KOSS Porta Pro Wireless - DeLorean wśród słuchawek
Prosto z lat 80., niczym DeLorean z Martym McFly i doktorem Emmettem Brownem, wylądowały na moim biurku kultowe słuchawki KOSS Porta Pro w nowej, bezprzewodowej wersji.
Wygląd
Design to obok brzmienia znak rozpoznawczy słuchawek KOSS Porta Pro. Trudno obok nich przejść obojętnie, zwłaszcza osobie, która wychowała się w latach 80. i 90. ubiegłego wieku (na podobnie wyglądających, choć o wiele gorszej jakości słuchawkach rozpoczynałem w drugiej połowie lat 80. moją przygodę z przenośnymi odtwarzaczami, w których lądowały kasety Marillion, Iron Maiden czy Marka Bilińskiego). Tego typu design, nie zmieniany właściwie od 1984 roku, kiedy to pojawił się pierwszy model tych słuchawek, ma oczywiście swoich zwolenników i przeciwników. Ja zaliczam się do tych pierwszych.
W przypadku wersji bezprzewodowej niewiele się zmieniło. Zamiast kabli biegnących od muszli i łączących się w jeden, zakończony wtyczką mini jack, pojawił się jeden kabel biegnący od jednej muszli do drugiej. Znalazły się na nim także panel sterowania z mikrofonem oraz bateria i moduł Bluetooth. Umieszczenie baterii na kablu pozwoliło nie zmieniać konstrukcji samych słuchawek. Właściwe słuchawki wyglądają identycznie. Kabel można oczywiście założyć za głowę i oprzeć go o kark, moim zdaniem jednak wygodniej jest po prostu pozostawić go luźno pod brodą.
Osoby, które pierwszy raz obcować będą ze słuchawkami Porta Pro Wireless (ale i z ich przewodową wersją także), mogą odnieść wrażenie, że to produkt bardzo delikatny. Wbrew pozorom jest mocniejszy, niż się to może wydawać, choć oczywiście lepiej na nich przypadkiem nie usiąść czy ich nie nadepnąć.
W komplecie znalazło się jednak także etui, do którego można schować słuchawki po ich uprzednim złożeniu. Wystarczy tylko złożyć słuchawki (zwalniając przy tym blokadę), ściągnąć nieznacznie taśmy pałąka i zaczepić ich końce o siebie.
Wygoda
Ze względu na swoją formę słuchawki są bardzo lekkie, a metalowa taśma pałąka nie ściska uszu i głowy mocno. Warto pamiętać, że są to słuchawki nauszne, muszle w miękkich gąbkach leżą więc bezpośrednio na małżowinach. Z powodzeniem można jednak słuchać w nich muzyki przez wiele godzin bez oznak zmęczenia. Ja nie zdejmowałem ich nieraz przez pięć i więcej godzin podczas pracy w biurze.
Bateria
Wspominałem już, że dzięki umieszczeniu baterii na kablu łączącym obie słuchawki producent mógł zachować ten sam design co w przypadku modelu przewodowego. Pozwoliło to także na zastosowanie baterii o pojemności zapewniającej do 12 godzin pracy na jednym ładowaniu. Rzeczywistość potwierdziła deklaracje producenta. Słuchawki ładowałem średnio po 10 - 12 godzinach słuchania muzyki właśnie.
Brzmienie
W cenie około 400 złotych trudno jest znaleźć naprawdę dobrze brzmiące słuchawki bezprzewodowe. Tutaj kolejny raz słuchawki Porta Pro Wireless się wyróżniają. Tak jak ich przewodowa wersja, oferują one niespotykaną moim zdaniem w tym przedziale cenowym jakość. Gdyby nie to, że słuchawki KOSS od lat są znane zarówno ze swojego designu, jak i brzmienia, to zaskoczeniem byłoby właśnie to połączenie. Designu z 1984 roku z naprawdę świetnym brzemieniem.
Jak zatem brzmią KOSS Porta Pro Wireless? Na słuchawki w tej cenie brzmią nad wyraz naturalnie. Partie basu złożone i dynamiczne. Bardzo dobrze brzmią bębny, jeśli oczywiście perkusista miał podczas nagrania odpowiedni cios, a producent znał się na swoim fachu. Nie mam też zastrzeżeń co do średnich i wysokich częstotliwości. Dawno już nie słyszałem słuchawek w tej cenie (nie licząc przewodowych KOSS Porta Pro), które brzmiałyby tak dobrze. Podczas gdy w tej półce cenowej średnie częstotliwości są zwykle zupą, z której trudno wyłowić poszczególne partie instrumentów, w KOSS Porta Pro Wireless wciąż można cieszyć się partiami gitar, klawiszy czy wokali. Górne częstotliwości są wyważone, tak że nie ma mowy o nieprzyjemnych doznaniach, nawet wtedy, gdy faktycznie jakiś dźwięk jest wyjątkowo wysoki, a my słuchamy muzyki „na maksa”.
Podsumowanie
Bezprzewodowa wersja kultowych dla wielu słuchawek, w dobie rezygnowania przez kolejnych producentów smartfonów z gniazda mini jack, wydaje się krokiem naturalnym. Cieszy to, że efektem jest produkt właściwie niezmieniony pod względem brzmienia i wyglądu. Dalej to te same dobre słuchawki dostępne do tego w rozsądnej cenie. Moim zdaniem w tej cenie trudno będzie znaleźć słuchawki o równie dobrym brzmieniu. Mam jednak świadomość, że ich design dla niektórych może okazać się nie do przeskoczenia. Lata 80. albo się kocha, albo nienawidzi.