innemu konkurentowi. Mimo tych wszystkich wad, mimo tych wszystkich złośliwości i mimo że większość tego tekstu poświęciłem na narzekanie, jestem z telefonu zadowolony. Nawet bardzo. Przymioty „bezramkowych” iPhone’ów w postaci Face ID czy gestów wnoszą fajną świeżość w obsłudze telefonu. Wydajność jest absolutnie topowa i jej ewentualną niedoskonałość odnajdziemy tylko wtedy, gdy naprawdę będziemy chcieli to zrobić. Solidna jest bateria, która starcza mi na pełen, intensywny dzień, a głośniki nie zawodzą. Czy iPhone XR jest godny zakupu? Tak, gdy znasz jego wady. Jeśli przeczytałeś ten tekst w całości, znasz je wszystkie.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 4/2018

Pobierz MyApple Magazyn nr 32/2018