W temacie akcesoriów, w których nosimy nasze cenne Maki, iPady, iPhone'y, elektroniczne gadżety oraz wszelkiego rodzaju inne potrzebne rzeczy podręczne, marka Thule moim zdaniem nie ma sobie równych. Przekonuję się o tym właściwie za każdym razem, kiedy testuję nowy plecak od Szwedów. Nie inaczej było tym razem. Przez ostatnie tygodnie zarówno po Łodzi jak i podczas mojego dwutygodniowego intensywnego wypadu wakacyjnego testowałem plecak Thule EnRoute o pojemności 23 litrów.

To, co mi się podoba w plecakach marki Thule to zarówno jakość wykonania oraz użytych materiałów, jak i projekt każdego z nich. Nie są to plecaki robione po to by miały pierdyliard kieszonek, przedziałów i innych bajerów, choć oczywiście takie z dużą liczbą przedziałów i licznymi kieszonkami są w ich ofercie (jak choćby opisywany przeze mnie rok temu plecak Subterra 30 L) . Mam wrażenie, że ktoś w tej Szwecji naprawdę myśli o tym, co projektuje, tak by te plecaki były wygodne do noszenia i używania. Dokładnie tak jest z każdym z plecaków tej marki, które miałem okazję testować, w tym z opisywanym właśnie modelem EnRoute o pojemności 23 litrów.

Pod względem pojemności plecak zaliczam do średniaków. 23 litry wystarczą w zupełności do miasta i na wycieczki, pod warunkiem, że walizka z ubraniami zostaje w hotelu. EnRoute świetnie nada się dla osób, które muszą lub chcą mieć swoje biuro zawsze pod ręką, niezależnie od tego, czy wybierają się na spacer do lasu czy zwierzają świat podczas wakacyjnej podróży lub po prostu wożą cały swój sprzęt z domu do firmy. Jego pojemność wystarczy w zupełności na zabranie kilku przydatnych rzeczy podręcznych, np. koszulki na zmianę, paczki z prowiantem na wyprawę, dwóch butelek wody oraz MacBooka Pro 15", iPada, iPhone'a, kabelków, power banków, dużych słuchawek nausznych lub wokółusznych i okularów.

Jak wspomniałem, plecak jest tak pomyślany, by z jednej strony kusił oko smukłą linią, a z drugiej strony by zapewniał wygodę wkładania i wyjmowania z niego potrzebnych nam rzeczy. Główna komora posiada zapięcie w kształcie odwróconej litery L. Dzięki temu ma się dostęp do nie całej. Nie trzeba zanurzać w niej ręki i szperać w poszukiwaniu tego, co akurat jest potrzebne. Z drugiej strony, jeśli potrzebujemy wyjąć tylko laptopa lub tablet, wystarczy rozpiąć tylko górą część. W głównej komorze znajdują się odpowiednie kieszenie na oba urządzenia. We wnętrzu głównej komory, na jej zewnętrznej ścianie znalazła się jeszcze siateczkowa kieszeń na klucze, dokumenty lub inne szpargały.

Na samej górze umieszczono wzmocnioną kieszeń na smartfona lub okulary. Smartfona zawsze trzymam w kieszeni, ale bez okularów do pracy przy komputerze od dawna się nie ruszam, a dzięki wspomnianej kieszeni miałem je pod ręką kiedy tylko były mi potrzebne.

Na wierzchu plecaka ukryte są zamki dające dostęp do dwóch kieszeni. Mniejsza znajduje się u góry i świetnie sprawdza się na kabelki lub inną drobnice. Większa, do której dostępu chroni pionowy zamek błyskawiczny, ukryty pod prawym załamaniem, świetnie nada się na książkę lub power banki. Z kolei pod lewą fałdą ukryto tasiemkowe uchwyty na wszelkiej maści dodatkowy sprzęt.

Na obu bokach znalazły się także kiszenie na małe butelki. Są one także ukryte pod fałdami plecaka, zapinanymi na zamek błyskawiczny. Doceniłem je w ostatnich tygodniach zwiedzania Francji w ponad 30 stopniowych upałach.

Jak inne plecaki marki Thule, także EnRoute 23 L nosi się wygodnie. Szelki jak i cały tył plecaka, który styka się z naszymi plecami jest odpowiednio wyściełany. Ten ostatni posiada jeszcze specjalny kanał powietrzny, by w takie upały, jak obecnie (kiedy piszę te słowa temperatura w cieniu osiąga 34° C), zapewnić w pewnym stopniu przewiewność.

Po kilku tygodniach dość intensywnego używania, bez żadnej taryfy ulgowej (m.in. przeciągniecie go i obtarcie o mury średniowiecznego Carcassonne) plecak nie ma śladów zużycia. Wszelkie zabrudzenia, które się na nim pojawiły, mogłem łatwo zmyć. Oczywiście po kilku tygodniach trudno do końca ocenić jakość materiału, ale wszystkie plecaki marki Thule, z których korzystam (a mam ich już sporo) wyglądają niemal jak nowe, nawet po kilku latach używania. Jedyne, po czym widać ślady zużycia, to gumowane logo Thule, które jako chyba jedyne podatne jest na ścieranie. Na wszystkich, nawet tych, które służą mi już od niemal pięciu lat, jest ono jednak widoczne.

Plecak Thule EnRoute 23L dostępny jest w czterech wersjach kolorystycznych - czarnej, czerwonej, ciemnozielonej (tą testowałem) oraz niebieskiej. Jego cena na stronie Thule wynosi 429 zł.