Więcej światła!
Dyfuzor, to brzmi dumnie. Ale czyżby był to kolejny gadżet do uprawiania fotografii mobilnej? Następne „niezastąpione” lub „rewolucyjne” akcesorium, które trafi do szuflady, kiedy już minie fala uniesienia nad nim? Sceptycyzm jest w kontekście takich produktów wszechobecny, i to całkiem zasłużenie. Mamy przecież dla smartfonów obiektywy wciskane, nakładane, doklejane, piloty, selfie-sticki krótkie i długie, lampy nakładane od góry, od dołu, boku oraz wolno stojące itp. Czy nie za dużo tego? W końcu to fotograf robi zdjęcie, a nie sprzęt.
Są jednak sytuacje, w których bez odpowiedniego sprzętu po prostu nie da się porządnie sfotografować sceny, a przynajmniej jej przygotowanie bez niego zajęłoby niewspółmierną do uzyskanego efektu ilość czasu. Mowa tu o kadrach, dla których brakuje odpowiedniej ilości światła zastanego, które trzeba jakoś dostarczyć do utrwalanej sceny. Jednym z takich przypadków jest makrofotografia, podczas której światła brakuje niemal zawsze i wszędzie. Osobiście bardzo lubię robić zdjęcia makro, a za niektóre z nich spokojnie mogłabym zostać laureatką nagrody Darwina. Całe szczęście, że nie jestem uczulona na jad osy, pszczoły ani mrówki, a żuczki i ślimaczki, za którymi podążam, są raczej przyjazne w kontaktach. Fotogenicznego szerszenia jakoś jeszcze nie spotkałam, ale chyba nawet tego nie chcę. Wróćmy jednak do naszego dyfuzora i tego, co jest najważniejsze na zdjęciu. Tak jak już wspomniałam - historia, temat, kompozycja, perspektywa owszem, ale też i światło. Każde, nawet najlepiej skomponowane zdjęcie liścia, robaka, ziarenka piasku, koralika bez odpowiedniego oświetlenia będzie wyglądać mdło, płasko i nieciekawie.
Litescala to dość mało znany dyfuzor światła wbudowanej w smartfon lampy błyskowej. W pudełku oprócz dyfuzora znajdziemy instrukcję, smycz, trzy pierścienie oraz holder do obiektywu. Pierwsze wrażenie po wzięciu nakładki do ręki to jej.. gładkość. Całość jest obła, zaokrąglona we wszelkich możliwych miejscach i dopasowana rozmiarami do dłoni. Zatrzask na smartfon odchyla się po naciśnięciu go kciukiem, ani za mocno, ani za słabo, ot w sam raz. Holder, czyli część, która odpowiada za umocowanie w dyfuzorze soczewki makro, może potrzebować nie tylko samej soczewki, ale i pierścienia, którym unieruchamiamy soczewkę w gnieździe. Producent dostarcza trzy pierścienie, które wydają się być wystarczające dla większości zastosowań. Blendy dyfuzyjne są wykonane z mlecznego, lekko chropowatego tworzywa i są dobrze spasowane z resztą obudowy. Nic nie trzeszczy i nie skrzypi. Oczywiście percepcja jest sprawą indywidualną, ale moim zdaniem Litescala proponuje tym produktem bardzo ciekawy i nowoczesny design łączący ze sobą porządne wykonanie, dobre materiały i przemyślane praktycznie cechy urządzenia. Ciekawe jest też to, że w dzisiejszych czasach wszechobecnych urządzeń zasilanych własnymi ogniwami nie ładuje się go ani nie wkłada do niego baterii. To dyfuzor, zatem wystarczy mu światło odebrane ze smartfonowej lampy.
Jak działa dyfuzor? Optycznie rzecz biorąc, jest to układ luster i soczewek mający na celu zmianę charakterystyki świetlnej (zazwyczaj rozproszenie i ujednolicenie) źródła światła, które go „zasila” (najczęściej lampy błyskowej). Najprostszy dyfuzor to pasek papieru śniadaniowego przyłożony do lampy, który zmiękcza i rozprasza ostre światło błysku. Wpływ takiej operacji na kadr jest równie oczywisty i jest równoważny kilkunastokrotnemu powiększeniu powierzchni źródła światła o rozmiarach łebka od szpilki kosztem obniżenia natężenia. Efekt takiego zabiegu jest zazwyczaj piorunujący, a jest jeszcze lepiej, kiedy zamiast jednego powiększonego źródła dostajemy dwa, między którymi możemy płynnie zmieniać proporcje natężenia, tak jak to proponuje Litescala. To idealny oręż do walki z cieniem.
Litescali możemy użyć na dwa sposoby: z obiektywem samego smartfona albo z holderem, do którego wkładamy dodatkową soczewkę makro. Przy pierwszym sposobie nasuwa się obawa o to, że bez obiektywu makro trzeba będzie odsunąć się od obiektu o jakieś 10-20 cm (zależnie od minimalnej odległości ostrzenia obiektywu wbudowanego), co z kolei oznacza, że światło padające na przedmiot z takiej odległości będzie już słabe. W praktyce okazuje się jednak, że nie trzeba się tym przejmować. Inaczej sprawa wygląda z dodatkową soczewką makro. W tym przypadku jesteśmy 5-20 mm od obiektu, zatem światła rozproszonego przez dyfuzor powinno być już w bród.
Tyle teorii, czas na praktykę. Poniżej kilka przykładowych zdjęć wykonanych w aplikacji Camera+ (z uwagi na możliwość włączenia w niej światła modelującego, której nie ma aparat wbudowany w system iOS). Wszystkie są przedstawione w takiej formie, w jakiej zostały zarejestrowane (tzw. surówka), bez korekcji ani filtrowania, po to, aby można było porównać je między sobą. Figurka na pierwszym zdjęciu (1) oświetlona została za pomocą światła zastanego (lampa w telefonie była wyłączona). Zdjęcie drugie (2) to efekt użycia lampy w smartfonie. Zauważalne są tu ostre refleksy światła lampy na powierzchniach prostopadłych do osi obiektywu. Na trzecim kadrze (3) użyto dyfuzora z emisją ustawioną na ekran lewy, na czwartym (4) na prawy. Zdjęcie piąte (5) to emisja zrównoważona (po 50% światła na stronę). Widać na nich prawidłowe doświetlenie kadru (mimo braku soczewki makro). Kolejne trzy sceny (6, 7 i 8) przedstawiają figurkę sfotografowaną smartfonem z dyfuzorem oraz soczewką makro. W efekcie, porównując zdjęcie pierwsze z ósmym, widzimy pełne korzyści z użycia dyfuzora Litescali.
1 | 2 |
3 | 4 | 5 |
6 | 7 | 8 |
Żeby dodatkowo pokazać, ile zyskują z dyfuzorem tzw. zwykłe zdjęcia, czyli bez makro, ale z lampą, przedstawiam dwie fotografie modelu auta: pierwsza (9) wykonana bez dyfuzora, druga (10) z jego wykorzystaniem. Niech zauważalne gołym okiem różnice stanowią tu niezbędny komentarz.
9 | 10 |
W trakcie użytkowania dyfuzora nie napotkałam żadnych problemów, a załączona do niego instrukcja jasno i klarownie przedstawia poszczególne kroki przygotowania do użycia. Największym problemem związanym z testowanym dyfuzorem jest fakt, iż na chwilę obecną dostępny jest on niestety tylko dla smartfonów iPhone 6 i 6s, co zapewne mocno ogranicza jego popularność. A szkoda, bo sprzęt jest oryginalny, ciekawy i robi to, co do niego należy. Jeśli chodzi o kolorystykę, w sklepie http://litescala.com/pl/sklep/1-litescala-1.html dostępne są wersje czarna i biała.
Żyjemy w takich czasach, że sam aparat fotograficzny już rzadko kiedy może nas zaskoczyć, szukamy zatem dodatkowych akcesoriów i sposobów na odmienne wykorzystanie tego, co już mamy i używamy. Jeśli nie byłoby popytu na takie sztuczki i patenty, nie byłoby też ludzi, którzy takie cuda tworzą. Którzy być może wychodzą z podobnego założenia jak Steve Jobs wyznający zasadę, że „ludzie nie wiedzą, czego chcą, dopóki im tego nie pokażesz”. Litescala ze swoim dyfuzorem świetnie się w ten wzorzec wpasowuje.