Nowe iPhone'y? To nie dla mnie
Apple co roku prezentuje nowe modele iPhone'ów. Ja od trzech lat czekam na coś, co zrewolucjonizuje rynek smartfonów, choć wiem, że w dobie dużej konkurencji na tym rynku nie jest to łatwe. Producenci tych urządzeń prześcigają się w pomysłach, które mają wyróżniać ich smartfony na tle konkurencji. Wydaje mi się, że rok to jednak zbyt mało, aby opracować coś rewolucyjnego. Firmy ulepszają trochę kolejne generacje swoich smartfonów, aby choć na chwilę stać się liderem na rynku. Moim zdaniem zapominają w tym wszystkim o innowacyjności. A może tak wyśrubowali już możliwości technologiczne, że na chwilę obecną nic bardziej innowacyjnego wymyślić się nie da?
Uważam, że ostatnie rewolucyjne iPhone'y to modele serii 6. Jeszcze w 2013 roku Apple uparcie uważało, że smartfon z 4-calowym ekranem zaspokoi potrzeby konsumentów na całym świecie. Zmieniło się to rok później wraz z premierą „szóstek”, które pochwalić się mogą większymi ekranami. Dodać trzeba, że była to „rewolucja iPhone'owa”, ponieważ konkurenci już dawno oferowali większe smartfony. Notabene pierwsza rewolucja przypadła według mnie na rok 2010, kiedy to wprowadzony został ekran Retina, który wyróżniał ówczesne iPhone'y na tle konkurencyjnych produktów. W tym roku jesteśmy świadkami trzeciej „iPhone'owej rewolucji”. Tym razem powodów, dla których tak nazwać można premierę nowych smartfonów Apple, jest więcej niż tylko jeden. W przypadku iPhone'ów serii 8 mam na myśli bezprzewodowe ładowanie. Nie da się jednak ukryć, że jest to kolejna iteracja wspomnianych już „szóstek”. „Ósemki“ są chyba pod każdym względem lepsze od swoich protoplastów, ale jest to wynik corocznych starań o fotel lidera na rynku smartfonów. Lepszy jest wyświetlacz, a także procesor oraz przedni i tylny aparat. Niestety są one tylko „lepsze”.
Obecnie mam iPhone'a 6s i póki co nie potrzebuję „lepszych” podzespołów. W moim smartfonie są one dla mnie wystarczająco dobre. Wyświetlany obraz jest bardzo wyraźny, a nawet ostre słońce nie przeszkadza w komfortowym użytkowaniu. Na wydajność też nie mogę narzekać. Co prawda zgodnie z najnowszymi wynikami testów benchmarkowych nowe iPhone'y z procesorem A11 Bionic dorównują podstawowym modelom tegorocznych MacBooków, ale moim zdaniem dla tak zwanego „przeciętnego zjadacza chleba” nie jest to potrzebne. Co więcej, uważam, że jeśli chodzi o korzystanie z iPhone’a, to nie jestem „przeciętniakiem”, a moc 6s jest dla mnie wystarczająca. Pozostaje jeszcze aparat. Większość zdjęć w moim iPhonie to te z wakacji oraz z imprez z przyjaciółmi czy rodziną. Zaspokaja on moje potrzeby, choć z perspektywy czasu widzę, że może przydałaby się optyczna stabilizacja obrazu, ale w tę wyposażony był już aparat w modelu 6 Plus. Pozostaje jeszcze bezprzewodowe ładowanie. Jak wspomniałem, jest to moim zdaniem funkcja, która zasługuje na miano rewolucji. Podkreślać trzeba, że jest to rewolucja tylko na podwórku Apple'owskim, bo konkurencja już dawno oferuje takie rozwiązanie. Bezprzewodowe ładowanie ułatwia na pewno korzystanie ze smartfona, ale w praktyce sprowadza się to do tego, że każdego wieczora trzeba będzie jedynie położyć telefon na ładowarce, a nie podłączać go do niej za pomocą przewodu Lightning. Może i jest to ułatwienie, ale chyba nie warto dla niego wydawać niemałej kwoty, którą zapłacić trzeba za nowego iPhone'a 8.
Jeszcze bardziej rewolucyjny jest iPhone X. Poza bezprzewodowym ładowaniem na miano rewolucji zasługuje także nowy typ ekranu - OLED, który dodatkowo większy jest niż te w dotychczasowych modelach smartfonów Apple. Uważam, że ekran we wszelkiego rodzaju urządzeniach elektronicznych to jeden z ważniejszych komponentów, ponieważ to za jego pośrednictwem „komunikujemy” się z tym sprzętem. Poza większym rozmiarem ekran „iksa” wyposażony został także w technologię HDR oraz True Tone. Charakteryzuje się też większą jasnością, kontrastem i zagęszczeniem pikseli niż ekran w 6s. Wyświetlacz byłby głównym powodem, dla którego zdecydowałbym się na przesiadkę. Wszystko to, co byłoby „lepsze”, byłoby tylko dodatkiem. Nie należy zapominać o „rewolucyjnym” systemie rozpoznawania twarzy Face ID. W jubileuszowym iPhonie zastąpił on czytnik linii papilarnych. Trudno oceniać wygodę nowego rozwiązania, ponieważ „iks” dostępny będzie dopiero w listopadzie, ale nie mam nic do Touch ID. Wydaje się ono równie intuicyjne co Face ID. W przypadku nowego rozwiązania wystarczy, że telefon „zobaczy” twarz użytkownika, by został odblokowany. W przypadku Touch ID wystarczy nacisnąć przycisk home. Oba rozwiązania wydają się dość przyjazne i intuicyjne. Face ID to raczej funkcja, która nie byłaby powodem przesiadki. Pozostaje jeszcze jedna kwestia, ta, o której podobno nie rozmawiają dżentelmeni. Jest to względny aspekt, ale dla mnie 5000 złotych to niezła sumka. Za tę cenę kupić można nowego MacBooka Air lub Maca mini. U niektórych resellerów za taką cenę znajdzie się także MacBook Pro 2015, który moim zdaniem może poszczycić się najlepszym stosunkiem ceny do jakości.
Jak już wspomniałem, jeśli chodzi o użytkowanie iPhone’a, nie uważam się za typowego „przeciętniaka”. Stanowi on dla mnie część ekosystemu Apple, którego jestem użytkownikiem. Centrum tego systemu stanowi MacBook, ale iPhone pozwala mi zabrać całe to dobrodziejstwo ze sobą i wyjść z domu. Jest to swego rodzaju uzupełnienie i przedłużenie MacBooka. Staram się więc, aby wydajność mojego smartfona była wystarczająca do tego, by nie przeszkadzała mi w sprawnej pracy. iPhone 6s w pełni się do tego nadaje. „Ósemka” nie sprawi, że moje życie stanie się lepsze. Być może skusiłbym się na „iksa”, ale zaporą jest cena. Nie otrzymam za nią czegoś, co moim zdaniem jest jej warte. Być może skuszę się na kolejną generację iPhone'a X. Czas pokaże.