Steve Wozniak w Warszawie
Steve Wozniak w Polsce, ta wiadomość z pewnością zelektryzowała fanów Apple, zwłaszcza tych starych, którzy pamietają komputery Apple II i pierwsze Macintoshe, a nie wychowali się już tylko na iPhone'ach. Czy faktycznie spotkanie było tak elektryzujące jak sama wiadomość o nim? Ja wracam z niego mieszanymi uczuciami.
Wozniak to oczywiście ikona technologicznego świata i twórca pierwszych komputerów osobistych. To dobrze, że ktoś zaprosił go ponownie do Polski. Słowo „ktoś” jest tutaj kluczowe i zaraz wyjaśnię dlaczego.
Wozniak nie tylko zbudował pierwsze komputery osobiste, razem ze Steve'em Jobsem i Ronem Waynem założył też Apple, które jest równie wielką ikoną w świecie IT jak on sam. Z tego już powodu na pewno dobrze, że przyjechał do Polski, by opowiedzieć swoją historię, o swojej pracy w HP, stworzeniu gry Breakout dla Atari, zbudowaniu pierwszych komputerów, początkach Apple i obecnej kondycji tej firmy czy o wtopionych milionach dolarów w zorganizowany przez niego duży festiwal muzyczny.
Wymieniam te tematy, bo to jest właściwie jego stały repertuar. Miałem okazję być na kilku spotkaniach z Wozem (także tym, które miało miejsce kilka lat temu w Polsce), oglądałem też transmisje i zapis wideo wielu innych z nim spotkań. Wozniak zwykle mówi o tym samym i trochę kojarzy mi się z Rogerem Watersem, który co roku rusza w trasę dookoła świata z repertuarem z płyt Pink Floyd sprzed 30, a nawet 40 lat.
Nie inaczej było na dzisiejszym spotkaniu z nim w Warszawie, a właściwie telewizyjnym show, bo tak cała impreza wyglądała. W budynku Senator przy Bielańskiej w Warszawie powstało studio telewizyjne. Woz pytany był m.in. o rozwój sztucznej inteligencji i innowacje. Także i tutaj opowiadał dokładnie to samo, co na wielu innych konferencjach, na które zaproszony został w tym roku. Wspomniał więc o tym, że już dzisiaj może rozmawiać ze swoim iPhone'em dzięki Siri. Opowiadał też o tym, czym są prawdziwe innowacje i dlaczego nie ma ich w smartfonach z Androidem. Zilustrował to porównaniem Apple Pay z Android Pay (kilka tygodni temu pisaliśmy o tym porównaniu).
Z jego wystąpienia nie dowiedziałem się właściwie niczego nowego, ale pamiętać trzeba, że ja jestem dość wyjątkowym przypadkiem, gdyż widziałem Woza już kilka razy na żywo i śledzę też jego wystąpienia, jeśli trafiają do mediów. Na sali, wśród zgromadzonych było z pewnością sporo osób, które pierwszy raz miały okazję posłuchać go na żywo. Wspomnę tylko, że miał on opowiadać o polskich startupach, ale najwyraźniej nie miał czasu by się do tego tematu przygotować. W sumie to żadna strata, bo promowanie polskich startupów w Polsce na tego typu spotkaniu mija się moim zdaniem z celem.
Dla mnie z całego jego wystąpienia najbardziej inspirująca była jego uwaga, że silne przyzwyczajenia odciągają nas od wolnego wyboru. Wspomniał o tym przy okazji dyskusji na temat Facebooka, który jego zdaniem wytwarza takie silne przyzwyczajenie, czy wręcz uzależnienie.
Nie mam zatem nic przeciwko temu, że Woz jeździ po świecie i niemal wszędzie opowiada to samo. Wciąż przecież jest wielu, którzy jego inspirującej historii nie słyszeli, a powinni ją usłyszeć. Polecam też wszystkim jego krótką autobiografię zatytułowaną iWoz.
Nie mam też nic przeciwko temu, że opowiadanie tej historii na różnego rodzaju konferencjach, spotkaniach i innych imprezach to zajęcie dla niego bardzo dochodowe. Jego 1,5 godzinne wystąpienie w Warszawie kosztować miało zdaniem gazety Rzeczpospolita 600 tysięcy złotych. Robią to przecież wszyscy emeryci, którzy w mniejszym czy większym stopniu wywarli wpływ na nasz świat. Skoro z odczytami może jeździć po świecie ten czy inny były prezydent, to dlaczego nie mógłby tego robić Wozniak?
Skąd więc moje wątpliwości, narzekanie? Wrócę do słowa „ktoś”. Wozniak przyjeżdża tam, gdzie ktoś go zaprosi i zapłaci. Kilka lat temu w Polsce była to Netia, później oglądałem z bliska rozmowę z nim na targach CeBIT w Hanowerze. Teraz była to Polska Fundacja Narodowa, która niewątpliwie może się pochwalić zaproszeniem do kraju tej żywej ikony.
I tu pojawiają się moje wątpliwości. Polska Fundacja Narodowa ma promować Polskę na arenie międzynarodowej. Zaproszenia do naszego kraju Wozniaka nikt poza jego granicami nie zauważy, bo Wozniak po prostu dużo jeździ po świecie i nie jest to sensacją. Bliskie łączenie Wozniaka z Polską jest także wątpliwe. Woz co prawda kurtuazyjnie wspomniał o tym, że czuje silne związki z Polską, ale nie oszukujmy się, on jest po prostu Amerykaninem. Zgoda, jest z pochodzenia Polakiem, ale jego stosunek do kraju swoich przodków jest raczej neutralny. W swojej biografii śmieje się na wspomnienie tego, jak bawił się w „Szalonego Polaczka”, tworząc usługę telefoniczną z niewybrednymi kawałami o Polakach, oraz na wspomnienie skarg jakie napłynęły z Kongresu Polonii Amerykańskiej i tego, że 12 lat później ten sam Kongres przyznał mu nagrodę dziedzictwa narodowego. Żeby było jasne, wcale nie mam mu tego za złe.
Miałem też wrażenie, że Wozniak był tłem dla pewnej alternatywnej rzeczywistości kreowanej przez bardzo egzaltowanego prowadzącego. Ten przy niemal każdym pytaniu dawał przykłady tego, jacy to my - Polacy - jesteśmy genialni. Woz był pretekstem do tego, by prowadzący mógł zapewniać siebie samego i zebraną publiczność o naszej wyjątkowości. Miałoby to sens, gdyby spotkanie to odbyło się podczas jakiejś ważnej, międzynarodowej imprezy biznesowej czy targowej, najlepiej poza granicami naszego kraju, gdzie Woz za duże pieniądze promowałby polską myśl technologiczną i nasze startupy. Tymczasem zapewnianie nas samych, o naszej genialności, w Warszawie i nie przez samego Woza, a prowadzącego dyskusję, nie przełoży się specjalnie na wizerunek naszego kraju za granicą. Owszem, może Woz coś tweetnie (nie jest aktywny na Facebooku), ale trudno mi jest to uznać za promocję Polski.
Może i Wozniak zapamięta to, że wynalazca pierwszego tranzystora ma coś wspólnego z Polską albo to, że Enigmę złamali polscy matematycy, ale dla niego ich narodowość nie ma specjalnie znaczenia. Przy okazji pytania o równouprawnienie kobiet na rynku IT Woz podał przykład Kalifornii i Krzemowej Doliny, gdzie liczy się przede wszystkim pomysłowość i wiedza, a nie narodowość czy pochodzenie etniczne lub rasa. Wspomniał, że Krzemowa Dolina jest obecnie najbardziej zróżnicowanym etnicznie miejscem w USA.
Nie przeczę, było miło. Fajnie jest posłuchać Woza, tak jak fajnie jest pójść na koncert Rogera Watersa, czy innego starego zespołu, by usłyszeć kawałki, które zna się na pamięć. Była kawa, kanapki i ciasteczka. Tylko niestety nic z tego, co ważne - moim zdaniem - w świat nie pójdzie.
Gdyby to spotkanie zorganizowała jakaś firma, która nie ma tak wzniosłych celów, jak promocja naszego kraju, to naprawdę nie miałbym się do czego przyczepić (no dobra, miałbym, ale to są już mało istotne szczegóły związane z organizacją całego przedsięwzięcia).