Od lat korzystam z programu Swarm, który zawsze dla mnie był przede wszystkim rodzajem mojego własnego dziennika odwiedzonych miejsc i podróży. Wreszcie zrozumieli to twórcy tej aplikacji.

Moja przygoda ze Swarmem zaczęła się od Foursquare, który był właśnie takim dziennikiem, z dodatkowymi elementami współzawodnictwa ze znajomymi o odwiedzane miejsca. Swego czasu z Tomkiem Wyką ścigaliśmy się o to, kto zostanie wirtualnym merem jakiegoś hotelu, miasta i innych miejsc, które odwiedzaliśmy podczas wspólnych podróży. Później jednak Foursquare zamienił się w aplikację polecającą restauracje, bary i sklepy. Swarm powstał niejako na pocieszenie dla takich użytkowników jak ja. Nigdy dotąd jednak do końca nie był tym, czym moim zdaniem być powinien. Wreszcie się to zmieniło.

Najnowsza aktualizacja przynosi duże zmiany w interfejsie. Dalej możemy meldować się w odwiedzanych miejscach i walczyć o tytuł mera. Dostępne są jednak tylko dwa widoki, z których najważniejszym jest osobista linia czasu. To na niej zaznaczone są miejsca, które odwiedziliśmy i w których się zameldowaliśmy. Są one oznaczone także na mapie.

Stuknięcie w nią wyświetla dość obszerne statystyki tych odwiedzin. Możemy dowiedzieć się ile krajów, regionów lub stanów, miast i miejsc odwiedziliśmy. Wszystko to oczywiście ilustrowane jest na mapie w odpowiedniej skali i przybliżeniu. Bardziej szczegółowe informacje uzyskać można w widoku profilu użytkownika.

Drugi z widoków to linia czasu, na której można podejrzeć meldunki w różnych miejscach znajomych, korzystających z tego serwisu.

Cieszą mnie te zmiany, choć nie mam złudzeń, co do tego czym jest Swarm. To obecnie dość niszowy serwis społecznościowy. Większość użytkowników internetu, jeśli będzie chciała pochwalić się tym, gdzie właśnie się znajdują, zrobi to samo na Facebooku. Dlatego ja traktuję Swarma jako taki właśnie osobisty dziennik podróży bliższych i dalszych.

Swarm dla iPhone'a w App Store za darmo.