Kiedy w końcu nadchodzi ten wyczekiwany moment, w którym dostajemy w swoje ręce wymarzony telefon (oczywiście nie wszyscy podchodzą do tego tak podniośle, zapewne nie np. miłośnicy smartfonów z Androidem - taki żarcik), na pewno jednym z pierwszych elementów jego wyposażenia, o jakim myślimy, jest etui.

Tak jak w dawnych czasach swoje „gadżety” typu broń palna, biała czy przyrządy optyczne chroniono w futerałach, pochwach czy też kaburach, tak teraz myślimy o etui. Idę o zakład, że np. w święta Bożego Narodzenia fraza „etui ” pojawia się w google’owych zapytaniach wielokrotnie częściej niż o jakiejkolwiek innej porze roku.

Dlaczego chcemy je mieć? Przede wszystkim, by zapewnić ochronę naszemu drogocennemu „skarbowi”. Ma ono chronić urządzenie przed poobijaniem boków, zarysowaniami czy też pęknięciami samej szyby wyświetlacza. Zakładamy, że jego obecność i użytkowanie zapewni naszym gadżetom długie i bezproblemowe życie, zatem powinniśmy dołożyć starań, aby wybrać je starannie i prawidłowo. Przeżyłam już kilka mobilnych urządzeń, jak również całą masę silikonowych, przezroczystych, skórzanych i plastikowych etui dedykowanych ich ochronie. Mam po tych wszystkich latach wrażenie, że producenci akcesoriów do ochrony smartfonów prześcigają się w wyborze materiałów do ich wytwarzania. Dziś nie jest żadnym problemem znalezienie etui drewnianego, blaszanego, piankowego czy też plecionego z trawy morskiej lub wikliny. Do wyboru surowca dochodzi następnie aspekt stopnia ochrony - czy mają jej podlegać tylko plecki, czy też może plecki i przód, a może tylko krawędzie? Wsuwane czy nakładane, a może skręcane śrubami lub naciągane? Czyli „paranoja, a że przy oknie, a że przodem, a że bokiem, a że nie wiadomo dlaczego…”, niczym w słynnej scenie w autobusie w „Dniu świra” Marka Koterskiego. Patrząc na to z tej perspektywy, można odnieść wrażenie, że użytkownicy sami nie wiedzą, czego chcą, i oczekują, że każdy wariant, jaki wybiorą, będzie spełniał ich wszystkie wymogi, co oczywiście jest niemożliwe, o czym przekonują się wkrótce, trafiając do serwisu producenta… smartfona. W podjęciu decyzji nie pomagają również sami producenci, stwarzając swym przekazem reklamowym wrażenie, że cokolwiek wybierzemy, będzie i tak doskonałe - kuloodporne, niezatapialne, niewrażliwe na upadek z dachu wieżowca oraz kąpiel w gorącej kawie, a także wychodzące cało spod kół samochodu. Oczywiście pod warunkiem, że jest sygnowane logo oferowanej przez nich marki.

Skoro więc większość etui chroni podobnie, to może przynajmniej oprócz tego powinno jeszcze jakoś wyglądać, być miłe dla oka, jakoś wyrażać nas samych? Ten aspekt wytwórcy tych akcesoriów również zrozumieli już dawno. Zdają sobie sprawę z tego, że ważne są nie tylko materiały, z jakich etui jest wykonane, oraz sposób, w jaki chroni ono urządzenie, ale również to, jak jest zaprojektowane w swej formie i wyglądzie. Obecnie na rynku jest już tyle firm produkujących tzw. „ochronę”, że w opcjach wyboru można dosłownie utonąć. Nie licząc znanych firm zagranicznych, dbających nie tylko o jakość i wykonanie swoich produktów, ale także ich design, mamy zalew tzw. chińszczyzny, która czasami może nas również zaskoczyć pozytywnie, najczęściej jednak działa to w drugą stronę.

Nie tak dawno miałam okazję szukać etui dla swojego iPhone’a 7 Plus. Wcześniej korzystałam z propozycji hiszpańskiej Piel Framy, która jednak - mimo bardzo dobrego wrażenia z użytkowania, wysokiej jakości i dokładności wykonania - zawiodła mnie odklejającym się notorycznie magnesem w zapięciu. W trakcie poszukiwań następcy natknęłam się na „książeczkowe” etui typu book-case (takiego szukałam) w ładnych, eleganckich kolorach. Gdy zaczęłam wczytywać się w ofertę, nie mogłam uwierzyć, że jest to nasz rodzimy produkt. W dzisiejszych czasach, w zalewie podróbek, niedoróbek, podróbek podróbek oraz wszechobecnej brzydoty pojawił się polski producent z porządną ofertą na światowym poziomie. Zdecydowałam szybko, że muszę sprawdzić, czy warto z niej skorzystać, i przy okazji dowiedzieć się czegoś o polskim rynku etui do smartfonów. Gdy zaczęłam się nad tym zastanawiać, doszłam do wniosku, że aby stworzyć od podstaw firmę mającą produkować rzeczy bardzo popularne, które muszą być nie tylko ładne, dobre, ale i konkurencyjne cenowo, zwykłe chęci nie wystarczą. Do tego dochodzi konieczność znalezienia dobrego i przychylnego twórczej pracy miejsca, przyciągnięcia odpowiednich ludzi, którzy tak samo czują tę pasję, zakupienia maszyn i nawiązania współpracy z solidnymi dostawcami. Marka, o której tu wspominam, to Mobiwear, a jej właścicielem jest firma o tej samej nazwie z siedzibą w Szczecinie, która ubiera smartfony w swoje produkty już od 5 lat.

W ramach prowadzonego rekonesansu miałam przyjemność porozmawiać z Dawidem Hajdukiem, odpowiadającym za cały sklep internetowy Mobiwear.

KZ: Rozumiem, że firma została założona przez przyjaciół, ale chętnie dowiem się, jak do tego doszło? Rynek etui jest duży, a tu pojawia się kolejna firma i jeszcze robi wszystko w Polsce? Szalone, ale ciekawe. Kto był tym pierwszym szaleńcem i nakręcił innych do założenia takiej firmy?

DH: Firmę założyli Jakub Kopacki i Damian Raupuk – znają się od liceum, ale współpracę w biznesie rozpoczęli na studiach. Rynek etui jest duży, ale większość produktów i tak pochodzi z Chin, a tam ciężko o jakość. Sami od tego zaczynali i przez kilka lat zdążyli poznać rynek i prawa nim rządzące. Aby się wyróżnić, trzeba było czegoś innego.

KZ: Powiem szczerze, że miałam problem z wyborem etui z Waszej oferty. Na dzień dobry spodobały mi się aż trzy modele. Skąd czerpiecie pomysły na projekty? Pracujecie z projektantami, szukacie inspiracji wokół, przeszukujecie internet? ;)

DH: Pomysły na wzory to zderzenie oczekiwań różnych osób i różnych gustów. Każdy miał inną wizję wzorów, jednak przy odrobinie wysiłku udało się stworzyć spójne kolekcje, które zadowoliły dosyć szerokie grono. Jednak regularnie klienci przesyłają nam inspiracje i kierunki dla nowych kolekcji, jest ciągle duże pole do popisu. Aktualnie pracujemy nad kilkoma nowymi kolekcjami, zarówno z grafikami, jak i projektantami. Również dużą zmianę wizerunkową przeszedł nasz sklep internetowy.

KZ: Jak wygląda proces produkcji (od pomysłu do wysyłki do klienta)? Kto bierze w nim udział?

DH: Wszystkie etui są produkowane po wpłynięciu zamówienia zgodnie z wyborem klienta. Głównie ze względu na mnogość wzorów i modeli. W tej chwili, gdybyśmy chcieli wykonać po jednym etui na każdy model telefonu, to daje nam prawie 25 tys. wariantów. A te liczby są bardzo dynamiczne, ponieważ prawie każdego tygodnia pojawia się jakiś nowy model na rynku – tu trzeba być na bieżąco. Sam proces nie wyróżnia się znacząco. Zaczynamy od przyjęcia i weryfikacji zamówienia, gdy nie ma wątpliwości co do wzoru i modelu telefonu, zlecenie trafia na produkcję. Tam przygotowywany jest odpowiedni krój etui, nanosimy nadruk, pakujemy w kartonik, ostatni raz sprawdzamy jakość wykonania i chowamy wszystko do koperty.

KZ: Jak wygląda testowanie produktów? Etui to w końcu nie tylko ładny gadżet do telefonu, ale przede wszystkim ochrona drogiego sprzętu, na której polegają Wasi użytkownicy.

DH: Testowanie etui to okrutny proces ;). Drapanie, szorowanie, oblewanie wodą, rzucanie i wszystkie inne najgorsze rzeczy, które mogą spotkać nasz telefon. Jakakolwiek zmiana czy nowa funkcja etui to minimum miesiąc testów przez każdego z naszych pracowników, każdy dostaje prototyp i szybko można zweryfikować, co działa, a co trzeba zmodyfikować przed ostatecznym zatwierdzeniem.

KZ: Co jest dla Was ważniejsze: wygląd czy jakość wykonania?

DH: Kuba jest odpowiedzialny za jakość, natomiast Damian za wygląd. Na szczęście te dwa kierunki ze sobą nie kolidują! I ta współpraca świetnie się układa! O ile wygląd jednemu się spodoba, a drugiemu nie, to w temacie jakości takich wątpliwości już nie będzie – jakość albo jest, albo jej nie ma. Tak więc bardzo pilnujemy obydwu zagadnień.

KZ: Macie kilka kolekcji w ofercie, jak często pojawiają się nowe? Czy będzie kolekcja świąteczna? ;)

DH: Szykujemy kilka nowych kolekcji oraz ankietę, w której to nasi klienci i subskrybenci newslettera zdecydują, które wzory trafią do sprzedaży. Święta dosyć blisko, ale spróbujemy jeszcze wstawić kilka nowości. Chcielibyśmy utrzymać cykl nowych kolekcji minimum raz na kwartał.

KZ: Który z modeli telefonów był tym, dla którego stworzyliście Wasze pierwsze etui?

DH: Tutaj decydował przypadek, czyli modele posiadane przez nas w momencie, gdy robiliśmy prototypy. Były to akurat wtedy iPhone 6s oraz Sony Xperia Z3.

KZ: Jakie macie plany na przyszłość? Czy nadal będą to tylko etui, czy też może paski do Apple Watch?

DH: Nasze najbliższe plany to dodanie schowka na kartę i banknoty, bo o to mamy najwięcej pytań i to teraz testujemy. Do tego magnetyczny uchwyt do samochodu dla naszego etui. Bliżej nam dziś do telefonów niż do innych akcesoriów, ale nigdy nie mówimy nigdy.

KZ: Dziękuję za rozmowę.

Przyglądając się wnikliwiej aktualnej kolekcji, trudno odnieść inne wrażenie niż to, że Mobiwear jest najbliżej do telefonów. Ubierają nie tylko smartfony z logo nadgryzionego jabłka, ale również produkty Samsunga, LG, Huawei, Nokii, Motoroli i wielu innych. Marki urządzeń, dla których oferowane są etui, można z łatwością znaleźć na przejrzystej stronie internetowej. Etui podzielone są na kategorie „dla niej” oraz „dla niego”, co oczywiście jest rzeczą gustu, bo większość pań znajdzie coś ciekawego również w dziale męskim. Dystrybucja etui Mobiwear dorównuje rozmachem ich gamie, ponieważ własny sklep internetowy nie jest jedyną jej formą - produkty te znajdziemy również na Allegro, eBayu oraz Amazonie.

Z punktu widzenia użytkownika wybór konkretnego etui z tak szerokiej i ciekawej oferty jest tak samo trudny jak w przypadku innych producentów. Sama na początku wybrałam pięć wariantów, aby jednak później po wewnętrznej bitwie z samą sobą stwierdzić, że dobieranie etui do ubioru jest lekką przesadą i ostatecznie zdecydowałam się na jeden model. Jak większość wariantów w ofercie Mobiwear, ten, który wybrałam, jest miły dla oka i bardzo ciekawy graficznie. Jeśli chodzi o odczucia wynikające z bezpośredniego kontaktu z tym etui, stwierdzam po kilku tygodniach, że wykonanie ma solidne, jest miłe w dotyku, w ręku trzyma się je bardzo dobrze. Jakość bez wątpienia dorównuje tu prezencji, co nie zawsze jest oczywiste. Miejsca zgięć, mocowania, magnesy spinające, uchwyt urządzenia, narożniki, grafika - wszystko jest w takim stanie jak w chwili wyjęcia z pudełka, mimo że etui nie mają u mnie lekko (kieszenie, torebki, kuchnia, biuro, klucze, dziecko, auto każdego dnia potrafią odcisnąć swe piętno szybciej, niż się wydaje). Po miesiącu użytkowania nadal jest tak samo ładne jak przed jego pierwszym użyciem i w końcu znajduję je bez problemu w torebce (protip dla kobiet: nie polecam czarnego telefonu w czarnym etui w czarnej torebce). Jedyną wadą, jaką znalazłam do tej pory, jest to, że przed umieszczeniem smartfona w stacji dokującej muszę wyciągać go z etui, ponieważ stopka stacji blokuje się o dolną krawędź uchwytu urządzenia, nie pozwalając wtyczce prawidłowo podłączyć się do gniazda. Domyślam się jednak, że eliminacja tego problemu wymagałaby zmiany materiału, z którego wykonany jest uchwyt, na twardszy niż silikon, który również ma wiele zalet i oferuje optymalne trzymanie smartfona w etui.

Gdybym znalazła pod choinką telefon, zdecydowanie po raz kolejny skorzystałabym z oferty Mobiwear. Ale może ktoś z Was będzie niedługo szukał nowego etui na prezent dla siebie lub dla kogoś bliskiego? Z moich obserwacji wynika, że z pewnością będą to dobrze wydane pieniądze - dostaniecie za nie produkt, w którym jakość, wygląd i wartość idą razem w zgodnym kierunku. Trzymam również kciuki za dalsze sukcesy producenta, na rynku zdominowanym przez pośredników i sprzedawców warto doceniać tych, którzy kreują, wytwarzają i robią to z takim zapałem jak Mobiwear.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 6/2017

Pobierz MyApple Magazyn 6/2017

Magazyn MyApple w Issuu